Z otwartą przyłbicą?


Czy i na ile należy we współczesnym świecie występować otwarcie? Czy prawda staje się prawdziwsza od tego, że (o)głoszę ją pod własnym nazwiskiem? Czy zwiększa to moją wiarygodność?
Jakie zalety ma anonimowość?

Co to jest niedziela, a co to jest weekend?


Dlaczego pozwoliliśmy, aby w powszechnym rozumieniu "łikend" oznaczał (piątek wieczór,) sobotę i niedzielę?
Dlaczego wciąż na to pozwalamy?
Czy naprawdę nie uznajemy niedzieli za pierwszy dzień tygodnia? Czy ulegliśmy już urzędniczej presji korporacyjnych i państwowych funkcjonariuszy?

Scouting For Girls „Bondem chciałbym być”


007 [najlepszy nasz agent] – licencję na zgon ma
Dziewczyny i emocje w pracy swej miesza

W kinie widziałem cię, od zawsze uwielbiałem
Od czasów swych chłopięcych jak Roger Moore być chciałem
Dziewczyna w każdym porcie, gadżety zaś w rękawie
Świat dla nas obu za mały – tak mi się zdaje

Więc Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać

Dzień dobry, panie Bond, tak jak się spodziewałem:
W pańskiej dłoni martini; brwi też oczekiwałem
Nie zrozum tego źle, choć – wiem – dziwaczne to
Ja zajmę twoje miejsce, nadaję się – ot co

Więc Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać
I Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać

Mam licencję, mam licencję, mam licencję na emocji dawanie
Mam licencję, mam licencję, mam licencję – także na zabijanie
Mam licencję, mam licencję, mam licencję na emocji dawanie
Mam licencję, mam licencję, mam licencję – także na zabijanie

Chciałem tobą być – kim innym niżem jest
Chciałem tobą być – kim innym niżem jest
I Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać
I Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać
I Bondem chciałbym być choćby przez dzień
Dziewczyny całować, bandziorów załatwiać
Roger i Sean i Timmy i George i Pierce, a może kiedyś ja*

[2007]

Tłum. Paweł M. & TŁM

_____
* a może i ja

A na ruletę?

 Z cyklu: Z wizytą w warszawskim Mordorze.
Aż się odechciewa wjeżdżać...

W poszukiwaniu normalności...


...trzeba wyjeżdżać za granicę?

Albo inaczej:
Co się stało z naszą klasą?

W czasach dawniejszych to do nas ściągali cudzoziemcy, chcieli uczyć się naszej kultury, języka; tutaj działali na licznych polach, tu mieszkały ich rodziny. I polonizowały się.

Na kim ciąży odpowiedzialność za obecny stan rzeczy? Taki, w którym Polak wyjeżdża za granicę za chlebem (albo za większym bochnem chleba)? Rzeczywistość, w której wmawia się ludziom, że - "ponieważ ich praca jest powołaniem" (i tu uwaga: w istocie KAŻDA PRACA JEST POWOŁANIEM) - chodzi nam w szczególności o lekarzy i nauczycieli - mają się pracą zarzynać (jeśli chcą uczciwie wykonać to, do czego się zobowiązali i nie przymierać głodem).

Kogoś chyba w sposób szczególny obciąża odpowiedzialność za systemowe i systematyczne marnowanie naszych rodzimych talentów: ludzi, którzy nie pracują w dziedzinie, która jest ich powołaniem, bo nie gwarantuje im to godnego życia (i mówimy tu o "godnym życiu" w rozumieniu normalnym, nie zaś o jakichś kokosach); tych, którzy wyjechali; tych, którzy wyjadą.

Ktoś kiedyś będzie musiał za to odpowiedzieć.



A można spytać jeszcze inaczej:
Co się stało z naszą kasą?
Dlaczego nie dysponujemy takimi środkami, które stanowiłyby dla specjalistów w danych dziedzinach bodziec do pozostania w ojczyźnie?

Myśl na dziś:
Oczywiście, nie każdego skuszą atrakcyjniejsze warunki naukowe i finansowe oferowane na razie za granicą. Może za wartość wyższą uznamy to, że my sami i nasze dzieci będą mieszkać tu, gdzie ich ojcowie, słuchać polskiej mowy na co dzień - i nie ustając w usiłowaniu zaprowadzenia większej normalności (doprowadzenia do takiego stanu rzeczy, w którym Polak wyjeżdżający za granicę nigdy nie będzie czynił tego wyłącznie lub głównie z pobudek finansowych), pocieszymy się tym, że mamy nad tzw. Zachodem pewne przewagi: nie ma u nas podnoszącego głowę tak hardo pedalstwa, przynajmniej wizualnie wciąż jesteśmy przedstawicielami cywilizacji białego człowieka (tzn. nie ma u nas jeszcze tylu murzynów, Arabów itp.) i wygląda na to, że do naszego nawrócenia potrzeba będzie cudu nieco mniejszego niż przydałby się Zachodowi, który Wiarę praktycznie już stracił.

Redakcja jest redukcją, czyli Conway Twitty „Moja mała giwera” (WERSJA 2)


Cóż, przyszedłem gnata kupić

Ona – sprzedać obrączkę

Lombardziarz w swym lombardzie

Prawie wszystkim handluje



Za twą niedolę zapłaci

A ten w chciwym oku błysk

Gdy sprzedaje ci czyjś ból...

"Twoja strata to mój zysk"



Stała z tyłu w cieniu gdy

Facet zajmował się mną

Oczy jej ciemne i smutne

Jakąś swoją niedolą



Jego słowa tak prorocze

Rozbój w biały dzień” – rzekł mi

Dorzuć jeszcze jedną kulę

A umowa już stoi”.




Ach, giwerkę kupić łatwo

Warunek jeden jest

Skończyć lat dwadzieścia jeden

Lub piętnaście – jeśli łżesz



Forsę mu po prostu daj
Jeśli zginąć ktoś musi
Lombardziarz w swym zakładzie
Ni okiem nie poruszy

A więc wręczył mi pistolet
I już prawie próg mijałem
Gdy, jak mówi do niej: „Siedem
I ni centa” – usłyszałem


Ona w płacz zaś uderzyła
Kiedy wziął jej obrączkę
Cóż, w kieszeni miałem rękę
W ręce zaś miałem spluwę

Miałem użyć owej kuli
Jeszcze dziś skończyć z sobą
Byłem kiedyś czyimś mężem
Ona czyjąś zaś żoną

Cóż, zazwyczaj się nie wtrącam
Lecz pójść ot tak nie mogłem
Bo oferta była durna
Muszę zostać – wiedziałem

Cóż, twarz lombardziarza zbladła
Gdy mój zimny wzrok spotkał
Broń w kieszeni mej została
Lecz że tam jest – to wiedział

Spytałem, jak
życie ceni
A szufladę otworzył
Za zwykłą złotą obrączkę
Dwa tysiące dorzucił


Ta sobotnia noc szczególna
Chociaż nieplanowana
A chodnikiem kiedy szliśmy
Rękę mi swą podała

Most przeszliśmy, broń wyjąłem
W powietrze pofrunęła
Byłaś chociaż raz w Teksasie?”
Spodoba mi się chyba”.

 

Ach, giwerkę kupić łatwo

Warunek jeden jest

Skończyć lat dwadzieścia jeden

Lub piętnaście – jeśli łżesz

Lecz tam w mieście lombard jest
Który wszystkim handlował
Ha, nie sprzedasz już obrączki
Nie kupisz spluwy tam


[1990]


Tłum. BS & TŁM
Red. II ŁM

Piękny język polski: Na czystkę najlepsze


...a w niedzielę odpoczywamy


"I dokonał Bóg w dzień siódmy dzieła swego, które uczynił: i odpoczął w dzień siódmy od wszelkiego dzieła, które sprawił."
(Rdz 2, 2)