Sądzę, że piękno jest harmonią między cielesnością a duchowością.
Podmiot poznania nie ma wpływu na piękno przedmiotu. Przedmiot jest piękny bez
względu na to, czy podmiot to stwierdzi, czy nie. Piękno jest znakiem Bożej
obecności w świecie, jest pochodną zbliżania się danej rzeczy do Bożego zamysłu
dotyczącego tej rzeczy. Góry są piękne, bo są takie, jak chciał je widzieć Bóg.
Poryjemy je bunkrami, to piękno stracą, bo zatracą swą formę, do jakiej zostały
powołane. Człowiek jest piękny, gdy żyje w Bogu. Nawet jego ciało wtedy jest
piękne. Człowiek grzechu brzydnie.
Tak jak
miłość, prawda, dobro – również piękno ma swoje źródło w Bogu. Skoro zaś Bóg
jest jeden i niezmienny, to miłość, prawda, dobro i piękno również muszą
być jedne i niezmienne. Czyli są uniwersalne. To, co jest zmienne, sugestywne,
to ludzka zdolność do ich odczytywania. Im człowiek jest bliżej Boga, tym
łatwiej mu odczytać miłość, prawdę, dobro, piękno. Gdy Bóg pozostaje mu
nieznany (zarówno z powodu niezależnego, jak i z jego świadomej winy), te
rzeczy są dla niego mgliste, dalekie, nieuchwytne. Ponieważ ma jednak ich
potrzebę (bo każda istota ludzka ma wrodzoną potrzebę Boga), tworzy ich
ersatze. Pojawiają się więc bałwany, którym oddaje cześć, a wartości, o których
mowa, stają się karykaturą samych siebie. Można to zobaczyć u pogan (najlepiej
u hindusów, ale i u rodzimych ateistów) – jak wykoślawione, zafałszowane są ich
wyobrażenia piękna, dobra, miłości, prawdy. Jest tam raczej brzydota, zło, nienawiść/egoizm,
fałsz, które podszywają się pod cnoty i każą oddawać sobie honory.
Jakże zmienia
się sytuacja, gdy człowiek odkrywa Boga i zaczyna Go poznawać! Obserwując
dzieje świata, można dostrzec, jak cywilizacja Zachodu rozwinęła poczucie
estetyki właśnie w okresie chrześcijaństwa. I wraz z kontemplacją Boga, z Jego
coraz lepszym poznawaniem dzięki rozwojowi cywilizacyjnemu w zakresie intelektu
i kultury – a więc głównie dzięki teologii – to piękno jest przez ludzi
wydobywane z natury, aż do szczytowego poziomu poznania Boga przez ludzkość,
czyli w przededniu Rewolucji. A po jej wybuchu i rozpoczęciu ponurego procesu
upadku cywilizacji, poganienia ludzi i odchodzenia od Boga, obserwujemy
prawdziwy regres kulturowy, duchowy i intelektualny. Od 200 lat ludzie
kretynieją, stają się ślepi na piękno. Pięknem, jak poganie, zaczynają nazywać
brzydotę (patrz współczesna sztuka), miłością – wszystko, co hołduje ich
zachciankom, dobrem – doraźny zysk, prawdą – relatywistyczną ideologię. Dzieje
się to wprost proporcjonalnie do procesu odchodzenia od Boga, tak jak rozwój i
dostrzeganie tych wartości wiązało się z odkrywaniem, kontemplacją i
poznawaniem Boga.
Dzisiaj
ludzkość potrafi zbudować wszystko (z technicznego punktu widzenia można
konstruować prawdziwe cudeńka). Ale nie potrafi wydobyć piękna, tak jak
wydobywali je architekci gotyckich katedr, barokowych bazylik, artyści sztuki
sakralnej, malarze i rzeźbiarze, również reprezentanci sztuki świeckiej (patrz
impresjoniści lub Fałat i Siemiradzki). Odchodząc od Boga, ludzie utracili
zdolność rozumienia piękna.
Świat nie
znosi pustki i skoro człowiek nie rozpoznaje piękna, to w jego miejsce wchodzi
brzydota i każe się pięknem nazywać. Taka też jest współczesna sztuka,
architektura (niestety, również sakralna).
Są to
mechanizmy, które według mnie dowodzą tego, że skoro piękno ma
źródło w Bogu, jest zatem jedno, niezmienne, a człowiek nie ma na nie wpływu, może je
tylko odczytywać.
Jerzy Juhanowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz