Manifestem katolickiej anarchii

Czy to Polska właśnie?
Fot. MDK

najnowsza książka Ewy Polak-Pałkiewicz (podarowana przez Nią naszej Redakcji, za co z serca dziękujemy!) w zamyśle z pewnością nie jest. To dziwi. Autorka obficie cytuje prelekcje paryskie Mickiewicza, z których bez krzty wątpliwości wynika, że ustrojem, normą i żywiołem Polaków jest właśnie rzeczywistość przepojona Wiarą i wynikającym z niej respektem dla wolności i odpowiedzialności każdego człowieka. Słowem: katolicka anarchia.

Jakże bowiem inaczej interpretować na przykład scenę transportu dobrowolnych danin na rzecz manarchy [tak, to nie pomyłka: manarchy] (s. 332)?

Jakże inaczej rozumieć opowieści o Polakach, którzy budowali naszą cywilizację własną ciężką pracą i poświęceniem (niekiedy własnego życia)? Którzy korzystali w tym celu z własnego majątku, nie zaś z cudzych środków odebranych bliźnim pod przymusem?

Jakże inaczej patrzeć na organizatora rekolekcji na odludziu - rekolekcji, na które przyjechały tysiące ludzi? Czy ktoś ich zmuszał do przyjeżdżania? Czy organizator korzystał z tuby propagandowej funkcjonariuszy państwowych? Czy brał zdobyte drogą kradzieży dotacje?

Zaraz, zaraz, te opowieści o wspaniałych Polakach przeplecione są historiami ludzi innego pokroju - być może przyznających się do narodowości polskiej, lecz ducha całkiem niepolskiego, a moralności dalekiej od katolickiej.

Rozprawę z tymi fałszywymi autorytetami zacznijmy od postawienia następującego pytania pomocniczego:

Czy człowiek niezdolny do zaprowadzenia katolickiego ładu we własnej rodzinie ma moralne prawo pretendować do przewodzenia innym ludziom?
PodPytanie pomocnicze: Czyż to nie Tolkien mówił, że na tysiąc osób może jedna ma kwalifikacje właściwe pretendentowi do miana króla - i właśnie ta jedna osoba nie ma najmniejszego zamiaru monarchą zostać? (Tolkien określił się w jednym z listów do swojego syna mianem "filozoficznego anarchisty").

I właściwie tymi pytaniami możemy naszą rozprawę zakończyć.

Polityków mieliśmy (i mamy) – przyznacie – nikczemnie małych

(Nic dziwnego. Polityka jest brudna. Zawsze. Z zasady.)

Powrót pańskiej Polski (pozwolimy sobie postosować też skrót "PoPaPo") anonsuje się jako ciąg dalszy poprzedniej książki Ewy Polak-Pałkiewicz pt. Rycerze wielkiej sprawy. Zapoznany z ową pozycją czytelnik PoPaPo zostaje postawiony w położeniu dość pogmatwanym. O ile w Rycerzach Autorka stroniła od wtrącania w treść snutych opowieści doraźnych nawoływań o charakterze politycznym, o tyle w PoPaPo dosadnie zaznaczają one swoją obecność. Dosadnie do tego stopnia, że sprawiają wrażenie jakby już po napisaniu danego eseju poryw serca nakazał dostawić doń wiernopoddańcze słowa, które - poza  zawartą w nich jawnie błędną oceną sytuacji (o czym za chwilę) - w bardzo negatywny sposób odbijają się na kompozycji tekstu.
Tu następuje moment, w którym zadajemy drugie spośród pytań pomocniczych (uczciwa odpowiedź na pierwsze pozwoliła wyeliminować już z grona pretendentów do władzy pewne kreaturki): Czy człowiek publicznie deklarujący sprzeciw wobec jakiegokolwiek elementu nauczania Kościoła ma moralne prawo pretendować do przewodzenia innym ludziom?
Abstrahując już od tego, że w kwestii ochrony życia ludzi nienarodzonych w Redakcji WiWo zaznacza się wyraźnia sympatia dla działań spod znaku Army of God, a działania polityczne motywowane troską o los bardzo małych dzieci uznajemy za niegodne i nieskuteczne [bo skoro przyznajemy funkcjonariuszom państwowym prawo decydowania o życiu ludzkim (w celu jego ochrony), tym samym przyznajemy im prawo decydowania o życiu ludzkim (w celu jego zniszczenia)]; to jednak dostrzegamy różnicę między człowiekiem, który motywowany szlachetnymi intencjami stara się drogą legislacji państwowej przynajmniej zadeklarować, że NIKT nie będzie w majestacie państwowego prawa mordowany, a między cynicznymi graczami politycznymi, którzy w imię utrzymania się przy władzy uchylają się od działań na rzecz CAŁKOWITEJ I BEZKOMPROMISOWEJ obrony życia każdego człowieka OD ZARAZ, OD TERAZ, JUŻ. "Ile by to nie kosztowało" (by zacytować samą Ewę Polak-Pałkiewicz z budzącego chwilami grozę artykułu pt. Nienarodzeni, ale użyteczni). Bez liczenia się z ewentualnymi przykrymi dla siebie konsekwencjami, ale licząc się za to z odpowiedzialnością przed Panem Bogiem.

Przyjrzyjmy się jeszcze przez chwilę przywołanemu wyżej artykułowi:

Nie jest sztuką oddać władzę i narazić obywateli, współrodaków na utratę państwa lub kolejny rozdział jego systemowego osłabiania i niszczenia, w imię moralnego radykalizmu [podkr. moje - PA], który nikomu nie przyniesie korzyści, bo będzie tylko wykrzyczeniem dobrych intencji. Sztuką jest w imię tej ogromnej odpowiedzialności, którą [imię i nazwisko polityka] dźwiga na swoich barkach, dać przetrwać i rozwinąć się państwu, które jest źródłem dobra doczesnego obywateli.

Można odpowiedzieć na ten wywód krótkim cytatem: "Bo cóż pomoże człowiekowi, jeźliby wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę podjął? albo co za odmianę da człowiek za duszę swoję?" (Mt 16, 26). A tu nie mówimy nawet o zyskaniu całego świata, a ledwie utrzymaniu się przez chwilę przy władzy w jednym tylko państwie. Żałosne.

Można komentarz do cytowanych wyżej słów Ewy Polak-Pałkiewicz nieco rozbudować:

Jak traktować deklarację o priorytecie utrzymania władzy w zestawieniu z zawartymi na kartach PoPaPo twierdzeniami dotyczącymi tego, że pewne działania, choćby z góry skazane na porażkę (w wymiarze politycznym), należało podejmować bez zbytniego oglądania się na konsekwencje? Po prostu - bo tak trzeba.

Jak Ka. ukraść krowę (władzę), to źle? Jak Ka. ukraść krowę (utrzymać władzę), to dobrze? Nawet za cenę powstrzymania się od jasnej deklaracji w kwestii prawa każdego człowieka do życia. Nawet gdyby owa deklaracja stanowiła "tylko wykrzyczenie dobrych intencji". W ujęciu czysto ludzkim męczenników za Wiarę też można by uznać za "nieskutecznych krzykaczy o dobrych intencjach"...


24 Od Żydów wziąłem po pięć kroć, po czterdzieści plag bez jednéj.
25 Trzykroć byłem bit rózgami, razem był ukamionowan, trzykrociem się z okrętem rozbił, przez dzień i przez noc byłem w głębi morskiéj:
26 W drogach częstokroć, w niebezpieczeństwach rzek, w niebezpieczeństwach rozbójników, w niebezpieczeństwach od rodziny, w niebezpieczeństwach od poganów, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyniéj, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywą bracią.
- pisze święty Paweł (2 Kor 11, 24-26).


Czy Apostoła Narodów powstrzymywała przed "wykrzykiwaniem" prawdy świadomość tego, że spotkają go podobne wyżej wymienionym nieprzyjemności? Że może okazać się "nieskuteczny"?

Pisze dalej Ewa Polak-Pałkiewicz:

Nawet św. Jan Paweł II, uznawany powszechnie za patrona obrony nienarodzonych, nie sprzeciwiał się temu, co nazywa się dziś pogardliwie „kompromisem aborcyjnym”. Mówił, że polityk, w ramach swej odpowiedzialności za państwo, musi osiągać to, co możliwe, jeśli nie jest możliwe osiąganie tego, co pożądane.
W tym fragmencie właściwie należałoby podkreślić grubą czerwoną linią każdy niemal wyraz.

Po pierwsze: trudno uwierzyć, iżby Autorka, znawczyni i sympatyczka katolickiej Tradycji (czyli po prostu zdrowej katolickiej nauki), nie zdawała Sobie sprawy z tego, iż Karol Wojtyła doprawdy nie stanowi wzoru obrońcy integralnie rozumianej Wiary, a odnośnie do przebiegu jego "procesów" "beatyfikacyjnego" oraz "kanonizacyjnego" istnieje szereg uzasadnionych zastrzeżeń. O tym Ewa Polak-Pałkiewicz z pewnością wie. Dlaczego zatem, w innych wypadkach świadoma i usiłująca stać na straży Tradycji, akurat w tej sprawie powołuje się na taki wątpliwej jakości autorytet?

Cóż z tego, że Karol Wojtyła "uznawany [był] powszechnie za patrona obrony nienarodzonych"? O prawie do tego tytułu stanowić mogą czyny, nie zaś vox populi. Skoro Karol Wojtyła "nie sprzeciwiał się temu, co nazywa się dziś pogardliwie [i słusznie! - przyp. PA] <<kompromisem aborcyjnym>>", to obrońca nienarodzonych z niego żaden.
(Zagadnienie jego postawy odnośnie do zabijania nienarodzonych omówiliśmy szerzej w publikacji pt. Evangelium mortis).

Kompromis, kompromis... Dlatego właśnie nienawidzimy państwa i polityki - bo o ich istocie stanowi "sztuka kompromisu". Prawda się nie liczy. Prym wiedzie tak zwany pragmatyzm.
Nieuczciwość polityki polega również na tym, że samozwańcza (a reprezentująca co najwyżej biorących udział w demokratycznych wyborach - dających swoje placet systemowi) grupa podejmuje decyzje, których konsekwencjami obarczani są wszyscy - nie tylko sami uczestnicy elekcji.

[Ewa Polak-Pałkiewicz, pisząc o polityku, którego działalność jest Jej najwyraźniej niemiła, używa sformułowania "nasz przedstawiciel" (s. 335). Dobitnie świadczy to o słuszności spostrzeżenia, iż to wyłącznie uczestnicy demokratycznych wyborów oraz osoby wspierające postępki urzędujących polityków ponoszą odpowiedzialność za cały ten złodziejski system. Tylko bojkotujący wybory oraz polityków mają prawo nań narzekać].

Żeby być przeciwnikiem jednej bandy polityków, nie trzeba być zwolennikiem drugiej bandy rozbójników - można równą nienawiścią nienawidzić działalności wszystkich tych szajek.
Internetowy komentator, odnosząc się do sytuacji, w której rzekomi przeciwnicy polityczni akurat dali publicznie wyraz bliskości między sobą, napisał: "Co to za rewelacja? Politycy znają się od lat jak łyse konie, razem sobie grillują i śmieją się z ciemnego ludu, że wierzy w reżyserowany teatrzyk <<Jesteśmy przeciwnikami, bo tak bardzo się różnimy>>, zaczęty po to, by dać im się spokojnie wymieniać władzą co parę kadencji".

Zjawisko to, choć stosunkowo łatwe do zaobserwowania i zrozumienia, pozostaje powszechnie jakby niedostrzegane. A pojęłoby je nawet dziecko! Na przykład takie, które obejrzałoby animowany film Jak wytresować smoka; reżyser znakomicie przedstawia nam rzeczywistość i naturę polityki - choć ubrane w szaty bajkowe.

Politykami zostają zazwyczaj ludzie, którzy w życiu nie skalali się dniem uczciwej roboty. Regularnie za to zajmowali się knuciem, rozpracowywaniem "przeciwników" i dążeniem do władzy. Do władzy dla władzy. Dla spełnienia własnych ambicji. Dla niegodziwego zysku. Czasem w imię dziecinnego, naiwnego przeświadczenia, że jakąkolwiek sensowną zmianę na lepsze da się przeprowadzić metodą inną niż systematyczna uczciwa praca - troska o to, by ludzie mieli wypisane w sercach i w rozumach Prawo Boże - traktowanie jako pierwszego i najważniejszego zadania dobrej, twórczej, dobrowolnej działalności na polach rodzinnym, parafialnym, sąsiedzkim, lokalnym.

W sumie taki polityk to ma smutne życie: knucie przez kilkadziesiąt lat, żadnej konstruktywnej pracy. Czy zbudował dom, wynalazł jakiś użyteczny przedmiot, przemyślał i opisał w prawdziwy sposób jakąś rzeczywistość? Nie; konsekwentnie knuł i (zdarza się czasami) doknuł się do władzy. Cóż z tego? Ani to moralne, ani pożyteczne, ani miłe. Takie tam podrygi motywowane zasadą "Teraz, kurka, nasi".

(Każdy skądinąd uczciwy człowiek, który zaczyna angażować się w politykę grzeszy naiwnością lub złą wolą. A liczni ludzie tak bardzo chcą wierzyć, że każdorazowi funkcjonariusze państwowi są "nasi", "dobrzy", "troszczą się o nas" - że stają się ślepi na to, co naprawdę stanowi o wielkości Polski).

Kiedy Ewa Polak-Pałkiewicz pisze artykuł o zwanych młodzieżowymi modernistycznych odchodach jako "sukcesie ekipy politycznej sprawującej w naszym kraju władzę", czołobitność sformułowań zawartych choćby w kilku otwierających tekst akapitach jest tak wielka, że ociera się o groteskę.


* W * W * W *


Po PoPaPo krąży widmo fatum.
Choć na stronie 241 Ewa Polak-Pałkiewicz zdaje się twierdzić, że czegoś takiego jak "historyczna konieczność" nie ma, to zdaje się solidaryzować z opinią ze strony 173 ("powstanie to <<mus>>"), a w końcowych akapitach pisze już wprost o "kierunku działań, jaki wyznacza nam historia" (s. 377).

Historia niczego nam nie wyznacza. Powołanie i zadania do wykonania wyznacza nam Pan Bóg, którego wolę odczytujemy również w spotkaniach z ludźmi, w tym, co nam się przydarza - ale to jest inspiracja Osobowa, nie zaś "historyczna".


* W * W * W *


Historyczne gdybania, dotyczące tego jak konkretni ludzie "powinni" postąpić w przeszłości i "co by było, gdyby...?" zdają się nie mieć głębszego poza hobbystycznym sensu.

Nie wiemy z pewnością, "co by było". Możemy tylko snuć przypuszczenia.

Wiemy, "co było". To wiemy na pewno.

Znamy też niezmienne normy moralne. Wiemy, co wolno, a czego - nie. Ewentualne oceny cudzych zachowań możemy opierać o te właśnie normy; nie zaś wygłaszać sądy bazujące na "skuteczności" działań ocenianych osób. Tu znów pojawia się kłopot: polityczni komentatorzy kwestie moralne spychają na dalszy plan; liczy się rezultat wyłącznie w wymiarze doczesnym.


* W * W * W *


W kwestii kryteriów oceny danych ludzi czy epok znajdujemy się (przynajmniej na poziomie deklaracji) na bezpiecznym i wspólnym z Autorką gruncie: Ewa Polak-Pałkiewicz nie zapomina i podkreśla, że rdzeniem historii jest prawda katolicka (s. 211). Zaczynem zaś, dodajmy, i pomocą do osiągnięcia powodzenia (choć nie gwarantem jego osiągnięcia) w świecie doczesnym jest wierność Bogu i nauce Kościoła.


* W * W * W *



Pewne światło na kwestię tego, dlaczego Polacy zostali tak doświadczeni w trakcie II wojny światowej, rzuca obserwacja poczyniona w jednym z wykładów przez x. Grzegorza Śniadocha: [wbrew twierdzeniom Ewy Polak-Pałkiewicz, piszącej o Warszawie roku '39 jako "perle Europy" (s. 207),] miasto owo stało się w okresie tzw. dwudziestolecia "różową stolicą Europy" - punktem zbornym zboczeńców oraz europejskim centrum aborcyjnym - to tu przyjeżdżano z zagranicy, aby mordować poczęte dzieci.

W tym między innymi kontekście nakreślona przez Autorkę (i wyidealizowania do niemożebności) charakterystyka życia politycznego w Polsce lat dwudziestych i trzydziestych (s. 233) zasługuje wyłącznie na miano ponurej pomyłki. Kariera Nikodema Dyzmy to naprawdę nie jest bajka.



* W * W * W *


Czy może być tak, że dane powstanie jest zarówno bohaterstwem, jak i błędem (z teologiczno-taktycznego punktu widzenia; idziemy tu tropem myśli św. Tomasza, który jako jedno z kryteriów oceny, czy należy walczyć, podaje REALNE SZANSE NA ZWYCIĘSTWO; czy rzucamy się w bohaterski wir walki biorąc pod uwagę tę zmienną?)? Czy Autorka zakłada w ogóle taką możliwość?


* W * W * W *


Mimo zaznaczających się z regularnością na kartach książki zgrzytów i poważnej niekonsekwencji, nie sposób odmówić Autorce, że nakreśliła portrety kilku osób godnych prawdziwego szacunku i naśladowania, ludzi obdarzonych prawdziwie polską fantazją, oraz z wdzięcznością odnieść się do tego, że przypomniała i sformułowała pewne ważne prawdy oraz poczyniła istotne spostrzeżenia:

s. 30
cytat ze Stanisława Kostki Starowieyskiego
ogół społeczeństwa to zbiór indywidualnych, pełnowartościowych jednostek, dusz nieśmiertelnych

s. 92
o. Kolbego Niemcy zabili, bo stanowił jasny znak, że można żyć Bogiem samym - bez kropli wody

s. 232
cytat z Feliksa Konecznego dotyczący odrębności etyki katolickiej i klinów, które wbija ona w każdą cywilizację: małżeństwo monogamiczne i dożywotnie; dążenie do zniesienia niewolnictwa; zniesienie zemsty i przekazanie jej sądownictwu publicznemu; niezależność Kościoła od władzy państwowej

s. 259
cytat z Bismarcka: Gdyby żydom dano możliwość emigrowania z poznańskiego w głąb Niemiec, nie skorzystaliby z niej masowo, gdyż beztroska polskiego charakteru w odniesieniu do spraw tego świata uczyniła z Polski eldorado dla żydów

I wreszcie sprawa absolutnie zasadnicza: prelekcje paryskie, czyli Mickiewicz o ustroju dawnej Polski
s. 274
jednostka w Polsce nigdy nie traci swych "praw pierwiastkowych" i "władna jest zawsze ze społeczności wystąpić"
Chrześcijańska wolność. Katolicka anarchia.

Ideał wspólny nie tylko dawnym Polakom, ale wszystkim ludziom wolnym. O czym pięknie świadczy scena z filmu Michaela Manna pt. Ostatni Mohikanin:

Oficer rządowej armii brytyjskiej: Ty nazywasz siebie patriotą i lojalnym poddanym Korony?
Hawkeye: Poza wyjątkami nie nazywam siebie poddanym komukolwiek lub czemukolwiek.
I to właśnie w warunkach takiej wewnętrznej (wpływającej niechybnie na zewnętrzną) swobody człowiek wolny najlepiej prowadzi walkę o duszę swoją i powierzone sobie przez Boga osoby: żonę, męża, dzieci. W dalszej kolejności i podług hierarchii bliskości oraz odpowiedzialności: innych ludzi.
W takich też warunkach najskuteczniej walczy z państwem (które realizację zarysowanych wyżej celów stara się zasadniczo utrudnić). Choćby kosztowało to wiele.

Paweł Antoniewicz
_____
Ewa Polak-Pałkiewicz, Powrót pańskiej Polski, Łomianki 2016


Garść spostrzeżeń o charakterze technicznym:
* czcionka wewnątrz książki nie ułatwia lektury - jest zbyt "szczupła"
* wygląd okładki - ów nieszczęsny atłas rodem z domu nie całkiem prywatnego! (plus umiejscowienie nazwiska Autorki i tytułu w bezpośredniej bliskości bez zachowania odpowiednich odstępów między linijkami oraz błędnie dobrane barwy czcionki) - woła o pomstę do Nieba
* zaznacza się obecność stosunkowo licznych literówek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz