Joey Tempest / Europe „Przesądny”


Idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej krzycz moje imię – przybędę
A jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Cóż, przesądny nie jestem

Przesądny nie jestem – jestem pewien, że
Wszystko, co się dzieje, ma swą przyczynę
Choć świat się zmienia, zmienia z dnia na dzień
Bezustannie będę miał to uczucie


I byś wiedziała chcę
Że myślę o tobie
Każdego dnia, o każdej porze


Więc idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej krzycz moje imię – przybędę
A jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Przesądny nie jestem, nie


Może przyjść zwątpienie
Kiedy jestem sam
Gdy się zastanawiam, czy miłość odeszła
To może coś zmienić
I zdołować mnie
Ale żaden przesąd na mnie nie wpłynie


I byś wiedziała chcę
Że myślę o tobie
Każdego dnia, o każdej porze


Więc idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej krzycz moje imię – przybędę
A jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Przesądny nie jestem


Więc idź dalej, a wszystko naprawimy
Tak, dalej każdej, każdziutkiej nocy śnij
Zawsze radę damy* – oto, co zrobimy
Do samego końca, my przez to przejdziemy


Więc idź dalej tą drogą, a pójdę za tobą
Dalej krzycz moje imię – przybędę
A jeśli lustro pęknie, dla mnie to żaden problem
Bo w głębi serca wiem, że obchodzę cię
Cóż, przesądny nie jestem, nie


_____
* Inne możliwe wersje:
Ze wszystkim poradzimy / Wszystkiemu podołamy


[1988]


Tłum. Julia O. & TŁM

MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (5) - Posłowie

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------





POSŁOWIE
NIEOBECNI

W tej książeczce nie ma – poza epizodycznymi postaciami panów od geografii i od historii – dorosłych mężczyzn. I jeszcze kogoś nie ma: rodziców (poza jedną sceną, w której mama Kosmy przybywa do szkoły, by odebrać srogą reprymendę z powodu zachowania swego dziecka). Mikołajek opowiada nam zatem o szkole, w której w roli wychowawczyń-nauczycielek, a raczej nadzorczyń naszych dzieci występują niemal wyłącznie kobiety – zawsze zdenerwowane, niecierpliwe, oderwane od swoich zwykłych, matczynych i domowych zajęć, nieraz niekompetentne merytorycznie, za to spragnione potwierdzenia własnej wartości i ważności i próbujące wymusić to potwierdzenie dąsami i krzykiem.
Trudno się oprzeć myśli, że takie ich zachowanie, choćby niezaplanowane, że ta blaga, ten bezwład, ta bezradność, ta dziecięco-bezczelna pogarda dla logiki – że to wszystko bardzo się władcom naszego świata opłaca. Szkoła przedstawiona przez Mikołajka i rozkwitła w pokrewnej postaci w najnowszych latach sprzyja ich celowi: wychowaniu człowieka bez własnej woli, ale za to pełnego uległości i strachu.
Rodzice mają się w tej szkole czuć podobnie jak Kafkowski Józef K. w labiryntach sądowych korytarzy, chociaż... dla nadania temu porównaniu ścisłości musielibyśmy sobie wyobrazić Proces, w którym by w miejsce sędziów, strażników, groźnego odźwiernego strzegącego bramy Prawa podstawiono kobiety!
Mikołajek operuje stylistyką groteski, ale fakty podaje z dziecięcą prostotą i dokładnością.
Pani, która przerywa uczniowi pragnącemu sprostować popełnione przez nią błędy („Damazy, siądź. Nie możesz już dłużej odpowiadać, bo nie mamy czasu”), pani, która grupuje uczniów na lekcji historii w „magiczny krąg” (może według wzoru wyczytanego w jakimś popularnym tygodniku?), pani, która niegrzecznym chłopcom z młodszej klasy grozi pobiciem przez starszych chłopców, pani, która uczniowi wymyśla od „gnojków”, pani, która dziwi się, że człowiek okradziony przez jej uczniów ma o cokolwiek pretensję (już wyższą świadomość moralną reprezentują młodociani złodzieje, skoro jeden z nich zapewnia pozostałych: „pani o niczym się nie dowie”) – to wszystko zdarzyło się naprawdę, w szkole (przeważnie w szkole podstawowej) przed kilkunastu laty. Książeczka spisana przez Mikołajka jest więc dokumentem, nie jest jednak tylko dokumentem historycznym. Zjawiska w niej opisane raczej się pogłębiły lub przybrały groźniejszą postać. Zasługą autora jest pokazanie ich wielu naraz – zazwyczaj nawet rodzice zainteresowani losami własnych dzieci widzą je tylko w urywkach; poza tym rodzice, zmęczeni nie mniej niż nauczyciele, też chcą mieć święty spokój i jakoś przetrwać zło, które atakuje ich dzieci, bez szkodzenia karierom owych dzieci – karier tych wciąż prawie nigdy nie wyobrażają sobie poza systemem.
Zło znane dobrze dziś – z atakiem wspieranych przez państwo głosicieli pseudouczonego przesądu i deprawatorów na czele („gender”, „wychowanie”... płciowe) – za czasów szkolnej kariery Mikołajka objawiało się dopiero w zalążku.
Nikczemności i absurdy są wcielane w życie stopniowo, nie wszystkie naraz. A do ich dostrzeżenia potrzeba uważnego obserwatora, w dodatku obdarzonego cnotą systematyczności – takim okazał się nasz Mikołajek. To częściowo – ale tylko częściowo – wyjaśnia, dlaczego nie buntują się rodzice. System często wygrywa, bo nas zastraszył, zdezorientował i zmęczył. Rodzice, także śmiertelnie zmęczeni, chcą mieć spokój i pójść spać. Jeżeli pragną chronić własne dziecko, mogą je przenieść do innej szkoły, mniej wobec uczniów agresywnej. Zwróćmy uwagę, że historia Leona, który upomniał się, żeby mu nauczycielka nie wymyślała od „gnojków”, kończy się faktycznym „wylaniem” Leona, z pogorszonymi ocenami i obniżoną oceną ze sprawowania, a nie wylaniem z pracy lub choćby upomnieniem opryskliwej nauczycielki.
Jak dotąd tylko nieliczni rodzice postanowili kształcić swoje potomstwo poza szkołą. I oni zresztą – jeżeli chcą, by ich dzieci zyskały wstęp na uniwersytet – muszą im nakazać zdawanie państwowych „egzaminów”. Czy można sobie wyobrazić, że pewnego dnia rodzice, i to dużo liczniejsi niż dotychczas, zakażą dzieciom wszelkich kontaktów z oświatą kontrolowaną przez państwo, a od wyższych uczelni (podobno autonomicznych) zażądają powrotu do zakazanych im przez państwo egzaminów wstępnych – lub założą własne uniwersytety? To wizja wyglądająca półfantastycznie. Ale skoro i mury Jerycha – wbrew oczekiwaniom – runęły, nie widać powodu do utraty nadziei. Trąba, na której donośnie grają autor i jego Mikołajek, obwieszcza prawdę, niewesołą, choć często śmieszną, ale prawdę. Już samo jej poznanie może przybliżyć moment, gdy mury spotka zasłużony los.

Henryk Antoniewicz



Projekt okładki: Sztukmistrz

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Mark Knopfler / Dire Straits „Telegraph Road”


Dawno, dawno temu drogą człowiek przyszedł
Trzydzieści mil z tobołkiem na swych plecach przeszedł
Myślał: „Tutaj najlepiej, złożę tu ciężar mój”
Zadomowił się w dziczy; zbudował dom swój
Wzniósł chatkę i spiżarkę na zimową porę
I zaorał ziemię nad zimnym jeziorem
Inni podróżnicy tą drogą też przyszli
Nie poszli dalej, ni wstecz już nie poszli
Potem przyszły świątynie, potem przyszły szkoły
Potem przyszli prawnicy, potem przyszły reguły
Potem przyszły pociągi i auta z ładunkiem, że łoł
I stara, pylista droga była Telegraph Road


Potem przyszły kopalnie, potem przyszli górnicy
Potem zaś ciężkie czasy, potem wojna i wojownicy
Telegraf śpiewał piosenkę gdzieś tam o świecie
Telegraph Road tak głęboka i szeroka stała się
Jak rzeka rwąca

A moje radio mówi, że tej nocy będzie mróz
Ludzie z fabryk wracają autami do domów
Jest sześć pasów ruchu
Trzy ślimaczą się


Lubiłem chodzić do pracy, ale nie ma jej już
Mam prawo chodzić do pracy, tu jej nie znajdę, cóż
Tak, mówią, że zapłacimy i to słono
Wypijemy to piwo, którego nawarzono
Na kablach i słupach ptaki – one przecież
Od tego deszczu i zimna zawsze mogą ulecieć
Słyszysz jak wyśpiewują własny swój Morse'a kod
Przez całą długość owej Telegraph Road


Wiesz, pamiętam te noce, choć zapomnieć bym wolał
Życie było zakładem o [wyścig na] krótki dystans
Twa głowa na mym ramieniu, ręka we włosach mych
Teraz jesteś zimniejsza, jakbym cię nie obchodził
Lecz wierz we mnie, kochanie, a zabiorę stąd ja
Ciebie od tej ciemności, a w światło dnia
Od strug aut reflektorów, od deszczu strug tych
Od tej złości, co żyje na ulicach miejskich
Bo w alei mych wspomnień wszystkie czerwone [światła] przejechałem
Jak rozpacz w płomieniach wybucha widziałem
I nie chcę już tego oglądać


Od zawieszek „Sorry – zamknięte” czy coś
Przez całą długość
Owej Telegraph Road


[1982]



Tłum. Jan Olchawski & TŁM

Mark Knopfler "Królestwo złota"

Wysoki kapłan pieniądza patrzy w dół na rzekę
Nad królestwo złota nadciąga już świt
Gdy obręcz słońca srebrną strzałę wysyła
Modli się do bożków tego, co sprzedał i kupił

Zwraca się do symboli, swoich liczbowych wstęg
Co się wiją i kręcą na mistycznym zwoju
On szuka znaku, gdy miasto wciąż śpi
A wstęgi i rzeka wciąż się przetaczają
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota

Na horyzoncie widać schronienie wrogów*
Co szlaczki dymu w niebo wysoko śle
Stado psoszakali i gromada kruków
Które przyjdą po zamek, po jego fortecę [na wysokościach]
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota

Jego oksze i zbroja pobiją te diabły
Gwałtowni najeźdźcy potkną się i upadną
Ich wodzowie schwytani, obozy spalone [i z ziemią zrównane]
Na ścianach bastionu na wietrze zawisną
W jego królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota, jego królestwie złota
Królestwie złota

_____
* Wersja alternatywna: Na horyzoncie widać już wrogi obóz

[2012]

Tłum. Matjas & TŁM


Paranoja (husaria a rewolucja francuska)


Przypomina się pewna gra komputerowa, w reprezentujący Hindusów Gandhi zrzucał na przeciwników politycznych bomby atomowe...

Moje boje z tradycją: Wyznania

 Lśnij, potęgo Kościoła*
(Fot. MDK)

"Ten raz pójdę na Mszę tradycyjną, chociaż wolę <<nową mszę>>" - usłyszałem. Tak jakby nasze wolenie czy niewolenie miało istotny wpływ na to, co jest miłe Panu Bogu...

Powyższa wypowiedź świadczy o pewnym sukcesie nowej taktyki modernistów, którą można by w skrócie określić sformułowaniem: "dla każdego coś miłego". Ty, człowiecze, wolisz "po staremu" - prosimy bardzo, droga wolna. Masz swoje racje. A ty, człowiecze, wolisz "po nowemu" - i ty masz swoje racje.

Przypomina to nieco sytuację z anegdoty o rabinie, do którego przyszli kolejno mąż i żona. Każde z małżonków narzekało na drugą stronę związku. Rabin powiedział mężowi: "Masz rację". Następnie żonie: "Masz rację". Wreszcie opowiedział o tych wizytach i swoich reakcjach własnej połowicy. Ta skomentowała: "Przecież oni oboje nie mogli jednocześnie mieć racji". "I ty masz rację" - odrzekł rabin...

Kiedy zaczynałem chodzić na Mszę świętą przez duże "em", też tej liturgii z początku "nie czułem". Ale oto tu jest coś więcej niż człowiek i jego odczucia. Nie rezygnowałem. Chodziłem dalej.

(Zdałem też sobie w pewnej chwili sprawę, że tradycyjna liturgia może być szalenie wymagająca intelektualnie. Podobnie jak szalenie wymagająca intelektualnie jest traktowana z powagą katolicka wiara i nauka Kościoła).

W pewnej chwili coś "zaskoczyło". Ale to nie była "praca własna", czy też osobisty wysiłek umysłowy czy duchowy - które, swoją drogą, też są łaską...

Kacper Tomasz Lidzki

_____
* Aluzję zawdzięczamy JJ. Serdeczne podziękowanie!

Trzecia wojna światowa już trwa

Nie wydaje się specjalnie widowiskowa. A może jest tylko mniej niż inne wojny widoczna. Żniwo zbiera niezmiennie krwawsze od wszystkich relacjonowanych zazwyczaj konfliktów.

To wojna z dziećmi nienarodzonymi.

Wojna, której ofiarami padają masowo niewinni mali ludzie.

Wojny dobrze widzialne, widoczne, w widowiskowy sposób dotykające osób już narodzonych mogą stanowić w wielkiej mierze pokłosie owej wojny. Wojny lekceważonej i zapominanej. Wojny jakby niewidzianej - choć nie niewidzialnej.

A czy my mamy świadomość, że taka wojna się toczy? Po której stronie walczymy?

MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (4)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------



Telewizja!

Na lekcję rosyjskiego wpadła do nas któregoś dnia jak burza pani dyrektor. Przerwała Aldonie odpowiedź i oznajmiła:
– W szkole jest telewizja. Czy można ją wpuścić do pani na lekcję?
Pani ogromnie zapaliła się do tego pomysłu. Zaraz kazała nam poprawić firanki. Michalina wytarła tablicę i zamiotła podłogę. Pani włożyła rzuconą wcześniej niedbale na krzesło część ubrania i zapowiedziała, że nie będzie pytać na oceny. Byliśmy gotowi na przyjęcie telewizji.
Kiedy weszła, na twarzy pani malowała się bezgraniczna radość. Nie chciała zrobić telewizji zawodu. Prosiła więc do odpowiedzi tylko te osoby, które dobrze odpowiadały już wcześniej.
Programu z naszą lekcją nigdzie chyba nie pokazano. A szkoda, bo wybrane przez panią osoby odpowiadały naprawdę nieźle.


Pobieranie

Na rosyjskim przyszedł do nas z drugiej grupy Damazy, aby wziąć dziennik. Nim wszedł do klasy, elegancko zapukał, po czym zapytał:
– Czy mógłbym pobrać dziennik?
Dziennika się nie pobiera – odrzekła pani. – Pobiera się pieniądze. Nie umiesz zachowywać się i mówić normalnie. Dziennika ci nie dam, więc może ktoś inny z waszej grupki po niego przyjdzie.
Damazy spokojnie opuścił salę. Wtedy pani nie omieszkała powiedzieć, co o nim myśli:
– Błazen! Komediant!







Przypadek

Aleksy nie nauczył się na poprzednią lekcję języka rosyjskiego. Pani zdecydowała więc, że spyta go na kolejnej. Aleksy miał odpowiadać z wybranej przez panią czytanki z podręcznika.
Pani powiedziała:
– Cała klasa widzi, że ja wybieram zupełnie przypadkowo!
Potem zaczęła skrupulatnie wertować podręcznik, jeżdżąc po nim palcem i szukając wzrokiem odpowiedniej czytanki. Żmudne poszukiwania zakończyły się sukcesem:
– O, tę czytaj!


Bardzo ciekawa klasa

Pani od polskiego przy każdej okazji stara się zaznaczyć, że nasza klasa jest beznadziejna, a w porównaniu z drugą be okazuje się, że nie umiemy zupełnie nic.
Kiedyś pani dyrektor zauważyła:
– Klasa druga be jest bardzo ciekawa.
Pani natychmiast zareagowała:
– Bardzo ciekawa.
Ignacy zapytał później Hipolita z drugiej be, czy wie, na czym polega to, że jego klasa jest bardzo ciekawa.
Nie wiem – brzmiała odpowiedź. – Bo u nas na lekcjach pani mówi, że nic nie umiemy, i daje was za przykład do naśladowania.






Prawda, humor i takt

Pani od polskiego w ferworze dyskusji z wygadanym jak zwykle Damazym pouczyła całą klasę:
Prawda leży zawsze gdzieś pośrodku.
Kosma próbował przekonać panią, że to nieprawda. Nie udało mu się jednak dokończyć wypowiadanej kwestii, bo pani ucięła dyskusję krótkim:
Bez dyskusji. Miejmy poczucie humoru, ale również taktu.
O tym, że pani charakteryzuje się jednym i drugim, przekonaliśmy się niedługo później.
Pani niegdyś zaprosiła nas na lekcję do klasy drugiej be, żeby „pokazać nam, jak należy pracować”.
Kiedy więc Kosma, Damazy, Aleksy, Bazyli, Ignacy i ja przyszliśmy na zajęcia drugiej be, pani odgoniła nas od drzwi ze słowami:
Ja tylko żartowałam.


Bez przymuszania

Jak co roku, na koszt szkoły miała odbyć się wycieczka dla kilkunastu uczniów. Wybierano ich demokratycznie – po jednym z klasy.
Damazy, Ignacy, Kosma, Aleksy, Bazyli, Cyryl, Ksawery i ja postanowiliśmy, że pojedzie jeden z nas. Potem miał opowiedzieć innym, jak było.
Bazyli i Ksawery nie chcieli jechać, ale inni tak. Cyryl zaproponował, żeby zagrać w kulki. Zgodziliśmy się, no i wygrał Damazy.
Wszyscy na niego zagłosowaliśmy. Ale pani stwierdziła:
Nie będziemy nikogo przymuszać.
I na wycieczkę pojechała Aldona.




Grzeczne zachowanie

Pani od polskiego obiecała Aleksemu i Damazy, że postawi im czwórki za odpowiedź, ale tego nie zrobiła.
Wtedy Damazy z Aleksym poszli do pani wychowawczyni, aby poprosić o pomoc. Nie chciała ona jednak rozmawiać z panią od polskiego i poradziła:
Zachowujcie się grzecznie, to pani wam postawi.

Demokracja

W szkole mamy dużo demokracji. Głosowania odbywają się na przykład podczas lekcji WF. Wybieramy wtedy, w co grać.
Ostatnio na lekcji wychowawczej pani zapowiedziała:
– Dziś będziemy rozmawiać na temat, który klasa wybrała na zeszłej lekcji. Zaraz się dowiecie, jaki.
Ucieszyło nas to ogromnie – tym bardziej, że żadnego tematu na poprzednich zajęciach nie wybieraliśmy.


Odpowiedzialność zbiorowa

Damazy i Cyryl nie przyszli do szkoły na sprzątanie po zdających maturę.
Następnego dnia pojawili się i chcieli grać w nogę. Bazyli poprosił panią wychowawczynię o piłkę.
Będę postępować tak, jak wy! – brzmiała odpowiedź.
Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – powiedział Bazyli. – Przecież ja byłem na sprzątaniu.
Ale Cyryl i Damazy nie przyszli. Odpowiadamy za czyny zbiorowo.



Odpowiedzialność indywidualna

Trzeba było zmodernizować szkolne komputery. Pani nauczycielka poleciła, aby każdy przyniósł na ten cel dwa złote. Ostrzegła:
– Kto nie przyniesie w ciągu trzech tygodni, dostanie jedynkę.


Wychowanie

Damazy siedział sobie spokojnie pod ścianą i jadł kanapkę. Wtem podeszła do niego pani wychowawczyni.
Czemu nie przywitałeś się ze mną, kiedy szłam korytarzem na poprzedniej przerwie?! – zapytała groźnie. – Zamiast tego siedziałeś sobie rozparty!
Nie zauważyłem pani – odpowiedział spokojnie Damazy.
Nie przejęta tym tłumaczeniem, pani kontynuowała:
Miałeś się usprawiedliwić za ostatnią lekcję ze mną! Dlaczego nie podszedłeś i nie zrobiłeś tego? Co za zachowanie? Kto cię wychowuje?
Damazy usiłował odpowiedzieć, ale pani już obróciła się na pięcie i bez słowa oddaliła korytarzem.


Wypracowanie

Pani od polskiego zadała na poniedziałek wypracowanie. Cyryl przyniósł je pięknie wydrukowane.
Gdy zaniósł pani wypracowanie, nie chciała go przyjąć.
Dlaczego? – zapytał.
Bo ja przyjmuję tylko prace napisane ręcznie. Na maturze nie będziesz miał komputera.







Wybory

W naszej szkole panują zasady demokracji. Wczoraj na dużej przerwie przyleciał do nas Ksawery i zawołał:
Będziemy mieli wybory na prezydenta szkoły!
Następnego dnia kilku uczniów rozsiadło się na korytarzu za stolikiem i wydawało karty do głosowania. Nikt nikogo o imię ani o identyfikator nie pytał, więc Bazyli zagłosował za siebie i za Aleksego, którego akurat nie było.
Wybory udały się nadzwyczaj. Startował jeden kandydat, a potem i tak je unieważniono.


Cytaty

Pisaliśmy wypracowanie klasowe. Damazy użył w swojej pracy wielu cytatów z książek, które czytał.
Ale dostał tylko dwóję.
Damazy chciał zapytać panią nauczycielkę, skąd tak niska ocena. Pani jednak uprzedziła go i, zanim zdążył zadać pytanie, ogłosiła całej klasie:
Dużo osób ma obniżone oceny, bo użyło zbyt wielu cytatów. Istnieje podejrzenie, iż nie były one wzięte z głowy, ale spisane z przygotowanej wcześniej ściągi.






Statut

Cyryl na godzinie wychowawczej wyraził niezadowolenie z pracy jednej z nauczycielek.
Pani wychowawczyni poradziła:
Jak ci się coś nie podoba, to zgłoś się o interwencję do strażników statutu.
Cyryl nie skorzystał z propozycji. Oboje strażnicy byli nauczycielami. Jeden kompletnie statutu nie znał. Drugi, owszem, znał, ale regularnie go łamał, udzielając korepetycji własnym uczniom.


Siła bazyliszka

Pani od rosyjskiego ujawniła swą niezwykłą umiejętność. Powiedziała:
– Ja wystarczy, że spojrzę na twarz, i już wiem, co komu postawić na koniec roku. Nawet bez ocen z dziennika.


Ton i miny

Pani od chemii dostała na lekcji szału i postawiła Ignacemu trzy pały naraz. Chwilę po tym wyjaśniła, dlaczego:
Zdenerwował mnie twój ton i miny.


Niewłaściwy, stary, ale jary

Pani podała na chemii niewłaściwy wzór jednego ze związków. Objaśniła:
Jest on co prawda zły, ale powszechnie używa się go w starych podręcznikach, więc trzeba go znać.



Przedsiębiorczość

Cyryl, Ignacy, Bazyli, Kosma i ja postanowiliśmy co nieco zarobić. Kosma znał właściciela jednej ciastkarni. Przed lekcjami kupiliśmy od tego właściciela pączki, a potem zaczęliśmy sprzedawać na dużej przerwie. Szło nam świetnie! Do czasu...
Do czasu, gdy zostaliśmy wezwani do gabinetu dyrektorskiego, gdzie surowo zabroniono nam działalności handlowej.
Cóż, pozostałe pączki (naprawdę niewiele!) zjedliśmy na następnej przerwie. Umiliło nam to nieco czas; powtarzaliśmy sobie akurat materiał do klasówki z przedsiębiorczości.


Krzaczków nie połamano

Dla całej klasy trzeciej be urządzono wyjazd za miasto. Pojechała też pani wychowawczyni i rodzice dwójki uczniów.
Gdy znaleźli się już na miejscu, pani siadła sobie z rodzicami przy stoliczku w zajeździe. O zajęciu dla uczniów wcale nie pomyślano.
Kilku z nich poszło więc rozejrzeć się po okolicy. Po jakichś piętnastu minutach wrócili.
Chłopaki! – krzyknął jeden z przybyłych. – Chodźcie z nami na truskawki!
To niedaleko! – dodał drugi – więc pani o niczym się nie dowie.
Pozostali dołączyli do nich i poszli zrywać truskawki. Zauważył ich właściciel plantacji. Wszyscy wzięli nogi za pas.
Ale rolnik dowiedział się, pod czyją opieką pozostaje cała grupa. Przyszedł więc do pani wychowawczyni i poskarżył się na to, że ukradziono mu truskawki. Pani nie zrozumiała pretensji i odparła:
O co chodzi?! Przecież nie połamali krzaczków!


Projekt okładki: Sztukmistrz

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

MIKOŁAJEK WCHODZI DO EUROPY (3)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------



Uwagi

Czasem zdarza się któremuś z chłopaków narozrabiać. Wtedy nauczyciele karzą uwagami wpisywanymi do dzienniczków.
Ignacy, który nie odrobił lekcji z matematyki, sam sobie napisał: „Nie odrobiłem pracy domowej i nie powiedziałem o tym nauczycielowi”. Pani dopisała do tego: „Nie przyszedłem i nie wyjaśniłem wszystkich wątpliwości”.
Tuż po lekcji Cyryl śpieszył się do domu i został poproszony przez panią o wpisanie sobie do dzienniczka uwagi: „Biegam do szatni”.
Kosma wpisał sobie podobną: „Biegam po schodach”.
A wczoraj jedna z dziewczyn poprosiła inną o chusteczkę. Za to została ukarana uwagą takiej treści: „Magda nie nosi wystarczającej ilości chusteczek higienicznych”.



Zabójcza logika

Mieliśmy dziś zastępstwo. Pani od biologii nie przyszła, a zamiast niej lekcję miała prowadzić pani od matematyki. Powiedziała nam, żebyśmy zajęli się odrabianiem zadanych lekcji z jej przedmiotu.
Kiedy Cyryl już skończył, wyciągnął niemiecki, aby zrobić to, co zadano do domu. Pani bardzo się zdenerwowała i zrugała Cyryla:
– Schowaj ten angielski!
– Proszę pani – odparł Cyryl. – Ale to jest niemiecki.
– Nieważne, co to jest. I tak schowaj.
Tu włączył się Ksawery:
– Cyryl zajął się niemieckim, żeby się nie nudzić. Zrobił już pracę domową z matematyki. Już nie ma co z niej robić.
– To niech schowa niemiecki i robi matematykę.


Telefony, telefony...

Geografia była okropna. Damazy, Ignacy i ja dostaliśmy pały. Ale kiedy odpowiadać miał Ksawery, nagle zadzwonił telefon nauczyciela. Pan geograf wyszedł na korytarz i tam rozmawiał. Ksawery jedynki nie dostał, bo zanim pan wrócił, już zadzwonił dzwonek.
Później mieliśmy matematykę. Właśnie gdy pani zaczęła omawiać funkcje malejące, odezwał się jej telefon. Musiała więc wyjść. Rozmowa trwała dość długo, więc lekcja szybko dobiegła końca.
Na fizyce telefon zadzwonił Kosmie i to on musiał wyjść.
Myśleliśmy, że na dziś to już koniec z telefonami. Pani od polskiego nie chwaliła się nam nigdy swoją komórą. Ale na wizytację przyszła pani dyrektor. Z pieczołowitością rozłożyła aparat przed sobą na ławce, aby – gdyby ktoś zadzwonił – być zawsze w pogotowiu.



Leona wylali ze szkoły

Leon pobił się z Damazym. Przechodząca akurat korytarzem pani rozdzieliła ich, a do Leona powiedziała:
Zostaw go, ty gnojku!
Leon powiedział:
Proszę nie obrzucać mnie inwektywami.
Na te słowa pani wpadła w szał i kazała Leonowi pójść ze sobą do pokoju nauczycielskiego.
Tam doszło do małej draki z udziałem pani wychowawczyni. Na następnej lekcji przyszła ona do klasy i poprosiła Leona do pani dyrektor.
Jej gabinet nie był wcale przyjemny. Pani dyrektor też nie. Wykrzyczała kilka uwag, po czym zadzwoniła do rodziców Leona i wezwała ich do szkoły.
Podczas spotkania pani dyrektor zwróciła uwagę na to, że Leon jest bezczelny i że nigdy nie wychowywałaby dzieci w podobny sposób. Rozmowa trwała niedługo, ale konsekwencje całego zajścia Leon odczuł podczas kolejnych dni w szkole.
Dziwnym trafem właśnie on notorycznie dostawał zaniżone oceny. Panie stosowały wobec niego szczególną taryfę.
Wreszcie rodzice zabrali Leona ze szkoły. Od przyszłego semestru będzie chodził gdzie indziej. Ale na świadectwie ocena naganna z zachowania zostanie.


Klasówka ze ściągą

Ostatnio Ignacy ściągał z zeszytu na klasówce z matematyki i dostał za to pałę. Ale podczas najbliższego sprawdzianu z historii z pewnością się to nie powtórzy. Pani zapowiedziała go następująco:
– Ta klasówka to będzie klasówka ze ściągą.
Ignacy musiał się bardzo ucieszyć.






Silniczek

Na fizyce pani opowiadała o silniczku elektrycznym. Opisała szczegóły jego budowy. Damazy powiedział mi, że pani mówiła bzdury na ten temat, ale głośno nie zaprotestował.
Następnego dnia stała się rzecz niezwykła: Damazy zgłosił się do odpowiedzi!
Przez kilka minut odpowiadał na pytania pani, a potem powiedział, że z silniczkiem wcale nie jest tak, jak opowiadała dzień wcześniej. I wyciągnął z tornistra silniczek elektryczny.
Ale nie zdążył już zademonstrować nam jego działania, ponieważ pani stanowczo stwierdziła:
– Damazy, siądź. Nie możesz już dłużej odpowiadać, bo nie mamy czasu.


Bezczelność

Aleksy wziął udział w olimpiadzie z chemii. Doszedł nawet do finału. Pochwalił się swoim osiągnięciem pani nauczycielce. Według regulaminu oceniania powinien na koniec roku dostać z chemii szóstkę.
Okazało się jednak, że na konkursowej karcie informacyjnej Aleksy wpisał w rubryce „przygotowujący mnie nauczyciel” swojego prywatnego nauczyciela (który go rzeczywiście uczył), a nie panią ze szkoły.
Gdy więc poprosił o wpisanie szóstki, pani powiedziała:
Co za bezczelność!










Apel o punktualność

Dziś pani dyrektor była bardzo zajęta. Przyszła do nas na lekcję jakieś 25 minut po dzwonku. Powiedziała, że musi jeszcze wyjść i żebyśmy przygotowali się do apelu, który zacznie się za pół godziny.
Apel składał się z długiego przemówienia pani dyrektor oraz wyczytywania i nagradzania oklaskami kilkudziesięciu uczniów. To zajęło jakieś pół godziny.
Na koniec pani dyrektor chwyciła w dłoń mikrofon i w ostrych słowach skrytykowała spóźnialstwo. Kosma aż się zaczerwienił – wczoraj przyszedł na historię minutę po dzwonku...


Zakaz kopania

Aleksy złamał nogę. Było tak: pożyczyliśmy piłkę od nauczycieli gimnastyki i poszliśmy na boisko grać. W jednej drużynie: Ignacy, Ksawery i ja; w drugiej: Aleksy, Kosma i Cyryl.
Prowadziliśmy już 5:2, kiedy Aleksy okiwał wszystkich i pędził na naszą bramkę. Ale tuż przed nią potknął się o jeden z betonowych guzów, których u nas pełno, i złamał nogę.
A następnego dnia pani dyrektor zakazała pożyczania uczniom piłek.







Nieznane literki

Metody nauczania naszej pani od języka rosyjskiego są zadziwiające.
Zaczynaliśmy naukę od zera, ale kilka osób uczyło się już wcześniej prywatnie.
Najpierw mieliśmy poznawać litery. Pani napisała na tablicy kilka z nich, a potem przeszła po klasie, aby zobaczyć, jak idzie ich przepisywanie.
Kiedy podeszła do Ignacego, zobaczyła, iż napisał na górze strony „urok” (lekcja). Na to zakrzyknęła:
Jak ty możesz coś takiego pisać?! Przecież ty jeszcze nie znasz tych literek!!!


Choinka i jedynka

Na pierwszej klasówce z rosyjskiego (krótko przed Bożym Narodzeniem) dostaliśmy do tłumaczenia bardzo ciekawe zdania: „Sasza ładnie śpiewa, dlatego zaśpiewa na szkolnej Choince”. Zabawa była przednia, dopóki nie nadszedł dzień oddawania klasówek. Wszyscyśmy się trzęśli, bo wiele osób napisało je gorzej niż niedobrze. Ale nie było żadnych pał. Pani powiedziała:
– To była pierwsza klasówka. Nie chciałam wam stawiać złych ocen. Jak ktoś ma 2–, to to jest jakby 1.


Dzień Nauczyciela

Cyryl bardzo się przestraszył, bo w czwartek miał odpowiadać z fizyki. Okazało się, że martwi się niepotrzebnie. W środę na polskim do sali weszła pani wychowawczyni i ogłosiła:
Jutro jest Dzień Nauczyciela. Nie przychodzimy więc do szkoły.
Cyryl odetchnął z ulgą.



Polish psycho

Cyryl i Kosma dostali od pani wychowawczyni wezwanie na rozmowę.
Rozmowa zaczęła się w ten sposób, że pani zaczęła wrzeszczeć. Chodziło, zdaje się, o zachowanie na lekcjach. Dostało się przede wszystkim Kosmie. Podobno skarżyło się na niego wielu nauczycieli.
Których? – chciał się dowiedzieć Kosma. – Jeśliby mi pani powiedziała, wiedziałbym, na jakich zajęciach się poprawić.
Pani nie odpowiedziała, ale zaczęła besztać go w ostrych słowach. Gdy doszła do „gówniarza”, Kosma wstał, po czym podszedł do drzwi ze słowami:
Dziękuję bardzo, ale nie mam zamiaru być nadal obrażany. Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać. Do widzenia.
Kilka dni potem wezwanie do szkoły dostała mama Kosmy. Podczas rozmowy z panią wychowawczynią doszła do wniosku, że Kosma ma ze sobą jakieś problemy. I wspólnie z panią zaleciła mu wizytę u psychologa.


Festiwal

Jak co roku, odbył się w naszej szkole festiwal. Swoje dokonania artystyczne prezentowali uczniowie szkoły oraz zaproszeni goście.
Poszedłem na jedno z przedstawień z kolegami. Siedliśmy mniej więcej w środku sali gimnastycznej, w której się odbywały.
Chwilę po nas do sali wpadł Damazy, a pani dyrektor natychmiast zwróciła mu uwagę, że nie przypiął sobie we właściwym miejscu identyfikatora.
Po jakichś piętnastu minutach wszystko się zaczęło. Cyryl powiedział, że sztuka jest do chrzanu, a Kosmie nie spodobało się, że aktorzy podpalili scenę. Mieli chyba tego dość także uczniowie ze starszych klas, bo siedząca pod tylną ścianą grupa zaczęła w najlepsze rozrabiać. Później okazało się, że była podpita. W drodze powrotnej do domu zdemolowała więc szatnie. Skarżącym się na to paniom szatniarkom pani dyrektor wyjaśniła:
Przecież młodzież musi się wyszaleć.



Zidentyfikowany zawsze ubezpieczony

Pani dyrektor postanowiła, że musi zostać wydana nowa partia identyfikatorów (po trzy złote sztuka). Kiedy każdy dostał już swój, Aleksy, Cyryl, Ksawery oraz Damazy przyczepili je sobie do butów, Ignacy natomiast do paska.
Pani dyrektor te pomysły się nie spodobały i zagroziła obniżeniem oceny z zachowania, jeśli identyfikatory nie znajdą się na swoim miejscu – to jest na lewej piersi. Aleksy, Cyryl i Ksawery zastosowali się do życzenia pani dyrektor. Tylko Ignacy nadal nosił swój identyfikator na pasku.
Kosma powiedział, że teraz wszyscy nauczyciele dostali polecenie, aby dokładnie pilnować, czy identyfikatory noszone są zgodnie z zasadami. Nie mylił się.
Już na następnej lekcji pan od historii zapowiedział:
Osoby, które nie noszą identyfikatorów, jak trzeba, nie dostaną ode mnie złej oceny z zachowania, bo to nieskuteczne. Zapytam je po prostu z historii. A nikt i tak nie zdoła mi udowodnić, że zrobiłem to z powodu braku identyfikatora.


Błędy

Znów pisaliśmy na rosyjskim klasówkę. Należało, jak zwykle, przetłumaczyć piętnaście zdań.
Po otrzymaniu pracy Kosma niepomiernie się zdziwił. Miał 17 błędów i dostał 3+. Aldonie pani poprawiła pracę w 58 miejscach i postawiła 3.
Kosma nie miał jednak jak zaprotestować, bo pani nie prowadzi żadnej punktacji, a ocena „wynika z oglądu całej pracy”.



Projekt okładki: Sztukmistrz

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

MOJE BOJE Z TRADYCJĄ: Tradycyjny zegarek

źle wygląda na ręku sprawującego Mszę świętą księdza.

Nietradycyjny zresztą też.

Czy udałoby się skłonić kapłanów, aby przed wejściem do prezbiterium skutecznie zakrywali czasomierz szatami - albo nawet zdejmowali go i zostawiali w zakrystii? Nie sprawiali nawet wrażenia, iż liczą Panu Bogu czas?...

Mark Knopfler „Złamane kości”


Podoba jej się facet ze złamanym nosem
Szczęściarz ze mnie – no proszę
Jak co miesiąc rachunki – spadają na mnie strzały
Niedługo zaczną mówić, żem na to za stary

Gong dzwoni; cóż: zdanyś na własne ręce
Zażywasz swego* – nie narzekasz wielce
Jak mężczyzna – na brodę to przyjmujesz
Gdy trener rzuca ręcznik – zbyt się nie przejmujesz

Dajcie mi iść do domu, w lodzie poleżeć muszę
I żadnych więcej rad niech już nie słyszę
Tylko dajcie me ciuchy
Stąd mnie zabierajcie
Ile jeszcze szwów na twarz mi ponakładacie?

Te złamane kości – podnosisz je i niesiesz
Złamane kości, niesiesz je do domu
Złamane kości, podnosisz je i niesiesz
Złamane kości, niesiesz je do domu

Mocne dawał pointy – żartem byłem dlań
Jakby coś mi łamał – czułem każdy strzał
To dużo więcej niż człowiek winien znieść
Pod ciosem prawej w końcu musiałem paść

Dajcie mi iść do domu, w lodzie poleżeć muszę
I żadnych więcej rad niech już nie słyszę
Tylko dajcie me ciuchy
Stąd mnie zabierajcie
Ile jeszcze szwów na twarz mi ponakładacie?

Te złamane kości – podnosisz je i niesiesz
Złamane kości, niesiesz je do domu
Złamane kości, podnosisz je i niesiesz
Złamane kości, niesiesz je do domu

_____
* Lub: Dostajesz swoje

[2015]

Tłum. Paweł M. & TŁM