Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (31)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XXXI

Jakub Michał Gabriel, z łaski Bożej i woli Stolicy Apostolskiej Jego Wielebność Biskup Diecezji, umierał w swoim pałacu, który stanowiła willa-bliźniak na ulicy Johna Knoxa. Otrzymał rozgrzeszenie i przyjął komunię świętą. Jego zmęczone stare ręce, stopy, uszy, oczy, usta i nos zostały namaszczone świętymi olejami, które sam pobłogosławił we własnej katedrze w Wielki Czwartek. Skrzeczącym głosem wyrecytował po raz ostatni Credo, wyznając, że wierzy w święty Kościół katolicki, grzechów odpuszczenie i żywot wieczny. Wokół jego łóżka klęczeli kanonicy w swoich wielkich butach, a kanonik Muldoon czytał głośno modlitwy za konających. Wszyscy kanonicy byli teraz również starymi ludźmi; mieli pofałdowane zmarszczkami twarze, a z uszu wyrastały im kępki włosów – oczywiście, za wyjątkiem Józefa Dominika Alojzego Kanonika Scotta, który, mimo że liczył sobie dopiero trzydzieści trzy lata, był prawdziwym księdzem na schwał. „W imię Aniołów i Archaniołów; w imię Tronów i Zwierzchności; w imię Księstw i Potęg; w imię Mocy, Cherubinów i Serafinów; w imię Patriarchów i Proroków”... Gdy kanonik Smith słuchał kanonika Muldoona, wypowiadającego z ciężkim szkockim akcentem grzmiące słowa Kościoła, zastanawiał się, ile czasu jeszcze minie, zanim te same słowa wypowiedzą nad nim. Potem Biskup wyszeptał z łóżka, że chciałby ich wszystkich przed śmiercią pobłogosławić, więc kanonicy jeden za drugim podchodzili i klękali, podsuwając głowy pod jego dłoń.
Ego te benedico in nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti1 – powiedział Biskup do kanonika Poustiego. – Franciszku Ksawery, idź w pokoju. – Oczy kanonika Poustiego były tak zamglone łzami, że wracając na swoje miejsce, niemal potknął się o kanonika Dobbiego, ale kanonik Dobbie całkowicie to rozumiał, bo sam też płakał.
Dla większości zgromadzonych Biskup miał również specjalne przesłanie, jak dla kanonika Bonnyboata, któremu powiedział: „Krzysztofie, idź w pokoju. Być może w przyszłym świecie lepiej pójdzie mi noszenie mitry niż w tym i dziękuję ci, że tak często mnie poprawiałeś”. Kanonikowi Muldoonowi powiedział: „Idź w pokoju, Alojzy Patryku Franciszku; mam nadzieję, że znajdą się pieniądze na te nowe organy”. Kanonikowi Sellarowi powiedział: „Idź w pokoju, Jakubie. Przykro mi, że nie będę mógł przewodniczyć czterdziestogodzinnemu nabożeństwu w twoim kościele”. Kanonikowi Dobbiemu powiedział: „Idź w pokoju, Piotrze; mam nadzieję, że nowy kij golfowy dobrze się sprawi”. Kanonikowi Smithowi powiedział – tak jakby ich dyskusja o poezji toczyła się wczoraj, nie zaś trzydzieści trzy długie, pokryte kurzem, owiane zapachem benzyny lata temu – „Idź w pokoju, Tomaszu Edmundzie. Aby świat był bezpieczny, młodzieniec musi żyć swoją poezją, jak również ją szeptać; dziękuję ci za to, że tak często miałeś rację, gdy ja się myliłem”. Ale to kanonikowi Scottowi powiedział najwięcej; po tym jak go pobłogosławił, położył rękę na ramionach młodego człowieka i mówił mu o wielu sprawach, które istotnie musiały być bardzo świątobliwe, ponieważ szeptał je tak cicho, że nikt inny nie zdołał ich usłyszeć.
Deus misericors, Deus clemens...2 – zaczął się ponownie modlić kanonik Muldoon, gdy Biskup skończył mówić, lecz Biskup wyszeptał, że nie jest jeszcze całkiem gotów, by umrzeć, i chciałby powiedzieć do nich wszystkich parę słów.
Po pierwsze, poprosił zgromadzonych o przebaczenie wszelkiej opryskliwości, niesprawiedliwości oraz braku zrozumienia, jakimi mógł zawinić, mówiąc, że czasami nie jest łatwo być biskupem, bo choć biskup ma do pomocy Ducha Świętego, w większości spraw pozostaje zwykłym człowiekiem skłonnym do popełniania błędów, ponieważ taka jest Boża droga budowania Kościoła: wznoszenie go z chybotliwych ludzkich desek i rozrzuconych kawałków drewna, które Pan Bóg znajduje po świecie. Po drugie, powierzył ich pieczy, myśli i miłości diecezję, którą kochał i zarządzał przez ponad trzydzieści pięć lat. W szczególności nałożył na nich obowiązek szukania pomocy niebios w kwestii wyboru swojego następcy, ponieważ jego zadanie będzie trudne w świecie, który zdawał się nie rozumieć, że znajduje się w stanie wojny tylko dlatego, iż ludzie nie byli gotowi dalej praktykować tej powściągliwości, umiaru i posłuszeństwa, z których wyrosła ich cywilizacja. Po trzecie, poprosił ich o wytrwanie w ich własnym powołaniu. W obliczu olbrzymiej obojętności ludzi trudno było niekiedy poczuć, że to, co człowiek mówi z ambony, na coś się zdaje. Gdy pomyślało się o wszystkich kazaniach, jakie głoszono każdej niedzieli na całym świecie, i zważyło na panujące dziś w ludzkich sercach zgorzkniałość i nienawiść, istniała pokusa dojścia do wniosku, że Kościół Boży zawiódł. Lecz Kościół Boży nie zawiódł, ponieważ Bóg obiecał, że nawet bramy piekielne go nie zwyciężą3, a poza tym jego misja została ustanowiona w wieczności, nie zaś w czasie. To prawdopodobnie oni zawodzili jako kaznodzieje, nie zaś świeccy jako słuchacze. Być może prawda była dla nich za wielka i przedstawiali ją swymi wargami nieporadnie. Biskup miał pewność, że przynajmniej jego stary przyjaciel kanonik Smith zrozumie, co ma na myśli, cytując zdanie, które przeczytał niegdyś w książce autorstwa człowieka nazwiskiem Thornton Wilder4, w którym stwierdzał on, że religię zgubiła retoryka. Być może myśleli i przemawiali, posługując się zbyt często formułkami, opakowując Chrystusową prawdę w werbalne frazesiki, zamiast samemu przykrawać i dopasowywać pojedyncze wymowne słowa. Niech pozwolą, że da im przykład z języka świeckiego. Pierwszy dzikus, który ukuł zwrot „biały jak śnieg”, był zarówno oryginalnym myślicielem, jak i poetą, ale tysiące milionów powtórzeń tego porównania w wykonaniu ludzi bezmyślnych pozbawiło je nie tylko piękna, ale również znaczenia. To samo dotyczy spraw świętych. Świeccy tak bardzo przyzwyczaili się do wysłuchiwania, jak bombarduje się ich pewnymi zwrotami, że mogą siedzieć i słuchać nieporuszeni. Albo, co gorsza, obycie z tymi słowami, monotonia łączenia ze sobą tych samych dźwięków pobudzały ich do obojętności na religię i uśmiercały jakiekolwiek pragnienie współdziałania z łaską uświęcającą. Nie będzie ich prosił, aby zostali poetami, bo cyzelowanie, formowanie i ustawianie słów w doskonałym szyku było szczególnym darem od Boga, i to takim, który nie udziela się kapłanom jednocześnie z nałożeniem na konsekrowanego rąk; ma jednak zamiar zasugerować im, aby pisali swoje kazania słowo po słowie zamiast zwrot po zwrocie. Nie może przepisać im w tym względzie żadnych prawideł, lecz chciałby doradzić, żeby w pewnych sytuacjach mówili raczej „Kościół” zamiast „nasza święta matka Kościół”, „miłosierdzie” zamiast „nieskończone miłosierdzie”, „Wielki Post” zamiast „pokutny okres Wielkiego Postu”, co będzie o wiele bardziej znaczące, ponieważ przymiotniki mogą nie tylko precyzować, ale paraliżować znaczenie rzeczowników. Na koniec podziękował im za to, że są tak dobrymi kapłanami, w dyskretny sposób odzwierciedlającymi męczeństwo Chrystusa w surowości swojego codziennego życia. Poprosił, aby modlili się za niego, gdy umrze, ponieważ nie ma cienia wątpliwości, że czeka go niezła dawka czyśćca, ponieważ w chwilach nieuwagi bywał często gnuśny i światowy.
Deus misericors, Deus clemens... – zaczął się ponownie modlić kanonik Muldoon, ale zanim doszedł do końca modlitwy, Biskup już nie żył.

1 Ego te benedico... (łac.) – Ja ciebie błogosławię w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.
2 Fragment modlitwy przy konających: „Deus misericors, Deus clemens, qui secundum multitudinem miserationum tuarum peccata poenitentium deles, et praeteritorum criminum culpas venia remissionis evacuas: respice propitius super hunc famulum tuum Jacobum et remissionem omnium peccatorum suorum tota cordis confessione poscentem deprecatus exaudi. Renova in eo, piissime Pater, quidquid terrena fragilitate corruptum, vel quidquid diabolica fraude violatum est: et unitati corporis Ecclesiae membrum redemptionis annecte. Miserere Domine gemituum, miserere lacrimarum ejus: et non habentem fiduciam, nisi in tua misericordia, ad tuae sacramentum reconciliationis admitte. Per Christum Dominum nostrum. Amen.” (łac.) – „Boże miłosierny, Boże łaskawy, Boże, który według wielkości miłosierdzia Swego gładzisz grzechy pokutujących i łaską przebaczenia niweczysz winy minionych występków, wejrzyj łaskawie na sługę Swego Jakuba i daj mu odpuszczenie wszystkich grzechów, o co Cię błaga, wyznając je całym sercem. Ojcze najłaskawszy, odnów w nim wszystko, co przez ziemską ułomność zostało skażone lub naruszone przez podstęp szatański, i przyłącz go jako jeden z odkupionych członków do jedności ciała Kościoła. Ulituj się, Panie, nad jękiem, ulituj się nad łzami jego, a ponieważ ufność swą pokłada jedynie w miłosierdziu Twoim, racz go dopuścić do tajemnicy pojednania z Tobą. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.
3 Por. Mt 16, 18.
4 Thornton Wilder (1897– 1975) – amerykański powieściopisarz i dramaturg.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Paprocie (Close-up)




Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (30)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XXX

Gdy w wigilię uroczystości świętego Efrema Syryjczyka1, diakona, wyznawcy i doktora Kościoła, roku 1940 kanonik Smith udał się do klasztoru, aby wysłuchać spowiedzi zakonnic i odmówić pod drzewami oficjum, po ulicach chodziło coraz więcej dojrzałych ludzi, których nie znał, ale signora Sarno znał bez wątpienia; wychodził on właśnie kołyszącym się krokiem ze swojego kina w mundurze Ochotniczych Lokalnych Oddziałów Obrony2 i w szkockiej furażerce przekrzywionej na neapolitańskie oko, tak jakby urodził się w Pittenweem3. Plakaty oblepiające kino mówiły teraz coś o człowieku nazwiskiem Tyrone Power4, ale wisiał też inny plakat, niemal tak samo duży, który głosił: „to kino jest własnością brytyjczyka”.
Buon giorno, reverendo padre mio – przywitał się signor Sarno. – E come sta per questo bel tempo?5. Wielebny księże, miał ksiądz słuszność, wielką słuszność. Ten Mussolini to łajdak i, och, do tego strasznie nadęty zarozumialec. Żeby zaatakować Francję w takim momento. Wielebny księże, to powoduje, że moja szkocka krew gotuje się we mnie, ale to okropnie się gotuje, bo jestem teraz, wielebny księże, Prytyjczykiem i z ochotą oddam swoje niegodne życie w obronie demokracji, wolności i psięknego fioletowego wrzosu. A Elvira myśli tak samo jak ja, bo przysyłała mi z Ameryki list, aby powiedzieć, że nie będzie już kręcić żadnych filmów, ale wraca do domu, by walczyć o prawdę razem z bohaterskimi i dzielnymi kobietami z ATS6, choć ho completamente dimenticato7, co oznacza ten skrót.
Gdy kanonik Smith wysłuchał już spowiedzi zakonnic, poszedł przejść się wśród kwiatów matki de la Tour, ponieważ Wielebna Matka udzieliła mu zezwolenia na odmawianie tam oficjum. Chodził w jedną i drugą stronę, a drzewa rzucały piękny cień na czerwone i czarne łacińskie słowa w jego brewiarzu. Excelsus super omnes gentes Dominus: et super caelos gloria eius8. Kanonik czuł się winny, że może mówić tak piękne słowa w letnim ogrodzie, podczas gdy w tej samej chwili tak wielu młodych ludzi umierało we Francji w tak bolesny sposób. Gdy dziękował Bogu za szczęśliwe zrządzenie Jego opatrzności, podeszła do niego Wielebna Matka, aby z nim porozmawiać. Wygląd jej oczu podpowiedział kanonikowi, że płakała z powodu Francji, więc zaczął mówić o czymś innym.
Idąc tutaj, minąłem dwóch pomocników grabarza, maszerujących ulicą w bezpłciowych melonikach wciśniętych głęboko na uszy, i pomyślałem, jakie to okropne, że nawet katolicy oddają swoich zmarłych pod opiekę takim straszydłom – powiedział. – Już od dawna jestem zdania, że zmarli powinni być obmywani, odziewani i powierzani ziemi przez tych, którzy znali ich ciała przez dłuższy czas i wskutek łączących ich ze zmarłymi więzi i miłości doszli do przekonania, że istotnie są oni świątynią Ducha Świętego; lecz gdyby to się nie udało, zmarłych należałoby powierzać pod opiekę zakonu, którego członkowie ze czcią dokonywaliby przygotowania zmarłego do ostatniej drogi, bo mieliby świadomość, że nawet ciało nikczemnika jest święte, kiedy jest martwe, ponieważ jest cieniem duszy, której los w budzącym trwogę stopniu zależy od Chrystusowego miłosierdzia. A przecież – jak powiedział kardynał Manning – nawet święci byli niegdyś tacy, jak my – mieli ręce, stopy, uszy i oczy. Wielebna Matko, matka mnie nie słucha – powiedział.
Je pense à mon pauvre pays, si terriblement meurtri9 – powiedziała Wielebna Matka. – Och, wiem dobrze, że Francja zgrzeszyła, że targały nią wielkie żądze i wielkie namiętności, ale przynajmniej to były wielkie żądze i wielkie namiętności. I wiem, że prześladowała Kościół i wypędziła zakonników i zakonnice, ale to pokazało przynajmniej, że nie jest na religię obojętna, a nienawiść tak często może zostać przemieniona w miłość. I niech ksiądz pomyśli o wszystkich świętych, którzy przemierzali francuskie drogi i kochali wszechmogącego Boga pod strzechami jej domów. To niesprawiedliwe, monsieur le chanoine10, to niesprawiedliwe.
Kanonik Scott powiedział niedawno coś bardzo mądrego – odezwał się kanonik Smith. – Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób sądzi, iż wyznaczenie na zarządcę katedry człowieka tak młodego było ze strony Biskupa trochę nieroztropne, lecz kanonik Scott okazał wiele dowodów swojej mądrości. Dla przykładu: miał słuszność w sprawie hiszpańskiej wojny domowej, podczas gdy większość z nas, pozostałej części duchowieństwa, się myliła. Otóż powiedział mi niedawno, że jego zdaniem Duch Święty o opóźnionym zapłonie jest o wiele niebezpieczniejszy niż bomby o opóźnionym zapłonie. Innymi słowy, zbieramy teraz żniwo przekładania na niesprecyzowane jutro obowiązku odpowiadania na łaskę uświęcającą, który należy realizować niezwłocznie. I nawet dziś, kiedy niesprecyzowane jutro stało się sprecyzowanym dziś, słyszymy tylko spokojny, cichy głosik.
Ale Paryż – powiedziała Wielebna Matka. – Jak pomyśleć o wszystkich tych plugawych buciorach w Paryżu. Ale z pewnością gdzieś ich powstrzymają. Może na Loarze. Może radio już niesie nam wiadomości o tym, że szczęście obróciło się na naszą stronę.
Gdy jednak weszli do środka, by posłuchać radia matki de la Tour, pobudzało ono do wojny o wolność, prawość, prawdę i demokrację tylko jękiem:

I love the sound of the chapel bells,
I love the dancing in the good hotels11.

Kanonik Smith słuchał z cierpkim wyrazem twarzy, ale Wielebna Matka nadstawiła ucha, przykładając do niego rękę, bo czuła, że jakieś ważne wiadomości mogą nadejść lada chwila. Gdy w końcu nadeszły, a bezosobowy głos obwieścił, że marszałek Pétain12 poprosił Naczelne Dowództwo Niemiec, by określiło warunki, na jakich byłoby gotowe zgodzić się na zawieszenie broni, zamknęła oczy i stanęła sztywno wyprostowana.
De profundis clamavi ad te, Domine13 – powiedziała. – Księże kanoniku, jest coś, w czym bardzo chciałabym, aby ksiądz mi pomógł.
Pół godziny później, gdy kanonik Smith wyszedł z klasztoru, u jego bramy na wysokości połowy masztu powiewała flaga – tylko tym razem nie była to biała flaga Francji, ale Tricolore.

1 Uroczystość świętego Efrema Syryjczyka obchodzimy 18 czerwca.
2 W angielskim oryginale: Local Defence Volunteers.
3 Pittenweem – wioska rybacka na wschodnim wybrzeżu Szkocji.
4 Tyrone Power (1914–1958) – amerykański aktor filmowy.
5 E come sta... (wł.) – Jak się ksiądz miewa w tym pięknym czasie wojny?
6 ATS – Pomocnicza Służba Terytorialna (ang. Auxiliary Territorial Service); kobieca gałąź armii brytyjskiej w trakcie drugiej wojny światowej.
7 Ho completamente dimenticato (wł.) – Zupełnie zapomniałem.
8 Excelsus super omnes gentes... (łac.) – „Wysoki nad wszystkie narody Pan / a nad niebiosa chwała jego” (Ps 112, 4).
9 Je pense... (franc.) – Myślę o moim biednym kraju, tak bardzo znękanym.
10 Monsieur le chanoine (franc.) – Księże kanoniku.
11 I love the sound... (ang.) – „Uwielbiam dźwięk kościelnych dzwonów, / Uwielbiam taniec w dobrych hotelach”.
12 Philippe Pétain (1856–1951) – francuski żołnierz i polityk, szef kolaborującego z Hitlerem rządu Vichy.
13 De profundis... (łac.) – „Z głębokości wołałem k tobie, Panie!” (Ps 129, 1).



Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Wierzby


WIWideO: Sztuka równowagi




Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (29)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------



XXIX

Biskup przybył do prokatedry na pogrzeb monsignore O’Duffy’ego, przywieziony własnym samochodem przez mistrza ceremonii, który musiał się następnie prędko przebrać; Biskup zaś nie musiał szybko zmieniać stroju, bo przybył ulicami w swoim purpurowym jedwabiu i koronkach zupełnie otwarcie; nawet protestanci zdejmowali przed nim kapelusze, gdy ich mijał, był bowiem zbyt stary, aby ktokolwiek go jeszcze nienawidził i nawet urzędnik-kongregacjonalista1 nie robił trudności z daniem mu dodatkowych talonów na benzynę.
W kościele panował taki ścisk, że procesja musiała torować sobie drogę do głównego ołtarza niemal przemocą: byli franciszkanie, byli jezuici, byli benedyktyni, były siostry ze Stowarzyszenia Pomocników Świętych Dusz2, były zakonnice z klasztoru, był pan burmistrz i członkowie rady miejskiej, był zarząd i cały zespół klubu piłkarskiego Shamrock, byli dziekan episkopalian oraz pastorzy wszystkich denominacji protestanckich, była Armia Zbawienia, była Spółdzielnia Świętego Patryka, był Związek Zawodowy Hydraulików i Gazowników, były dziewczęta z chóru występujące w rewiach w teatrze księcia Yorku, byli dyplomowani księgowi, byli prawnicy, byli menedżerowie banków, byli żołnierze rezerwy, byli profesorowie uniwersytetów, byli tramwajarze, palacze, kominiarze, dzieci w wieku szkolnym, niemowlaki, które ochrzcił, i nierządnice, które upominał na ulicy – wszyscy unoszący się w falującym morzu ludzi, ponieważ wspaniały, dobry, pokorny i prosty człowiek został wezwany przez wszechmogącego Boga.
Mszę żałobną odprawił kanonik Smith, bo był najstarszym przyjacielem prałata; funkcję diakona pełnił kanonik Bonnyboat, subdiakona zaś – kanonik Muldoon. Gdy kanonik Smith stanął po prawej stronie ołtarza, by zaśpiewać kolektę, w jego sercu podniósł się szloch tak wielki, że aż wtargnął do jego głosu i przebił się w nim; ale nawet gdy głos mu się załamał, wróciło do niego echo słów, które usłyszał już kiedyś przy tym właśnie ołtarzu: „Śpiewajże głośniej, Tom; te stare kobieciny z tyłu nie będą w stanie cię usłyszeć”. Opanował więc swoje wzruszenie i wyśpiewał z całą mocą prośbę, by święci aniołowie Pańscy wzięli Patryka Ignacego O’Duffy’ego i zawiedli go do domu, którym jest niebo.
Gdy msza się skończyła, trumna została wyniesiona z kościoła na ramionach zespołu piłkarskiego Shamrock, który prałat zwykł zagrzewać do boju z trybuny głównej z dwoma palcami wsadzonymi do ust. Tłum zgromadzony na stopniach kościoła przekazał trumnę dalej i ułożył ją na karawanie; prowadzić miał go James Finnegan, który niegdyś podczas walki jednym ciosem wyrzucił z ringu Battling Samba w obecności króla Edwarda VII. Zaraz za karawanem uformowała się złożona z żołnierzy rezerwy orkiestra dudziarzy, z olbrzymim tamburmajorem3 w kilcie i z monstrualnych rozmiarów wąsiskami, które wyglądały jak ogony dwóch perskich kotów. Dalej szli członkowie rady miejskiej w swoich trikornach i urzędowych strojach, poprzedzani przez niosącego buławę. Dalej szli rektor i senat uniwersytetu w swoich togach i szatach; tylko ich szeregi nie trzymały się zupełnie równo, bo docent filologii islandzkiej zamienił się miejscami z pierwszą tancerką w rewii Wesolutkie dziewczyny, panną Zizi Ashton, która miała iść w kondukcie zaraz za nim. Dalej szli dyplomowani księgowi, prawnicy i maklerzy – w większości nieszczęśnicy – oraz menedżerowie banków ze zmanierowanymi minami. Dalej szli hydraulicy, gazownicy, palacze i tramwajarze – pokorni ludzie o nieszczególnym wyglądzie, dłubiący przy monotonnej pracy na większą chwałę Bożą. Dalej szło duchowieństwo innych niż katolicka denominacji, ubrane nie w szaty, lecz w stroje cywilne, bo oddawali zmarłemu hołd jako osoby prywatne. Dalej szły zakonnice, rozciągnięte jak wielkie czarno-białe ptaki na okładce książki Anatola France’a4. Przed trumną szli księża w komżach i sutannach, kanonicy w futrach i purpurze, bracia zakonów żebraczych w brązie, czerni i bieli, mnisi zakonów kontemplacyjnych w kapturach, ministranci starający się, aby ich świece nie zgasły na wietrze, a na końcu Biskup i jego asysta w sztywnych czerni i złocie. A za nimi wszystkimi szła wielka rzesza pokornych, bogobojnych i świątobliwych brudasów – łkających, pociągających nosami i wycierających je w swoje chusty, bo nie usłyszą już więcej głosu Patryka Ignacego O’Duffy’ego, mówiącego im, że spłoną jak wiązka chrustu, jeśli w niedzielę nie będą przychodzić na mszę.
Kondukt przechodził pod tablicami reklamowymi Pepsodentu, Guinnessa, Playersów oraz Mine’s a Minor5, ale nie tylko pod nimi, bo ulice zostały tak zablokowane przez innych żałobników, że trzeba było zatrzymać wszystkie tramwaje. W większości to biedota wyszła na ulice, aby zobaczyć ostatnią drogę monsignore O’Duffy’ego, lecz były też niektóre spośród kobiet pijających o jedenastej kawkę, porwane przez tłum między wymienianiem w bibliotece pożyczonych książek a kupowaniem środków na niestrawność, wytrzeszczające swoje głupkowate oczka na sławę, mir i hołd, dla których zrozumienia były zbyt matołkowate. Ale biedota rozumiała bardzo dobrze; obdarte dzieci siedziały na ramionach rodziców, a te wystarczająco duże wdrapywały się na latarnie. Gdyby prałat żył, ludzie wiwatowaliby, ale ponieważ zmarł, zamiast tego płakali, a ci, którzy nie płakali, mieli na twarzach wyraz wielkiego zasmucenia, bo wiedzieli, że ten wielki, niezgrabny kawał chłopa, który wiedział o Bożym miłosierdziu wszystko, nie będzie już wśród nich spacerował. Nikt nie myślał też wcale o tym, że w Szkocji nielegalne było, aby księża szli odziani w szaty w publicznej procesji – tak więc poezja Chrystusowego Kościoła szła dalej, rzucając przelotny odblask sensu na rozmamłane miasto.
Mijała budynek kina signora Sarno, wywrzaskujący chwałę Hedy Lamarr6, mijała katedrę episkopalian, w której Bóg nosił blezer, mijała stopnie hotelu Carlton-Elite, po których wstępowali i zstępowali ludzie niczym aniołowie, mijała bibliotekę teozoficzną z rozległym zbiorem dzieł pani Annie Besant7, mijała nowy podziemny szalet męski, mijała trawnik do gry w kręgle, gdzie w letnie środowe wieczory prałat pokazywał pstrokate rękawy swojej koszuli, mijała okna klubu konserwatywnego, nabitego twarzami ludzi, którzy rządzą światem, mijała teatr księcia Yorku, mijała klub taneczny Port Said, w którym tancerki wśród właściwych pracownicom tego rodzaju miejsc woni rzucały w siebie rybą z frytkami, mijała wzniesiony z czerwonej cegły nowy zbór kongregacjonalistów – szła dalej, dalej i dalej, aż do rozciągającej się szeroko zielonej plamy pól poza miastem.
Gdy kondukt dotarł w końcu na cmentarz, wszyscy ministranci musieli na powrót zapalić świece, bo ich płomienie dawno pogasły. Biskup pobłogosławił grób kadzidłem i wodą święconą i pomodlił się o to, aby dusza Patryka Ignacego O’Duffy’ego mogła dołączyć do anielskiego chóru; a wszyscy duchowni i świeccy, otoczeni wyłącznie przez niewzruszone drzewa, rozszlochali się jak dzieci, bo świątobliwy, pokorny, krzykliwy, poruszający się niezdarnie, delikatny kapłan został zabrany przez Boga.

1 Kongregacjonalizm – odłam protestantyzmu, którego podstawę stanowi autonomia poszczególnych wspólnot.
2 Założonego w 1856 roku przez bł. Eugenię Smet; członkinie Stowarzyszenia składają oprócz ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa zobowiązanie do modlitwy, cierpienia i pracy w intencji dusz czyśćcowych.
3 To znaczy: dyrygentem orkiestry.
4 Chodzi o wydaną w 1908 roku powieść Wyspa pingwinów.
5 Odpowiednio: pasty do zębów, piwa, papierosów.
6 Hedy Lamarr (właśc. Hedwig Eva Maria Kiesler) (1914–2000) – austriacka aktorka; gwiazda Hollywood.
7 Annie Besant (1847–1933) – brytyjska socjalistka, teozofka, aktywistka walcząca o polityczne prawa kobiet, pisarka.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Jabłonka zarośnięta



Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (28)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XXVIII

Wojna ponownie nawiedziła Wielką Brytanię, marynarze znów wytaczali się z pubów, a wulgarne kobiety wytaczały się razem z nimi, tyle że nie nosiły już wysoko sznurowanych butów, ponieważ rubryki zmieniły się w tej materii.
Wojna ponownie nawiedziła też parafię Najświętszego Imienia. Kanonik Smith nie miał już wikariusza, który odprawiałby za niego poranne msze, a w niedziele sam musiał odprawić obie msze – i czytaną, i śpiewaną – i na dodatek wygłosić dwa kazania, więc znów było mniej więcej tak jak dawnymi czasy, z wyjątkiem tego, że kanonik liczył sobie teraz siedemdziesiąt jeden lat, a kolana trzeszczały mu przy klękaniu znacznie bardziej niż niegdyś.
Wojna nawiedziła też branżę budowlaną, więc stało się prawie niemożliwością zatrudnić jakichkolwiek murarzy, aby ukończyli wzniesioną niemal do końca nową nawę; lecz kanonik Bonnyboat, który podczas swoich wysoce intelektualnych wczasów liturgicznych w Buckfast trzymał się blisko z tamtejszymi benedyktynami, powiedział, że zakonnicy nauczyli go całkiem sporo o budowaniu kościołów i że więcej niż z przyjemnością odda swoją wiedzę na usługi kanonika Smitha i pokaże mu, jak z pomocą kilku wiernych przyjaciół samemu można w lot ukończyć budowę pozostałej części świątyni. Zatem przez trzy popołudnia w tygodniu kanonik Smith, kanonik Bonnyboat, monsignore O’Duffy oraz ksiądz Scott stękali, tynkowali, smarowali, stukali i czuli się szczęśliwi, siedząc okrakiem na kamieniach wzbijających się wysoko w niebo. Biskup zazwyczaj również przychodził, ale mówił, że wysokości zawsze wywołują u niego zawroty głowy, więc zostawał na ziemi, gdzie mieszał zaprawę i przewoził ją na taczce.
W marcu roku 1940 pracującym, którzy siedzieli wysoko na dmącym im wokół uszu wietrze, było zimno, ale monsignore O’Duffy powiedział, że jakąkolwiek niewygodę, której mogliby doświadczać, powinna więcej niż rekompensować świadomość, iż bez najmniejszego wątpienia wykonują Boże dzieło i że jego zdaniem na zawsze zaprzestano by prowadzenia wojen, gdyby ludzie na całym świecie mogli otrzymać wzniosły i słodki przywilej zadawania swoim ramionom, nogom i oczom trudu poprzez cięcie, uderzanie, dłubanie i noszenie dla Boga i Jego świętych. Mówiąc to, czuł się tak radosny, że oświadczył, iż po prostu musi zaśpiewać na głos, więc z kapeluszem na tyle głowy wyryczał piosenkę, o której powiedział, że cieszyła się wielką popularnością w latach dziewięćdziesiątych1 podczas widowisk rewiowych:

No more getting up at half-past six,
Climbing up a ladder with a hodful of bricks;
No more clay pipes, nothing but cigars;
For now I am a driver on the tramway cars2.

Kanonik Bonnyboat powiedział natychmiast, że nie sądzi, by Biskup aprobował śpiewanie przez kapłana na otwartym powietrzu tego rodzaju piosenek, więc prałat, patrząc w dół na małą plamkę Biskupa zajętego przy taczce, pośpiesznie ryknął „per omnia saecula saculorum” tak głośno, jak potrafił.
Czasami czuję, że tej wojnie można było zapobiec, gdybyśmy ja i inni, nie oglądając się na to, co o nas powiedzą, mówili otwarcie o kwestiach, które głęboko nas przejmują – powiedział kanonik Smith. – Gdybyśmy tylko śmielej głosili, że chrześcijaństwo to nie szacowny zwyczaj pewnej powściągliwości, lecz głośny, niewyszukany, hałaśliwy heroizm.
Może ksiądz mówić, co chce, ale moim zdaniem nie ma żadnych wątpliwości – powiedział kanonik Bonnyboat. – Ta wojna to krucjata.
– Muszę wyznać, że to wyrażenie zaczyna mnie dość nużyć – powiedział ksiądz Scott. – W istocie cała ta wojenna retoryka uderza mnie jako nudna, nieścisła i bardzo często nieszczera.
To dlatego, że nic nigdy nie brzmi aż tak straszliwie jak właściwe wyrażenie na niewłaściwych wargach – powiedział kanonik Bonnyboat. – Ale pozostaje faktem, że, niezależnie od tego, czy podobają nam się akcent i twarze niektórych osób walczących po naszej stronie, nasza sprawa pozostaje słuszna.
Mimo wszystko bardzo bym pragnął, aby politycy przestali brać nas za bandę zupełnych gamoni – powiedział ksiądz Scott. – Mówią o obecnym konflikcie jako o „bólach porodowych nowej Europy”. Ta metafora jest nieścisła. Matka albo dochodzi do siebie po porodzie, albo umiera w jego trakcie, a w tym pierwszym przypadku sama doświadcza radości z tego, że urodziła; podczas gdy w tym krwawym boju tysiące zostaną w samotności okaleczone, nowa Europa zaś, do której powstania doprowadziły, zostanie prawdopodobnie zżarta przez grube świnie, które pozostały w domu, robiły pieniądze i paliły cygara. I całe to gadanie dotyczące walki o wolność. Czy górnik jest wolny? Czy robotnik jest wolny? Czy cała wolność nie jest zależna od czynników ekonomicznych? A nadto: czyż posłuszeństwo nie jest cnotą?
I ja muszę stwierdzić, że chciałbym, aby niektórzy nasi apostołowie wolności umieli kroczyć ścieżką większej pokory i prawości – powiedział kanonik Smith, patrząc w dół na ciżbę wtłaczającą się do kina signora Sarno, aby zobaczyć Spencera Tracy’ego3.
Bez wątpienia niezła z was banda pleciug – powiedział monsignore O’Duffy. – Świat jest jak rosół gotowany przez wszechmogącego Boga, więc może lepiej pozwolicie Mu mieszać go i gotować na Jego własny sposób.
Żaden z księży nie miał nic przeciwko temu, że prałat mówi w ten sposób, bo wiedzieli, że głęboko w duszy ukrytej pod purpurowym odzieniem był zaniepokojony wojną dokładnie tak samo jak oni i wiedział, że patriotyzm nie wystarczy, aby ją wygrać. Poniżej, w oddali, wzdłuż łuku skręcających torów kolejowych, gdzie spotykały się pole golfowe i posiadłość sir Dugalda Ippecacuanhy, nad drzewami pojawiła się chmurka dymu, a po nasypie potoczyła doprawdy malusieńka, miniaturowa dżdżownica pociągu. Zakonnice spacerowały ze złożonymi rękami zgodnie z układem ścieżek w ogrodzie, w górę i w dół, przechodząc ostrożnie koło kwiatów matki de la Tour; z tym że nie były one już kwiatami matki de la Tour, bo ona również umarła i została pochowana obok matki Leclerc. A na powierzchni morza bawił się wiatr, marszcząc je jak dziewczęcą sukienkę. Patrząc w dół na naznaczony głębokim spokojem krajobraz Szkocji, kanonik Smith poczuł się pokrzepiony.
„Może jesteśmy zbyt niecierpliwi” – pomyślał.
Gdy skończyli pracę i znów zeszli na ziemię, zobaczyli jak sir Dugald Ippecacuanha żegna się z Biskupem, który zmywał z rąk zaprawę.
Oczywiście, od samego początku mówiłem, że Chamberlain powinien odejść – mówił sir Dugald. – A między nami mówiąc, wasza wielebność, byłem jednym z niewielu, którzy chcieli w Monachium przyjąć twarde stanowisko. I jeszcze ten Baldwin4. I to, jak wpuścił nas w maliny. Tylko że, co stwierdzam z zadowoleniem, mnie nie wpuścił. Zbyt dobrze znałem Niemcy, aby dać się nabrać. „Strzeżmy się Niemiec” – zwykłem mawiać. Skoro wspominaliśmy o tym w parlamencie: i Churchill, i Eden, i Duff Cooper5, i ja, to tak jakbyśmy wskazywali na to sto razy. Nie, mój panie. Z całym szacunkiem dla sukienki duchownego, jeśli o mnie chodzi, jedyny dobry Niemiec to martwy Niemiec.
Stojący i słuchający kanonik Smith i ksiądz Scott z przerażeniem spostrzegli, że sir Dugald naprawdę wierzy w to, co mówi.

1 XIX wieku.
2 No more getting up... (ang.) – „Koniec z wstawaniem o wczesnej godzinie, / Tachaniem cegieł po drabinie; / Nie raczę się już fajką – tylko cygarami; / Bo jestem motorniczym i jeżdżę tramwajami”.
3 Spencer Tracy (1900–1967) – amerykański aktor teatralny i filmowy.
4 Stanley Baldwin (1867–1947) – brytyjski polityk, premier Wielkiej Brytanii w latach 1923–1929 i 1935–1937.
5 Winston Churchill (1874–1965) – brytyjski polityk, mówca, strateg, pisarz i historyk, malarz; Anthony Eden (1897–1977) – brytyjski polityk; Alfred Duff Cooper (1890–1954) – brytyjski polityk, dyplomata i pisarz.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Jabłonka



Don Kates „Jak zakaz posiadania broni palnej sprzyja masowym morderstwom”

World Forum on the Future of Sport Shooting Activities [Światowe Forum do spraw Przyszłości Strzelectwa Sportowego] to grupa przeciwstawiająca się działaniom ONZ i innych organizacji, usiłujących doprowadzić do zakazu posiadania i konfiskaty całej posiadanej na świecie przez cywilów broni palnej. W maju 2003 r. WFSA zorganizowało w Tower w Londynie sympozjum, na które przygotowałem długi referat. Poniższy tekst to komentarz, który wygłosiłem, opisując moje wnioski:

1) Rzadko udaje się dokonać ludobójstwa w sytuacji, gdy grupa mająca paść jego ofiarą jest uzbrojona – właściwie prawie nigdy nawet się tego nie próbuje.

2) Do niemal wszystkich przypadków dwudziestowiecznego ludobójstwa doszło w państwach, które zakazały posiadania broni.

3) W wielu ludobójstwach udział brali mordercy-cywile, używający siekier, noży i innych narzędzi codziennego użytku.

4) Mordercy byli szkoleni i dowodzeni przez uzbrojonych funkcjonariuszy państwowych, a w tych rzadkich przypadkach, kiedy mordercy-cywile mieli broń palną, dostawali ją od rządu, który po dokonaniu zabójstw zabierał ją z powrotem.

5) Rządy zamordowały w dwudziestowiecznych ludobójstwach 34 razy więcej ofiar niż [„prywatni”] przestępcy.

Terminem „ludobójstwo” określam masowe morderstwo. Nie dokonuję rozróżnienia na morderstwa ze względu na przynależność narodowościową, przekonania polityczne, religijne itd. I nie włączam do rachunku „zwykłych”, cywilnych ofiar wojen. Przyjrzyjmy się dwóm konfliktom zbrojnym między Etiopią a Erytreą. Pierwszy wybuchł, kiedy Erytrea dokonała secesji. Chociaż Etiopia w końcu przegrała, dokonała eksterminacji 300.000 bezbronnych Erytrejczyków, żeby zastraszyć pozostałych. Dziesięć lat później te same kraje stoczyły kolejną wojnę – tak brutalną, że zabito w niej 100.000 żołnierzy. Ale zginęło tylko kilkuset cywilów, bo nie prowadzono celowej polityki eksterminacji.

Ludzie Zachodu popełniają poważny błąd, patrząc na przykład Holokaustu, najlepiej znanego nam masowego morderstwa. Traktujemy ludobójstwo jako incydentalny wynik niemieckiego szaleństwa, do którego nigdy nie mogłoby dojść w naszych krajach. Historyk Robert Control wykazał błędność tego twierdzenia po konsultacji z trzema współczesnymi specjalistami zajmującymi się tematem ludobójstwa. Wszyscy oni zgodzili się, że gdyby w 1900 r. poproszono ekspertów o wskazanie państw, które w przeciągu 50 lat dokonają ludobójstwa, pewne przewidywania by się sprawdziły, a inne nie. Ale żaden ekspert nie przewidziałby, że w przeciągu 50 lat tolerancyjne, cywilizowane państwo niemieckie zabije jakiegokolwiek Żyda, nie mówiąc już o 6 milionach. Lekcja jest prosta: Nikt nie może być pewien, że w przeciągu kilku dziesięcioleci społeczeństwo, w którym żyje, nie zacznie stosować ludobójczej przemocy.

W dwudziestym wieku rządy dokonały masakry 170 milionów nieuzbrojonych cywilów – zazwyczaj z racjonalnych powodów. W latach 1945-2000 doszło do 41 przypadków ludobójstwa, z których każde kosztowało życie przynajmniej 50.000 ludzi w krajach zagrożonych wojną domową albo atakiem partyzantów. Dla ścisłości: wspomniane 41 przypadków ludobójstw nie było jedynymi tego rodzaju przypadkami od 1945 r. – i nie we wszystkich zginęło zaledwie 50.000 ofiar. Wspólny mianownik jest taki, że wszystkich 41 ludobójstw dokonały rządy, liczące na zredukowanie swoich problemów przez dokonanie masowych morderstw na ludziach uważanych za sympatyzujących z krytykami władz.

Pod koniec dwudziestego wieku liczba przypadków ludobójstwa znacznie się zmniejszyła. Dlaczego? Ponieważ kraje [w których nie doszło do przypadków ludobójstwa], patrząc na społeczne i ekonomiczne koszty poprzednich ludobójstw, uznały, że były one po prostu zbyt wysokie. Czasami taniej wyjdzie pójść na kompromis i żyć obok jakiejś mniejszościowej grupy niż ją eksterminować. Z tego samego powodu rzadko atakowano uzbrojone mniejszości. Było oczywiste, że zabijanie ich będzie kosztowało więcej niż pójście na kompromis.

Przyjrzyjmy się ludobójstwom dokonywanym w latach 90. przez Serbów. Otrzymawszy w spadku po rozwiązanej armii Jugosławii większość jej broni, Serbowie zaatakowali Chorwatów. Przestali, kiedy okazało się, że Chorwaci też przejęli trochę broni, a potem dokupili jej jeszcze więcej. W tej sytuacji Serbowie zaatakowali bośniackich muzułmanów, którzy nie mieli żadnej broni i nie mogli jej zdobyć ze względu na embargo ONZ. Zamordowano około 300.000 Bośniaków, zanim w końcu kraje muzułmańskie, nie tak dobroduszne jak ONZ, przemyciły wystarczająco dużo broni, aby Serbowie przestali – bo zaczęli tracić ludzi, zamiast zabijać bezbronne ofiary.

Wyobraźmy sobie teraz, że 300.000 erytrejskich cywilów miałoby broń. Licha armia etiopska nie zdołałaby ich zamordować. Prawdopodobnie nawet by nie próbowała, bo to zachęciłoby cywilów do wstąpienia w szeregi rebeliantów. Podobnie, szwadrony śmierci Idiego Amina – w sile zaledwie 30.000 ludzi – nie zdołałyby zamordować 300.000 Ugandyjczyków, gdyby mieli oni broń. Stutysięczna armia Czerwonych Khmerów nie mogłaby zabić 2,5 miliona Kambodżan, gdyby byli oni uzbrojeni. Holokaust wydarzył się w sytuacji najtrudniejszej z możliwych dla zbrojnego oporu, bo Żydzi stanowili małą grupę, rozproszoną po całym kontynencie, który do ich mordowania odnosił się z obojętnością, albo się na nie godził. Ale nawet w czasie Holokaustu odnotowano wiele przypadków, kiedy pojedynczy Żydzi ocaleli, bo byli uzbrojeni.

Jest bardzo istotne, aby zrozumieć, jak odpowiadają na te wszystkie argumenty przeciwnicy wolnego dostępu do broni palnej. Wcale nie odpowiadają. Po prostu nie zastanawiają się nad tym, że postulowana przez nich konfiskata całej broni posiadanej przez cywilów może ułatwić dokonanie ludobójstwa. Co więcej, w tym niewielkim zakresie, w jakim dopuszczają dyskusję nad pewnymi aspektami ludobójstw, z powagą twierdzą, że dochodzi do nich ze względu na brak rządu i broń w rękach cywilów. To twierdzenie jest absolutnie fałszywe – nie udało mi się znaleźć ani jednego przypadku dwudziestowiecznego ludobójstwa, które by je potwierdzało. Niezwykle rzadko dochodziło do przypadków ludobójstwa z udziałem cywilów, a przy niewielkim współudziale lub zupełnie bez współudziału rządu (były nimi na przykład rzezie między hinduistami a muzułmanami, jakie miały miejsce po uzyskaniu przez Indie niepodległości). Ale we wszystkich tych przypadkach [ludobójstw bez udziału lub z niewielkim udziałem rządu] morderstw dokonywano przy użyciu noży, maczet, kos i innych narzędzi codziennego użytku, a nie broni palnej. O wiele częściej dochodziło do przypadków ludobójstwa dokonywanego przez cywilów, którymi dowodzili i których do zabijania za pomocą takich narzędzi podjudzili funkcjonariusze rządu. A w niektórych przypadkach rządy dawały cywilom broń palną, którą po dokonaniu morderstw zabierały z powrotem. (Nawet w tych przypadkach większości zabójstw dokonywano za pomocą innych narzędzi, a nie broni palnej.) We wszystkich przypadkach obowiązujące w społeczeństwie prawo sprzyjało ludobójstwu przez zakazywanie cywilom posiadania broni palnej.

Chociaż broni palnej można używać w celach napastniczych, służy ona głównie do obrony. To jedyna broń, która pozwala słabym bronić się przed silnymi. Jak mówią aktywiści opowiadający się przeciw wolnemu dostępowi do broni palnej (nie zdając sobie sprawy z implikacji swojej wypowiedzi), broń palna „jest powszechnie używana w konfliktach, w których udział biorą osoby niewykształcone i dzieci – bo łatwo się nią posługiwać przy minimalnym szkoleniu”, jej „rozpowszechnienie wśród grup działających na szczeblu niższym niż państwowy i wśród cywilów daje im siłę ognia równą albo przewyższającą tę, którą dysponuje państwowa policja albo nawet siły zbrojne”, a „jednostka albo mała uzbrojona grupa może stanowić dla społeczeństwa zagrożenie”.

Takie twierdzenia implikują (u tych, którzy mają chęć i są w stanie zastanowić się nad ich implikacjami), że – jeśli grupa mająca paść ofiarą ludobójstwa posiada broń palną – samo to może powstrzymać rząd przed próbą dokonania morderstw. Ten czynnik odstraszający może mieć szczególnie istotne znaczenie dla mieszkańców Trzeciego Świata, którzy nie dysponują zbyt skuteczną armią, lecz jedynie cywilami uzbrojonymi w narzędzia rolnicze i inne. Powtórzmy: spośród wszystkich rodzajów broni tylko broń palna pozwala słabym skutecznie bronić się przed silnymi.

Na koniec chciałbym podkreślić trzy rzeczy. Po pierwsze: dwudziestowieczne ludobójstwa zabrały wielekroć razy więcej istnień ludzkich niż „zwykłe” morderstwa z użyciem broni palnej. Po drugie: nie da się przewidzieć, czy w przeciągu 30 albo 50 lat społeczeństwo, w którym żyjesz, nie zaangażuje się w ludobójstwo. Po trzecie: chociaż autorzy sprzeciwiający się wolnemu dostępowi do broni w bardzo w ograniczonym stopniu zajmują się tematyką ludobójstw, ci, którzy ich dokonują, są bardzo zainteresowani kwestią posiadania broni przez członków grupy wybranej na ofiary. Po przejęciu władzy Czerwoni Khmerzy przeprowadzili na terenie całej Kambodży dokładne rewizje wszystkich domów i chatek w poszukiwaniu broni. Jak relacjonuje jeden ze świadków: „Pukali do drzwi, a ludzi, którzy im otwierali, pytali, czy mają jakąś broń. »Jesteśmy tu, żeby was chronić« – mówili żołnierze – »i nikt już nie potrzebuje mieć broni«. Ludzi, którzy powiedzieli, że nie trzymają żadnej broni, [i tak] zmuszano, żeby się usunęli i pozwolili, aby żołnierze sami jej poszukali...”

Kiedy żołnierze upewnili się, że nikt nie ma broni palnej, zaczynało się mordowanie.

[2003]

Tłum. Łukasz Kowalski

Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (27)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XXVII

Gdy w uroczystość świętego Andrzeja roku 1938 kanonik Smith poszedł zmówić modlitwy w katedrze świętego Idziego, wiedział, że nie spotka swojego starego przyjaciela pastora, ponieważ pastor zmarł; zamiast niego napotkał w kruchcie nowe wspaniałe ogłoszenie o wieczornym nabożeństwie dla młodych, które głosiło wielkimi literami: „przyjdź i przyprowadź kumpla”, gdyż nowy pastor był bardzo nowoczesny i wierzył w młodzież. Gdy kanonik Smith nadszedł, część owej młodzieży, w którą wierzył pastor, stała na schodach; chłopcy i dziewczyny mówili, że dobrze by było w przyszłym tygodniu przyjść na próbę chóru, bo nowy pastor jakby to lubił, a zamiast powiedzieć na pożegnanie „nara”, mówili do siebie „narka”, bo tak nakazywała obecna moda, a w niektórych częściach diecezji również „narencja”.
Klęcząc w zwyczajowym miejscu, kanonik modlił się cicho i szczerze za świat, który zdawał się iść ze złego ku gorszemu. Modlił się szczególnie za olbrzymie fury zmarłych, którzy nieustannie zjawiali się na sądzie wszechmogącego Boga, przybywszy z wojen: domowej w Hiszpanii oraz chińsko-japońskiej1; aby Chrystus udzielił szczególnej pociechy duszom wydartym z ciał w tak gwałtowny sposób. Modlił się za starego marynarza, za lubiącego zaglądać do kieliszka majora, za Angusa McNaba i Annie Rooney – na wypadek gdyby wciąż znajdowali się w czyśćcu; i modlił się o to, aby oni modlili się za niego, jeśli już znajdowali się w niebie i brali ze zbawionymi udział w świątobliwej zabawie że ha. Później modlił się za błądzące dzieci Boże – Adolfa i Benito – bo obaj oni zostali ochrzczeni i bierzmowani, a zatem powinni byli wiedzieć, że czymś złym jest wygłaszanie demagogicznych tyrad, pieklenie się i wygrażanie światu. Następnie modlił się za Biskupa, aby nadal mógł mądrze rządzić, i za księdza Scotta, aby Bóg utemperował jego język, a jednocześnie dawał mu odwagę, i za Elvirę w Ameryce, by mogła obfitować w łaskę, i za swoich starych kompanów, monsignore O’Duffy’ego oraz kanonika Bonnyboata, i za samego siebie, by Bóg dał im przeżyć w spokoju ostatnie lata życia. Potem wyszedł do kruchty, gdzie napotkał sir Dugalda Ippecacuanhę, ćwiczącego laską uderzenia golfowe.
Uszanowanie, padre – przywitał się sir Dugald i dodał, że dziwi go, iż spotyka księdza w takim miejscu.
Kanonik Smith wyjaśnił swój zwyczaj i jego przyczynę, a sir Dugald powiedział, że to szkoda, iż więcej duchownych nie ma tak szerokich horyzontów myślowych, kanonik odparł zaś, że wcale nie ma szerokich horyzontów i że, szczerze mówiąc, cieszy go to, bo szerokie horyzonty to często określenie umysłowej ciasnoty. Słowa te spowodowały, że sir Dugald wybałuszył nieco swoje wyłupiaste oczy, lecz jako kulturalny heretyk szybko zmienił temat i zapytał kanonika Smitha, jak postępuje budowa nowej nawy.
– Wcale nieźle, dziękuję – odpowiedział kanonik Smith. – W istocie powinna zostać zakończona, a kościół być gotów do konsekracji za rok o tej samej porze, jeśli nie będzie wojny.
Wojna; oczywiście nie będzie wojny – powiedział gwałtownie sir Dugald. – Dlaczego miałaby wybuchnąć wojna? Czyż Hitler nie powiedział, że Czechosłowacja stanowi ostatnie żądanie terytorialne, jakie musi wysunąć w Europie? Oczywiście, pozostaje kwestia kolonii, ale odrobina dobrej woli z obu stron spowoduje, że nawet to nie powinno okazać się zbyt trudne. A jest jeszcze to porozumienie, które Chamberlain przywiózł ze sobą z Monachium2. Powiedział, że oznacza ono pokój dla naszych czasów. A jeszcze te rozmowy, jakie ma przeprowadzić ze starym Musso3. Wiem, oczywiście, że wojenni podżegacze nie lubią Chamberlaina, ale ja podżegaczem nie jestem i nigdy nie byłem. Wszak właśnie to powiedziałem pewnego dnia w Izbie4. „Nie ma najmniejszego powodu, aby dwa kraje tak wielkie jak Brytania i Niemcy nie mogły współpracować dla utrzymania pokoju i dobrobytu – powiedziałem. – Mówmy z Hitlerem językiem pokojowym, a będziemy mieli pokój”. A tak zupełnie między nami: zaczynam sądzić, że ostatnia wojna to był potworny błąd. Wielka Brytania i Niemcy powinny były zacząć współpracę lata temu. Wiem, rzecz jasna, że Niemcy są okrutni i jest jeszcze ta sprawa z Żydami i tak dalej, ale w ostateczności sami też nie jesteśmy aniołami, więc dlaczegóż wszczynać taki rejwach o coś, co nas nie dotyczy?
Ależ właśnie dotyczy nas to, sir Dugaldzie – powiedział kanonik. – Dotyczy nas, bo dotyczy wszechmogącego Boga, który chce, byśmy rozciągali nasze miłosierdzie nawet nad tymi, których nigdy nie widzieliśmy i nigdy nie zobaczymy. To tylko kwestia wysilenia naszej wyobraźni – to wszystko: pomyślenia o ich włosach, uszach i oczach, pomyślenia o nich w łagodnej samotności ich snu. Jeżeli tak robimy, nie umiemy już nienawidzić. I jeśli jest coś okropniejszego niż wojna, to ten rodzaj pokoju, jaki mieliśmy przez ostatnie dwadzieścia lat; nawet śmierć, zniszczenie i okaleczone ciała ludzi nie mogłyby śmierdzieć dla nieba bardziej odrażająco niż wszystkie te straszliwe reklamy depilatorów, past do zębów i preparatów przeczyszczających dla dzieci. I ani trochę nie ufam Hitlerowi, a Mussolini to moim zdaniem wielki buńczuczny pawian.
Księże kanoniku, księże kanoniku, ksiądz mnie zdumiewa – powiedział sir Dugald.
Zaiste, sir Dugaldzie, są chwile, gdy zdumiewam samego siebie – powiedział kanonik Smith.


1 Tzw. druga wojna chińsko-japońska toczyła się w latach 1937–1945.
2 Na mocy układu monachijskiego, podpisanego 30 września 1938 roku przez władze Niemiec, Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii (reprezentowanej przez Neville’a Chamberlaina, premiera), przyłączono część terytorium Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej.
3 Czyli Mussolinim.
4 Lordów.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------