Joey Tempest / Europe „Przesądny”
Idź
dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej
krzycz moje imię – przybędę
A
jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo
w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Cóż,
przesądny
nie jestem
Przesądny
nie jestem – jestem pewien, że
Wszystko,
co się dzieje, ma swą przyczynę
Choć
świat się zmienia, zmienia z dnia na dzień
Bezustannie
będę miał to uczucie
I
byś wiedziała chcę
Że
myślę o tobie
Każdego
dnia, o każdej porze
Więc
idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej
krzycz moje imię – przybędę
A
jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo
w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Przesądny
nie jestem, nie
Może
przyjść zwątpienie
Kiedy
jestem sam
Gdy
się zastanawiam, czy miłość odeszła
To
może coś zmienić
I
zdołować mnie
Ale
żaden przesąd na mnie nie wpłynie
I
byś wiedziała chcę
Że
myślę o tobie
Każdego
dnia, o każdej porze
Więc
idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej
krzycz moje imię – przybędę
A
jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo
w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Przesądny
nie jestem
Więc
idź dalej, a wszystko naprawimy
Tak,
dalej każdej, każdziutkiej nocy śnij
Zawsze
radę damy*
– oto, co zrobimy
Do
samego końca, my przez to przejdziemy
Więc
idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej
krzycz moje imię – przybędę
A
jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo
w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Cóż,
przesądny
nie jestem, nie
_____
*
Inne możliwe wersje:
Ze
wszystkim poradzimy /
Wszystkiemu podołamy
[1988]
Tłum.
Julia O. & TŁM
MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (5) - Posłowie
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
POSŁOWIE
NIEOBECNI
W
tej książeczce nie ma
– poza epizodycznymi postaciami panów od geografii i od historii –
dorosłych mężczyzn.
I jeszcze kogoś nie ma: rodziców (poza jedną sceną, w której
mama Kosmy przybywa do szkoły, by odebrać srogą reprymendę z
powodu zachowania swego dziecka). Mikołajek opowiada nam zatem o
szkole, w której w roli wychowawczyń-nauczycielek, a raczej
nadzorczyń naszych dzieci występują niemal wyłącznie kobiety –
zawsze zdenerwowane, niecierpliwe, oderwane od swoich zwykłych,
matczynych i domowych zajęć, nieraz niekompetentne merytorycznie,
za to spragnione potwierdzenia własnej wartości i ważności i
próbujące wymusić to potwierdzenie dąsami i krzykiem.
Trudno
się oprzeć myśli, że takie ich zachowanie, choćby
niezaplanowane, że ta blaga, ten bezwład, ta bezradność, ta
dziecięco-bezczelna pogarda dla logiki – że to wszystko bardzo
się władcom naszego świata opłaca. Szkoła przedstawiona przez
Mikołajka i rozkwitła w pokrewnej postaci w najnowszych latach
sprzyja ich celowi: wychowaniu człowieka bez własnej woli, ale za
to pełnego uległości i strachu.
Rodzice
mają się w tej szkole czuć podobnie jak Kafkowski Józef K. w
labiryntach sądowych korytarzy, chociaż... dla nadania temu
porównaniu ścisłości musielibyśmy sobie wyobrazić Proces,
w którym by w miejsce sędziów, strażników, groźnego odźwiernego
strzegącego bramy Prawa podstawiono kobiety!
Mikołajek
operuje stylistyką groteski, ale fakty podaje z dziecięcą prostotą
i dokładnością.
Pani,
która przerywa uczniowi pragnącemu sprostować popełnione przez
nią błędy („Damazy, siądź. Nie możesz już dłużej
odpowiadać, bo nie mamy czasu”), pani, która grupuje uczniów na
lekcji historii w „magiczny krąg” (może według wzoru
wyczytanego w jakimś popularnym tygodniku?), pani, która
niegrzecznym chłopcom z młodszej klasy grozi pobiciem przez
starszych chłopców, pani, która uczniowi wymyśla od „gnojków”,
pani, która dziwi się, że człowiek okradziony
przez jej uczniów ma o cokolwiek pretensję (już wyższą
świadomość moralną reprezentują młodociani złodzieje, skoro
jeden z nich zapewnia pozostałych: „pani o niczym się nie dowie”)
– to wszystko zdarzyło się naprawdę, w szkole (przeważnie w
szkole podstawowej) przed kilkunastu laty. Książeczka spisana przez
Mikołajka jest więc dokumentem, nie jest jednak tylko dokumentem
historycznym. Zjawiska w niej opisane raczej się pogłębiły lub
przybrały groźniejszą postać. Zasługą autora jest pokazanie ich
wielu naraz – zazwyczaj nawet rodzice zainteresowani losami
własnych dzieci widzą je tylko w urywkach; poza tym rodzice,
zmęczeni nie mniej niż nauczyciele, też chcą mieć święty
spokój i jakoś przetrwać zło, które atakuje ich dzieci, bez
szkodzenia karierom owych dzieci – karier tych wciąż prawie nigdy
nie wyobrażają sobie poza systemem.
Zło
znane dobrze dziś – z atakiem wspieranych przez państwo
głosicieli pseudouczonego przesądu i deprawatorów na czele
(„gender”,
„wychowanie”... płciowe) – za czasów szkolnej kariery
Mikołajka objawiało się dopiero w zalążku.
Nikczemności
i absurdy są wcielane w życie stopniowo, nie wszystkie naraz. A do
ich dostrzeżenia potrzeba uważnego obserwatora, w dodatku
obdarzonego cnotą systematyczności – takim okazał się nasz
Mikołajek. To częściowo – ale tylko częściowo – wyjaśnia,
dlaczego nie buntują się rodzice. System często wygrywa, bo nas
zastraszył, zdezorientował i zmęczył. Rodzice, także śmiertelnie
zmęczeni, chcą mieć spokój i pójść spać. Jeżeli pragną
chronić własne dziecko, mogą je przenieść do innej szkoły,
mniej wobec uczniów agresywnej. Zwróćmy uwagę, że historia
Leona, który upomniał się, żeby mu nauczycielka nie wymyślała
od „gnojków”, kończy się faktycznym „wylaniem” Leona, z
pogorszonymi ocenami i obniżoną oceną ze sprawowania, a nie
wylaniem z pracy lub choćby upomnieniem opryskliwej nauczycielki.
Jak
dotąd tylko nieliczni rodzice postanowili kształcić swoje
potomstwo poza szkołą. I oni zresztą – jeżeli chcą, by ich
dzieci zyskały wstęp na uniwersytet – muszą im nakazać zdawanie
państwowych „egzaminów”. Czy można sobie wyobrazić, że
pewnego dnia rodzice, i to dużo liczniejsi niż dotychczas, zakażą
dzieciom wszelkich kontaktów z oświatą kontrolowaną przez
państwo, a od wyższych uczelni (podobno autonomicznych) zażądają
powrotu do zakazanych im przez państwo egzaminów wstępnych – lub
założą własne uniwersytety? To wizja wyglądająca
półfantastycznie. Ale skoro i mury Jerycha – wbrew oczekiwaniom –
runęły, nie widać powodu do utraty nadziei. Trąba, na której
donośnie grają autor i jego Mikołajek, obwieszcza prawdę,
niewesołą, choć często śmieszną, ale prawdę. Już samo jej
poznanie może przybliżyć moment, gdy mury spotka zasłużony los.
Henryk
Antoniewicz
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Mark Knopfler / Dire Straits „Telegraph Road”
Dawno, dawno temu drogą człowiek przyszedł
Trzydzieści mil z tobołkiem na swych plecach
przeszedł
Myślał:
„Tutaj najlepiej, złożę tu ciężar mój”
Zadomowił się w dziczy; zbudował dom swój
Wzniósł chatkę i spiżarkę na zimową porę
I zaorał ziemię nad zimnym jeziorem
Inni podróżnicy tą drogą też przyszli
Nie poszli dalej, ni wstecz już nie poszli
Potem przyszły świątynie, potem przyszły
szkoły
Potem przyszli prawnicy, potem przyszły reguły
Potem przyszły pociągi i auta z ładunkiem, że
łoł
I stara, pylista droga była Telegraph Road
Potem przyszły kopalnie, potem przyszli górnicy
Potem zaś ciężkie czasy, potem wojna i
wojownicy
Telegraf śpiewał piosenkę gdzieś tam o świecie
Telegraph Road tak głęboka i szeroka stała się
Jak rzeka rwąca
A moje radio mówi, że tej nocy będzie mróz
Ludzie z fabryk wracają autami do domów
Jest sześć pasów ruchu
Trzy ślimaczą się
Lubiłem chodzić do pracy, ale nie ma jej już
Mam prawo chodzić do pracy, tu jej nie znajdę,
cóż
Tak, mówią, że zapłacimy i to słono
Wypijemy to piwo, którego nawarzono
Na kablach i słupach ptaki – one przecież
Od tego deszczu i zimna zawsze mogą ulecieć
Słyszysz jak wyśpiewują własny swój Morse'a
kod
Wiesz, pamiętam te noce, choć zapomnieć bym
wolał
Twa głowa na mym ramieniu, ręka
we włosach mych
Teraz jesteś zimniejsza, jakbym cię nie
obchodził
Lecz wierz we mnie, kochanie, a zabiorę stąd ja
Ciebie od tej ciemności, a w światło dnia
Od strug aut reflektorów, od deszczu strug tych
Od tej złości, co żyje na ulicach miejskich
Bo w alei mych wspomnień wszystkie czerwone
[światła] przejechałem
Jak rozpacz w płomieniach wybucha widziałem
I nie chcę już tego oglądać
Od zawieszek „Sorry – zamknięte” czy coś
Przez całą długość
Owej Telegraph Road
[1982]
Tłum. Jan Olchawski & TŁM
Mark Knopfler "Królestwo złota"
Wysoki kapłan pieniądza patrzy w dół na rzekę
Nad królestwo złota nadciąga już świt
Gdy obręcz słońca srebrną strzałę wysyła
Modli się do bożków tego, co sprzedał i kupił
Zwraca się do symboli, swoich liczbowych wstęg
Co się wiją i kręcą na mistycznym zwoju
On szuka znaku, gdy miasto wciąż śpi
A wstęgi i rzeka wciąż się przetaczają
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota
Na horyzoncie widać schronienie wrogów*
Co szlaczki
dymu w niebo wysoko śle
Stado
psoszakali i gromada kruków
Które
przyjdą po zamek, po jego fortecę [na wysokościach]
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota
Jego oksze i zbroja pobiją te diabły
Gwałtowni najeźdźcy potkną się i upadną
Ich wodzowie schwytani, obozy spalone [i z ziemią zrównane]
Na ścianach bastionu na wietrze zawisną
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota
_____
* Wersja alternatywna: Na horyzoncie widać już wrogi obóz
[2012]
Tłum. Matjas & TŁM
Paranoja (husaria a rewolucja francuska)
Przypomina się pewna gra komputerowa, w reprezentujący Hindusów Gandhi zrzucał na przeciwników politycznych bomby atomowe...
Moje boje z tradycją: Wyznania
Lśnij, potęgo Kościoła*
(Fot. MDK)
"Ten raz pójdę na Mszę tradycyjną, chociaż wolę <<nową mszę>>" - usłyszałem. Tak jakby nasze wolenie czy niewolenie miało istotny wpływ na to, co jest miłe Panu Bogu...
Powyższa wypowiedź świadczy o pewnym sukcesie nowej taktyki modernistów, którą można by w skrócie określić sformułowaniem: "dla każdego coś miłego". Ty, człowiecze, wolisz "po staremu" - prosimy bardzo, droga wolna. Masz swoje racje. A ty, człowiecze, wolisz "po nowemu" - i ty masz swoje racje.
Przypomina to nieco sytuację z anegdoty o rabinie, do którego przyszli kolejno mąż i żona. Każde z małżonków narzekało na drugą stronę związku. Rabin powiedział mężowi: "Masz rację". Następnie żonie: "Masz rację". Wreszcie opowiedział o tych wizytach i swoich reakcjach własnej połowicy. Ta skomentowała: "Przecież oni oboje nie mogli jednocześnie mieć racji". "I ty masz rację" - odrzekł rabin...
Kiedy zaczynałem chodzić na Mszę świętą przez duże "em", też tej liturgii z początku "nie czułem". Ale oto tu jest coś więcej niż człowiek i jego odczucia. Nie rezygnowałem. Chodziłem dalej.
(Zdałem też sobie w pewnej chwili sprawę, że tradycyjna liturgia może być szalenie wymagająca intelektualnie. Podobnie jak szalenie wymagająca intelektualnie jest traktowana z powagą katolicka wiara i nauka Kościoła).
W pewnej chwili coś "zaskoczyło". Ale to nie była "praca własna", czy też osobisty wysiłek umysłowy czy duchowy - które, swoją drogą, też są łaską...
Kacper Tomasz Lidzki
_____
* Aluzję zawdzięczamy JJ. Serdeczne podziękowanie!
Trzecia wojna światowa już trwa
Nie wydaje się specjalnie widowiskowa. A może jest tylko mniej niż inne wojny widoczna. Żniwo zbiera niezmiennie krwawsze od wszystkich relacjonowanych zazwyczaj konfliktów.
To wojna z dziećmi nienarodzonymi.
Wojna, której ofiarami padają masowo niewinni mali ludzie.
Wojny dobrze widzialne, widoczne, w widowiskowy sposób dotykające osób już narodzonych mogą stanowić w wielkiej mierze pokłosie owej wojny. Wojny lekceważonej i zapominanej. Wojny jakby niewidzianej - choć nie niewidzialnej.
A czy my mamy świadomość, że taka wojna się toczy? Po której stronie walczymy?
To wojna z dziećmi nienarodzonymi.
Wojna, której ofiarami padają masowo niewinni mali ludzie.
Wojny dobrze widzialne, widoczne, w widowiskowy sposób dotykające osób już narodzonych mogą stanowić w wielkiej mierze pokłosie owej wojny. Wojny lekceważonej i zapominanej. Wojny jakby niewidzianej - choć nie niewidzialnej.
A czy my mamy świadomość, że taka wojna się toczy? Po której stronie walczymy?
MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (4)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Telewizja!
Na
lekcję rosyjskiego wpadła do nas któregoś dnia jak burza pani
dyrektor. Przerwała Aldonie odpowiedź i oznajmiła:
–
W szkole jest telewizja. Czy można ją wpuścić do pani na lekcję?
Pani
ogromnie zapaliła się do tego pomysłu. Zaraz kazała nam poprawić
firanki. Michalina wytarła tablicę i zamiotła podłogę. Pani
włożyła rzuconą wcześniej niedbale na krzesło część ubrania
i zapowiedziała, że nie będzie pytać na oceny. Byliśmy gotowi na
przyjęcie telewizji.
Kiedy
weszła, na twarzy pani malowała się bezgraniczna radość. Nie
chciała zrobić telewizji zawodu. Prosiła więc do odpowiedzi tylko
te osoby, które dobrze odpowiadały już wcześniej.
Programu
z naszą lekcją nigdzie chyba nie pokazano. A szkoda, bo wybrane
przez panią osoby odpowiadały naprawdę nieźle.
Pobieranie
Na
rosyjskim przyszedł do nas z drugiej grupy Damazy, aby wziąć
dziennik. Nim wszedł do klasy, elegancko zapukał, po czym zapytał:
–
Czy mógłbym pobrać dziennik?
–
Dziennika się nie pobiera –
odrzekła pani. – Pobiera się pieniądze. Nie umiesz zachowywać
się i mówić normalnie. Dziennika ci nie dam, więc może ktoś
inny z waszej grupki po niego przyjdzie.
Damazy
spokojnie opuścił salę. Wtedy pani nie omieszkała powiedzieć, co
o nim myśli:
–
Błazen! Komediant!
Przypadek
Aleksy
nie nauczył się na poprzednią lekcję języka rosyjskiego. Pani
zdecydowała więc, że spyta go na kolejnej. Aleksy miał odpowiadać
z wybranej przez panią czytanki z podręcznika.
Pani
powiedziała:
–
Cała klasa widzi, że ja wybieram zupełnie przypadkowo!
Potem
zaczęła skrupulatnie wertować podręcznik, jeżdżąc po nim
palcem i szukając wzrokiem odpowiedniej czytanki. Żmudne
poszukiwania zakończyły się sukcesem:
–
O, tę czytaj!
Bardzo
ciekawa klasa
Pani
od polskiego przy każdej okazji stara się zaznaczyć, że nasza
klasa jest beznadziejna, a w porównaniu z drugą be okazuje się, że
nie umiemy zupełnie nic.
Kiedyś
pani dyrektor zauważyła:
–
Klasa druga be jest bardzo ciekawa.
Pani
natychmiast zareagowała:
–
Bardzo ciekawa.
Ignacy
zapytał później Hipolita z drugiej be, czy wie, na czym polega to,
że jego klasa jest bardzo ciekawa.
–
Nie wiem – brzmiała
odpowiedź. – Bo u nas na lekcjach pani mówi, że nic nie umiemy,
i daje was za przykład do naśladowania.
Prawda,
humor i takt
Pani
od polskiego w ferworze dyskusji z wygadanym jak zwykle Damazym
pouczyła całą klasę:
–
Prawda leży zawsze gdzieś
pośrodku.
Kosma
próbował przekonać panią, że to nieprawda. Nie udało mu się
jednak dokończyć wypowiadanej kwestii, bo pani ucięła dyskusję
krótkim:
–
Bez dyskusji. Miejmy poczucie
humoru, ale również taktu.
O
tym, że pani charakteryzuje się jednym i drugim, przekonaliśmy się
niedługo później.
Pani
niegdyś zaprosiła nas na lekcję do klasy drugiej be, żeby
„pokazać nam, jak należy pracować”.
Kiedy
więc Kosma, Damazy, Aleksy, Bazyli, Ignacy i ja przyszliśmy na
zajęcia drugiej be, pani odgoniła nas od drzwi ze słowami:
–
Ja tylko żartowałam.
Bez
przymuszania
Jak
co roku, na koszt szkoły miała odbyć się wycieczka dla kilkunastu
uczniów. Wybierano ich demokratycznie – po jednym z klasy.
Damazy,
Ignacy, Kosma, Aleksy, Bazyli, Cyryl, Ksawery i ja postanowiliśmy,
że pojedzie jeden z nas. Potem miał opowiedzieć innym, jak było.
Bazyli
i Ksawery nie chcieli jechać, ale inni tak. Cyryl zaproponował,
żeby zagrać w kulki. Zgodziliśmy się, no i wygrał Damazy.
Wszyscy
na niego zagłosowaliśmy. Ale pani stwierdziła:
–
Nie będziemy nikogo
przymuszać.
I
na wycieczkę pojechała Aldona.
Grzeczne
zachowanie
Pani
od polskiego obiecała Aleksemu i Damazy, że postawi im czwórki za
odpowiedź, ale tego nie zrobiła.
Wtedy
Damazy z Aleksym poszli do pani wychowawczyni, aby poprosić o pomoc.
Nie chciała ona jednak rozmawiać z panią od polskiego i poradziła:
–
Zachowujcie się grzecznie, to
pani wam postawi.
Demokracja
W
szkole mamy dużo demokracji. Głosowania odbywają się na przykład
podczas lekcji WF. Wybieramy wtedy, w co grać.
Ostatnio
na lekcji wychowawczej pani zapowiedziała:
–
Dziś będziemy rozmawiać na temat, który klasa wybrała na zeszłej
lekcji. Zaraz się dowiecie, jaki.
Ucieszyło
nas to ogromnie – tym bardziej, że żadnego tematu na poprzednich
zajęciach nie wybieraliśmy.
Odpowiedzialność
zbiorowa
Damazy
i Cyryl nie przyszli do szkoły na sprzątanie po zdających maturę.
Następnego
dnia pojawili się i chcieli grać w nogę. Bazyli poprosił panią
wychowawczynię o piłkę.
–
Będę postępować tak, jak
wy! – brzmiała odpowiedź.
–
Nie bardzo rozumiem, o co
chodzi – powiedział Bazyli. – Przecież ja byłem na sprzątaniu.
–
Ale Cyryl i Damazy nie
przyszli. Odpowiadamy za czyny zbiorowo.
Odpowiedzialność
indywidualna
Trzeba
było zmodernizować szkolne komputery. Pani nauczycielka poleciła,
aby każdy przyniósł na ten cel dwa złote. Ostrzegła:
–
Kto nie przyniesie w ciągu trzech tygodni, dostanie jedynkę.
Wychowanie
Damazy
siedział sobie spokojnie pod ścianą i jadł kanapkę. Wtem
podeszła do niego pani wychowawczyni.
–
Czemu nie przywitałeś się
ze mną, kiedy szłam korytarzem na poprzedniej przerwie?! –
zapytała groźnie. – Zamiast tego siedziałeś sobie rozparty!
–
Nie zauważyłem pani –
odpowiedział spokojnie Damazy.
Nie
przejęta tym tłumaczeniem, pani kontynuowała:
–
Miałeś się usprawiedliwić
za ostatnią lekcję ze mną! Dlaczego nie podszedłeś i nie
zrobiłeś tego? Co za zachowanie? Kto cię wychowuje?
Damazy
usiłował odpowiedzieć, ale pani już obróciła się na pięcie i
bez słowa oddaliła korytarzem.
Wypracowanie
Pani
od polskiego zadała na poniedziałek wypracowanie. Cyryl przyniósł
je pięknie wydrukowane.
Gdy
zaniósł pani wypracowanie, nie chciała go przyjąć.
–
Dlaczego? – zapytał.
–
Bo ja przyjmuję tylko prace
napisane ręcznie. Na maturze nie będziesz miał komputera.
Wybory
W
naszej szkole panują zasady demokracji. Wczoraj na dużej przerwie
przyleciał do nas Ksawery i zawołał:
–
Będziemy mieli wybory na
prezydenta szkoły!
Następnego
dnia kilku uczniów rozsiadło się na korytarzu za stolikiem i
wydawało karty do głosowania. Nikt nikogo o imię ani o
identyfikator nie pytał, więc Bazyli zagłosował za siebie i za
Aleksego, którego akurat nie było.
Wybory
udały się nadzwyczaj. Startował jeden kandydat, a potem i tak je
unieważniono.
Cytaty
Pisaliśmy
wypracowanie klasowe. Damazy użył w swojej pracy wielu cytatów z
książek, które czytał.
Ale
dostał tylko dwóję.
Damazy
chciał zapytać panią nauczycielkę, skąd tak niska ocena. Pani
jednak uprzedziła go i, zanim zdążył zadać pytanie, ogłosiła
całej klasie:
–
Dużo osób ma obniżone
oceny, bo użyło zbyt wielu cytatów. Istnieje podejrzenie, iż nie
były one wzięte z głowy, ale spisane z przygotowanej wcześniej
ściągi.
Statut
Cyryl
na godzinie wychowawczej wyraził niezadowolenie z pracy jednej z
nauczycielek.
Pani
wychowawczyni poradziła:
–
Jak ci się coś nie podoba,
to zgłoś się o interwencję do strażników statutu.
Cyryl
nie skorzystał z propozycji. Oboje strażnicy byli nauczycielami.
Jeden kompletnie statutu nie znał. Drugi, owszem, znał, ale
regularnie go łamał, udzielając korepetycji własnym uczniom.
Siła
bazyliszka
Pani
od rosyjskiego ujawniła swą niezwykłą umiejętność.
Powiedziała:
–
Ja wystarczy, że spojrzę na twarz, i już wiem, co komu postawić
na koniec roku. Nawet bez ocen z dziennika.
Ton
i miny
Pani
od chemii dostała na lekcji szału i postawiła Ignacemu trzy pały
naraz. Chwilę po tym wyjaśniła, dlaczego:
–
Zdenerwował mnie twój ton i
miny.
Niewłaściwy,
stary, ale jary
Pani
podała na chemii niewłaściwy wzór jednego ze związków.
Objaśniła:
–
Jest on co prawda zły, ale
powszechnie używa się go w starych podręcznikach, więc trzeba go
znać.
Przedsiębiorczość
Cyryl,
Ignacy, Bazyli, Kosma i ja postanowiliśmy co nieco zarobić. Kosma
znał właściciela jednej ciastkarni. Przed lekcjami kupiliśmy od
tego właściciela pączki, a potem zaczęliśmy sprzedawać na dużej
przerwie. Szło nam świetnie! Do czasu...
Do
czasu, gdy zostaliśmy wezwani do gabinetu dyrektorskiego, gdzie
surowo zabroniono nam działalności handlowej.
Cóż,
pozostałe pączki (naprawdę niewiele!) zjedliśmy na następnej
przerwie. Umiliło nam to nieco czas; powtarzaliśmy sobie akurat
materiał do klasówki z przedsiębiorczości.
Krzaczków
nie połamano
Dla
całej klasy trzeciej be urządzono wyjazd za miasto. Pojechała też
pani wychowawczyni i rodzice dwójki uczniów.
Gdy
znaleźli się już na miejscu, pani siadła sobie z rodzicami przy
stoliczku w zajeździe. O zajęciu dla uczniów wcale nie pomyślano.
Kilku
z nich poszło więc rozejrzeć się po okolicy. Po jakichś
piętnastu minutach wrócili.
–
Chłopaki! – krzyknął
jeden z przybyłych. – Chodźcie z nami na truskawki!
–
To niedaleko! – dodał drugi
– więc pani o niczym się nie dowie.
Pozostali
dołączyli do nich i poszli zrywać truskawki. Zauważył ich
właściciel plantacji. Wszyscy wzięli nogi za pas.
Ale
rolnik dowiedział się, pod czyją opieką pozostaje cała grupa.
Przyszedł więc do pani wychowawczyni i poskarżył się na to, że
ukradziono mu truskawki. Pani nie zrozumiała pretensji i odparła:
–
O co chodzi?! Przecież nie
połamali krzaczków!
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (3)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Uwagi
Czasem
zdarza się któremuś z chłopaków narozrabiać. Wtedy nauczyciele
karzą uwagami wpisywanymi do dzienniczków.
Ignacy,
który nie odrobił lekcji z matematyki, sam sobie napisał: „Nie
odrobiłem pracy domowej i nie powiedziałem o tym nauczycielowi”.
Pani dopisała do tego: „Nie przyszedłem i nie wyjaśniłem
wszystkich wątpliwości”.
Tuż
po lekcji Cyryl śpieszył się do domu i został poproszony przez
panią o wpisanie sobie do dzienniczka uwagi: „Biegam do szatni”.
Kosma
wpisał sobie podobną: „Biegam po schodach”.
A
wczoraj jedna z dziewczyn poprosiła inną o chusteczkę. Za to
została ukarana uwagą takiej treści: „Magda nie nosi
wystarczającej ilości chusteczek higienicznych”.
Zabójcza
logika
Mieliśmy
dziś zastępstwo. Pani od biologii nie przyszła, a zamiast niej
lekcję miała prowadzić pani od matematyki. Powiedziała nam,
żebyśmy zajęli się odrabianiem zadanych lekcji z jej przedmiotu.
Kiedy
Cyryl już skończył, wyciągnął niemiecki, aby zrobić to, co
zadano do domu. Pani bardzo się zdenerwowała i zrugała Cyryla:
–
Schowaj ten angielski!
–
Proszę pani – odparł Cyryl. – Ale to jest niemiecki.
–
Nieważne, co to jest. I tak schowaj.
Tu
włączył się Ksawery:
–
Cyryl zajął się niemieckim, żeby się nie nudzić. Zrobił już
pracę domową z matematyki. Już nie ma co z niej robić.
–
To niech schowa niemiecki i robi matematykę.
Telefony,
telefony...
Geografia
była okropna. Damazy, Ignacy i ja dostaliśmy pały. Ale kiedy
odpowiadać miał Ksawery, nagle zadzwonił telefon nauczyciela. Pan
geograf wyszedł na korytarz i tam rozmawiał. Ksawery jedynki nie
dostał, bo zanim pan wrócił, już zadzwonił dzwonek.
Później
mieliśmy matematykę. Właśnie gdy pani zaczęła omawiać funkcje
malejące, odezwał się jej telefon. Musiała więc wyjść. Rozmowa
trwała dość długo, więc lekcja szybko dobiegła końca.
Na
fizyce telefon zadzwonił Kosmie i to on musiał wyjść.
Myśleliśmy,
że na dziś to już koniec z telefonami. Pani od polskiego nie
chwaliła się nam nigdy swoją komórą. Ale na wizytację przyszła
pani dyrektor. Z pieczołowitością rozłożyła aparat przed sobą
na ławce, aby – gdyby ktoś zadzwonił – być zawsze w
pogotowiu.
Leona
wylali ze szkoły
Leon
pobił się z Damazym. Przechodząca akurat korytarzem pani
rozdzieliła ich, a do Leona powiedziała:
–
Zostaw go, ty gnojku!
Leon
powiedział:
–
Proszę nie obrzucać mnie
inwektywami.
Na
te słowa pani wpadła w szał i kazała Leonowi pójść ze sobą do
pokoju nauczycielskiego.
Tam
doszło do małej draki z udziałem pani wychowawczyni. Na następnej
lekcji przyszła ona do klasy i poprosiła Leona do pani dyrektor.
Jej
gabinet nie był wcale przyjemny. Pani dyrektor też nie. Wykrzyczała
kilka uwag, po czym zadzwoniła do rodziców Leona i wezwała ich do
szkoły.
Podczas
spotkania pani dyrektor zwróciła uwagę na to, że Leon jest
bezczelny i że nigdy nie wychowywałaby dzieci w podobny sposób.
Rozmowa trwała niedługo, ale konsekwencje całego zajścia Leon
odczuł podczas kolejnych dni w szkole.
Dziwnym
trafem właśnie on notorycznie dostawał zaniżone oceny. Panie
stosowały wobec niego szczególną taryfę.
Wreszcie
rodzice zabrali Leona ze szkoły. Od przyszłego semestru będzie
chodził gdzie indziej. Ale na świadectwie ocena naganna z
zachowania zostanie.
Klasówka
ze ściągą
Ostatnio
Ignacy ściągał z zeszytu na klasówce z matematyki i dostał za to
pałę. Ale podczas najbliższego sprawdzianu z historii z pewnością
się to nie powtórzy. Pani zapowiedziała go następująco:
–
Ta klasówka to będzie klasówka ze ściągą.
Ignacy
musiał się bardzo ucieszyć.
Silniczek
Na
fizyce pani opowiadała o silniczku elektrycznym. Opisała szczegóły
jego budowy. Damazy powiedział mi, że pani mówiła bzdury na ten
temat, ale głośno nie zaprotestował.
Następnego
dnia stała się rzecz niezwykła: Damazy zgłosił się do
odpowiedzi!
Przez
kilka minut odpowiadał na pytania pani, a potem powiedział, że z
silniczkiem wcale nie jest tak, jak opowiadała dzień wcześniej. I
wyciągnął z tornistra silniczek elektryczny.
Ale
nie zdążył już zademonstrować nam jego działania, ponieważ
pani stanowczo stwierdziła:
–
Damazy, siądź. Nie możesz już dłużej odpowiadać, bo nie mamy
czasu.
Bezczelność
Aleksy
wziął udział w olimpiadzie z chemii. Doszedł nawet do finału.
Pochwalił się swoim osiągnięciem pani nauczycielce. Według
regulaminu oceniania powinien na koniec roku dostać z chemii
szóstkę.
Okazało
się jednak, że na konkursowej karcie informacyjnej Aleksy wpisał w
rubryce „przygotowujący mnie nauczyciel” swojego prywatnego
nauczyciela (który go rzeczywiście uczył), a nie panią ze szkoły.
Gdy
więc poprosił o wpisanie szóstki, pani powiedziała:
–
Co za bezczelność!
Apel
o punktualność
Dziś
pani dyrektor była bardzo zajęta. Przyszła do nas na lekcję
jakieś 25 minut po dzwonku. Powiedziała, że musi jeszcze wyjść i
żebyśmy przygotowali się do apelu, który zacznie się za pół
godziny.
Apel
składał się z długiego przemówienia pani dyrektor oraz
wyczytywania i nagradzania oklaskami kilkudziesięciu uczniów. To
zajęło jakieś pół godziny.
Na
koniec pani dyrektor chwyciła w dłoń mikrofon i w ostrych słowach
skrytykowała spóźnialstwo. Kosma aż się zaczerwienił –
wczoraj przyszedł na historię minutę po dzwonku...
Zakaz
kopania
Aleksy
złamał nogę. Było tak: pożyczyliśmy piłkę od nauczycieli
gimnastyki i poszliśmy na boisko grać. W jednej drużynie: Ignacy,
Ksawery i ja; w drugiej: Aleksy, Kosma i Cyryl.
Prowadziliśmy
już 5:2, kiedy Aleksy okiwał wszystkich i pędził na naszą
bramkę. Ale tuż przed nią potknął się o jeden z betonowych
guzów, których u nas pełno, i złamał nogę.
A
następnego dnia pani dyrektor zakazała pożyczania uczniom piłek.
Nieznane
literki
Metody
nauczania naszej pani od języka rosyjskiego są zadziwiające.
Zaczynaliśmy
naukę od zera, ale kilka osób uczyło się już wcześniej
prywatnie.
Najpierw
mieliśmy poznawać litery. Pani napisała na tablicy kilka z nich, a
potem przeszła po klasie, aby zobaczyć, jak idzie ich
przepisywanie.
Kiedy
podeszła do Ignacego, zobaczyła, iż napisał na górze strony
„urok” (lekcja). Na to zakrzyknęła:
–
Jak ty możesz coś takiego
pisać?! Przecież ty jeszcze nie znasz tych literek!!!
Choinka
i jedynka
Na
pierwszej klasówce z rosyjskiego (krótko przed Bożym Narodzeniem)
dostaliśmy do tłumaczenia bardzo ciekawe zdania: „Sasza ładnie
śpiewa, dlatego zaśpiewa na szkolnej Choince”. Zabawa była
przednia, dopóki nie nadszedł dzień oddawania klasówek.
Wszyscyśmy się trzęśli, bo wiele osób napisało je gorzej niż
niedobrze. Ale nie było żadnych pał. Pani powiedziała:
–
To była pierwsza klasówka. Nie chciałam wam stawiać złych ocen.
Jak ktoś ma 2–, to to jest jakby 1.
Dzień
Nauczyciela
Cyryl
bardzo się przestraszył, bo w czwartek miał odpowiadać z fizyki.
Okazało się, że martwi się niepotrzebnie. W środę na polskim do
sali weszła pani wychowawczyni i ogłosiła:
–
Jutro jest Dzień Nauczyciela.
Nie przychodzimy więc do szkoły.
Cyryl
odetchnął z ulgą.
Polish
psycho
Cyryl
i Kosma dostali od pani wychowawczyni wezwanie na rozmowę.
Rozmowa
zaczęła się w ten sposób, że pani zaczęła wrzeszczeć.
Chodziło, zdaje się, o zachowanie na lekcjach. Dostało się przede
wszystkim Kosmie. Podobno skarżyło się na niego wielu nauczycieli.
–
Których? – chciał się
dowiedzieć Kosma. – Jeśliby mi pani powiedziała, wiedziałbym,
na jakich zajęciach się poprawić.
Pani
nie odpowiedziała, ale zaczęła besztać go w ostrych słowach. Gdy
doszła do „gówniarza”, Kosma wstał, po czym podszedł do drzwi
ze słowami:
–
Dziękuję bardzo, ale nie mam
zamiaru być nadal obrażany. Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać.
Do widzenia.
Kilka
dni potem wezwanie do szkoły dostała mama Kosmy. Podczas rozmowy z
panią wychowawczynią doszła do wniosku, że Kosma ma ze sobą
jakieś problemy. I wspólnie z panią zaleciła mu wizytę u
psychologa.
Festiwal
Jak
co roku, odbył się w naszej szkole festiwal. Swoje dokonania
artystyczne prezentowali uczniowie szkoły oraz zaproszeni goście.
Poszedłem
na jedno z przedstawień z kolegami. Siedliśmy mniej więcej w
środku sali gimnastycznej, w której się odbywały.
Chwilę
po nas do sali wpadł Damazy, a pani dyrektor natychmiast zwróciła
mu uwagę, że nie przypiął sobie we właściwym miejscu
identyfikatora.
Po
jakichś piętnastu minutach wszystko się zaczęło. Cyryl
powiedział, że sztuka jest do chrzanu, a Kosmie nie spodobało się,
że aktorzy podpalili scenę. Mieli chyba tego dość także
uczniowie ze starszych klas, bo siedząca pod tylną ścianą grupa
zaczęła w najlepsze rozrabiać. Później okazało się, że była
podpita. W drodze powrotnej do domu zdemolowała więc szatnie.
Skarżącym się na to paniom szatniarkom pani dyrektor wyjaśniła:
–
Przecież młodzież musi się
wyszaleć.
Zidentyfikowany
zawsze ubezpieczony
Pani
dyrektor postanowiła, że musi zostać wydana nowa partia
identyfikatorów (po trzy złote sztuka). Kiedy każdy dostał już
swój, Aleksy, Cyryl, Ksawery oraz Damazy przyczepili je sobie do
butów, Ignacy natomiast do paska.
Pani
dyrektor te pomysły się nie spodobały i zagroziła obniżeniem
oceny z zachowania, jeśli identyfikatory nie znajdą się na swoim
miejscu – to jest na lewej piersi. Aleksy, Cyryl i Ksawery
zastosowali się do życzenia pani dyrektor. Tylko Ignacy nadal nosił
swój identyfikator na pasku.
Kosma
powiedział, że teraz wszyscy nauczyciele dostali polecenie, aby
dokładnie pilnować, czy identyfikatory noszone są zgodnie z
zasadami. Nie mylił się.
Już
na następnej lekcji pan od historii zapowiedział:
–
Osoby, które nie noszą
identyfikatorów, jak trzeba, nie dostaną ode mnie złej oceny z
zachowania, bo to nieskuteczne. Zapytam je po prostu z historii. A
nikt i tak nie zdoła mi udowodnić, że zrobiłem to z powodu braku
identyfikatora.
Błędy
Znów
pisaliśmy na rosyjskim klasówkę. Należało, jak zwykle,
przetłumaczyć piętnaście zdań.
Po
otrzymaniu pracy Kosma niepomiernie się zdziwił. Miał 17 błędów
i dostał 3+. Aldonie pani poprawiła pracę w 58 miejscach i
postawiła 3.
Kosma
nie miał jednak jak zaprotestować, bo pani nie prowadzi żadnej
punktacji, a ocena „wynika z oglądu całej pracy”.
Projekt okładki: Sztukmistrz
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
MOJE BOJE Z TRADYCJĄ: Tradycyjny zegarek
źle wygląda na ręku sprawującego Mszę świętą księdza.
Nietradycyjny zresztą też.
Czy udałoby się skłonić kapłanów, aby przed wejściem do prezbiterium skutecznie zakrywali czasomierz szatami - albo nawet zdejmowali go i zostawiali w zakrystii? Nie sprawiali nawet wrażenia, iż liczą Panu Bogu czas?...
Nietradycyjny zresztą też.
Czy udałoby się skłonić kapłanów, aby przed wejściem do prezbiterium skutecznie zakrywali czasomierz szatami - albo nawet zdejmowali go i zostawiali w zakrystii? Nie sprawiali nawet wrażenia, iż liczą Panu Bogu czas?...
Mark Knopfler „Złamane kości”
Podoba
jej się facet ze złamanym nosem
Szczęściarz
ze mnie – no proszę
Jak
co miesiąc rachunki – spadają na mnie strzały
Niedługo
zaczną mówić, żem na to za stary
Gong
dzwoni; cóż: zdanyś na własne ręce
Zażywasz swego* –
nie narzekasz wielce
Jak mężczyzna – na
brodę to przyjmujesz
Gdy trener rzuca
ręcznik – zbyt się nie przejmujesz
Dajcie mi iść do
domu, w lodzie poleżeć muszę
I żadnych więcej rad
niech już nie słyszę
Tylko dajcie me ciuchy
Stąd mnie zabierajcie
Ile jeszcze szwów na
twarz mi ponakładacie?
Te złamane kości –
podnosisz je i niesiesz
Złamane kości,
niesiesz je do domu
Złamane kości,
podnosisz je i niesiesz
Złamane kości,
niesiesz je do domu
Mocne dawał pointy –
żartem byłem dlań
Jakby coś mi łamał –
czułem każdy strzał
To dużo więcej niż
człowiek winien znieść
Pod ciosem prawej w
końcu musiałem paść
Dajcie mi iść do
domu, w lodzie poleżeć muszę
I żadnych więcej rad
niech już nie słyszę
Tylko dajcie me ciuchy
Stąd mnie zabierajcie
Ile jeszcze szwów na
twarz mi ponakładacie?
Te złamane kości –
podnosisz je i niesiesz
Złamane kości,
niesiesz je do domu
Złamane kości,
podnosisz je i niesiesz
Złamane kości,
niesiesz je do domu
_____
* Lub: Dostajesz swoje
[2015]
Tłum. Paweł M. &
TŁM