DoPisanie: Piekło i nienawiść

Śladem naszych publikacji:

Wspomniana w powyższym wpisie gra komputerowa – oprócz tego, że  antykościelna i antyśredniowieczna – jest też otwarcie antypolska.

A więc z punktu widzenia gracza (zaliczającego się przynajmniej do jednej spośród grup: katolicy, Polacy, uczciwi historycy) sprawa przedstawia się tak: twórcy plują mi w twarz, a ja na to, że to mżawka pada → i jeszcze z wolnej woli (kupując grę) płacę za to, żeby mnie tak opluwali!

Co więcej: taki obraz Polski, jaki przedstawiają nam (poniekąd za autorem serii powieścideł) autorzy gry, idzie dalej w świat! I mamy się z tego cieszyć!

Inny, dużo subtelniejszy przykład manipulacji i naiwności: atak na producenta wody mineralnej ze względu na to, że członek zarządu firmy to bigot, łotr i w ogóle, bo angażuje SWOJE PRYWATNE PIENIĄDZE W RAMACH SWOJEJ PRYWATNEJ FUNDACJI (nie zaś firmy produkującej wodę) w działalność antyaborcyjną. Na to firma wydaje oświadczenie, że jest "neutralna światopoglądowo", nie angażuje się w spory światopoglądowo-polityczne, a w "prywatne" poglądy członków swojego zarządu i pracowników nie wnika. Toż to w istocie manifest obojętności i deklaracja, że możesz sobie być zoofilem, muzułmaninem albo satanistą – a my jako firma nic do ciebie nie mamy. I na takie dictum tzw. "świadomi katolicy" reagują podnieceniem i deklaracjami: "Od dziś kupuję tylko tę wodę". Ludzie! Logika wymagałaby, aby ewentualnie wesprzeć PRYWATNĄ FUNDACJĘ PRYWATNEGO CZŁONKA ZARZĄDU, który stara się walczyć z aborcją – a nie wspierać firmę, która deklaruje, że jest jej właściwie wszystko jedno.
A ja oczekiwałbym powstania takiej firmy, która jawnie deklarowałaby swoją katolickość i polskość, oficjalnie wspierała finansowo dobre inicjatywy, a ponadto dyskryminowała innowierców i wrogów polskości. I dopiero takie przedsiębiorstwo powinno móc liczyć na nasze wsparcie finansowe – z autentycznego przekonania.

Wracając na chwilę do zagadnienia parszywej gry: Program minimum, jaki staramy się nakreślić, wygląda tak: nie wspierać w żaden sposób (szczególnie finansowy) tych, którzy nas obrażają. Program w wersji rozszerzonej brzmi: zrobić taką grę, która sławi Polskę, a przede wszystkim to, co pozwoliło jej na wielkość – Wiarę katolicką.

* W * W * W *

A Ty, Drogi Czytelniku, wiesz przecież, o której grze piszę? Wiesz, o którą wodę chodzi?

Oczywiście! I to jest miarą Twojego zanurzenia w ten świat. 

Bo my jesteśmy tak naprawdę hipokrytami, jeśli posługujemy się tym samym kodem (anty)kulturowym, jaki on nam proponuje. Niby katolicy, a cytujemy (czasem faktycznie zdarzy się, że celne i śmieszne) sceny z filmów, które jako całość mają wydźwięk zdecydowanie antykatolicki. Rozmawiamy tymi scenami, myślimy nimi. One są w nas stale obecne. To po nie sięgamy, aby komentować to, co nas spotyka.

(Doprawdy, rację miał Bruce Marshall, wkładając w usta jednego ze swoich bohaterów myśl, że dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć o zmianie na lepsze, gdy pasażerowie tramwaju zaczną ze sobą prowadzić rozmowy o Najświętszym Sakramencie, pięknie Kościoła lub przymiotach Bożych – w miejsce uprawiania pustej gadaniny opartej o najnowsze doniesienia prasowe, telewizyjne czy internetowe).

Niby katolicy głęboko zatroskani o własne rodziny, a znajdujemy czas a to na bezowocną i do znudzenia od-twórczą gierkę komputerową, a to na ("świetnie zagrany") pełen niesprawiedliwej przemocy, pornografii i od-twórczy serial (no bo to fascynujące, że w piątym odcinku ten zabił tamtego tak zupełnie z zaskoczenia; ciekawe, kogo załatwi w szóstym?), a to na "wiadomości", obliczone na uformowanie nas na potulnych i całkowicie pasywnych przeżuwaczy informacyjnego kitu.

Ale jak tu powstrzymać się od robienia choćby aluzji do tych w całości wrogich Wierze dzieł? Przecież ja od tylu lat napełniam sobie nimi głowę...

Swoją drogą: pokażcie mi film, który w pozytywnym świetle przedstawia księdza albo normalne katolickie małżeństwo. Nie ma takich? To po co angażujemy się w oglądanie tego, co nas obraża i usiłuje ośmieszyć? Oczywiście, najlepiej byłoby prawdziwy film o świętych małżonkach czy księdzu samemu wyprodukować... I może to stanowiłoby zaczątek autentycznie dobrej zmiany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz