Taka jest nasza historia (najnowsza)

Było tak: następcę PGRu celowo doprowadzono do "stanu upadłości", po czym sprzedano za grosze Niemcowi. I dzięki uzyskanym w nieuczciwy sposób pozycji i majątkowi to on prowadzi skup owoców z całej okolicy i dyktuje ceny.

Jak to "dyktuje"? - zapytamy. Ano tak. A okoliczni Polacy robią na Niemca. (Przy czym jego narodowość nie stanowi tu głównego zarzutu - chodzi przede wszystkim o nieuczciwy sposób, w jaki zdobył obecną pozycję).

Zamysł jest prosty: niech polski rolnik rokrocznie trochę zarabia - ale nie za dużo; ma wychodzić tylko nieco ponad zero; aby się nie wybił, nie zyskiwał większego wpływu na rzeczywistość, nie stanowił dla inżynierów społecznych i cudzoziemskich nieuczciwców konkurencji.

Próbowano uzyskać dla siebie coś więcej drogą strajku: dajesz nam, Niemcze, za niskie ceny - to my nie sprzedamy ci naszych owoców i splajtujesz. Jeden rolnik się wyłamał. Kolejni - po kolei również.

Może zabrakło konsekwencji, sąsiedzkiej pomocy i zaciśnięcia pasa? "Będzie nam przez ten pewien czas trudniej, trzeba będzie się pewnych wygód wyrzec, ale gra warta świeczki - pomagajmy sobie wzajemnie, a w pierwszej kolejności wesprzyjmy najbardziej potrzebujących sąsiadów - i może się uda?". Tym razem się nie powiodło.

Do następnego razu? Do następnej próby?

Wszystko zaczyna się od miłości Boga i bliźniego. I na nich się ostatecznie kończy.
Wyrzeczenia też grają istotną rolę.
Chcecie wykurzyć Niemca i sami zyskać kontrolę nad skupem i dystrybucją Waszych wyrobów? Może trzeba będzie pójść tą właśnie nienajłatwiejszą z dróg?

ZDROWY PATRIOTYZM

Usłyszałem takie zdania:

Bardzo mi przykro, ale Polska
(kultura, język, fantazja → wszystko)
jest najlepsza i nic na to nie poradzę.

Być może Irlandczyk albo Szwajcar (o ile coś takiego występuje) powiedziałby to samo w odniesieniu do swojej ojczyzny, ale niczego to nie zmienia. Polska jest najlepsza.

Wspieraj Polish nacjonalizm

Wśród samozwańczych hurrapatriotów zwących się nacjonalistami zaznacza się ciekawa cecha: oni rzekomo Polskę kochają, ale głoszą to nosząc na przykład koszulki z napisem POLAND, czy promując filmy o żołnierzach z napisem POLAND na hełmach. Furda taki patriotyzm!

Dziwi, że firma "patriotyczna" nazywa się tak dziwacznie, że trzeba naprawdę nałamać sobie głowę, by ustalić, że po rozwinięciu jej nazwy i przełożeniu na polski chodzi o "wolność". Dziwi, że pismo ogłaszające się bastionem wielkiej Polski promuje płytę zespołu poświęcającego pochwalną piosenkę kreaturze takiej jak niejaki Leon Degrelle. Tylko niedopatrzenie, czy świadoma decyzja o promocji bohatera nazistów? Albo może działanie na zasadzie: "inne piosenki nie są tak kontrowersyjne, a tej nikt nie zauważy i cedek dobrze się sprzeda"? 

* W * W * W * 
 
W ramach szerzenia polskości w świecie należałoby chyba postarać się o to, aby jak najwięcej obcjokrajowców poznawało naszą piękną mowę, uczyło się jej i rozmawiało po polsku. Na początek można zaczepiającym nas cudzoziemcom odpowiadać wyłącznie po polsku albo wymagać od nich, aby zadawali pytania w naszym języku. (Rozumiem już tych Francuzów, którzy odmawiają rozmawiania z cudzoziemcami po angielsku etc. Inna sprawa, że obrona francuszczyzny to chyba już sprawa przegrana).

* W * W * W *

Byłem na Powązkach, kiedy chowano Łupaszkę. W kościele dzieją się jakieś liturgie, a tu przed świątynią skandujący hasła kibole-"narodowcy" ~ wcale niezainteresowani religijną stroną zagadnienia. Oni przyszli po rozróbę.

Spotykano też "narodowców" na Mszy świętej, a ci nie umieli się przeżegnać, bo nikt ich tego nie nauczył; oni nie przyszli uczestniczyć w liturgii, ale zbierać podpisy za swoim kandydatem.

No więc wreszcie - rodzimowiercy.

* W * W * W *

Polak-katolik.

Z prawidłową wersją Katechizmu:

Kochasz Polskę? Kocham szczerze?

Komu wierzysz? Bogu wierzę.

Jak Ci na imię?

Ździebko obserwacji

W zeszłym roku u Angoli drugie miejsce na liście najbardziej popularnych imion męskich zajął Mahomet. Serdeczne gratulacje! Oby tak dalej!

W Polsce obserwujemy powrót Wojciechów i Stanisławów.

Czym powodowana jest ich popularność? Jakimś serialem, filmem, czy głębszym poznawaniem żywotów świętych Pańskich?

W krainach zdominowanych przez protestantów często nadaje się dzieciom imiona bohaterów starotestamentalnych; niektóre z nich spotyka się również w Polsce: Dawid, Benjamin. Ale już niekoniecznie Mojżesz, Jozue, czy Lewi. Co ciekawe, nie ma też Łazarzy.

Są w krajach anglojęzycznych Wiara, Nadzieja i Miłość (Faith, Hope, Charity), a w rosyjskim Вера, Надeжда i Любовь. W Polsce imienia Miłość nie nadaje się.

W krajach hiszpańskojęzycznych roi się od Jezusów.

W Polsce nadaje się imię Maria (uwaga! nie: Maryja!).
I to chyba rozstrzyga spór o to, czy stosowne jest nadawanie dzieciom imienia Matki Zbawiciela (niektórzy próbowali obchodzić ten problem dając córce np. Marianna). Język polski jest, jak się okazuje, również w tej kwestii pięknie precyzyjny.

Imię Maria mogą nosić też mężczyźni - ale nie jako pierwsze.

U Anglików imię Evelyn traktuje się jako zarówno męskie i żeńskie (nosił je Waugh, autor Powrotu do Brideshead).

Czy słuszne jest takie założenie, że człowiek (przynajmniej drugie) imię przynosi na świat ze sobą? Może lepiej nadać mu imię patrona, którego wspomnienie danego dnia obchodzimy, jako drugie: będzie mógł wtedy świętować imieniny i urodziny w innym czasie i dostanie dwa razy tyle prezentów?

Stałość w "świecie ciągłej zmiany"

Crux stat, dum volvitur orbis

Jak bardzo tęsknimy za czymś stałym. Chyba wiele osób byłoby całkiem zadowolonych, gdyby świat "zatrzymał się" na obecnym etapie, gdyby wiedzieli już, że w doczesności coś jest pewne na sto procent, że ich życie potoczy się już dalej utartym szlakiem... Że nawet w tych niedoskonałych warunkach coś okaże się stałe: na przykład w sferze gospodarki - stabilne ceny, niezmienne stawki podatkowe, przepisy państwowe, do których zdołaliśmy się już przyzwyczaić...

W świecie reklamowanym nam i zachwalanym jako "świat ciągłej zmiany" trwa poszukiwanie stałości. Skąd się to bierze? Może z tęsknoty za Bogiem, w którego i któremu tak wielu nie wierzy - i próbuje budować sobie własne cielce: na przykład Święty Spokój.

Duża stabilizacja, większa stabilizacja

Jak ją osiągnąć? Czy ~ mając świadomość, że dążyć mamy przede wszystkim do Ojczyzny wiecznej ~ zdołamy pokusić się o wypracowanie możliwie "znośnego" sposobu bytowania w świecie doczesnym?

Czy dobrze pamiętam, że czytałem niegdyś o parafii, w której zorganizowano wieczystą adorację, a wierni odwiedzali Pana Jezusa często i licznie ~ a na terenie owej parafii liczba przestępstw w krótkim czasie spadła do zera?

Gdyby od tego zacząć, łatwiej byłoby zdać sobie sprawę z tego, jak naprawdę wygląda hierarchia wartości ~ a powierzając Panu Bogu wybawienie nas od powietrza, ognia, głodu i wojny ~ i osobiście dołożyć jak największych starań, by świat wokół nas kształtować w duchu normalności.

Chrzest i małżeństwo - publiczne czy prywatne

Bez małżeństwa dostąpić zbawienia można. Bez chrztu będzie to co najmniej wysoce kłopotliwe.

Na ślub zapraszamy stosunkowo dużo osób. Dlaczego tak często traktujemy włączenie nowego członka do Kościoła jako sakrament o charakterze bardziej prywatnym? Czy nie powinniśmy spraszać na sam chrzest największej możliwie liczby świadków?

Inne pomysły z zakresu świąt i uroczystości:

Czy z okazji urodzin nie powinniśmy to my właśnie obdarowywać szczególną wdzięcznością i prezentami rodziców (szczególnie matkę) - a nie (tylko) oni nas?

Czy nie byłoby dobrym pomysłem obchodzenie rocznicy poczęcia - rozpoczęcia życia? Dla podkreślenia tej istotnej prawdy, że człowiek jest człowiekiem od samego swojego początku.
Trudność praktyczna: nie zawsze dokładnie wiadomo, kiedy powstał nowy człowiek. Rozwiązanie trudności: w takim przypadku przyjmujemy datę orientacyjnie - nie chodzi nam o skrupulanctwo, ale o radość z obdarowania nas nową osobą.

Zdaje się, że niektórzy umieszczają na nagrobkach informację o dacie poczęcia dziecka zamiast daty jego narodzin. Czy nie należałoby powszechniej stosować tego zwyczaju?

("Tu leży Jan Kowalski. Żył trzy dni". A w istocie ZMARŁ TRZY DNI PO NARODZENIU. Naprawdę żył na przykład osiem miesięcy i trzy dni).

Piłkarze, czyli kto jest wolny w świecie współczesnym

Zdawałoby się, że profesjonalni futboliści to ta grupa zawodowa, która cieszy się obecnie stosunkowo dużym stopniem wolności. A to z racji na fakt, że jak na dzisiejsze warunki całkiem nieźle zarabia. Czy można jednak utożsamiać wolność z zamożnością?

Gdyby istniało takie proste przełożenie, trzeba by stwierdzić, że wolny jest ten właśnie piłkarz, który z racji podpisania kontraktu na posłuszeństwo musi włożyć na ramię opaskę oznaczającą solidarność z dewiantami seksualnymi albo wziąć udział w innej akcji z zakresu polityczno-obyczajowej bieżączki; który musi włożyć koszulkę z reklamą firmy czy inicjatywy, której osobiście wcale nie darzy sympatią; którego wynagrodzenie pochodzi z kieszeni jakiegoś dzianego poganina, którego darzy szczerą niechęcią...

A naprawdę? Kto jest naprawdę wolny?

Wolny zawód

Czy wolni są ci "artystyczni działacze", którzy zbijają kokosy na angażowaniu się w pseudosztukę ~ czy raczej ich koleżanka, konserwator, z której się śmieją, bo zamiast trzepać kasę zajmuje się renowacją dzieł sztuki sakralnej?

Wolny strzelec

Czy wolny jest mieszkaniec współczesnej aglomeracji, któremu wszystko - zdawałoby się - podtykają pod nos ~ czy raczej mongolski nomada, polujący z orłem i pędzący na koniu z rozwianą grzywą?

Katolik.

Dylematy: Ogrodzony las (Prywatne vs. "publiczne")

Czy mamy tylko takie dwie możliwości:
albo ogrodzić się po zęby i nie wpuszczać nikogo ~ albo dozwolić na swobodny dostęp do naszej własności i tylko czekać, kiedy ktoś coś złośliwie zniszczy albo zorganizuje wysypisko swoich śmieci?

N.A.W.E.T _ J.E.Ś.L.I _ każde przedstawiane nam wydarzenie jest prawdziwe, to nieistotne

Czy 100 (być może przedstawiających autentyczne wydarzenia) filmików internetowych (ich obejrzenie zajmuje nam 3 godziny) stawiamy wyżej niż te same 3 godziny poświęcone na modlitwę, spotkanie z bliskimi, spacer, wspólną grę?

"Trzeba coś wiedzieć" - ale czy faktycznie muszę Z TYM WŁAŚNIE się zapoznać?

Robić to, co mu się ŻYWNIE podoba...

może w istocie rolnik, który wytwarza swoją ŻYWNOŚĆ.

Dlatego właśnie znalazł się na celowniku różnych inżynierów społecznych. Chcą go zniszczyć, wyrugować z ziemi, przenieść do miasta, a najlepiej - za granicę. Albo przerobić na potulnego obszarnika-farmera, specjalistę od wytwarzania jednego tylko rodzaju produktu, żyjącego na pasku "dotacji".

Sutanna po nocy

Argument za poruszaniem się przez księdza wieczorem po cywilnemu: "Żeby mnie wierni nie rozpoznali; zobaczą, że łażę gdzieś po nocy i będą zgorszeni".

A jednak: jeśli takiego księdza "po cywilnemu" wierny i tak rozpozna - to dopiero będzie miał powód do snucia podejrzeń. Po co kapłan kryje się ze swoim kapłaństwem? I to o takiej porze?

A jeśli jest w sutannie? Sprawa prosta: może udaje się o późnej godzinie do chorego, który go potrzebuje.

To właśnie chodzenie przez księży bez "munduru" wydaje niedobre owoce podejrzliwości i jest wysoce podejrzane.

PIT STOP

Bank zachęca i przygotowuje specjalne formularze dla niewolników zmuszanych do składania zeznań - choćby "tylko" podatkowych. To skuteczne zazwyczaj skłanianie "prywaciarzy" (czy współczesne kolaborujące z państwami banki zasługują na to określenie?) do współudziału w grabieżczym procederze.

Na wolnym rynku te banki dawno by już upadły. Na "niewolnym" ledwie się utrzymują i potrzebują bailoutów. Wszystko to w imię mitu, że "zbyt wielki, by upaść". "Kolaborujący z państwem bank nie może zbankrutować". "Państwo nie może zbankrutować".

One już dawno zbankrutowały, ale wciąż dajemy sobie wmawiać, iż nadal normalnie funkcjonują (szczególnie, jesli uczestniczymy w podziale zagarniętych przez nie łupów).

Jak niszczyć niszczący wpływ złodziejskich banków na nasze życie?

Zlikwidować wszystkie konta (tak, ceną jest pewna niewygoda).

Przyjmować wynagrodzenie tylko do ręki, w miarę możliwości bez udziału nieproszonej trzeciej strony.

W sprawie sposobu zatrudnienia warto przemyśleć tytułowe zawołanie portalu Wybierz szarą strefę

Do zaniku państwowych egzekutorów doprowadzić przede wszystkim

Gdyby zabrakło państwowej policji... Gdyby zabrakło państwowego wojska... Gdyby zabrakło państwowych służb specjalnych... Słowem: gdyby zabrakło egzekutorów...

...cała reszta państwowego gmachu niesprawiedliwej przemocy i grabieży wali się w mgnieniu oka.

Któż dobrowolnie płaciłby podatki, gdyby za ich niepłacenie nic mu nie groziło?

QED.

To, oczywiście, koszmar państwowców, wśród nich tych, którzy opowiadają się za "państwem-minimum" (co to jest? nikt nie podaje precyzyjnej definicji); oni chcieliby właśnie silnych i dobrze opłacanych egzekutorów oraz "niewielkiej liczby innych urzędników" (co to jest? nikt nie podaje precyzyjnej definicji). Zdają się nie rozumieć, że ci "inni urzędnicy" wyrastają jak łby hydry na ramionach policji, sądów, agentów - słowem: uzbrojonych funkcjonariuszy przeznaczonych do wymuszania posłuszeństwa.

Gdy aparat niesprawiedliwego przymusu zanika i znika, jednocześnie wszystko inne idzie już "samo".

Konserwatywny liberalizm, czyli u bram piekła

Takie postawienie sprawy oburza, rzecz jasna, tzw. "konserwatywnych liberałów". Są oni bowiem w zamyśle zamordystami, wiernymi zawołaniu Stefana Kisielewskiego: "Wziąć za pysk i wprowadzić liberalizm". Powołując się na słowa najwybitniejszego obecnie polskiego filozofa wolnościowego, Jakuba Bożydara Wiśniewskiego:

Należy zawsze mieć się na baczności przed frazą "ludziom trzeba dać". Niezależnie od tego, czy kończy się ona wezwaniem do dania im chleba i igrzysk, czy wezwaniem do dania im wolności i świętego spokoju. Wynika to z tego, że składnia owej frazy wprost sugeruje - nawet jeśli jej bezosobowa forma próbuje to zamaskować - iż wypowiadana jest ona z pozycji jakiegoś podmiotu nadludzkiego, który ma prawo decydować o życiu, wolności i własności innych.
Tymczasem nikt nie ma prawa wypowiadać się z tego rodzaju pozycji, nikt nie ma prawa podejmować (bez cudzej zgody) tego rodzaju decyzji i nikt nie ma prawa wynosić się na tego rodzaju nadludzki piedestał. Nawet jeśli miałby wypowiadać z owego piedestału opinie względne rozsądne - trzeba zawsze zachowywać świadomość, że nikt nie ma prawa "dawać ludziom wolności", każdy ma za to prawo (i moralny obowiązek) przypominać ludziom, że wolność jest im dana z natury, a przez wszelkie samozwańcze nadludzkie podmioty może ona im być jedynie odebrana. Kto widzi sprawy inaczej, ten już jest mentalnie zniewolony, a kto je w ten sposób opisuje, ten owo zniewolenie - często nieświadomie - utrwala.

Fakt, że czołowy publicysta ruchu koliberalnego przystąpił ostatnio do bezpardonowego ataku na idee wolnościowe, świadczy na rzecz tezy, iż koncepcje owe ugruntowują się coraz mocniej w dyskursie publicznym. Szczerze liczymy na to, że dalej wszystko potoczy się zgodnie ze scenariuszem: Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. W końcu wygrywasz.

Praktyka

Śmie który z was, mając sprawę przeciw drugiemu, sądzić się przed niesprawiedliwymi, a nie przed świętymi?
Azaż nie wiecie, iż święci będą ten świat sądzić? A jeźli od was świat sądzon będzie, nie godniżeście sądzić rzeczy najmniejszych?
Nie wiecie, iż Anioły sądzić będziemy? jako daleko więcéj rzeczy świeckie?
Jeźli tedy będziecie mieć sądy świeckie, którzy są wzgardzeni w kościele, tych wysadźcie na sądzenie.
Mówię ku wstydowi waszemu. Także niemasz między wami mądrego żadnego, któryby mógł rozsądzić między bracią swoją?
Ale się brat z bratem prawuje, i to przed niewiernymi?

~ pisze święty Paweł (Kor 6, 1-6)

Jeśli potraktujemy jego słowa poważnie, okazuje się, że dla sądów państwowych istnieje

NATURALNA KONKURENCJA

W starciu z skupiającą funkcjonariuszy państwowych machiną wielkim sprzymierzeńcem mogłyby okazać się sądy kościelne - gdyby postarały się o to, aby traktowano je poważnie, a nie jak maszynki do wydawania zaświadczeń o nieważności małżeństwa.

Znakiem normalności będzie dla nas to:
- katolicy rozstrzygają spory między sobą przed trybunałem ortodoksyjnego biskupa
- ignorujemy funkcjonariuszy państwowych; mamy naszych własnych, katolickich, prywatnych stróży porządku, notariuszy, arbitrów, rozjemców
- naszą własną katolicką armię
- wolny dostęp do broni palnej

Brzmi jak marzenie?

Nie, to tylko na dobry początek.

Święto Niepodległości Szkoły

Będziemy je w praktyce obchodzić wtedy, gdy większość rodziców w wolny i odpowiedzialny sposób zatroszczy się o edukację powierzonych swojej opiece dzieci. Gdy na zasadzie dobrowolności zaczną wyrastać jak grzyby po deszczu prywatne szkoły gardzące prawami państwowymi (i niekorzystające z kradzionych w podatkach środków), zbiorowe oraz indywidualne kursy nauczania na kształt Uniwersytetu Latającego albo tajnych kompletów z czasów okupacji cudzoziemskich funkcjonariuszy państwowych. W zależności od potrzeb, możliwości i talentów ucznia oraz wymogów samej dyscypliny wiedzy będzie mógł on wziąć udział w rozmaitych formach szkolenia: od zbiorowych zajęć sportowych ~ poprzez grupowe spotkania historyczne, czy artystyczne w plenerze ~ po indywidualną naukę gry na instrumencie czy języka obcego. Albo może okaże się genialnym samoukiem. Oczywiście, to wszystko może objawić się w jeszcze innych konfiguracjach.

Dziś wielu wspaniałych nauczycieli nie pracuje zarobkowo jako nauczyciele, bo sztucznie wypaczone warunki ekonomiczne oraz niesprawiedliwa interwencja funkcjonariuszy państwowych doprowadziły do tego, że w kategoriach finansowych bardziej "opłaca im się" pędzić żywot państwowego biurokraty albo innego pasożyta. Z kolei miejsca prawdziwych nauczycieli pozajmowały dziś po wielekroć osoby, które powinno się od uczniów i studentów odganiać kijem. Karierowicze nastawieni na zdobywanie stopni "awansu zawodowego". Klucznicy warujący na straży bezmyślnego domyślania się przez egzaminowanych co wstawić w odpowiednie kratki świętego Testu.

(ob)Sługa systemu

Niektórzy autentyczni nauczyciele przyjmują postawę następującą: będę w systemie (czyli przyjmę zasady gry wroga; postaram się o "prawa państwowe"), wyrwę z systemu jak najwięcej i będę działał maksymalnie po swojemu. Ale taka decyzja pociąga za sobą przykre konsekwencje: boję się państwowego urzędasa,  kuratora, wizytatora, bo może zamknąć moją placówkę oświatową w try miga; przed rodzicami nie za bardzo odpowiadam za moją działalność, bo środków finansowych dostarczają mi pod przymusem (dotacje z podatków), nie zaś dobrowolnie (ewentualnie zgadzam się na układ: wy, rodzice, prezentujecie wobec nauczycieli postawę agresywną i roszczeniową - tak bywa coraz częściej, a ja dalej was okradam, hi, hi, i co mi zrobicie, skoro mam układ z ministerstwem?); jeżeli chcę powiedzieć jakąś niewygodną prawdę, muszę lawirować i mówić ją "prywatnie", a dla państwowych urzędników mieć jakąś "inną prawdę". Trzeba mieć przynajmniej w papierach jakąś podkładkę, jeśli nie spodoba im się ta prawda, którą mówię. (Chodzi na przykład o ministerialne histerie dotyczące niedyskryminacji nikogo ze względu na jakąkolwiek okoliczność).

Jak zatem działać normalnie w nienormalnym świecie?

1. W miarę możliwości nie oddawać dzieci w pacht żadnym osobom kolaborującym z systemem.

2. Wspólnie z krewnymi, przyjaciółmi, znajomymi znaleźć (znajdą się pewnie i wśród nich samych!) dla dzieci dobrych nauczycieli, którzy będą gotowi za godziwą opłatą albo na zasadzie wymiany usług podjąć ich nauczanie: czy to zbiorowe, czy indywidualne, czy w sali, czy w plenerze, czy wspólnie z innym nauczycielem, czy samemu, czy w formie bardziej wykładowej, czy w formie zajęć praktycznych... Zresztą, lekcja języka polskiego, matematyki czy fizyki z dobrym nauczycielem staje się jednocześnie katechezą, a elementy innych nauk również znajdują tu swoje miejsce - w zależności od ŻYWEGO ROZWOJU ZAJĘĆ. To jest nauka w swojej istocie; nauka, która uwzględnia PODMIOT i PRZEDMIOT nauczania, nie zaś tabelki, puste przepisy i "klucze testowe".

3. Wiarę katolicką, anarchię, normalność nie tylko głosić, ale najzwyczajniej w świecie nią żyć.

I cóż, wszystkie te postulaty mamy realizować w rzeczywistości dalece niedoskonałej, zdominowanej przez funkcjonariuszy państwowych, którzy rodziców ograbiają, zmuszają ich dzieci do "wypełniania obowiązku szkolnego" (przynajmniej w formie konieczności podchodzenia do egzaminów) i programowo demoralizują z użyciem modnych na danym etapie dziejowym wypaczonych idei? Cóż, że będzie łatwo ~ nikt nam nie obiecywał.

Rozwolnienie lekarskie

Trwa zbieranie podpisów pod "inicjatywą ustawodawczą", której celem jest skłonienie funkcjonariuszy państwowych do zagłosowania nad tym, "aby lekarze więcej zarabiali".

Jestem całym sercem za tym, aby DOBRZY, SOLIDNI LEKARZE lepiej zarabiali.
Jestem całym sercem za tym, aby LEKARZE NIESOLIDNI tracili pracę w szpitalach i przychodniach i musieli szukać szczęścia w innych zawodach.

Trudno mówić o sensowności postulatu odnoszącego się do wszystkich lekarzy hurtem - jak leci. Ale jak mówić o jakiejkolwiek sensowności interwencji funkcjonariuszy państwowych w rynek usług medycznych? Traktowanie wszystkich pracowników tego sektora gospodarki jednakowo (szablonowo, bez rozróżniania pracowników na dobrych i złych) to zaledwie jeden z rezultatów tej interwencji. To jednak nie kryzys, a rezultat.

Są też inne patologie, o których każdy pracownik państwowej "służby zdrowia" wie doskonale i o których może godzinami opowiadać. Może narzekać - o tym, co jest źle, wie doskonale. Kłopot w tym, że proponowane przezeń "lekarstwa", bywają zazwyczaj gorsze od samej choroby.

Na kłopoty spowodowane zaburzeniem rynku przez funkcjonariuszy państwowych proponuje się najczęściej receptę następującą: więcej interwencji funkcjonariuszy państwowych.

Czy człowiek, który daje swój podpis pod postulatem "większych zarobków dla pracowników państwowej służby zdrowia" ma odwagę zaobserwować logiczne wnioski tego postulatu i liczyć się ze wszystkimi jego konsekwencjami? Czy nie boi się powiedzieć: podpisując się pod w/w "inicjatywą ustawodawczą" opowiadam się za tym, aby systemowy lekarz zarabiał - przykładowo - o 100 PLN miesięcznie więcej - a tym samym za tym, abym przy dystrybutorze z paliwem, w kasie sklepowej, za wejście do teatru płacił miesięcznie 150 PLN więcej (bo "obsługa" wspomnianych stu peelenów przez państwowych biurokratów też kosztuje!)?

To nieuniknione koszty filozofii opartej o sankcjonowaną przez funkcjonariuszy państwowych kradzież: każdy żąda dla siebie fury pieniędzy; na papierze wszyscy zarabiają krocie i żyją na cudzy koszt; jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie...

Są też inne niedostrzegalne zazwyczaj na pierwszy rzut oka i niedoceniane konsekwencje uprawianego przez funkcjonariuszy państwowych "rozdawnictwa". Jednym z nich jest podżeganie do zawiści.
Krowy dojne, krowy cielne

Funkcjonuje obecnie na okupowanym przez funkcjonariuszy państwowych terenie Polski program okradania ludzi w podatkach i przekazywania części zagrabionych środków "posiadaczom" dzieci. Na każde dziecko przydziela się miesięcznie odpowiednią kwotę. Nie za darmo, oczywiście. Radosny rodzic musi się przed funkcjonariuszem państwowym opowiedzieć, złożyć wniosek, podpisać pod tym, że staje się współuczestnikiem grabieży. A potem wychodzi z dziećmi na ulicę i spotyka się z takimi reakcjami: "O, aż czwórka!" i szybkim przeliczaniem w głowie, ileż to ukradzionych w podatkach środków trafia do danej rodziny (przy milczącym i automatycznym założeniu, że rodzina dała się do programu zapisać).

A jeśli dana rodzina w grabieży nie bierze udziału? Uczestnicy programu kradzieży i rozdawnictwa tak czy inaczej sprowadzają społeczne odium na wszystkich rodziców oraz ich dzieci. Im więcej się tobie urodziło, tym gorzej. A jeśli nie bierzesz kradzionego, toś frajer.

To jest chore.
Ale logiczne: Nieuniknioną konsekwencją programu niesprawiedliiwego odbierania ludziom ich mienia i przekazywania go tym, którzy wylegitymują się przed funkcjonariuszem państwowym odpowiednią liczbą potomstwa, jest wrogie i przedmiotowe traktowanie dzieci.

A więc zawiść - wynikająca z filozofii funkcjonowania opartej o wyszarpywanie cudzego i żerowanie na kradzionym.

Od czego zacząć naprawę sytuacji? Może na początek należy zachęcić uczciwych, solidnych lekarzy do powszechnego składania wypowiedzeń i zatrudniania się w sektorze prywatnym. Tu właśnie w piękny sposób może okazać się zdrowo rozumiana solidarność branżowa. Zwolniłeś się? nie znalazłeś jeszcze miejsca pracy? a twoja rodzina potrzebuje przecież środków na utrzymanie dziś, teraz. Zrobimy na ciebie zrzutkę. Oddasz nam potem, jeśli będziesz miał z czego. Albo dobrowolnie ubezpieczymy się na wypadek pozostawania bez zatrudnienia. Albo...

Najtrudniejszy jest właśnie ten okres przejściowy. Ale z Bożą pomocą uczciwi ludzi zawsze poradzą sobie i w świecie doczesnym...

Powiecie, że bujam w obłokach i że trzeba wyrywać systemowi to, co się da - tu i teraz (nawet za cenę jeszcze głębszego pogrążania się w systemie i dawania mu swojego placet poprzez współudział w niesprawiedliwej przemocy i kradzieży).

Ale - i wcale nie jest mi przykro to stwierdzić - to właśnie anarchiści są realistami, bo widzą, że z programu pt. (Nieuczciwe i niedobrowolne) Życie na cudzy koszt nic nie będzie. Jako realiści zmuszeni jesteśmy stwierdzić to, co każdy może dostrzec gołym okiem: To się udać nie może.

"Diakon musi zostać księdzem"

Nieprawda.

"Nie ma innej drogi". Jest. Polega na niewyświęcaniu go na kapłana.

Zbyt wielu diakonom pozwala się dziś poczuć zbyt pewnie. Podobno po otrzymaniu tych święceń wyższych wielu z nich przewraca się w głowach. Zyskują poczucie, że wszystko "przyklepane". Przestają chodzić na zajęcia. Lekceważą wszystkich i wszystko. Cóż z nich będą za księża?
Ale czemuż się dziwić, skoro z chwilą uzyskania diakonatu zyskują przeświadczenie, że zostaną konsekrowani właściwie z automatu, wiedząc dokładnie dzień i godzinę?

Słyszałem niegdyś o praktyce wypuszczania kleryków (a może subdiakonów albo już diakonów) "w świat" na rok przed przewidzianymi święceniami kapłańskimi. Po pięciu latach seminarium człowiek wracał na rok "na świat". Badano, czy wróci "do świata", czy już dla niego umarł. Może i obecnie należałoby tę praktykę stosować?

Lepiejci bowiem bez święceń kapłańskich wniść do żywota, niźli będąc dziadowskim wiecznym kapłanem być wrzucony do piekła ognistego...

Jaka kara? (Kara śmierci dla "nawróconych aborterów")

Jeśli przyjmiemy, że sprawiedliwą karą za mordowanie nienarodzonych ludzi jest śmierć, pojawia się problem tzw. "nawróconych aborterów". Czy - wykluczywczy gładzenie ich w celu zapobieżenia dalszym mordom (zakładamy, że ich nawrócenie jest autentyczne) - należy odstąpić od zabicia ich, mimo iż mają na rękach niewinną krew - tylko dlatego, że spodziewamy się, iż na nikogo już nie podniosą już ręki, a dotychczas udawało mi się ujść karzącej ręki sprawiedliwości?

Jaką decyzję podjęlibyśmy w podobnej sprawie, gdyby chodziło o niesprawiedliwe zabójstwo człowieka już narodzonego?

Pan "doktor" zamordował Jana Kowalskiego, ale deklaruje, że nikogo więcej już nie zabije. "Odpuszczamy"?

PIĘKNY JĘZYK POLSKI: System musi być wyłanczany


Drodzy Czytelnicy, weźcie to, proszę, na wiarę: na kartce pod monitorem faktycznie tak napisano. I w dodatku: "po godź. 0:00"!

Tata i synek


"Pamiętajmy, że człowiek nie bierze się z przeciągu. SPOŁECZEŃSTWO BEZ OJCÓW TO SPOŁECZEŃSTWO BEZ MATEK".

("Wow, it's a new vision" - usłyszał w odpowiedzi wykładowca).

Co było, a nie jest...


Z jaką łatwością zapominamy, jak wyglądało coś, na co nasze oczy patrzyły i przez dziesięciolecia. Niekiedy wystarczy zaledwie miesiąc. To, co nowe, z dziwną siłą wypiera to, co stare.

Jest odpowiedzialność architektów, twórców przestrzeni, z którą mają do czynienia nasze oczy. Na obraz w muzeum patrzymy raz na jakiś czas - na szyld, trawnik czy wejście do naszego domu - regularnie.

Jest telewizja, już robi wywiady...

...ach, panie kochany, pan nie da nam rady!

CZYLI: JAK (NIE) ZOSTAĆ GWIAZDĄ MEDIALNĄ

Jeśli w debacie na temat in vitro posadzimy w studiu obok siebie przeciwnika owej procedury - profesora medycyny - oraz jej zwolenniczkę - matkę, która przyszła do programu z córką uzyskaną drogą IVF (śliczną dziewczynką ze złotymi loczkami), debata nie ma sensu, naukowiec przegrał w przedbiegach. To jest właśnie fałsz telewizji.

Mówią, że kiedy dziennikarz telewizyjny przeprowadza ze mną wywiad, powinienem często ruszać rękami, aby nie mogli potem zmontować mojej wypowiedzi w ten sposób, aby ją wypaczyć. Z kim mam do czynienia, skoro muszę uciekać się do takich "podstępów"?

Jeśli kogoś naprawdę interesuje, co mam do powiedzenia, niech wejdzie na moją stronę i przeczyta mój artykuł; artykuł nad którym mam kontrolę od początku do końca.

A jeśli wcale nie zależy mu na tym, by poznać moje zdanie, a chce tylko "mieć materiał" lub obrobić mnie na antenie, to dlaczego miałbym w tym pomagać?

Zbyt wielu dziennikarzom wydaje się, że to oni robią wszystkim łaskę racząc zaprosić ich do swojego programu czy na swoje łamy.

Nie obchodzi ich, czy mam coś interesującego do powiedzenia i napisania.

A mam. O, takiego!

FILOZOFIA PRODUKCJI: Różnica cen, różnica jakości

Opinia mechanika: "Nowy baleron kosztował w przeliczeniu 2 razy więcej niż dziś nowe auta obecnie". Czy rzeczywiście? Jak wyglądał stosunek ceny świeżo zjechanego z taśmy produkcyjnej mercedesa względem średnich zarobków w latach na przykład 1992 i 2012?

Absurdem wydaje się, że dziś można postawić obok siebie właśnie balerona i jakiegoś nowego lśniącego merca - i ten pierwszy będzie kosztował przykładowo pięć tysięcy; a za drugiego zażądają na przykład tysięcy dwustu pięciu. Jakie istotne cechy pojazdu - podstawowe, fundamentalne: że dojedzie tam, gdzie ma dojechać i w miarę wygodnie - uzasadniają taką różnicę cenową? Wiek pojazdu, oczywiście, gra swoją rolę, ale że nowy mesio jest od starego dobrego W124 40 razy lepszy, nie uwierzę.

Szczególnie, że baleron to naprawdę solidna konstrukcja, a teraz - mówią mi - celowo produkuje się tak, by się psuło i trzeba było regularnie ponosić koszty naprawy.

Tak nastawiono gros ludzi, że ci chcą nie posiadać, a nabywać: "Muszę wymienić samochód, bo jest stary - ma trzy lata". A spróbujmy ustalić definicję NOWEGO TELEFONU. Co to jest? Taki, co ma rok? Nie, to już staroć!

* W * W * W *

Pan Bóg nie wymyślił tak, żeby ludzie produkowali dziadostwo, "bo inaczej nie będzie się opłacać". Jak to się stało, że pozwalamy sobie wmówić taką współczesną filozofię marnotrawstwa? I że się do niej stosujemy, nabywając i kupując, nabywając i kupując, nabywając...

Gdyby tak ktoś wyprodukował współcześnie nieco ulepszoną wersję balerona (tak, w tym aucie dałoby się co nieco poprawić!) - i kosztowałaby ona nawet, no, może nie dwieście, ale dwadzieścia pięć tysięcy - osobiście poczułbym się pokuszony...

Komuna mentalna

"Byle nie wróciła komuna" - nawet za cenę powrotu komuny

Telefony są na podsłuchu. Numery są rejestrowane. "Nie mam nic do ukrycia". "Jeśli władza tak zarządziła, to widocznie tego potrzebuje".

Jak to potem wszystko odkręcić? Jak uwolnić użytkowników telefonów od tego, do czego społem doprowadzili ich funkcjonariusze państwowi oraz kolaborujący z nimi funkcjonariusze prywatni-korporatczycy (te wszystkie akcje "promocyjne", bonusowe → żeby tylko zarejestrować telefon, "bo stracimy klienta"; nie znalazła się firma z jajem, która zadeklarowałaby, że chroni prywatność swoich klientów i utrzymała w ofercie anonimowe karty SIM).

Ceną wolności jest to, że prywatny właściciel może na swoim prywatnym domu przywiesić prywatną tabliczkę z napisem "ulica Pierwszego Sekretarza [tu wstaw odpowiednie imię i nazwisko]". A inny może napisać na swojej tabliczce: "Aleja Witolda Pileckiego".

"Ale nie może być tak, że każde miejsce jest prywatne! Musi być władza, która nada ulicom nazwy. Tylko nie wolno nazywać ich nazwiskami bandytów". Ale kim jest bandyta? Dla jednego będzie nim Pierwszy Sekretarz - dla innego Witold Pilecki... "Władza zdecyduje".

Czy jesteś w stanie to sobie wyobrazić rzeczywistość inną niż dziś, normalniejszą, bardziej wolnorynkową i zdroworozsądkową?
Czy nie jest czasem tak, że umiesz tylko wyśmiewać domniemane efekty proponowanych zmian?

DOPÓKI BRONISZ STATUS QUO, MASZ WYGODNE WYTŁUMACZENIE DLA WŁASNEGO NARZEKACTWA. NARZEKASZ NA TO CO JEST, JEDNOCZEŚNIE SPRZECIWIAJĄC SIĘ FUNDAMENTALNEJ ZMIANIE. Wygodnyś.


Tyle razy pisaliśmy na naszych łamach o zjawisku i efektach umysłowego zniewolenia.

Normalnie... Piszę, piszę to... No i aż mi się chce skończyć z... tym artykułem. I kończę...

"70% energii idzie w czambuł"

~ to szacunek proporcji czynności nieproduktywnych (papierkologii etc.) względem faktycznej pracy ~ autorstwa pracownika naukowego państwowego uniwersytetu.

~ to szacunek proporcji czynności nieproduktywnych (papierkologii etc.) względem faktycznej pracy ~ autorstwa lekarza państwowego szpitala.

Kto da więcej?

Normalna organizacja


Kościół to coś więcej niż tylko albo głównie ludzka organizacja - trudno o nim w ogóle mówić w kategorii organizacji. Jest bowiem Mistycznym Ciałem Chrystusa.


Czy do normalnych organizacji można zaliczyć którekolwiek spośród dzisiejszych (lub historycznych) zakonów?

Czy dana organizacja przewiduje samorozwiązanie? Czy przewiduje taką możliwość, że nie będzie trwać wiecznie?

_____
Wpis w nawiązaniu do tekstu pt.

MOJE BOJE Z TRADYCJĄ (i nie tylko):

Nabór do organizacji

Myślimy osobiście, a nie statystycznie (A módlmy się pobożnie)


Jest taki samochód, co się sam prowadzi, nawet po autostradzie. Pędzi dwieście na godzinę, a kierowca - pardon! - pasażer na przednim fotelu z lewej może tylko przyglądać się migającym na jezdni pasom i mijanym pojazdom.

Gdyby wszyscy jeździli taki autami, może ogółem rzecz biorąc zdarzałoby się mniej wypadków niż obecnie.

Ale myślimy nie tylko statystycznie, ale przede wszystkim mając na względzie perspektywę osobistą. Może i ogólnie byłoby wypadków mniej, ale ja wolę sam w większym niż minimalnym czy praktycznie zerowym stopniu stanowić o sobie oraz losie swoim i pasażerów za kierownicą mojego pojazdu. (Tak jak z samolotami: statystycznie większa szansa, że zginę wsiadając na rower niż na pokład aeroplanu, ale pracują: wyobraźnia, świadomość tego, jaki mam wpływ na bieg wypadków w razie awarii pojazdu lub zaistnienia niebezpiecznej sytuacji - i mimo wszelkie dane bardziej pewnie i swojo czuję się na własnym bicyklu).
Rolę odgrywa też poczucie wolności - wolność po prostu. Chcę sam odpowiadać za moje czyny za kółkiem, nawet jeśli może przyjdzie mi za to (statystycznie) drożej zapłacić niż gdybym załączył autopilota.


Ale jestem osobą, a nie daną statystyczną. I nawet jeśli - nie włączając autopilota i nie zmuszając do tego innych (taka pokusa przymuszania innych o pewnych zachowań w imię bezpieczeństwa) - ryzykuję tym, że tir we mnie wjedzie, ufam Panu Bogu i moim umiejętnościom. Memu człowieczeństwu. A zanim ruszę, modlę się zawsze za wstawiennictwem świętego Krzysztofa.

Fundraising, czyli zawodowe żebractwo

Szkolenia z żebrania. Życie na cudzy koszt. Specjalista od pozyskiwania funduszy.

Chciałoby się powiedzieć: weźcie się, chłopaki, do uczciwej roboty, zamiast stroić się w garniturki i organizować szkolenia o tym, jak by tu coś od kogoś wydębić.

Wyprodukujcie krzesło, zbudujcie dom, zasadźcie jabłoń, zheblujcie parę desek. A uczciwie zarobione środki przeznaczcie na to, na co chcielibyście je od innych wyżebrać.

Boks vs. sport


W założeniu jest tak: im mocniej walniesz przeciwnika, tym lepiej. Jeśli go w ringu zabijesz, to najlepiej - bo na pewno wygrałeś walkę. Takie są logiczne konsekwencje reguł rządzących boksem.

Ktoś powie: no, trzeba się hamować. Ale jeśli od wykonania czynności dla danego sportu naturalnej powstrzymujesz się, to dzieje się coś dziwacznego. "Ukłoniłem mu się udając, że go nie widzę". Bez sensu.

W futbolu zdarzają się takie sytuacje, że trzeba oddać

silny strzał.

No to strzelamy z całej mocy! I to jest naturalne. Chcemy dozwoloną przepisami czynność wykonać jak NAJ...

I może kopnięta przez nas piłka trafi w któregoś gracza, ogłuszy go, powali na ziemię, nabije siniaka. Ale nie jest to ujętym w kodeksie gry celem. A w boksie chodzi właśnie o to, aby wyrządzić przeciwnikowi fizyczną szkodę. Uprawianie i oglądanie boksu można by więc zaliczyć do kategorii grzechów. (Co innego trenowanie sztuk walk w celu samoobrony - co innego celowy udział w sztucznie zaaranżowanej sytuacji, w której wymaga się ode mnie niesprawiedliwego fizycznego niszczenia drugiego człowieka).

* W * W * W *

Ludzkość musi mieć się naprawdę dobrze (albo ma o swojej kondycji naprawdę dobre mniemanie), skoro angażuje się tak głęboko w sporty abstrakcyjne, wymyślone, niezwiązane bezpośrednio z czynnościami życiowymi.

Dlaczego na rzecz dyscyplin "sztucznych" tak bardzo zaniedbujemy nieabstrakcyjne sporty (szczególnie indywidualne): jeździectwo, strzelectwo, łucznictwo, narciarstwo...?

Naczynia połączone?

Kibic-patriota. Libertarian-libertyn. Tradycjonalista-monarchista. I inne podobnie bezmyślne skojarzenia.

Gdzie tu miejsce na zdrowy rozsądek?

"Nienawidzę policji". "To znaczy, że jesteś chuliganem".
Chuligan nienawidzi policji, bo nienawidzi sprawiedliwości i nie znosi, gdy ktoś przeszkadza mu niesprawiedliwie niszczyć i rozbijać. Ale ja nienawidzę policji, ponieważ - podobnie jak chuligan (bandyta "prywatny") - zajmuje się ona (bandyci "państwowi") niesprawiedliwym niszczeniem i rozbijaniem.

Chuligan i ja nienawidzimy policji z dwóch zupełnie innych powodów. Dlaczego stawia się między nami znak równości???

Jak w filmie, jak w życiu

O, rębak! Jak w tym "opartym na faktach" filmie, który nie opowiada jednak expressis verbis autentycznej historii!

Hejże! A gdyby na odwrót: Ciekawy ten film! O, rębak! Taki sam, jaki widziałem w rzeczywistości!

Jaki mamy punkt odniesienia? Czy jest nim "rzeczywistość filmowa" czy rzeczywistość po prostu?

Filmy miewają porażającą siłę działania.
Wydaje się, że w czasach obecnych nie ma już niczego, czego by w filmach nie pokazano czy nie wyśmiano. A jednak...

Warto zadać sobie pytanie, czy w danej produkcji (seriale także mają wielką i długotrwałą siłę rażenia) jest jakieś tabu? Daje to ciekawy wgląd w pryncypia ich twórców.

W animowanym serialu o żółtoskórej rodzince ze Stanów matka rodziny, osoba przestawiana jako do głębi i na wskroś racjonalna (przynajmniej w porównaniu z mężem Homerem), bierze dzień w dzień pigułkę poronną (albo antykoncepcyjną). I z tego śmiać się nie wolno. Z żydów można, z katolików - można, z Pana Boga - można, ale z pigułek - nie.

Z relacji pilnego widza serialu internetowego o, pożal się Boże, kandydacie na prezydenta, a następnie prezydencie USA, dowiaduję się, że to, czego krytykować nie wolno to dewiacja seksualna. Sodomia jest nienaruszalna.

Inna obserwacja związana z w/w serialem: zazwyczaj jego widzowie na co dzień obcują z polityką pokazywaną i objaśnianą im przez TV; oglądają, wiedzą, że to bagno, oglądają jeszcze serial o tym samym, co i tak serwuje im się w wiadomościach. Serwują sobie dodatkową dawkę. "Jak bardzo polityk może się spodlić?". Oglądają do upadłego. Bo podaje im się to w rzekomo "atrakcyjnej" formie. Jak to się dzieje? Jak można spowodować, że człowiek z zapartym tchem śledzi losy typa, którego osobiście nie chciałby spotkać nie tylko w ciemnej ulicy, ale nawet na najzwyklejszej w świecie stacji metra?

Inne współczesne filmy służą, zdaje się, dyskretnemu przygotowywaniu publiczności na pewien scenariusz wydarzeń i przemycaniu pewnej ich interpretacji.

Charakterystycznym przykładem jest film, w którym z "naszym" bohaterem zadziera banda miłośników amerykańskich muscle cars, słuchająca naprawdę głośno hip hopu. Słyszymy ich nadjeżdżających. Co nasuwa nam się na myśl? Kto zaraz pojawi się na ekranie? "Banda czarnuchów w dresach i z kajdanami". Nic z tego. To Rosjanie!

Czyż to nie pewne przygotowywanie (w szczególności amerykańskiej) publiczności na to, że wrogiem numer jeden nie jest już podejrzany murzyn z sąsiedztwa, który może cię zabić lub okraść, ale mieszkający tysiące kilometrów od ciebie "rusek", którego - podobnie jak ciebie "twój" - "jego" samozwańczy prezydent może zmusić do ruszenia na wojnę?

Ale to wszystko tylko niepotwierdzone teorie... Wiadomo: Przecież spiski są tylko w filmach...

* W * W * W *

Po co w tym wszystkim siedzieć i żyć rzeczywistością filmową? Czy nie lepiej po prostu ŻYĆ?

Mark Knopfler „Blues farmera ze wzgórz”


Wjeżdżam do Tow Law
Potrzebne mi
Łańcuch do piły
Środek na chwasty
Pies z tyłu domu
Niech tam będzie
Niczym go nie karm
I nie czekaj na mnie*

Wjeżdżam do Tow Law
Dolać oliwy
Po drut kolczasty
Kule do strzelby
Pies z tyłu domu
W to mi graj
Nie rób nic
I na mnie nie czekaj

Tak źle (x4)

Wjeżdżam do Tow Law
Zabawić się
Byłaś jedyną
Nie zrozum mnie źle
Za plecami, Bo-
Że, ośmieszyłaś mnie
Nie rób nic
I nie czekaj na mnie

Tak źle (x4)

_____
* Lub:

Pies z tyłu domu
W to mi graj
Nie karm go wcale
I na mnie nie czekaj

[2002]


Tłum. Jan Olchawski & TŁM

ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA (ELO) „Oto wieści”


Oto wieści
Co godzinę o pełnej godzinie lecą
(Oto wieści)
Pogoda ładna, choć meteoryty mogą mżyć nieco

Oto wieści
Na rakietowe zmęczenie mamy lek
(Oto wieści)
W plastikowej torbie ktoś zostawił życie swe

Oto wieści
Oto wieści
Oto wieści

(„Kosmorobotnicy dyskutują dzisiaj w Londynie
Pioruński strajk oficerów linii rakietowych
Spowodował opóźnienia lotów. Ponad 2000 pasażerów
Musiało czekać nawet 10 godzin, aby dostać się na pokład...”)

(„Dziesięciu eurotechników zostało dziś skazanych
przez komputer-sędziego na dożywotnie wypędzenie
na sateli Karną Jeden”)

Oto wieści
Kolejna przygoda pełna akcji
(Oto wieści)
Wszystko najgorsze ze światowej konwencji

Oto wieści (te najświeższe)
Oto wieści
Oto wieści
Oto wieści

(„...akcje Roboko Development idą w górę...”
...mój bardzo wielki przyjaciel...”
...nasze regularnie zaplanowane programy...”
...najnowszy raport od ludzi tam na miejscu...”
...naprawdę malutki szczegół...”
...chciałbym się ze wszystkimi przywitać...”)

Oto wieści
Do domu wrócić chcę, mą miłość z powrotem
(Oto wieści)
Do domu chcę!

Oto wieści
Ktoś właśnie zbiegł z Drugiej Satelity
(Oto wieści)
Patrz uważnie: może to ty, ty, ty, ty...**

(„...rada energetyczna ogłosiła dzisiaj...”
...arcybiskup macha do tłumów...”
...Światowa Władza Nadawcza ogłosiła dzisiaj...”
...myślę, że to będzie OK, trzeba będzie poczekać i zobaczyć...”
...zadzwonię do ciebie później...”)

Oto wieści

_____
* Lub: „Wiadomości” (passim)
** Popatrz uważnie: może to właśnie ty, ty, ty...

[1982]


Tłum. Julia O. & TŁM

Mark Knopfler „Idź, luby”*


Na bank musiałem odejść
Wracać czasem lubię
Może tylko po to
By odejść z powrotem

Wietrzyk łagodnie wieje
Od szarego morza
Do kołnierza zagląda
I tak do mnie szepta:

Idź, luby, skoro musisz**
Nie zgub swego śladu
Idź, luby, skoro musisz
Gdy wrócisz, będę tu

Idź, luby, skoro musisz
Idź, luby, skoro musisz

Więc: idź, luby, skoro musisz
Nie zostawaj dla mnie
Idź, luby, skoro musisz
Skoro takie przeznaczenie***

Idź, luby, skoro musisz
Nie zgub swego śladu
Idź, luby, skoro musisz
Gdy wrócisz, będę tu

Idź, luby, skoro musisz
Idź, luby, skoro musisz

_____
* Lub: „Idź, miłości”
** Albo: Skoro trzeba
*** Lub: Jeśli los tego pragnie

[2012]


Tłum. Mikołaj O. & TŁM

Wynalazek do zrobienia: Dzbanek-niekapek


...taki, z którego dziobka nie cieknie, gdy skończymy zeń nalewać.
A może taki już istnieje?

ERRATA DO TEKSTU: Redakcja natrafiła już na taki, ale nie jest pewna, czy szkło na końcu dziobka nie zostało przypadkowo utrącone i czy w związku z tym wynalazek został poczyniony świadomie, czy też istnieje tylko w jednym egzemplarzu.

Choina na przemiał

Targowanie się sprzed Bożego Narodzenia:

- Ile proponuje pan za tę choinkę?

- Sześćdziesiąt.

- Co pan? Dam czterdzieści.

- Sześćdziesiąt.

- Dobra. Pięćdziesiąt i umowa stoi.

- Sześćdziesiąt.

- Powiedzmy: pięćdziesiąt i tyle drobniaków, ile mam przy sobie. O, jeszcze trzy i dziesięć, dwanaście, piętnaście groszy.

- Sześćdziesiąt.

- Załóżmy, że nie kupię od pana tej choinki. Co pan z nią zrobi?

- Pójdzie na przemiał.

W ramach kapitalistycznej "logiki" (bo pewna "logika" tu jest) kupcowi bardziej "opłaca się" zniszczyć towar niż sprzedać go odrobinkę taniej niż za cenę, którą sobie zamarzył. (Nie ukrywajmy, że pewną rolę w tym targu odegrała zapewne również ambicja oraz pazerność w dość zaawansowanym stadium).

To jest mentalność "kapitalistyczna". Ale GDZIE MORALNOŚĆ?

Rozwiązanie normalne (zarys/propozycja): Samemu zasadzić, wyhodować i ściąć. Moja praca, moja robota, moja choinka.

Rozwiązanie numer 2: kupić od znajomego, zaufanego, bliskiego. Dać zarobić swojemu.

Biskup walczy za księdza, który nie chce już walczyć

Ksiądz został oskarżony o pedofilię. Sprawa nowa jak świat.

Media już kapłana ukrzyżowały, następnie usłużni funkcjonariusze państwowi w postaci sądu już go skazali.

Pewnie w historii świata jakieś przypadki pedofilii wśród wyświęconych się zdarzały (szczególnie od czasu i w czasach poluzowania dyscypliny seminaryjnej w ramach "otwarcia na świat").

Ale w przypadku księdza o którym piszemy, mamy pewność, że został niesprawiedliwie oskarżony i skazany.

Kapłan ów został odsunięty od funkcji w swojej parafii, a następnie zesłany do klasztoru gdzieś na ubocze. I tam przebywa do dnia dzisiejszego.

Biskup wiedział o niewinności księdza.
Miał nawet zamiar wystąpić jakoś w jego obronie, ale sam zaszczuty kapłan poprosił, aby przełożony tego nie robił.

Wydaje mi się, że w tym wypadku pożądane byłoby, aby BISKUP BRONIŁ KSIĘDZA NAWET WBREW JEGO WOLI.

Można by napisać i odczytać w każdej parafii list w sprawie; zaangażować kolegów z episkopatu; publicznie oczyścić kapłana z nieprawdziwych zarzutów i fałszywego wyroku państwowego.

Oznaczałoby to zapewne narażenie się na konflikt z funnkcjonariuszami państwowymi oraz ich poplecznikami - cóż to jednak: gra warta może nie tylko ogarka, ale i całej świeczki?

Jazda (po Tomaszu)!

Z wielką dezynwolturą wielu krytykuje dziś koncepcje Akwinaty. Sądząc z liczby krytycznych uwag - zbierając je wszystkie do kupy - można by odnieść wrażenie, jakby źle o Panu Bogu i tajemnicach wiary napisał Tomasz, wszystko źle.

W ramach tzw. "rozwoju myśli" i "lepszego, pełniejszego rozumienia" katolickiej Prawdy pojawiła się ambicja, by wszystko (lub prawie wszystko) "zmienić", "ulepszyć", "zreformować".

Nie ma już żadnych autorytetów - idziemy ramię w ramię ze światem - kichamy na Ojców i Doktorów Kościoła. My wiemy wszystko najlepiej.

Tam na górze święty Tomasz musi się z tych domorosłych "myślicieli" mooocno uśmiewać. Ale może raczej się za nich modli...

Jak powstrzymać wariatów?


Jak skłonić ludzi do powszechnego zachowywania się w pewien sposób? Udało się skłonić pewną część właścicieli psów do zbierania ich odchodów. To wynik tzw. kampanii społecznej. Czy należy otrąbić jako sukces to, iż tak wiele osób gotowych jest poddać się zmasowanemu atakowi medialnemu i podporządkować pewnym obowiązującym na danym etapie wytycznym - choć same przez lata nie zdobyły się na własnoręczne dojście do wniosku, że zabrudzanie swoim pupilem świata to po prostu chamstwo?

Usłyszałem - i zrozumiałem jako zarzut wobec koncepcji wolnościowych - taki argument: w Stanach Zjednoczonych "wariaci" chcą wydobywać z ziemi surowce - w miejscu składowania radioaktywnych odpadów - i to kopanie grozi skażeniem wielkiego obszaru. "Wariaci" twierdzą, że to ich teren, należy do nich, więc mogą robić, co im się żywnie podoba. A więc (staram się iść tokiem rozumowania rozmówcy) anarchia jest nie do pomyślenia, bo by wszystko pokopali i skazili. I - uwaga! - dziś "ledwie udaje się ich powstrzymać"...

_______

Anarchia nie polega na tym, że każdy robi, co chce.
Anarchia oznacza wolność I ODPOWIEDZIALNOŚĆ. I kropka.
_______

Logiczną konsekwencję aksjomatu nieagresji stanowią: zakaz skażania CUDZYCH terenów oraz narażania na szwank cudzego zdrowia (np. emitowanie trującego dymu, który znad mojej posiadłości szybuje nad posiadłość sąsiada); zakaz hałasowania (zanieczyszczania cudzej przestrzeni głośnym dźwiękiem) etc. W sferze pryncypiów społeczeństwo oparte o wolnościowo-odpowiedzialnościowe podstawy deklaruje ochronę praw na wielu obszarach (dziś bardzo zaniedbywanych) i nie ma tu chyba między nami sporu.

Zdrowo rozumiana anarchia oznacza nie dowolność, ale szeroki obszar swobody oraz konsekwentne pociąganie do odpowiedzialności osób naruszających wynikłe z aksjomatu nieagresji prawa.

A zatem pytam Was, Drodzy Czytelnicy:

Na czyje zamówienie wyprodukowano odpady radioaktywne?
Funkcjonariuszy państwowych.

Na czyje zamówienie zaczęto je składować?
Funkcjonariuszy państwowych.

Z czyjego powodu nie potrafiono ich zneutralizować?
Funkcjonariuszy państwowych.

(Powyższe pytanie to już logiczna konsekwencja pytania pierwszego → jak coś takiego wyprodukujesz, musisz liczyć się z konsekwencjami na pokolenia).

Czy faktycznie chcemy leczyć chorobę nową i jeszcze większą dawką choroby?

Mój rozmówca stwierdził, że tytułowych wariatów "ledwie udaje się ich powstrzymać". Z jednej strony liczy się tu efekt emocjonalny. Ciśnie się nam na mózgi myśl: "Dobrze, że funkcjonariusze państwowi funkcjonują - inaczej już mielibyśmy armagedon". Z drugiej strony można spytać: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle - i wariatów udaje się powstrzymać "ledwie"? A kto wie, może nieskuteczność funkcjonariuszy państwowych w naprawdę ważnych dziedzinach działalności doprowadziła do tego, że skażenie już nastąpiło - tylko ci sami funkcjonariusze państwowi skrzętnie to przed nami ukrywają (tak jak ukrywali Czarnobyl)?

Wydaje się zatem, że w zaistniałej sytuacji jedyne praktyczne pytanie, na które warto by znaleźć odpowiedź brzmi: jak przejść od społeczeństwa etatystycznego do wolnościowego - w taki sposób, aby w trakcie tego procesu wariaci nie wysadzili całego świata w powietrze?

Wahadło wolności i odpowiedzialności w świecie przechyla się z różną mocą to w jedną, to w drugą stronę. Nie wiemy z pewnością, w jaki sposób na postawione w artykule problemy i pytania dotyczące rozwiązań odpowiedziałoby społeczeństwo anarchiczne. O tym, że społeczeństwo etatystyczne nie daje nam w tym względzie żadnych satysfakcjonujących odpowiedzi, wiemy z pewnością.