Udoskonalona tradycja, czyli marzenia śniętych głów


Jak bardzo ludzie lubią się oszukiwać!

Gdy pojawia się "nowy" (a przecież stary - bo funkcjonujący w ramach tego samego co poprzednio systemu państwowego) "prezydent", "nowy" (a przecież stary - bo funkcjonujący w ramach tego samego co poprzednio systemu państwowego) "rząd", "nowy" (a przecież stary - bo funkcjonujący w ramach tego samego co poprzednio systemu państwowego) "parlament" w wielu wstępuje na chwilę euforia. Teraz będzie inaczej! Lepiej! Teraz, po latach upokorzeń, my im pokażemy! Nareszcie - szansa! nadzieja! (Chciałoby się dodać: "dla Polski", ale opisywane zjawisko towarzyszy całej chyba niemal ludzkości - stany niezdrowego podniecenia po "wyborczym zwycięstwie" przeżywają zarówno nasi rodacy, jak i cudzoziemcy).

Zdumiewa fakt, iż do chóru chwalców nowo "wybranych" (ja ich nie wybierałem i żadnej delegacji do podejmowania w moim imieniu decyzji nie dawałem - więc oni to prawo tylko sobie uzurpują) pożal się Boże władz włączają się ludzie autentycznie przejęci katolicką wiarą. Żal patrzeć na to, z jaką żarliwością wmawiają sobie i innym, że politycy staną się obrońcami Bożego porządku - podczas gdy z natury rzeczy jest to niemożliwe. Potwierdza to zresztą praktyka - i to błyskawicznie. Jak można wychwalać pod niebiosa i przedstawiać właściwie jako zbawcę ojczyzny i katolickiego ojca narodu indywiduum, które jawnie deklaruje, że w sprawie in vitro potrzebny jest "kompromis"?

Obrzydzeniem napawają polityczne manifestacje urządzane w kościołach. Tak zwane "patriotyczne kazania", po których entuzjastycznie nastawieni słuchacze oklaskują kapłana. Naszą ojczyzną jest Niebo - a od księży wymaga się tego, by zabiegali o zbawienie dusz i doprowadzenie ich do tej Ojczyzny; nie zaś włączania się w bieżące polityczne przepychanki i to po stronie antykatolickiej.

Jeśli zaś rozumielibyśmy zaangażowanie kapłanów w politykę antypolitycznie; to znaczy, gdyby zabiegali oni o poszanowanie dla zdrowo rozumianej autonomii i prywatnej własności każdego człowieka - o, to co innego! Ale takich księży ze świecą szukać!

Mamy więc do czynienia z (nazwijmy ją roboczo) "udoskonaloną tradycją"; to znaczy: co prawda - tradycyjnie - politycy to złodzieje (szczera prawda), którzy dybią na nasze życie, zdrowie i mienie, ale, uwaga!, teraz, właśnie teraz (mimo że wcześniej przez tysiące lat to się nie zdarzyło) przyszło nowe polityków plemię: uczciwi, pracowici, katoliccy - to jest to "udoskonalenie"; teraz będzie wspaniale!

Oczywiście, niezabawem wszyscy jawnie obaczą (a właściwie - jeśli chodzi o wierność zasadom katolickim - w przypadku nowych "wybrańców" już obaczyli), iż nadzieje były płonne. I co teraz? Można albo powiedzieć prawdę, przyznać się do pomyłki i na przyszłość być już mądrzejszym - albo iść w zaparte i twierdzić, że (skoro się nie udało) to dlatego, iż "nie pozwolono im działać", "mieli za małe poparcie", "podstawiano im nogi", "zrobiliby to, gdyby nie opozycja", a na dodatek (by zacytować klasyczny przykład tłumaczenia niedołęgów) "dziki zjadły jakieś świństwa" (to z Asterixa).

Realizm domaga się, by powiedzieć, że w naszej ojczyźnie, składającej się z tysięcy małych ojczyzn - rodzin, wspólnot sąsiedzkich etc. - zmian na lepsze dokonamy TYLKO I WYŁĄCZNIE drogą dobrowolnej współpracy - drogą trudną i wymagającą - bez odwoływania się do państwowej, a więc niesprawiedliwej przemocy. Podstawę przemian w wymiarze społecznym stanowi, rzecz jasna, realizacja ewangelicznych wezwań do pokuty i nawrócenia. Tylko tą drogą da się dokonać zmian na lepsze - to znaczy takich, dzięki którym staniemy się lepsi i które ułatwią nam realizację celu ostatecznego - a więc zbawienia dusz. Wybierając drogę politycznej agitacji możemy mieć pewność, że nawołujemy do czegoś, co przyniesie nam tyle pozytywnych efektów w wymiarze wiecznym, co i w doczesnym - ani dudu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz