Za niewolę naszą i waszą

IHS - likwidacja

Drogiemu Księdzu Dawidowi
oraz wszystkim
katolikom-(jeszcze) etatystom

Czy choroby są wynikiem grzechu pierworodnego? Są. Czy uznajemy je za coś naturalnego, chcianego przez Stwórcę, czy walczymy z nimi usiłując chorego uleczyć?

Czy państwo jest wynikiem grzechu pierworodnego? Czy uznajemy je za coś naturalnego, chcianego przez Stwórcę, czy walczymy z działalnością funkcjonariuszy państwowych posłuszni wezwaniu, by dążyć do doskonałości?

Więcej: istnieją choroby, na które dotychczas nie udało się znaleźć lekarstwa. Czy dobrowolnie rezygnujemy z poszukiwania go?
Per analogiam: czy dobrowolnie rezygnujemy z (choćby prób) tworzenia i podtrzymywania dobrowolnych relacji międzyludzkich, organizowania dobrowolnych przedsięwzięć na skalę większą niż najbliższa rodzina?

Argumentem z efektywności (czyli absolutnie nierozstrzygającym; lecz można go traktować jako pomocniczy), jaki zdarza się usłyszeć, jest taki: "działalność funkcjonariuszy państwowych jest konieczna, bo rodzina sama nie jest w stanie własnym sumptem zaspokoić pragnienia pewnych dóbr czy usług".
Otóż jest rzeczą pewną, że z moralnego punktu widzenia ani rodzina (czyli grupa konkretnych osób), ani żaden  z jej członków nie ma prawa przemocą lub groźbą jej użycia zmusić innego człowieka do oddania jej jakiegoś dobra czy usługi. Skoro zatem nie wolno tego uczynić grupie ludzi zwanej rodziną, to dlaczego miałoby być wolno to uczynić grupie ludzi zwanej państwem? Czy grupa ludzi uzyskuje prawo łamania przykazań Bożych w momencie, gdy jest odpowiednio liczna? Rodzinie - grupie składającej z osób na przykład dwudziestu - nie wolno kraść i mordować, ale państwu - grupie składającej się z osób na przykład dwudziestu tysięcy - już tak?

Dalej: przyjmijmy, iż ktoś twierdzi, że istnieje potrzeba zbudowania elektrowni. Dlaczego nie miałoby się to udać dwudziestu tysiącom ludzi działających dobrowolnie? Jeśli cel działania jest dobry, katolik winien chyba ufać, że Pan Bóg zamierzonemu dziełu pobłogosławi? A może nie udałoby się wznieść elektrowni stosując metody dobrowolne? Cóż, trudno. Nie istnieje coś takiego jak "prawo do elektrowni". Na pewno zaś czyjaś opinia na temat potrzeby wzniesienia takiej budowli nie uzasadnia łamania przykazań - zwłaszcza piątego i siódmego.

Nota bene: nikt nie mówi tu o konieczności samowystarczalności - w sensie  budowania elektrowni własnymi siłami. W normalnym społeczeństwie osoby zainteresowane inwestycją mogą złożyć się na nią dobrowolnie i wynająć innych ludzi, którzy za odpowiednim wynagrodzeniem wykonają pracę. Kluczem jest dobrowolność.

Zauważmy ponadto, że nieprawdą jest, jakoby funkcjonariusze państwowi mogli uczynić to, czego na pewno nie uda się zrobić ludziom wolnym. Przecież wszelkie środki, jakimi dysponuje państwo, pochodzą od ludzi, którym je odebrano - a więc funkcjonariusze państwowi nie posiadają niczego ponad to, co zabiorą innym. A zatem suma środków przeznaczonych na realizację danej inwestycji nie może przekraczać tego, co udało się zagrabić [czasem ze skutkiem przyszłym - chodzi o zaciąganie kredytów w cudzym imieniu, niekiedy na poczet nienarodzonych jeszcze osób - tzw. dług publiczny, do którego nie powinien poczuwać się nikt, kto nie dał swojej osobistej (najlepiej pisemnej) zgody na jego zaciąganie w swoim imieniu].

Bolesne, z jakim przekonaniem i zacięciem niektórzy gotowi są - nawet w dobrej wierze - oszukiwać samych siebie i wprowadzać w błąd innych. Uczynili fałszywe założenie i teraz budują na nim cały gmach. Co prawda - przyznają zgodnie ze stanem faktycznym - działalność państwa opiera się przymusie i pozbawianiu ludzi własności, ale... no właśnie: "ale"! - nie wyciągają z tego wniosku, że działalność państwa jest niemoralna - mimo że wszystko na to wskazuje; zamiast tego twierdzą, że ów przymus i pozbawianie ludzi własności należą do jakiejś nowej, mitycznej kategorii czynów, które nie są łamaniem przykazań. Jeśli Kali ukraść krowę - to źle; jeśli grupa Kalich zwana państwem ukraść krowę - to już dobrze. Zatem: jeśli Kowalski odbiera coś Nowakowi bez jego zgody lub wbrew jego sprzeciwowi - to jest to niemoralne i zwiemy to kradzieżą; jeśli Nowakowi odbiera coś bez jego zgody lub wbrew jego sprzeciwowi grupa ludzi zwana państwem - to jest to moralne i nie zwiemy tego kradzieżą.

Można doskonale rozumieć, jakiego wysiłku i odwagi intelektualnej wymaga zmiana myślenia, które wdrukowywano nam usilnie w głowy przez stulecia - i z którym prawdopodobnie stykaliśmy się przez większość naszego własnego życia - nie zwalnia to jednak z obowiązku uszanowania prawdy, która może wydawać się trudna, niewygodna i niepopularna - niemniej jednak pozostaje prawdą.

Zdrowy Wariat

2 komentarze:

  1. Pan Bóg dał Izraelowi króla, mimo, że z góry zastrzegał, iż będzie to związane z dziesięciną i zniechęcał do takiego rozwiązania. Nie można jednak powiedzieć, że tym samym mianując króla poniekąd spisał go na grzech (a poniekąd też naród), toteż można słusznie podejrzewać, że inne prawo odnosi się do władzy. Jak redakcja odnosi się do (niejednej) encyklik papieskich popierających (a nawet sugerujących wprost konieczność) władze państwowe?

    OdpowiedzUsuń
  2. W treści niejednej encykliki raczej nie znajdziemy jednak odpowiedzi na (uzasadnione - zgódźmy się) zasadnicze pytania postawione w tekście - dotyczące tego, czy istnieją dwa odrębne rodzaje moralności?

    OdpowiedzUsuń