Droga,
której opis zakończyliśmy (czy jednak na pewno?) ma jeszcze i tę
właściwość, że "myśli się" i śni jeszcze długo po powrocie do domu. A
kiedy dodatkowo przywozimy ze sobą skarby, których nie znajdziemy
nigdzie indziej, nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Spotkaliśmy
się na katedralnym szlaku. Właściwie to nawet trochę na siebie
wpadliśmy (w lewej nawie, tuż za transeptem). Mędrcy, jak mówi o nich
Tradycja. Aby tu przybyć, musieli pokonać długą i pełną niebezpieczeństw
drogę. A przybywszy na miejsce zachowali się, jak na prawdziwych
Mędrców przystało: choć z pewnością ponad miarę egzotyczni, zwrócili
naszą uwagę nie na siebie, ale na tego, którego zapowiadała im Gwiazda.
Nie wypowiedziawszy ani jednego słowa, wszak Słowo mieli przed sobą,
"upadli na twarz i oddali Mu pokłon. A otworzywszy swe skarby,
ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę" (Mt 2, 9).
W drodze powrotnej przyśnił im się Anioł, który nakazał im wrócić do domu inną niż tu przybyli drogą.
W dzień taki jak dziś Kościół kładzie nam przed oczy taki właśnie opis zdarzeń. I tak też uwiecznił go na szkle (i przy pomocy szkła) średniowieczny artysta.
Witraż
ten nie pochodzi jednak z katedry w Kolonii, która w sposób szczególny
dedykowana jest przedstawionym na scenie postaciom*.
To
"pamiątka" z Tours, z jednej z niewielu (na pewno jest nią także ta w
Bourges) katedr, która nawet w czasach największego terroru nie utraciła
swojej malowanej światłem szaty.
W
katedrze kolońskiej napotykam natomiast miniaturę labiryntu. Figura z
tej samej co w Saint-Quentin i Chartres rodziny znajduje się jakby
trochę na uboczu i w ukryciu, u dołu schodów prowadzących gdzie? - nie
wiem, może pod prezbiterium?
Labirynt.
To prastare wyobrażenie ludzkiego losu, w symbolice chrześcijańskiej
nie jest już postrzegany tak jak jego odległy, antyczny "krewny". Nie
wyobraża już ślepego fatum, niepokojącej i nieprzyjaznej człowiekowi
siły, która bawi się nim, zastawiając na drodze rozmaite pułapki. W symbolice
chrześcijańskiej, zwłaszcza w sztuce katedr, labirynt oznacza już dla nas
całkowitą pewność: nie zbłądzi ani nie ustanie w drodze ten,
dla którego światłem będzie Chrystus, w mistyczny sposób rodzący
się w człowieczej duszy wciąż na nowo.
Ten
sam "motyw", choć już bardziej rozwinięty niż ten w kolońskiej
katedrze i ułożony nie z kosztownego materiału a z chodnikowej kostki,
znajduję przed kościołem świętego Seweryna, 1500 metrów dalej.
Jest
późne, sobotnie popołudnie. Kościół zamknięty z powodu trwających w nim
i wokół niego prac remontowych. Na skraju kościelnego placyku stoi
figura przedstawiająca piękne i noszące wiele imion dziewczę. Ponoć większość z nich, nie zaś, niestety, materia, z której wykonano postać, odsyłała nas do wyrobów firmy Stollwerck.
A my?
Podczas,
gdy nieświadomy niczego gołąb przemierza kolejne węzły labiryntu, a
piękna Gerda częstuje odwzajemniających jej uśmiech przechodniów
pralinkami z brązu - my wybieramy się w odwiedziny do Przyjaciół.
Jedziemy do leżącej na obrzeżach miasta dzielnicy Hochenhaus.
Droga…
A na niej - Wy wszyscy!
Pozdrawiam Was, Których wtedy spotkałem!
Tekst i zdjęcia:
Paweł Schulta
* To
właśnie sprowadzenie z Mediolanu (1164) relikwii Mędrców uczyniło z
Kolonii trzeci co do znaczenia w Europie Zachodniej, po Rzymie i
Santiago de Compostela, ośrodek pielgrzymkowy, zaś katedra zawdzięcza im
swój dzisiejszy kształt.
Podlinkowane, łacińskie teksty pochodzą z liturgii Mszy świętej na uroczystość Objawienia Pańskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz