A gdzie wizytacja?

Czasy współczesne w szkole

Czy to w państwowej, czy w prywatnej (posiadającej jednak tzw. "prawa publiczne", a więc de facto podległej państwu) - bez różnicy?

Ile razy zdarzyło nam się mieć do czynienia z wizytacją lekcji?
Czy to jako nauczycielom, czy jako uczniom, czy jako rodzicom uczniów?
Na jakiej podstawie dyrekcja ocenia pracę zatrudnionych, skoro przełożeni obserwują prowadzone przez nich zajęcia z częstotliwością zbliżoną do zera?

To dość paradoksalne w świecie, w którym panuje wszechobecny niemal monitoring. Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że dyrektor fabryki rezygnuje z badania poziomu pracy/wydajności danego zatrudnionego? Że trzyma go na stanowisku niezależnie od wyników jego pracy?

A może odpowiedzią na kryzys współczesnych "placówek oświatowych" byłoby założenie własnej szkoły - własnej: to znaczy pozbawionej tzw. "praw publicznych". I pomyślenie jej funkcjonowania w ten sposób, aby dyrektor bywał częstym gościem prowadzonych zajęć?

To nie jest wojna z psami!


To wojna z ludźmi,
którzy trzymają psy w blokach i wielorodzinnych domach w mieście.

To wojna z ludźmi, 
którzy zakładają, że osoba odwiedzająca dom, w którym zaprowadzono zwierzę, nie marzy o niczym innym, jak tylko o tym, by obwąchiwało ono gościa, obdrapywało, ocierało się o niego - słowem "zaprzyjaźniało się" - bez pytania gościa o to, czy sobie tego życzy.

To wojna z ludźmi, którzy zapałali do zwierząt tak chorą i wypaczoną "miłością", że stali się chorobliwie samolubni - przestali zwracać uwagę na to, że ujadający pies przeszkadza staruszce, dziecku w mieszkaniu obok, nierzadko straszy ich; nie liczą się z tym, że ktoś inny niż oni sami może się ich zwierzęcia bać, nie ufać mu. Są niekiedy gotowi wybaczyć zwierzęciu więcej niż własnemu dziecku.

To wojna z hordami kretynów, którzy włóczą się po mieście wespół ze swymi czworonogami albo puszczają je samopas i narażają przechodniów na niechciany kontakt ze zwierzyną, której są posiadaczami.
 
Czujesz, że ten tekst uderza w Ciebie?
Uderz w stół...

Jeźlim źle rzekł, daj świadectwo o złem;
a jeźliż dobrze, czemu to, com napisał, krytykujesz?

Piękny język polski: Papier drewniany

Do czego prowadzić może szyk przestawny
(Fot. A.)

Wynalazek do zrobienia: Niepsujące się (celowo) urządzenie

Jakiegokolwiek rodzaju.

Lodówka, laptop, pralka, drukarka...

Czy w imię zwykłej uczciwości można o to zaapelować?

Gdyby producent skupił się na wytworzeniu możliwie trwałego przedmiotu:
1) mógłby sprzedawać go drożej (pytanie, czy znaleźliby się nabywcy? osobiście chętnie zapłaciłbym więcej za coś porządnego)
2) dopingowałby samego siebie do działania faktycznie innowacyjnego: rynek nasycony dobrym nie-psującym się produktem mógłby zażądać wytworzenia czegoś nowego - równie niezawodnego.

Moje boje z tradycją: Nasi czy nie nasi?

Nie ma się co podniecać tym, że "nasi" zdobywają pozycje w systemie etatystycznym - zostają jego wysoko postawionymi funkcjonariuszami (np. sędziami). Dokładnie z chwilą objęcia stanowiska w systemie przestają być "naszymi".

Od-twórcy: "Komedianci"


Kabareciarze odwołujący się do politycznej bieżączki nolens volens uwiarygadniają polityków; odwołują się bowiem do ich postępków jako istotnej i poważnej części składowej naszego życia.

Zarzucono niegdyś Chestertonowi, że śmieje się z rzeczy poważnych; odpowiedział na to: "Jak mogę śmiać się z niepoważnych?".

(Najadekwatniejsze byłoby może stwierdzenie, że GKC podchodził do spraw poważnych z humorem, z uśmiechem, pamiętając zawsze o życzliwości i dobroci Stwórcy).

A gdyby tak ignorować polityków i zostawić ten żywy kabaret samemu sobie - a samemu skoncentrować się na budowaniu czegoś sensownego, trwałego i poważnego wokół siebie?

Jesteś częścią systemu = jesteś częścią problemu


W kategoriach światowych głoszenie tej prawdy ustami i czynem nie popłaca. Ale jeśli ktoś jest NAPRAWDĘ ANTYSYSTEMOWY i NAPRAWDĘ POZASYSTEMOWY ~ tak jak Eryk Rudolf...

Luder i rewolucja protestancka

Czyli: Co Ty wiesz o Marcinie Lutrze?

Film Grzegorza Brauna pt. Luter i rewolucja protestancka obejrzeć warto. Czy to dla poznania niewygodnych dla fanów kacerstwa (a nieznanych sobie dotychczas) faktów, czy to dla powtórzenia ich sobie w towarzystwie dość doborowego towarzystwa gadających głów i przy wtórze sugestywnych odgłosów spadających na posadzkę głów ~ ścinanych z podjudzenia tytułowego herezjarchy.

Oprócz wspomnianych wyżej środków w arsenale reżysera znajdziemy tym razem przelatujące przez ekran jak błyskawica ujęcia (głównie niemieckich) miast z lotu ptaka (albo z lotu drona?), stylizowane na piętnastowieczne drzeworyty animacje (pomysłowe, przyznajmy) oraz powracające jak bumerang podpisy objaśniające widzom, który to z uczonych profesorów mówi do nich w danej chwili. Ostatni z wymienionych zabiegów wystawia czasom współczesnym ciekawe świadectwo. Widzieliśmy (na ekranie – co prawda, to prawda) jakiegoś człowieka przez kilkanaście/kilkadziesiąt sekund – zwraca się on do nas ponownie za kilka minut – ale myśmy (prawie) wszystko zapomnieli: nie pamiętamy już nawet, jak się nasz rozmówca nazywa. To bardzo interesujące.

A sam Luter? Cóż, z filmu wyłania się jego obraz jako nie tylko bezbożnika, mordercy, podżegacza wojennego, rozpustnika i pijaka, lecz przede wszystkim jako człowieka, który – w przeciwieństwie do choćby św. Dyzmy, którego życiorys do pewnego momentu też nie należał chyba do najpobożniejszych – nawet na łożu śmierci wcale niczego nie żałuje, a publiczne propagowanie uprawianych przez siebie bezeceństw czyni dziełem swojego życia (reżyser sugeruje, że do tego stopnia skutecznie, iż przedstawia go jako prekursora oraz inspirację nazistów). Słowem: Luter z filmu Luter to człowiek, który poddał się nienawiści.


Redakcja WiWo uczestniczyła oczami swoich przedstawicieli w premierowej projekcji filmu (za zaproszenie serdecznie Reżyserowi dziękujemy!).

W słowie przed projekcją z ust Grzegorza Brauna padły bardzo miłe naszemu sercu słowa dotyczące sposobu finansowania filmu. Otóż jest to inicjatywa całkowicie dobrowolna. Producent nie skorzystał z ani jednego ukradzionego w podatkach grosza, bitcoina, czy też uncji złota. Zresztą, jakże mogło by być inaczej, skoro to negatywny a tytułowy bohater filmu przedstawiony zostaje jako etatysta par excellence!...


Z lekką konfuzją odebraliśmy wezwanie wiernych (tj. zgromadzonych a w sali kinowej) do powstania, modlitwy i poprowadzenie jej przez świeckiego – w sali, na której gołym okiem dało się dostrzec i sutannę. W dodatku świecki animator kazał się zgromadzonym modlić nie w stronę krzyża czy też odpowiedniego obrazu, lecz – w swoim oraz widniejącego na ekranie logo Fundacji Osuchowa. To było mało przyjemne doświadczenie.


Czy nie warto byłoby wykorzystać faktu, że każdy z rozmówców ekipy filmowej mówi w języku ojczystym i ~ w związku z tym ~ w wersji kinowej zaproponować widzom oryginalne brzmienie (z podpisami) zamiast lektora? A może publiczność en bloc nie jest jeszcze gotowa na takie rozwiązanie?


Gadające w filmie głowy (i wygląda na to, że nie jest to wyłącznie zasługa montażu) właściwie kończą wzajemnie swoje myśli. Świadczy to o tym, że uczciwa lektura źródeł i uczciwe poszukiwanie prawdy prowadzi każdego uczciwego badacza (niezależnie od choćby narodowości) do tych samych obserwacji i (przynajmniej podobnych) wniosków.


Braun Movies? Odpowiedź jest prosta: Filmy Brauna. Niech się cudzoziemcy uczą pięknej polskiej mowy.


I wreszcie na finał pytanie: Czy Grzegorz Braun nakręci kiedyś film (dokumentalny?) o bohaterze pozytywnym?


_______

Luter i rewolucja protestancka. Reż. G. Braun, 2017.

Klub nieuczciwych zawodów: Notariusz państwowy

Nie chodzi o notariusza jako takiego, ale o notariusza jako funkcjonariusza państwowego.

Działalność notariusza państwowego jest pod względem moralnym zła nie dlatego, że zarabia on (stosunkowo) dużo. Jest zła dlatego, że oparta o państwowy przymus i finansowana z ukradzionych podatnikom środków.

Znakiem prawdziwej (a nie tylko werbalnej) zmiany rzeczywistości będzie bojkot państwowych funkcjonariuszy oraz powszechne uznawanie zapisów dokonanych przez dobrowolnie najmowanych notariuszy prywatnych.

Indywidualny ranking odwiedzin

To, w czym jestem, a zatem gugiel - pokazuje liczbę odwiedzin WiWo m.in. na mapie - stosując jako wyznacznik pochodzenia naszych odbiorców granice polityczne.

Jeśli na przykład danego dnia odwiedzi nas 55 mieszkańców Alaski - gugiel pokaże jako miejsce ich pochodzenia całe Stany Zjednoczone - cały obszar okupowany przez tamtejszych funkcjonariuszy państwowych zapełni odpowiednim kolorkiem sygnalizującym: tu klikano. Analogicznie 117 wizyt mieszkańców Szczecina gugiel zalicza na poczet "państwa polskiego".

Prawdziwa mapa odwiedzin

Czy dałoby się w jakiś sposób utworzyć prawdziwszą mapę odwiedzin?
Zindywidualizować to, co pokazuje mapa, do poziomu pojedynczych ludzi - tak by ich wizyty reprezentowały na przykład kropki w bardzo konkretnych (albo może przynajmniej konkretniejszych niż kilkaset tysięcy lub nawet parę milionów) obszar miejscach?

Byłby to cios wymierzony w myślenie "państwowe" - gdybyśmy zamiast niego skupili się na poszczególnych domostwach,  gospodarstwach, domach rodzinnych. Z drugiej strony: szalenie uderzałoby to w prywatność!

A może na tym właśnie polega pewien urok i specyfika internetu: nie wiemy do końca, do kogo trafia nasz przekaz (w podwójnym tego wyrażenia znaczeniu - tzn. kto zapoznaje się z naszymi publikacjami i kto jak na nie reaguje)?

Program radiowy: wspólne czytanie (fragmentu) textu, a następnie rozmowa na jego temat

Czy w świecie dzisiejszym taki program można sobie w ogóle wyobrazić?

A może należałoby zacząć od realizacji takiego pomysłu z przyjaciółmi/bliskimi podczas spotkań na żywo?

Po nazwisku - to po pysku; po imieniu - po ramieniu?

W sklepach powszechnie spotykamy na plakietkach ekspedientek - niezależnie od ich wieku - ich imiona. Nazwisk nie ma - czy ze względu na tak okrzyczaną "ochronę danych osobowych"?

Ciekawe: prawdziwa zażyłość towarzysząca spotkaniom ze znanymi przez wiele lat pracownikami mniejszych sklepów skutkuje używaniem z serdecznością sformułowań w rodzaju "pani Krysiu" czy "panie Włodku" - mimo że nie są oni oplakietkowani. Z kolei sześćdziesięcioletni "Zygmunt", który siedzi na kasie w supermarkecie, niekoniecznie budzi uczucia takiej bliskości.

Dom bez okien

A w nim pokoje bez klamek?

Atrakcyjność bycia Polakiem

Cmentarz na Rossie, Polska

Jak sprawić, by najwybitniejsi obcjokrajowcy przyjeżdżali do nas i, nasiąknąwszy naszą kulturą, dawali jej asumpt do wzrastania, wzbogacali ją o to, co mają najlepszego do zaoferowania?
Jak doprowadzić do tego, by ograniczyć szkodliwy wpływ cudzoziemskich funkcjonariuszy państwowych na to jak obcokrajowcy nas postrzegają?
Jak spowodować, aby coraz więcej osób mogło z nieobłudną radością stwierdzić: "Jestem wdzięczny Bogu i dumny z tego, że jestem Polakiem"?

P.O.D. (Payable on Death) „Młodość narodu”


Ostatni dzień reszty życia mego
Żałuję, że nie wiedziałem
Bo mamy na pożegnanie nie pocałowałem

Ni słowa, jak ją kocham i jak mi zależy
Ani tacie „dziękuję” za wszystkie
Rozmowy i mądrość, którą się dzielił

Nie wiedziałem, po prostu zrobiłem co zawsze
Dzień w dzień to samo
Nim do szkoły na desce ruszę

Kto przewidział, że ten dzień nie będzie jak inne
Zamiast testu w klatę
Kule dostałem dwie

Nazwij mnie ślepym, ale się nie spodziewałem
Wszyscy uciekali
A ja nic nie słyszałem

Prócz strzałów – tak nagle to stało się
Właściwie nie znam dzieciaka
Choć w ławce z nim siedzę

Może ten dzieciak miłości szukał
Lub też kim jest
Na chwilę zapomniał
Może po prostu na uścisk czekał
Cokolwiek to było
Ja to wiem, bo

Myśmy to my-y młodością narodu

Mała Suzy – ledwie dwanaście lat
Przed sobą – cały świat
Chcesz się wybić – droga otwarta

Razem z chłopcami; historii ich słucha
Może jest trochę dumna
Lecz szacunku wciąż szuka

Nie tam, gdzie trzeba, miłość znajduje ciągle
Te same sytuacje
Inne tylko twarze

Trochę zwolniła od kiedy tatuś jej odszedł
Słabo, że nie powiedział
Że zasługuje na więcej \ Zasługiwała na więcej*

Johnny zawsze błazna odstawiał
Wszystkie zasady łamał
Byś za ziomala go miał

Zawsze był outsiderem
Nieważne, jak by się starał
Często o samobójstwie myślał

Życie trudne, gdy przyjaciół się nie ma
Więc swe życie zakończył
Zapamiętają go teraz

Przekraczasz granicę i odwrotu już nie ma
Powiedział światu, co czuje
Zadźwięczała giwera

Myśmy to my-y młodością narodu

Kto winien istnień ginących tragicznie
Nieważne, co powiesz
Ból i tak pozostanie

Ból, który czuję w sobie, kłamstwa te męczą mnie
Czy nikt tego nie wie
Ślepy ślepego wiedzie

Taka chyba kolej rzeczy już
jest
Czy ktoś dostrzeże tu sens
Ktoś odpowiedź znać musi

Życie to musi być coś więcej niż to
Jakiś większy sens musi mieć wszystko
W istnienie czego wierzyłem

Myśmy to my-y młodością narodu

_____
* W zależności od tego, kto mówi: ojciec czy narrator.

[2001]

Tłum. BS & TŁM

Pamiętaj o moim wianeczku


Czy obecne w litanii loretańskiej wezwanie:
Królowo Dziewic
odnosi się tylko do dziewic konsekrowanych?

Czy obecne w litanii do św. Józefa wezwanie:
Opiekunie Dziewic 
odnosi się tylko do dziewic konsekrowanych?

 Czy można je odnieść również do tych, którzy zachowują wstrzemięźliwość płciową przed zawarciem sakramentu małżeństwa?

ZABÓJCY KRÓLÓW / KRÓLOBÓJCY: "Złego króla zawsze można zabić" (czyli tekst m.in. o niedoszłym zabójcy Karola Wojtyły) –

brzmi klasyczny argument monarchistów za monarchią. Podobnego argumentu mogliby użyć właściwie wszyscy zwolennicy Systemu – rzeczywistości etatystycznej. Demokraci na przykład. "Zły parlament zawsze można wysadzić w powietrze". Pomijając już osobliwą logikę, podpowiadającą, by podejmować próbę naprawy niemoralnego w swej istocie systemu za pomocą niemoralnego czynu (mordu), zwracamy nieśmiało uwagę na nieskuteczność postulowanego rozwiązania. Eliminacja konkretnego człowieka i posadowienie w jego miejsce innego – w ramach tego samego chorego układu – niczego nie rozwiązuje.

X. Antoni Cekada opisuje x. Krohna, który w 1982 r. dokonał zamachu na życie Jana Pawła II:


X. Krohn wychodził najwyraźniej z założenia, że próba naprawy tego, czego dopuścili się w Kościele moderniści, wymaga fizycznej ich eliminacji. Targnął się na życie JP2 ufając zapewne, że jego śmierć przyniesie znaczne posunięcie do przodu sprawy Tradycji. Jakby w myśl zasady: "Złego okupanta Stolicy Piotrowej zawsze można zabić". Czy nie przypomina to czasem przywoływanego w tytule motta królobójców?

Cóż, jeśli etatyzm/modernizm (odpowiednie skreślić) pozostanie przy życiu w ludzkich duszach i umysłach, fizyczna likwidacja pewnego podejmującego szkodliwe działania człowieka zda się nam raczej na niewiele...

Czysta woda w mieście - luksusem?

Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach.
~ Adam Mickiewicz, Źródła

Jak doszło do tego, że, aby napić się w mieście czystej wody, potrzebujemy iść po nią do sklepu? Czy nie jest to czasem jakiś symptom naszej zależności i podległości?