Dwadzieścia parę lat później, czyli "Metro" wciąż wierzy w wieżę (Bonus: Bliźniaki)

A ja nie... ja w takie wieże nie wierzę

Pierwszy etap budowy:
Fot. Paweł Schulta


Kolejny etap rozwoju "projektu":
Pieter Bruegel


Co było dalej - wiemy.


Lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku. Nowe szanse, nowe nadzieje. (Tak nam się przynajmniej wtedy wydawało). Pojawia się musical Metro. Lasery. Lasery. Lasery!!!

Zaczyna się muzyką klasyczną - Uwerturą, która - nowa jakość! - już wkrótce przechodzi w łupaninę.

Życie to głupi żart
Choć miewa czasem gest
Marny gest
- te słowa jednej z piosenek można potraktować jako motto i klucz do całości musicalu. Przypominają one do złudzenia dosadniej ujętą myśl przewodnią trupy zwanej Monty Pythonem, obecną w piosence Always Look on the Bright Side of Life: życie jest w sumie nic nie warte; nie ma żadnego życia pozagrobowego; wszyscy i tak pomrzemy i pójdziemy do piachu, więc choć przez chwilę sobie pożartujmy, stwarzając sobie złudzenie pocieszenia w oceanie beznadziei.

Autorki piosenek nie wyrzekają się w nich całkowicie odniesień do wiary, ale wykorzystują motywy religijne do własnych celów, które nie zmieniają całościowej - beznadziejnej i rozpaczliwej - wymowy dzieła. W utworze Uciekali pojawia się Święta Rodzina - "Ojciec Niebieski weźmie nas w obronę". Proszę jak pobożnie. Ale w Wieży Babel Bogu Ojcu rzuca się wyzwanie! I fałszywie twierdzi, że wzniesienie takiej, pożal się Boże, budowli "zawsze jest marzeniem"; "Choć różne słowa, różny kolor skór" - akcenty dosyć nachalnie kosmopolityczne pojawiają się w pełnej krasie w piosence Hasła, gdzie słyszymy o tym, że "murzyn czarny, bo lubi brud", "A Żyd jest zdolny, szkoda że Żyd". Można to być może przypisywać możliwemu przewrażliwieniu ("jeśli zapomnisz o tym, że jesteś antysemitą, żydzi ci o tym przypomną"), ale piosenka ta wpisuje się, niestety, w łżepropagandę, która od początku tzw. "odzyskania wolności w roku '89" usiłuje wmówić nam i światu, że jesteśmy rasistami i antysemitami. A przede wszystkim należałoby przypomnieć twórczyniom piosenki, że murzyn i żyd to nie są główne problemy Polski. Nie były nimi w roku 1989 i nie są nimi dziś.

Być może znów przemawia przeze mnie przewrażliwienie, ale piosenkę In God we trust, w której wokalista-mężczyzna śpiewa:

Ty masz pociąg do innych, niestety
Ja za tobą z tęsknoty choruję
Chociaż jesteś, wstyd powiedzieć – facetem

można potraktować jako wstęp do agresywnej propagandy homoseksualnej propagandy pedalstwa w Polsce. W toku piosenki dowiadujemy się, co prawda, że chodzi o miłość do pieniędzy (wspomniany "facet" to Benjamin Franklin ze studolarowego banknotu), ale półżartobliwe wprowadzenie tematu zboczenia do głównego nurtu sztuki (Metro zagrano w Polsce ponad 1800 razy) następuje.

Litania (do demona złota) - znów jednoznacznie religijne nawiązanie. Czy to, co się w tej piosence wyprawia, to już obrazoburstwo?



"Nie wiemy już sami, gdzie prawda - gdzie fałsz" (z piosenki Hasła)
- to jest właściwe motto Metra, które miało może w zamyśle stanowić apoteozę młodości i nadziei (tak przynajmniej bywa odczytywane), ale stało się w istocie portretem grupy zagubionych ludzi, wśród nich głównego bohatera, który na koniec w durny sposób popełnia samobójstwo.

"Gdzie prawda - gdzie fałsz?". Musical Metro w udzieleniu odpowiedzi na te pytania pomocą nie służy.

Wymowa całości może okazywać się tym niebezpieczniejsza, że piosenki są literacko znakomite. Ale z tego, że łatwo wchodzą do głowy i dobrze się je śpiewa (a w niektórych znajdują się ziarna prawdy), nie wynika, że dzieło jest dobre, BUDUJĄCE.

M.T.
 (był na spektaklu w roku 1991 oraz 2015)


Fot. Paweł Schulta

Święty Michał przebił smoka

Świętego Michała Archanioła, A.D. 2015

Fot. Terminator

„Wydaje się, że przeszkoda jest usunięta...”

XVIII Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015


Fundamentalnej wagi kazanie x. Grzegorza Śniadocha:



Wygłoszone w XVIII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2014

Punkt widzenia zależy od punktu kopania

Piątek Suchych Dni Września, A.D. 2015

Między słupkami (fot. MDK)

Gdy po raz pierwszy okazało się, że przegapiłem finał profesjonalnych rozgrywek futbolowych na szczeblu europejskim, troszkę mnie to przejęło. Następnym razem już wcale: w trakcie meczu sam byłem w trakcie meczu...

Paweł F. Figurski

Zjawisko mimetyzmu: Kot wśród literatury

 Uwagę zwraca obecność Zarysu literatury polskiej oraz albumu poświęconego mundialowi.

Fot. JSS

SS, czyli myśli filmowych na temat Bonda ciąg dalszy

Czwartek po XVII Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015

Zimny drań
– portret pamięciowy
płatnego mordercy
wykonał Sztukmistrz

Imię?
James.
Nazwisko?
Bond.
Zawód?
Płatny morderca.

...bo kimże innym jest James Bond, jeśli nie płatnym mordercą?

To, że wkłada elegancko skrojone garnitury i legitymuje się glejtem, na którym jakaś kobieta (zwąca się „królową”) napisała, że jej zdaniem wolno mu łamać piąte przykazanie, niczego nie zmienia.

Nie zmienia też niczego tłumaczenie, że „to co prawda bandzior, ale nasz bandzior”. Jeżeli do natury działalności służb specjalnych należy łamanie przykazań – ich działanie pozostaje niemoralne w każdych okolicznościach. Powiecie: ale jak uczciwi ludzie mają się bronić, jeśli ktoś działa na ich szkodę, mordując, kłamiąc i pozostałe przykazania łamiąc? Organizując się dobrowolnie, nabywając środki przymusu bezpośredniego, szkoląc się – przede wszystkim zaś budując zdrowe relacje sąsiedzkie. Żaden agent służb specjalnych nie zdoła zinfiltrować i doprowadzić do zniszczenia środowiska połączonego autentycznymi i silnymi więzami. Amerykańskiemu szpiegowi nie udało się oszukać Rosjan na Syberii, mimo że mówił jak oni i pił jak oni. Coś go jednak zdradziło: „U nas nie ma murzynów!”.

Dlaczego w kulturze popularnej tak rzadko wychodzimy poza nieprawdziwy schemat „dobry policjant – zły policjant”? Czemu tak rzadko pokazuje się choć fragment rzeczywistości? System jest skonstruowany w ten sposób, że wszyscy mają być podejrzani, i zakłada, że każdego można niszczyć – tylko każdy liczy na to, że akurat na niego nie trafi.
Mechanizm ten pokazują choć w części filmy takie jak V jak vendetta, Wróg publiczny czy Matrix. Czy możemy liczyć na więcej produkcji tego typu?

Zdrowy Wariat
(przy współpracy DeTe)

Niezłe numery – rzecz o domofonach

Św. Tomasza z Villanueva, Biskupa i Wyznawcy, A.D. 2015



Czy to bliźniaki?

Stare typy domofonów dawały okazję, aby zadzwonić do kogoś, dając pewien sygnał – na przykład używam przycisku trzy razy, żeby znajomy wiedział, że to ja. Nowe takiej możliwości już nie dają – zdarza im się za to świecić jaskrawym światłem.

A zatem: Stare dobre, bo stare? Nie – dobre, bo dające użytkownikowi więcej swobody.
Tak to widzę.


F.L.Z.F

ROZWAŻALNIK NIECODZIENNY: Na bazarze w dzień targowy

Św. Mateusza, Apostoła i Ewangelisty, A.D. 2015 


(Prawie) wolny rynek w działaniu

Gdyby na bazarze ktoś wypisał na kartce z ceną, że kilogram koszteli kosztuje dwa złote dziewięćdziesiąt dziewięć groszy, zostałby wyśmiany. A idę o zakład, że gdyby dodał złoty dziewięćdziesiąt dziewięć za szczypiorek i wystawił klientowi rachunek na cztery złote dziewięćdziesiąt osiem groszy, nie utrzymałby się długo na rynku.

Właśnie: na rynku; bo bazar w Polsce ma wciąż wiele wspólnego z wolnym rynkiem. Do ideału trochę mu brakuje, ale w porównaniu z koncesjonowanymi sieciami supermarketów, sklepami wyposażonymi w baterie kas fiskalnych etc. – jest bardzo swobodny.

Nie ma czasu na oszukiwanie się i głupie gierki: towar kosztuje dwa złote, trzy złote, cztery pięćdziesiąt albo trzydzieści. Można się – jak sama nazwa miejsca wskazuje – targować.

Klienci znają sprzedawców.

Transakcje z ręki do ręki pozwalają uniknąć tłumaczenia się trzeciej, nieproszonej stronie, czyli funkcjonariuszom państwowym.

Płaci się gotówką.

Ludzie to kupują.
Bezwiednie (w sensie: nie zawsze do końca świadomie) kupują wolny rynek.

Gdyby tak na większą skalę zastosować zasady obowiązujące na bazarze… Gdyby tak w innych dziedzinach…

Fałszywe reklamy

Tak, na bazarze można napotkać też (teoretycznie) oszustów – ale w marketach jesteśmy oszukiwani systemowo, z zasady; na targu trzeba by chyba wykazać się sporą naiwnością, aby zostać oszwabionym.
Jak oszukują i kręcą korporacje?
Ano tak na przykład:
Zestawienie cen z wielkimi liczbami 5 i 4 .
Oczywiście, z „technicznego” punktu widzenia wszystko jest w jak najlepszym porządku; ale intencja jest jasna: stworzyć wrażenie, jakby kupienie 300 gram produktu było znacznie bardziej opłacalne niż nabycie dwustu – poprzez napisanie „00” i „99” mniejszą czcionką. Drobne cwaniaczki!
Inni mądralińscy umieścili na stacjach metra taką reklamę:
Jasne, wakacje za 200 „złotych” (które wcale nie są złote, tak na marginesie)…

Któż mi czas powróci?

Policzono mi o kilkadziesiąt złotych więcej niż powinienem zapłacić. Zorientowałem się przy lekturze paragonu już po zapłaceniu w kasie. „Błędna cena”. Ale gdybym sam nie spostrzegł i się nie upomniał, zostałbym po prostu oszukany i cześć! A do tego jeszcze proces odzyskiwania „złotych” – obliczony na to, żeby klienta maksymalnie zniechęcić – jak w ogóle śmie upominać się o swoje. Pani z działu obsługi klienta (bo przecież nie pani w kasie: „To nie moja sprawa; ja tylko wstukałam w kasę – proszę iść do działu obsługi klienta!”) idzie „na market” z telefonem, żeby sprawdzić, czy klient czasem nie konfabuluje; wraca ze zdjęciem produktu i jego ceny – żeby nie było! W końcu wypisuje sążnisty dokument zwrotu pieniędzy. Ileż zachodu! Bezosobowość maszynerii, w której, nieszczęsna, biedne panie są tylko trybikami… I jeszcze jedno: któż mi stracony na odzyskiwanie „złotych” czas powróci?

Jeszcze jeden przyczynek do tego, aby wspierać solidną rodzimą i rodzinną przedsiębiorczość w postaciach pracowitych Polaków, którzy sami produkują i sami sprzedają to, co wytworzyli. Bez urzędników państwowych, bezpośrednio, bez „systemu” – za to sprawiedliwie, w wolności i z sensem.


Tekst: Miron Ściegienny
Zdjęcia: Praktykant

Fabryka pustych słów, czyli byle czytać byle co

XVII Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015

Proj. Sztukmistrz

Rynek wydawniczy w Polsce polega w większym stopniu na tym, że autorzy książek udają, że je dobrze piszą; wydawcy udają, że im płacą – po czym księgarze udają, że sprzedają czytelnikom coś wartościowego. Wszystko to przy wtórze propagandy, która głosi, że właściwie chodzi o to, żeby w ogóle czytać – a co, to już nie takie ważne.

Filozofia papierowego dziennika sprowadza się zazwyczaj do tego, że trzeba dostarczyć czytelnikowi informacyjnego kitu – ze świadomością, że 99% zawartości pisma i tak nie przeczyta (choćby dlatego, że nie ma tyle czasu, aby pochłonąć kilka kilo papieru – nie każdy jest Kimem Peekiem).

Czy naprawdę nie czyni lepiej człowiek, który czyta i zna na pamięć jedną Dobrą Książkę, niż ktoś chłonący coraz to nowsze nowości wypuszczane taśmowo przez fabryki pustych słów?


Maciej Gabrielewski

PIĘKNY JĘZYK POLSKI: Lekarz dachowy

Św. Korneliusza, Papieża i Męczennika oraz św. Cypriana, Biskupa i Męczennika, A.D. 2015


Przymuje na kalenicy przy dobrej pogodzie.


Fot. Piotr Tadeusz Arkadiusz

Stare złoto naprawdę nie rdzewieje

XVI Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015


Ryc. Sztukmistrz

Gościnny wpis Łukasza Kowalskiego

Większość komiksów to badziewie. Znajdują się jednak perełki.
W serii o Kaczorze Donaldzie, w której mamy wielekroć do czynienia z tanią propagandą pseudoekologiczną w wykonaniu siostrzeńców, perełki też się zdarzają.

Historyjka pt. Stare złoto nie rdzewieje  („Donald i Spółka”, nr 36/1994) opowiada o tym, jak biznesowy przeciwnik Sknerusa, Kwakerfeller, ogłasza w mediach (w przebraniu, podając się za profesora Drewniaka), że złoto jest nic niewarte – a jego miejsce zajmuje drewno. Ludzie dają się nabrać i wyrzucają kruszec na śmietnik; w cenę zaczynają iść wyroby drewniane, a trudniący się złodziejstwem Bracia Be kradną papierowe ręczniki i papier xero. Kwakerfeller, wyprzedziwszy (chyba po raz pierwszy w historii) w rankingu najbogatszych Sknerusa i ogłoszony najzamożniejszą kaczką na świecie, odgrywa teraz współczującego: proponuje Sknerusowi, że sprzeda mu wiele 10% swoich lasów w zamian za jego złoto i „bezwartościowe” kopalnie kruszcu. Sknerus, powodowany miłością do złota („kocham [je], i to z wzajemnością”), daje odpór. Jeszcze wcześniej jeździł po mieście specjalną machiną zasysającą ze śmietników wyrzucone tam złoto i znalazł się na pierwszej stronie gazety jako bohater artykułu pt. Zdetronizowany miliarder zwariował.
Dziennikarze, współpracujący do pewnego momentu z Kwakerfellerem w jego mistyfikacji, wydają go jednak; informują publicznie, że to wszystko humbug – złoto wraca do łask. Kwakerfeller jest wściekły, a dziennikarze, którzy szantażowali go, domagając się pieniędzy za podtrzymywanie kłamstwa, tłumaczą mu, że to nie był najlepszy pomysł, aby dać im żądane 14 fantastylionów w akcjach jego „drewnianego” holdingu. Kwakerfeller był, zdawało się, bezsprzecznie bystry: dał dziennikarzom żądaną kwotę w formie swoich akcji; wciąż zdawał się trzymać w ręku wszystkie karty – jeśli (po przejęciu złota Sknerusa) sam zdecyduje się ogłosić, że prof. Drewniak to fikcja, akcje redaktorów również okażą się niewiele warte – i to nie on straci. Przeliczył się jednak, chytrus jeden. Może dziennikarze (swoją drogą, banda sprzedajnych świń) wcześniej zamienili „drewniane” akcje na żywą gotówkę – i dopiero wtedy ogłosili prawdę. Tak czy inaczej, Sknerus, „zwany «Śmieciarzem», właśnie potroił swoją fortunę!”. [W polskich wydaniach komiksów o Donaldzie wśród znaków interpunkcyjnych praktycznie nie pojawiają się kropki. Niemal wszystkie wypowiedzi w trybie oznajmującym kończą się wykrzyknikami, więc odnosimy wrażenie, jakby bohaterowie bez wyjątku nieustannie na siebie wrzeszczeli].

Historyjkę można potraktować jako opis historii złota w czasach najnowszych; świetnie koresponduje ona z pisarstwem Murraya Rothbarda na ten temat. Próba zniszczenia standardu złota i zastąpienie go walutami papierowymi, których „wartość” brana jest każdorazowo z sufitu – to są te papierowe ręczniki i papier xero. I wreszcie: powrót złota, i to w wielkim stylu. (Aby coś podobnego zdarzyło się w świecie realnym, potrzeba tylko i aż otwartego umysłu i uznania niezbitych faktów).

Nie ma co w oparciu o ten jeden przykład kształcącego ekonomicznie komiksu twierdzić, że gatunek ten pełen jest idei wolnościowych – zazwyczaj wcale ich tam nie ma. W niniejszym wpisie nie chodzi nam jednak o bezmyślne chwalenie komiksów en bloc – ale o historyjkę w zalewie śmiecia zupełnie wyjątkową.

Łukasz Kowalski

Paragon

Najświętszego Imienia Maryi, A.D. 2015




Tak to się kończy, gdy za tankowanie weźmie się F.L.Z.F…

Czegóż możemy się dowiedzieć z tak prozaicznego, zdawałoby się, dokumentu, jak paragon otrzymany na stacji benzynowej?

1. Paliwo kupuje się nie na stacji lokalnej – ale wspiera megakorporację; na zniewolonym rynku w krótszej perspektywie tak wychodzi po prostu taniej (jeśli za kryterium ceny przyjmiemy, ile papierowych, fiducjarnych pieniędzy życzą sobie za paliwo).

2. Współpracująca z lewiatanem korporacja rejestruje możliwie dużą liczbę danych dotyczących transakcji – łącznie z numerem dystrybutora i godziną, gdy Grażyna przyjęła grosze i złote (które wcale nie są złote).

3. Właśnie: „Grażyna”. Nie dość, że do pracy w tak niewdzięcznym i nieodpowiednim dla płci pięknej miejscu zaprzęga się kobietę, to jeszcze w dokumencie mówi się o niej po imieniu. Widzimy różnicę między sklepem spożywczym, w którym obsługuje nas od lat ta sama pani Grażynka, a bezduszną korporacją, w której mechanizmie „Grażyna” jest trybikiem, zasługującym tylko na (jakby obozowy) numer 099?

4. 50 „złotych” i 80 groszy z transakcji zabierają w sposób widomy funkcjonariusze państwowi – trzecia (nieproszona) strona, której w normalnych warunkach nikt do udziału w transakcji by nie zapraszał. W warunkach nienormalnych istnieją korporacje; korporacja skwapliwie współpracuje z państwem, dzieląc się z nim łupem w zamian za ulgi podatkowe, koncesje i współudział w duszeniu małej, lokalnej, rodzinnej przedsiębiorczości. [W sposób niewidomy państwo, czyli zorganizowany gang morderców i złodziei, zabiera nam w cenie paliwa dużo więcej. Gdyby dziś TYLKO W TEJ JEDNEJ SPRAWIE zastosować rozwiązanie wolnościowe i zmusić państwo do całkowitego wycofania się z interwencji na rynku paliw (w jakiejkolwiek formie: od akcyzy i innych podatków poczynając), możemy się spodziewać, że z dnia na dzień cena litra ropy spadłaby np. do poziomu 2 złotych”].

5. Kącik malkontenta: Czemu olej jest NAP DOWY, a nie NAPĘDOWY? Pierwsze przypuszczenie: maszyna nie ma polskich czcionek, a władcy korporacji, traktując nasz kraj jako terytorium do podbicia, nie przejmują się językiem tubylców. Ale nie – Grażyna jest GraŻyną, a płatność płatnością, więc pewnie zaszedł błąd w druku.

Agathy Christie godzina zero

Piątek po XV Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015 

Rys. Sztukmistrz

UWAGA WSTĘPNA: Poniższe rozważania prowadzimy z założeniem, że wszystkie (pierwsze) małżeństwa bohaterów powieści oraz jej autorki zostały zawarte ważnie.

Powieść Godzina zero może sprawiać wrażenie głęboko chrześcijańskiej – jeśli nie wprost katolickiej. Pielęgniarka, która, bawiąc się krzyżykiem na szyi mówi niedoszłemu samobójcy: „Bóg może pana potrzebować”. Battle, który mówi, że trudne doświadczenia Stwórca zsyła na nas, aby nas wypróbować. A osoba, która popełniła morderstwo, jak zwykle zostaje zdemaskowana.

Można jednak odczytać Godzinę zero jako swego rodzaju rozliczenie autorki z własną przeszłością, a ściślej: z własnym rozwodem i cudzołóstwem. Otóż Agatha Christie w wieku 38 lat opuściła swojego męża, a później przez dziesięciolecia żyła w notorycznym konkubinacie z innym mężczyzną.
Zwróćmy uwagę, że „wielka miłość”, jakiej doświadcza pod koniec książki dwoje bohaterów, to „miłość” dwojga osób, które mają żyjących małżonków – ale postanawiają cudzołożyć. Autorka zaś nie stara się przedstawić tego czytelnikowi jako czegoś niemoralnego; wręcz przeciwnie: taka „miłość” to najlepszy sposób na happy end – szczęśliwe zakończenie powieści.


Godfryd Komeda

Zwiastowanie z Trójcą Świętą


Muzeum Narodowe w Warszawie posiada w swoich zbiorach bardzo ciekawą płaskorzeźbę pochodzącą z kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu – Zwiastowanie z Trójcą Świętą. Dzieło datowane jest na około 1480 r. Ze względu na ikonografię jest to nietypowe przedstawienie Zwiastowania; ponadto stanowi niezwykle ciekawe źródło treści teologicznych.

W dolnej części kompozycji znajduje się Matka Boża jako orantka z modlitewnikiem w ręku, ze skierowaną ku nam pogodną twarzą. Po przeciwnej stronie, również u dołu, stanowiąc przeciwwagę w sensie kompozycyjnym, widnieje postać Archanioła Gabriela przynoszącego Boże orędzie. Maryja i  Archanioł Gabriel nie patrzą na siebie, a treść wypowiadanych przez obie postacie słów wypisano na banderoli unoszącej się spiralnie wokół pnia drzewa przedzielającego kompozycję wzdłuż osi środkowej. Orędzie stanowi zatem centrum tego przedstawienia. Archanioł Gabriel czyni prawą ręką gest błogosławieństwa, lewą zaś trzyma banderolę, co świadczy o tym, że wypowiada słowa do Maryi. Cóż to za zwieńczone bujną zielenią liści drzewo, które wyrasta między Maryją a Archaniołem?  Czytamy w Księdze Mądrości: „Błogosławione drzewo, przez które dokonuje się sprawiedliwość” (Mdr 14, 7).

Maryja, mówiąc w momencie Zwiastowania: Fiat voluntas Tua, staje się niejako współodkupicielką rodzaju ludzkiego. Dzięki jej fiat Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus, uniżył samego siebie, przybierając ludzką naturę dla odkupienia każdego człowieka. Tak więc Maryję ukazano tutaj jako nową Ewę. Tak jak przez Ewę przyszedł grzech, tak przez Maryję przyszło odkupienie. Analogicznie, Jezus Chrystus ukazany jest tutaj jako nowy Adam, źródło i cel wszelkiego stworzenia.

I rzekł [Bóg]: Oto Adam stał się jako jeden z nas, wiedzący dobre i złe: teraz tedy, by snadź nie ściągnął ręki swéj, i nie wziął téż z drzewa żywota, i nie jadł, a byłby żyw na wieki.
I wypuścił go Pan Bóg z raju rozkoszy, żeby uprawował ziemię, z któréj jest wzięty.
I wygnał Adama: i postawił przed rajem rozkoszy Cherubim i miecz płomienisty i obrotny, ku strzeżeniu drogi drzewa żywota.
Rdz 3, 22–24

Czyż owo drzewo, ujęte centralnie w tym późnośredniowiecznym przedstawieniu, nie jest tym drzewem życia? To tu właśnie zaczyna się dzieło odkupienia ludzkości obarczonej grzechem pierworodnym, który od czasów Adama i Ewy zmienił los człowieka.
Na tle pnia drzewa ukazano dziecięcą postać Jezusa Chrystusa. W chwili Zwiastowania zostaje On przyjęty przez Maryję w jej łonie, a tu – nagi, akcentując swoją kruchość i uniżenie, błogosławi ludzi z drzewa życia, na którym zawiśnie w przyszłości dla zbawienia świata. W związku z tym byłaby to zapowiedź Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pańskiego. Jakże wiele treści zawarte jest w tym niewielkim przedstawieniu!

Albowiem jeźli jednego przestępstwem śmierć królowała przez jednego, daleko więcéj ci, którzy obfitość łaski i darowania i sprawiedliwości biorą, w żywocie królować będą przez jednego Jezusa Chrystusa.
Rz  5, 17


Postać Maryi ukazana jest od przodu, a gest Jej lewej dłoni sugeruje aktywny udział w rozmowie z Archaniołem. Jak wiemy, zapytała ona: „Jakóż się to stanie, gdyż męża nie znam?” (Łk 1, 34). Chciała bowiem znać drogę Bożego działania, zważywszy na ślub dziewictwa. Maryja siedzi spowita w złote szaty jak królowa; klęczy przed Nią Archanioł Gabriel, Boży wysłannik. On również odziany jest w złoty płaszcz, co podkreśla świętość i nadprzyrodzony charakter żywota tych dwóch postaci. Mimo swej wysokiej godności Archanioł jest niejako sługą wobec Królowej, przybiera postawę uniżenia. Całość przedstawienia owej sceny ewangelicznej wieńczy postać Boga Ojca jako króla z długą brodą; gest Jego rąk symbolizuje aktywną, twórczą obecność transcendentnego Boga jako bezpośredniej przyczyny wszelkiego istnienia i porządku rzeczy. Między Bogiem Ojcem a puttem uosabiającym małego Jezusa Chrystusa rozpościera swe skrzydła gołębica oznaczająca Ducha Świętego. A zatem scena Zwiastowania zawiera w sobie również treści dogmatu o współistotności Trzech Osób Boskich – Boga Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego. To Bóg w Trójcy Świętej jedyny jest obecny w spotkaniu Maryi z Archaniołem Gabrielem. To początek Nowego Przymierza.


I nazwał Adam imię żony swéj Hewa, iż ona była matką wszech żywiących.
Rdz 3, 20

Oto tym razem nowa Ewa, Maryja, pod drzewem życia zasiada jako królowa (tutaj bez atrybutów ziemskiej królewskości, a więc w pokorze) i jako nowa matka wszystkich żyjących, będąca pośredniczką wszystkich łask spływających na nas od Boga w Trzech Osobach. Tak więc przyjście Jezusa Chrystusa przez Maryję jest zachętą, żebyśmy również do Niego przyszli przez Maryję. To wygląda jak zapowiedź koronacji Maryi, która nastąpi po Zaśnięciu i Wniebowzięciu, i uczyni Ją Królową Nieba i Ziemi.

Jaka cnota przyświeca tej scenie Zwiastowania? Pokora, która wynika z uniżoności wobec Bożego majestatu i orędzia przyniesionego przez Archanioła Gabriela; całkowita „przezroczystość” duszy Maryi wobec Boga, stąd czytamy w Ewangelii św. Łukasza: „pełna łaski”, bo wszystko zostaje w Niej poddane Bożemu działaniu.

Sztuka średniowieczna wielokrotnie przedstawia Trójcę Świętą, ukazując tym samym współistotność Trzech Osób Boskich i wzajemną zgodność woli wszystkich trzech; za pomocą obrazu mówi o jednej substancji w Trzech Osobach Jednego Boga. W tym wypadku natomiast przez połączenie tych kwestii ze sceną Zwiastowania wprowadza również mariologię w obszar teologii trynitarnej. W Oddaniu Niepokalanej autorstwa wielkiego czciciela Matki Bożej, św. Maksymiliana Kolbego, czytamy, że Matka Boża przez swoją Boską macierzyńskość dopełnia Trójcę Świętą. Gdyby zatrzymać się na tym sformułowaniu, można by (pod względem ścisłości filozoficznej) zarzucić świętemu niestosowność słowa dopełnia. Natomiast czytając dalej, dowiadujemy się, że nie chodzi o dopełnienie substancjalne, ale, rzekłabym, dopełnienie w działaniu Boskim ad extra. (A zatem nikt, nawet Maryja, nie może nic dodać ani ująć Bożemu istnieniu; Maryja jednak jako doskonałe stworzenie dopuszczona do najdoskonalszej intymnej relacji z Bogiem w Trójcy Świętej Jedynym i matka Chrystusa, może być określona jako dopełnienie w sensie relacji miłości). Tam właśnie możemy przeczytać cudowny opis rodzaju owej relacji Maryi z Osobami Trójcy Świętej. A więc Maryja jest Oblubienicą Ducha Świętego, Córką Boga Ojca i Matką Syna Bożego. Jest więc włączona w odwieczną Miłość Bożą i w tym sensie tę Miłość dopełnia; poprzez czynny i doskonały w niej udział. To przez Nią Bóg nie tylko wyzwala ludzkość z koniecznej śmierci wiecznej wynikającej z grzechu, ale daje nam nową Matkę, Oblubienicę Ducha Świętego, która z woli i daru Bożego jest Królową i ukazuje nam cel ostateczny, finis ultimus, Swego Syna, Jezusa Chrystusa.

Niestety, to dzieło anonimowego artysty ze Śląska, określane jedynie jako pochodzące z warsztatu Mistrza Poliptyku Zwiastowania z jednorożcem, podobnie jak wiele innych pozostaje wyrwane z pierwotnego kontekstu – kontekstu sakralnego. Nie znajduje się już w kościele, przyczyniając się do większej chwały Bożej. Nie służy już pogłębianiu pobożności, ukazując poprzez swoją treść naturę i sposób działania Boga w świecie stworzonym. A ja próbuję się temu przeciwstawić, pisząc ten tekst. Ad maiorem Dei gloriam!

Monika Jabłońska
Zdjęcia: Dominika Doleszczak


Redakcja serdecznie dziękuje za konsultację księdzu Dawidowi Wierzyckiemu oraz xRP.

Linux w urzędzie, czyli nie ma się czym podniecać

Św. Mikołaja z Tolentynu, Wyznawcy, A.D. 2015

– Pingwinię to! – zdaje się mówić ten sympatyczny ptak
(Rys. Sztukmistrz)

Wielkie kampanie na rzecz „wolnego oprogramowania” w urzędach państwowych wcale mnie nie podniecają. Czym się tu cieszyć? Tym, że funkcjonariusze państwowi zyskają być może skuteczniejsze narzędzie zniewalania nas?

Istota zagadnienia polega nie na tym, jak sprawić, aby urzędy państwowe funkcjonowały szybciej, sprawniej i (podobno) taniej (w możliwość realizacji żadnego z tych trzech nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy), ale jak sprawić, że zanikną, a zadania, których spełnianie symulują, naprawdę realizowane będą na drodze inicjatyw dobrowolnych.

Podobnie: ani trochę nie cieszy mnie fakt, że funkcjonariusze policji państwowej dostają nową broń.
Uradowałoby mnie, gdyby okazało się, że bronią (także, a może przede wszystkim, palną) dysponują ojcowie rodzin, którzy potrafią zorganizować się i bronić przed napaścią – kogokolwiek.

(Nieświadomi zapewne) piewcy „linuksów w urzędach «publicznych»” robią, niestety, wszystkim przyjaciołom wolności (przy najlepszych zapewne intencjach) pingwinią, pardon, lisią przysługę.


Zdrowy Wariat

Każdemu jest ciężko...

Bł. Melchiora Grodzieckiego, Męczennika, A.D. 2015


Czy to graffiti głosi prawdę? Czy pobrzmiewa tu echo słów świętego Pawła: Przeto każdy z nas za się liczbę da Bogu”? I przeświadczenia, że każdy niesie swój ciężar, jaki na jego barki nałożył w Swej łaskawości Stwórca?
Fot. Adept

Ceną wolności jest wieczna czujność*

Św. Wawrzyńca Justiniani, Biskupa i Wyznawcy, A.D. 2015

Fot. Paweł Schulta

Twierdzą niektórzy, że w gospodarce od czasu do czasu muszą się zdarzyć „tąpnięcia” na dużą skalę. Jakby działało tu fatum. Cykle gospodarcze. Sinusoida. Od euforii do kryzysu.

Nie da się ukryć, że w systemie etatystycznym (to znaczy takim, w którym istnieje coś takiego jak, tfu!, państwo) do załamań gospodarczych dochodzi. Nie dzieje się to jednak wskutek zrządzenia Opatrzności (np. w formie suszy, która niszczy plony), ani wolnych decyzji wolnych ludzi (nieskrępowany rynek), ale w wyniku manipulacji funkcjonariuszy państwowych, sprzymierzonych z nimi gangsterów, banksterów i pomniejszych płotek.

Na wolnym rynku do kryzysów mogłoby dochodzić, ale nie musiałoby. Gdyby ludzie powszechnie i szczerze troszczyli się o poszanowanie aksjomatu nieagresji we wzajemnych relacjach, gdyby zachowali tytułową „wieczną czujność”, mogłoby się zdarzyć, że przez setki lat o żadnym „kryzysie” ani by słyszano.
Wolny rynek bowiem nie zbawia, ale sprzyja temu, by świat stał się bardziej Boży, a przez to bardziej ludzki.

Maciej Kurkowski

___
* Tytułowe słowa przypisuje się Tomaszowi Jeffersonowi.