-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XXXI
Jakub Michał Gabriel, z łaski
Bożej i woli Stolicy Apostolskiej Jego Wielebność Biskup Diecezji,
umierał w swoim pałacu, który stanowiła willa-bliźniak na ulicy
Johna Knoxa. Otrzymał rozgrzeszenie i przyjął komunię świętą.
Jego zmęczone stare ręce, stopy, uszy, oczy, usta i nos zostały
namaszczone świętymi olejami, które sam pobłogosławił we
własnej katedrze w Wielki Czwartek. Skrzeczącym głosem wyrecytował
po raz ostatni Credo,
wyznając, że wierzy w święty Kościół katolicki, grzechów
odpuszczenie i żywot wieczny. Wokół jego łóżka klęczeli
kanonicy w swoich wielkich butach, a kanonik Muldoon czytał głośno
modlitwy za konających. Wszyscy kanonicy byli teraz również
starymi ludźmi; mieli pofałdowane zmarszczkami twarze, a z uszu
wyrastały im kępki włosów – oczywiście, za wyjątkiem Józefa
Dominika Alojzego Kanonika Scotta, który, mimo że liczył sobie
dopiero trzydzieści trzy lata, był prawdziwym księdzem na schwał.
„W imię Aniołów i Archaniołów; w imię Tronów i
Zwierzchności; w imię Księstw i Potęg; w imię Mocy, Cherubinów
i Serafinów; w imię Patriarchów i Proroków”... Gdy kanonik
Smith słuchał kanonika Muldoona, wypowiadającego z ciężkim
szkockim akcentem grzmiące słowa Kościoła, zastanawiał się, ile
czasu jeszcze minie, zanim te same słowa wypowiedzą nad nim. Potem
Biskup wyszeptał z łóżka, że chciałby ich wszystkich przed
śmiercią pobłogosławić, więc kanonicy jeden za drugim
podchodzili i klękali, podsuwając głowy pod jego dłoń.
– Ego
te benedico in nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti1
– powiedział Biskup do kanonika Poustiego. – Franciszku Ksawery,
idź w pokoju. – Oczy kanonika Poustiego były tak zamglone łzami,
że wracając na swoje miejsce, niemal potknął się o kanonika
Dobbiego, ale kanonik Dobbie całkowicie to rozumiał, bo sam też
płakał.
Dla większości zgromadzonych
Biskup miał również specjalne przesłanie, jak dla kanonika
Bonnyboata, któremu powiedział: „Krzysztofie, idź w pokoju. Być
może w przyszłym świecie lepiej pójdzie mi noszenie mitry niż w
tym i dziękuję ci, że tak często mnie poprawiałeś”.
Kanonikowi Muldoonowi powiedział: „Idź w pokoju, Alojzy Patryku
Franciszku; mam nadzieję, że znajdą się pieniądze na te nowe
organy”. Kanonikowi Sellarowi powiedział: „Idź w pokoju,
Jakubie. Przykro mi, że nie będę mógł przewodniczyć
czterdziestogodzinnemu nabożeństwu w twoim kościele”. Kanonikowi
Dobbiemu powiedział: „Idź w pokoju, Piotrze; mam nadzieję, że
nowy kij golfowy dobrze się sprawi”. Kanonikowi Smithowi
powiedział – tak jakby ich dyskusja o poezji toczyła się
wczoraj, nie zaś trzydzieści trzy długie, pokryte kurzem, owiane
zapachem benzyny lata temu – „Idź w pokoju, Tomaszu Edmundzie.
Aby świat był bezpieczny, młodzieniec musi żyć swoją poezją,
jak również ją szeptać; dziękuję ci za to, że tak często
miałeś rację, gdy ja się myliłem”. Ale to kanonikowi Scottowi
powiedział najwięcej; po tym jak go pobłogosławił, położył
rękę na ramionach młodego człowieka i mówił mu o wielu
sprawach, które istotnie musiały być bardzo świątobliwe,
ponieważ szeptał je tak cicho, że nikt inny nie zdołał ich
usłyszeć.
– Deus misericors, Deus
clemens...2
– zaczął się ponownie modlić kanonik Muldoon, gdy Biskup
skończył mówić, lecz Biskup wyszeptał, że nie jest jeszcze
całkiem gotów, by umrzeć, i chciałby powiedzieć do nich
wszystkich parę słów.
Po pierwsze, poprosił
zgromadzonych o przebaczenie wszelkiej opryskliwości,
niesprawiedliwości oraz braku zrozumienia, jakimi mógł zawinić,
mówiąc, że czasami nie jest łatwo być biskupem, bo choć biskup
ma do pomocy Ducha Świętego, w większości spraw pozostaje zwykłym
człowiekiem skłonnym do popełniania błędów, ponieważ taka jest
Boża droga budowania Kościoła: wznoszenie go z chybotliwych
ludzkich desek i rozrzuconych kawałków drewna, które Pan Bóg
znajduje po świecie. Po drugie, powierzył ich pieczy, myśli i
miłości diecezję, którą kochał i zarządzał przez ponad
trzydzieści pięć lat. W szczególności nałożył na nich
obowiązek szukania pomocy niebios w kwestii wyboru swojego następcy,
ponieważ jego zadanie będzie trudne w świecie, który zdawał się
nie rozumieć, że znajduje się w stanie wojny tylko dlatego, iż
ludzie nie byli gotowi dalej praktykować tej powściągliwości,
umiaru i posłuszeństwa, z których wyrosła ich cywilizacja. Po
trzecie, poprosił ich o wytrwanie w ich własnym powołaniu. W
obliczu olbrzymiej obojętności ludzi trudno było niekiedy poczuć,
że to, co człowiek mówi z ambony, na coś się zdaje. Gdy
pomyślało się o wszystkich kazaniach, jakie głoszono każdej
niedzieli na całym świecie, i zważyło na panujące dziś w
ludzkich sercach zgorzkniałość i nienawiść, istniała pokusa
dojścia do wniosku, że Kościół Boży zawiódł. Lecz Kościół
Boży nie zawiódł, ponieważ Bóg obiecał, że nawet bramy
piekielne go nie zwyciężą3,
a poza tym jego misja została ustanowiona w wieczności, nie zaś w
czasie. To prawdopodobnie oni zawodzili jako kaznodzieje, nie zaś
świeccy jako słuchacze. Być może prawda była dla nich za wielka
i przedstawiali ją swymi wargami nieporadnie. Biskup miał pewność,
że przynajmniej jego stary przyjaciel kanonik Smith zrozumie, co ma
na myśli, cytując zdanie, które przeczytał niegdyś w książce
autorstwa człowieka nazwiskiem Thornton Wilder4,
w którym stwierdzał on, że religię zgubiła retoryka. Być może
myśleli i przemawiali, posługując się zbyt często formułkami,
opakowując Chrystusową prawdę w werbalne frazesiki, zamiast samemu
przykrawać i dopasowywać pojedyncze wymowne słowa. Niech pozwolą,
że da im przykład z języka świeckiego. Pierwszy dzikus, który
ukuł zwrot „biały jak śnieg”, był zarówno oryginalnym
myślicielem, jak i poetą, ale tysiące milionów powtórzeń tego
porównania w wykonaniu ludzi bezmyślnych pozbawiło je nie tylko
piękna, ale również znaczenia. To samo dotyczy spraw świętych.
Świeccy tak bardzo przyzwyczaili się do wysłuchiwania, jak
bombarduje się ich pewnymi zwrotami, że mogą siedzieć i słuchać
nieporuszeni. Albo, co gorsza, obycie z tymi słowami, monotonia
łączenia ze sobą tych samych dźwięków pobudzały ich do
obojętności na religię i uśmiercały jakiekolwiek pragnienie
współdziałania z łaską uświęcającą. Nie będzie ich prosił,
aby zostali poetami, bo cyzelowanie, formowanie i ustawianie słów w
doskonałym szyku było szczególnym darem od Boga, i to takim, który
nie udziela się kapłanom jednocześnie z nałożeniem na
konsekrowanego rąk; ma jednak zamiar zasugerować im, aby pisali
swoje kazania słowo po słowie zamiast zwrot po zwrocie. Nie może
przepisać im w tym względzie żadnych prawideł, lecz chciałby
doradzić, żeby w pewnych sytuacjach mówili raczej „Kościół”
zamiast „nasza święta matka Kościół”, „miłosierdzie”
zamiast „nieskończone miłosierdzie”, „Wielki Post” zamiast
„pokutny okres Wielkiego Postu”, co będzie o wiele bardziej
znaczące, ponieważ przymiotniki mogą nie tylko precyzować, ale
paraliżować znaczenie rzeczowników. Na koniec podziękował im za
to, że są tak dobrymi kapłanami, w dyskretny sposób
odzwierciedlającymi męczeństwo Chrystusa w surowości swojego
codziennego życia. Poprosił, aby modlili się za niego, gdy umrze,
ponieważ nie ma cienia wątpliwości, że czeka go niezła dawka
czyśćca, ponieważ w chwilach nieuwagi bywał często gnuśny i
światowy.
– Deus misericors, Deus
clemens... –
zaczął się ponownie modlić kanonik Muldoon, ale zanim doszedł do
końca modlitwy, Biskup już nie żył.
2
Fragment modlitwy przy konających: „Deus
misericors, Deus clemens, qui secundum multitudinem miserationum
tuarum peccata poenitentium deles, et praeteritorum criminum culpas
venia remissionis evacuas: respice propitius super hunc famulum tuum
Jacobum et remissionem omnium peccatorum suorum tota cordis
confessione poscentem deprecatus exaudi. Renova
in eo, piissime Pater, quidquid terrena fragilitate corruptum, vel
quidquid diabolica fraude violatum est: et unitati corporis
Ecclesiae membrum redemptionis annecte. Miserere Domine gemituum,
miserere lacrimarum ejus: et non habentem fiduciam, nisi in tua
misericordia, ad tuae sacramentum reconciliationis admitte. Per
Christum Dominum nostrum. Amen.”
(łac.) – „Boże miłosierny, Boże łaskawy, Boże, który
według wielkości miłosierdzia Swego gładzisz grzechy
pokutujących i łaską przebaczenia niweczysz winy minionych
występków, wejrzyj łaskawie na sługę Swego Jakuba i daj mu
odpuszczenie wszystkich grzechów, o co Cię błaga, wyznając je
całym sercem. Ojcze najłaskawszy, odnów w nim wszystko, co przez
ziemską ułomność zostało skażone lub naruszone przez podstęp
szatański, i przyłącz go jako jeden z odkupionych członków do
jedności ciała Kościoła. Ulituj się, Panie, nad jękiem, ulituj
się nad łzami jego, a ponieważ ufność swą pokłada jedynie w
miłosierdziu Twoim, racz go dopuścić do tajemnicy pojednania z
Tobą. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------