Na
ulicach Kathmandu i Pokhary zawsze można liczyć na życzliwą pomoc
miejscowych, którzy z chęcią wyjaśnią topografię miasta, wytłumaczą,
czego nam potrzeba, zawiozą tam, gdzie chcemy, i tam, dokąd nie chcemy.
Można również liczyć na bogatą ofertę handlową i z zakresu usług:
fryzjerzy, sprzedawcy świeżo wyciskanych soków, maści z tygrysa,
szachów, naprawcy sandałów, czyściciele butów i uszu, masażyści,
wyszywacze wzorów na koszulkach, handlarze naręczni bananami,
instrumentami muzycznymi (skromne gęśle, drewniane flety proste,
bębenki) i haszyszem — wszyscy oni są w pełnej gotowości o każdej
zdawałoby się porze dnia i nocy.
Jeśli tylko nie mamy do czynienia ze sprzedawcą instrumentów: — Music? — demonstrującym jakość oferowanego towaru kilkoma bezładnymi pociągnięciami smyczka i szerokim uśmiechem, wszystko zaczyna się zwykle od uniwersalnego, przyjaznego: — Yeeeees? — bądź równie przyjaznego: — Something? — które nie stanowi wyłącznie zwykłego wstępu do rozmowy, lecz informuje równocześnie o szerokim, wręcz porażającym zakresie proponowanych usług.
Kontakt wzrokowy nie oznacza, że jest się potencjalnym klientem. Kontakt wzrokowy oznacza, że na pewno coś się kupi. Rozpoczynają się negocjacje:
— Something?
— Excuse me?
— You smoke, brother?
— No, thank you.
— Good stuff! Hashish. Smoking.
— No, thank you.
— How much do you want?
— No, thank you. — Oddalamy się niespiesznie poza zasięg działalności handlarza.
— Two gram? Three gram? Very cheap! — Znikamy za rogiem.
Jednak nie zawsze to biały podróżnik rezygnuje z zawarcia transakcji:
— Friend, smoking?Sprzedawca oddala się bez słowa. Detalista. Nie każdy z przedsiębiorczych Nepalczyków daje się jednak równie łatwo zniechęcić. Nieudana transakcja w jednej dziedzinie nie musi przecież oznaczać braku powodzenia w innej:
— Yeah, maybe.
— What do you want?
— What do you have?
— Hashish, marihuana...
— I prefer cocaine, sir.
— But hashish good, friend!
— Okay, how much?
— Three hundred rupies one gram. — Cena wyjściowa, zapewne negocjowalna, rzeczywiście zachęcająca.
— It’s not so expensive...
— How much do you want? Two gram? Three gram?
— Two kilos.
— ???
— Two kilos.
— You’re joking.
— Two kilos.
— Hashish?
— No.
— Trekking?
*
Słoneczne rano. Fryzjer, dostrzegłszy nas po przeciwległej stronie ulicy, podnosi głowę znad czyjejś namydlonej twarzy, wybiega z zakładu i pokrzykuje zachęcająco:
— Haircut? — pyta.Uczynić możliwym niemożliwe! Dla przedsiębiorczych Nepalczyków to pestka, skoro ogłoszenie w oknie jednej z agencji turystycznych proponowało podróż do Indii koleją — Train to India. W Nepalu nie ma torów.
— No, thank you.
— Haircut — stwierdza.
— Sir, don’t you see I’m almost bald?
— Yes, good service, my friend!
Jan Wincenty F.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz