L7 (13) - Jak rozmawiać o wolności
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Stefan
Molyneux
Małżeństwo
z przymusu,
fałszywa
wolność
Pewnego
ranka przychodzi do ciebie córka i mówi, że zaręczyła się z
Bobby’m, swoim chłopakiem.
– To
wspaniale – mówisz, biorąc ją w objęcia. – Ale musisz
poślubić Dave’a.
Córka
uwalnia się z twoich objęć. – Że co, proszę?
– Nie
możesz wyjść za Bobby’ego, dziubasku. Musisz poślubić Dave’a.
– Poślubię,
kogo chcę – odpowiada z oburzeniem.
– Oczywiście.
Wolno ci wybrać, z kim chcesz zawrzeć małżeństwo.
Mruga
oczami, zdumiona. – W takim razie wyjdę za Bobby’ego.
Uśmiechasz
się z pobłażaniem. – Nie rozumiesz. Wolno ci wybrać, kogo
chcesz poślubić, ale wyjdziesz za Dave’a!
– To nie
ma sensu. Nie
wyjdę
za Dave’a!
– Obawiam
się, że musisz.
– Doprawdy?
A co się stanie, jeśli tego nie zrobię?
Wzdychasz.
– No cóż, będę musiał zamknąć cię w twoim pokoju i trzymać
tam o chlebie i wodzie do końca życia.
– Co?
Mówisz przecież, że mogę wybrać na męża, kogo chcę!
– Oczywiście!
Ale musisz wybrać Dave’a!
Córka
wybucha płaczem. – W takim razie na czym polega moja wolność,
tato?
Czy ta
rozmowa nie wydaje ci się nieco dziwna? Wewnętrznie sprzeczna?
Niemal niezrozumiała?
Jeżeli
tak, właśnie zapoznałeś się z istotą sporu z etatystą.
Wielu
libertarian sądzi, że musi przekonać ludzi, że rząd jest
niebezpieczny, albo że państwo opiekuńcze szkodzi biednym, albo że
wojna z narkotykami niszczy swobody obywatelskie i tak dalej – i
jeśli nie
da się
przekonać innych, że programy rządowe są złem, libertarianie
nigdy nie uwolnią się od państwa.
Nic
błędniejszego! Nie musisz nikogo przekonywać o szkodliwości
rządu, aby udowodnić swoje prawo do życia w wolnym społeczeństwie.
Nawet jeżeli wszyscy inni będą nadal żyć w baśniowej krainie
„cnotliwego rządu”, ty możesz być wolny.
Ale
najpierw musisz ustalić jedną małą rzecz.
Rozważmy
przyjemny i niekontrowersyjny temat inwazji na Irak.
Niektórzy
myślą, że to coś wspaniałego; niektórzy myślą, że jest to do
zniesienia; inni „wspierają żołnierzy, ale nie wojnę”;
jeszcze inni mają serdecznie dość całego tego bałaganu.
Możemy żyć
wszyscy razem we względnej harmonii, jeżeli spełniony jest jeden
warunek.
Ludzie
starają się mnie przekonać, że inwazja na Irak jest sprawiedliwa,
cudowna, wspaniała, potrzebna, konieczna dla obrony ojczyzny i tak
dalej. Zwykle nie pozwalam im się zbytnio zapędzić, przerywam ich
argumentację i wtrącam:
– Rozumiem
powody, dla których popierasz inwazję – być może masz rację.
Mówisz mi, że ta inwazja przyczyni się do ochrony moich swobód i
zapewni mi bezpieczeństwo, ale nie zgadzam się z tobą. Uważam, że
moje osobiste bezpieczeństwo nie zwiększy się od tego, że rząd
mojego kraju zrzuca bomby na całym Bliskim Wschodzie, obsadza
personelem bazy wojskowe na całym świecie, finansuje dyktatury,
wspiera zamachy stanu i tak dalej. Ale czy nie powiedziałbyś, że
fakt, iż możemy się ze sobą nie zgadzać – i z naszym rządem –
to jedna ze swobód, które czynią nasz kraj wielkim?
– Jasne –
odpowiada nasz rozmówca.
– A czy
żylibyśmy w wolnym kraju, gdyby za każdym razem, kiedy nie zgadzam
się z tobą, albo z rządem, pakowano mnie do więzienia?
– Oczywiście,
że nie.
Wtedy
opowiadam przywołaną na wstępie historię o ojcu i córce i mówię:
– Czy
dostrzegasz, jak ta historia odnosi się do naszej sytuacji? Nie
zgadzam się z wielkością, skalą i sposobem użycia naszego
wojska, ale i tak jestem zmuszony
je finansować. W ten sposób, tak jak córka, której „wolno”
wybrać męża, musi słuchać ojca, tak mi „wolno” sprzeciwiać
się rządowym programom, ale i tak jestem zmuszony do ich
finansowania.
Jeżeli
pakowanie ludzi do więzień za sprzeciw wobec rządu jest
charakterystyczne dla dyktatury, to zmuszanie ludzi do płacenia
podatków na programy, z którymi się nie zgadzają, także jest
dyktaturą; naruszeniem zarówno suwerenności jednostki, jak i
swobody zrzeszania się.
Wojsko
rzekomo istnieje po to, aby bronić naszych swobód; jesteśmy jednak
zmuszeni je finansować, nawet jeśli uważamy, że jego działania
zagrażają naszym swobodom i wtedy w oczywisty sposób nasze
wolności nie są chronione, ale naruszane.
Jeśli więc
zatem kiedykolwiek ktoś powie ci, że popiera inwazję na Irak,
wystarczy, że zadasz mu jedno proste pytanie:
– Czy
wolno mi nie zgodzić się z tobą?
Jeżeli nie
wolno ci się z nim nie zgodzić, nie jesteś wolny, więc twój
rozmówca nie może twierdzić, że twoje swobody są chronione. Tak
naprawdę rozmowa z nim nie ma sensu.
Jeżeli
wolno ci się z nim nie zgodzić co do inwazji, z
pewnością masz wtedy prawo jej nie
finansować!
Jeśli jesteś zmuszony do finansowania jej niezależnie od własnej
opinii, w rzeczywistości oznacza to, że nie wolno ci się nie
zgadzać. Tak jak nieszczęsna córka z powyższej historyjki, musisz
się podporządkować albo iść do więzienia.
Możesz
używać tego samego argumentu w odniesieniu do każdego programu
rządowego (albo do rządu samego w sobie). Jeżeli ktoś powie ci,
że państwo opiekuńcze pomaga biednym, nie musisz przekonywać go,
że jest inaczej – wystarczy tylko, że zapytasz: czy
wolno mi nie zgodzić się z tobą?
Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, możesz odmówić płacenia
podatków i przeznaczyć oszczędzone w ten sposób pieniądze na
cele charytatywne, założyć firmę albo kupić jakieś towary,
tworząc miejsca pracy.
To
podejście daje poczucie swobody; nie musisz nikogo przekonywać do
libertarianizmu ani anarchizmu, aby udowodnić prawo człowieka do
wolności. Ty i twoi przyjaciele możecie mieć zupełnie odmienne
zdanie na temat wartości programów rządowych – o ile twoi
przyjaciele respektują twoje prawo do niezgadzania się z nimi nie
tylko w teorii, ale i w
praktyce.
[2006]
Stefan
Molyneux
Zaproszenie
do Wolności
–
Jak
uwolnić «Wewnętrznego Libertarianina» w każdym z nas
Czy
kiedykolwiek przydarzyło ci się coś takiego? Rozmawiasz z kimś o
wolności i mówisz coś w rodzaju:
– Rząd
nie powinien opiekować się biednymi.
Dostajesz
taką odpowiedź:
– Tak?
Kto w takim razie opiekowałby
się
biednymi?
– Ależ
to proste – odpowiadasz. – Będzie więcej organizacji
charytatywnych i szans na znalezienie pracy; każdego obchodzą
biedni, bo każdy zadaje to samo pytanie o ich los, a poza tym rząd
i tak wcale im nie pomaga itd. itp.
W miarę
jak odpowiadasz, osoba słuchająca twoich mądrych uwag zadaje coraz
to nowe sceptyczne pytania, aż w końcu musisz udowadniać sens
wszystkiego – od standardu złota do kwestii pozbycia się płacy
minimalnej...
Pisałem
już, jak tego uniknąć, w artykule Zapomnijmy
o argumencie z efektywności,
ale chciałbym zaproponować jeszcze inne rozwiązanie problemu, jak
bronić wolności w obliczu sceptycyzmu.
Uważam, że
Prywatne Agencje Arbitrażowe mogłyby zastąpić rząd w
podstawowych dziedzinach jego działalności. Ta idea często spotyka
się z zarzutem, że PAA po prostu staną się mini-rządami. Pewien
rozmówca wysunął taki argument:
– Ale PAA
zmusiłyby mnie do noszenia przy sobie dowodu tożsamości –
dokładnie tak jak rząd!
Wszystkie
zwyczajowe odpowiedzi miałem już gotowe, ale spróbowałem innego
podejścia. Po prostu odpowiedziałem:
– To
świetne postawienie problemu! Spróbujmy odpowiedzieć w ten sposób:
jeżeli ty
jesteś
Prywatną Agencją Arbitrażową i chcesz, żebym został twoim
klientem, a ja mówię ci, że nienawidzę dowodów tożsamości, jak
mógłbyś rozwiązać mój problem?
Nastąpiła
przerwa. Umysł zaczął pracować. – No cóż, może nie musiałbyś
nosić ze sobą dowodu tożsamości per
se...
Moglibyśmy użyć odcisków palców, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Albo skanów siatkówki oka. Albo identyfikacji głosowej.
– A
gdybym powiedział, że tych rzeczy też nie znoszę? Albo gdyby były
za drogie?
– No nie
wiem – odpowiedział mój były przeciwnik. – Myślę, że,
gdybyś coś kupował, za dowód tożsamości mogłaby posłużyć
karta kredytowa. Albo inna karta płatnicza. Hmm. A może musiałbyś
zarejestrować wszystko, co kupujesz, żeby dostać gwarancję,
żeby...
Przysięgam
– mówił jeszcze bez przerwy przez pięć minut, ze zmarszczoną
brwią, z zapałem wymyślając wszystkie sposoby, w które PAA
unikają zmuszania klientów do noszenia dowodów tożsamości.
Zapomniał
tylko o jednym
rozwiązaniu. I nie mogłem się oprzeć...
– Ale
powiedz mi, dlaczego Prywatne Agencje Arbitrażowe miałyby w ogóle
chcieć, żebyś nosił przy sobie dowód tożsamości?
– Bo to
by się im bardziej opłacało.
– Jasne,
ale jak spowodowaliby, żeby tobie
się to opłacało?
– Hmm?
– Skoro
oni chcą, żebyś ty
nosił przy sobie dowód tożsamości, jak cię do tego skłonią?
Brew mojego
rozmówcy znów się zmarszczyła. Ludziom tak trudno myśleć
„bezpaństwowo”...
– Zachęcając
mnie?
– Pewnie
tak. Jak mogliby to zrobić?
Brew
zmarszczyła się jeszcze bardziej. – Może tak jak w kawiarenkach,
gdzie za pięć zamówionych kaw dają mi za darmo szóstą? Albo tak
jak z milami lotniczymi. Albo tak jak z punktami na stacjach
benzynowych. Albo jak w sklepach komputerowych – jak płacisz
gotówką, to obniżają trochę cenę...
I znowu
mówił przez kolejnych kilka minut. Ale nagle przerwał. – Ale co,
jeżeli Prywatnym Agencjom Arbitrażowym nie będzie opłacało
się
dawać mi rabatów za noszenie dowodu tożsamości?
– Pomyślmy:
co ten
fakt
mówiłby nam o dowodach tożsamości?
– Że...
że wcale nie mają takiej wielkiej wartości.
I tu go
miałem! Zamiast żebym sam okopywał się na stanowisku obrońcy
wolności, wspólnie badaliśmy temat, a mój rozmówca podawał
dziesiątki rozwiązań.
I to była
świetna zabawa!
Opuściłem
go, nie stwierdzając jednego oczywistego faktu, chociaż nie było
to łatwe! Oczywisty fakt był taki: spójrz,
ile kreatywnego myślenia uwalnia się przy braku państwowego
przymusu!
Więc kiedy
następnym razem będziesz rozmawiał ze sceptykiem o wolności,
spróbujcie zamienić się rolami. Możesz być zdziwiony, jak szybko
znajdziecie się po tej samej stronie.
[2006]
Stefan
Molyneux
Życie
bez rządu
–
nie tak
dalekie, jak się wydaje
Zawsze
jestem zdumiony, kiedy ktoś odrzuca możliwość zaistnienia
społeczeństwa bezpaństwowego, domagając się, żebym dostarczył
dowodu, że takie społeczeństwo kiedykolwiek istniało albo mogłoby
kiedykolwiek funkcjonować.
– Ależ
mogę ci podać przykład perfekcyjnie działającej pokojowej
społeczności nie opartej na przemocy w tej sekundzie –
odpowiadam.
– Tak? –
sceptycznie spyta mój rozmówca. – Gdzie?
– No cóż,
to... ty!
To bardzo
proste stwierdzenie zazwyczaj powoduje absolutne zaskoczenie. – O
czym ty mówisz?
– No cóż,
czy masz żonę? – pytam.
– Tak,
ale...
– Czy
zmusiłeś ją, żeby za ciebie wyszła?
– O czym
ty mówisz?
– Kiedy
się oświadczałeś, czy przyłożyłeś jej do skroni pistolet i
zagroziłeś, że pociągniesz za spust, jeśli za ciebie nie
wyjdzie?
– Nie,
ale...
– Masz
pracę?
– Tak...
– A kiedy
poszedłeś na rozmowę kwalifikacyjną, czy trzymałeś nóż
przyłożony do gardła swojego potencjalnego pracodawcy, dopóki nie
dostałeś roboty?
– Nie...
– Chodziłeś
do szkoły?
– Oczywiście!
Ale co...
– A kiedy
chciałeś dostać szóstkę, ciężko pracowałeś, czy porywałeś
córkę nauczyciela i trzymałeś ją jako zakładniczkę, dopóki
nie dostałeś żądanej oceny?
– Nie,
ale...
– Okradasz
sklepy? Wychodzisz z restauracji bez uregulowania rachunku? Tankujesz
na stacji i uciekasz bez płacenia? Jeśli chcesz zorganizować
imprezę, gromadzisz gości pod przymusem, grożąc im bronią?
Odpowiedź
jest zawsze ta sama. Oczywiście
nie! Przez ostatnie dwadzieścia lat, prowadząc tysiące rozmów,
ani
razu nie
spotkałem nikogo, kto systematycznie używałby przemocy. Spotkałem
parę osób, które uczestniczyły w barowych bójkach, słyszałem
opowieści o kilku nieudanych małżeństwach i widziałem trochę
dość paskudnych rodziców, ale ani
razu
nie spotkałem nikogo, kto regularnie i systematycznie używałby
przemocy, aby wymusić na innych posłuszeństwo.
Więc,
naturalnie, jestem dość zdezorientowany, kiedy ludzie domagają się
ode mnie historycznego dowodu na istnienie społeczeństw bez
przemocy. To tak, jakby zdyszany człowiek chciał ode mnie dowodu na
istnienie powietrza.
Ty
nie używasz przemocy w swoim życiu. Ty
nie zmuszasz ludzi do spełniania twoich żądań. Ty
nie strzelasz, nie dźgasz nożem, ani nie trujesz ludzi, którzy się
z tobą nie zgadzają.
I domyślam
się, że nie znasz nikogo, kto by to robił.
Pomyśl nad
tym przez chwilę. Pomyśl o najbliższej i dalszej rodzinie, o
wszystkich w pracy, o menadżerach, pracownikach i klientach. Pomyśl
o mężczyźnie, który pilotuje twój samolot, o kobiecie, która
naprawia twój samochód, o nastolatku, który dostarcza twoją
gazetę. Pomyśl o tysiącach ludzi, których spotkałeś w całym
swoim życiu. Ilu spośród ludzi, których spotkałeś w dorosłym
życiu, kiedykolwiek
użyło przeciw tobie przemocy?
Założę
się, że żaden.
To
faktycznie nadzwyczajne, kiedy się nad tym zastanowić. Patrząc na
swoje własne życie, widzisz liczącą
setki czy tysiące ludzi społeczność złożoną wyłącznie z
pacyfistów.
Społeczność złożoną z ludzi, którzy
rozstrzygają wszystkie spory bez wyciągania noży albo pistoletów.
Oczywiście,
odpowiedź brzmi zazwyczaj: ludzie nie używają przemocy, ponieważ
państwo ma sądy i policję i tak dalej, a bez państwowej ochrony
żylibyśmy w mitycznym stanie natury, kradnąc i zabijając się
nawzajem.
To ciekawy
zarzut, ale trudno mi brać go bardzo poważnie, bo wszystko, o co
muszę w odpowiedzi zapytać, to:
– Czy
kiedykolwiek naprawdę próbowaliście skorzystać
z państwowego systemu sprawiedliwości?
Oczywiście,
nie. Gdyby spróbowali, nie mówiliby tak beztrosko o „cienkiej
niebieskiej linii”1,
która jest jedynym, co powstrzymuje nas od kanibalizmu. I to nie
obawa przed policją powstrzymuje cię od wyrzucania śmieci na
trawnik sąsiada, ale raczej naturalna chęć życia w zgodzie z
ludźmi wokół ciebie.
Jasne, są
ludzie używający przemocy, aby przeprowadzić swoją wolę – ale
przed kryminalistami możesz się obronić. Nie możesz się bronić
przed państwem.
Czy to
podejście udowadnia, że społeczeństwo bezpaństwowe zadziała
bezbłędnie? Oczywiście, nie. Mam jednak nadzieję, że pozwoli ci
zobaczyć, że w twoim
życiu bezpaństwowa, pokojowa społeczność funkcjonuje wspaniale!
Nie spodziewam się, że to podejście przekona cię o praktyczności
społeczeństwa bez państwa jako takiego, ale w społeczeństwie, w
którym ty
żyjesz – z pewnością najistotniejszym z twojego punktu widzenia
– wyraźnie pokazuje fakt, że brak przemocy to norma, a dobrowolna
współpraca to sposób, w jaki większość ludzi faktycznie żyje.
Innymi
słowy, jeżeli spojrzymy na nasze własne życie, odsuwając na bok
propagandę i strach, staje się jasne, że społeczeństwa
bezpaństwowe są nie tylko możliwe w przyszłości, ale działają
i mają się dobrze tu i teraz. Aby zobaczyć przyszłość wolności,
wystarczy, że spojrzymy w lustro dziś.
[2006]
1
Policji – przyp. tłum.
Teksty zostały pierwotnie opublikowane na autorskiej stronie ich tłumacza, Łukasza Kowalskiego. Projekt logo: Sztukmistrz.
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------