Idee narodowość mają

A przynajmniej konkretne pochodzenie.
Są rodem z Nieba albo Piekła.

Na stronach propagujących myśl wolnościową pojawiła się w tonie tryumfalnym wiadomość o sukcesie polskiego producenta gier komputerowych, którego produkt święci tryumfy na całym okręgu ziemi. I to w dodatku – wiwatują autorzy informacji – bez korzystania z państwowych, a więc pochodzących z kradzionego, dotacji.

To, oczywiście, ze wszech miar godne polecenia, by nie korzystać ze zrabowanych bliźnim środków. Ale czy już chwalebne? Nie, normalne.
(Czy fakt, że istnieją ludzie gotowi wychwalać kogoś pod niebiosa tylko za to, że innych nie okradł, nie świadczy o doprawdy głębokiej nienormalności rzeczywistości, w której żyjemy?).

A więc dobrze – producent wspomnianej, opartej na postaciach książkowych, gry nie kradnie, zbija kokosy i podaje się za firmę polską. Czy to wystarczy, aby się z jej finansowego sukcesu cieszyć? Nie~koniecznie.

Wymowa gry oraz powieści, którymi się inspirowała, jest w swej najgłębszej warstwie fałszywa: chodzi o to, aby obrzydzić odbiorcom średniowiecze, a więc najbardziej światłą epokę w dziejach ludzkości.


Im lepiej – tym gorzej

Im lepiej gra zrobiona pod względem technicznym – tym gorzej, bo tym efektywniej może przekonywać graczy do fałszywej, cały czas podskórnie obecnej idei wiodącej.

Tak jak nastanie na danym obszarze społeczeństwa anarchicznego nie gwarantuje, że jego członkowie zaczną postępować uczciwie w każdym calu i nie zdecydują się dobrowolnie kierować w stronę Piekła ~ tak samo z samego faktu, że bijąca rekordy popularności gra powstała w Polsce i to Polacy zarabiają na niej krocie, nie należy automatycznie wyciągać wniosku, że mamy się cieszyć.

Wręcz przeciwnie: bogacenie się na głoszeniu fałszu to coś złego.

Mamy więc słynną grę opartą o grafomańską serię fantasy – i z tym mogą kojarzyć Polskę inne narody, a przynajmniej ich zaangażowana w komputerogranie część.

Czy naprawdę nie stać nas na lepsze produkty eksportowe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz