Stare złoto naprawdę nie rdzewieje

XVI Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2015


Ryc. Sztukmistrz

Gościnny wpis Łukasza Kowalskiego

Większość komiksów to badziewie. Znajdują się jednak perełki.
W serii o Kaczorze Donaldzie, w której mamy wielekroć do czynienia z tanią propagandą pseudoekologiczną w wykonaniu siostrzeńców, perełki też się zdarzają.

Historyjka pt. Stare złoto nie rdzewieje  („Donald i Spółka”, nr 36/1994) opowiada o tym, jak biznesowy przeciwnik Sknerusa, Kwakerfeller, ogłasza w mediach (w przebraniu, podając się za profesora Drewniaka), że złoto jest nic niewarte – a jego miejsce zajmuje drewno. Ludzie dają się nabrać i wyrzucają kruszec na śmietnik; w cenę zaczynają iść wyroby drewniane, a trudniący się złodziejstwem Bracia Be kradną papierowe ręczniki i papier xero. Kwakerfeller, wyprzedziwszy (chyba po raz pierwszy w historii) w rankingu najbogatszych Sknerusa i ogłoszony najzamożniejszą kaczką na świecie, odgrywa teraz współczującego: proponuje Sknerusowi, że sprzeda mu wiele 10% swoich lasów w zamian za jego złoto i „bezwartościowe” kopalnie kruszcu. Sknerus, powodowany miłością do złota („kocham [je], i to z wzajemnością”), daje odpór. Jeszcze wcześniej jeździł po mieście specjalną machiną zasysającą ze śmietników wyrzucone tam złoto i znalazł się na pierwszej stronie gazety jako bohater artykułu pt. Zdetronizowany miliarder zwariował.
Dziennikarze, współpracujący do pewnego momentu z Kwakerfellerem w jego mistyfikacji, wydają go jednak; informują publicznie, że to wszystko humbug – złoto wraca do łask. Kwakerfeller jest wściekły, a dziennikarze, którzy szantażowali go, domagając się pieniędzy za podtrzymywanie kłamstwa, tłumaczą mu, że to nie był najlepszy pomysł, aby dać im żądane 14 fantastylionów w akcjach jego „drewnianego” holdingu. Kwakerfeller był, zdawało się, bezsprzecznie bystry: dał dziennikarzom żądaną kwotę w formie swoich akcji; wciąż zdawał się trzymać w ręku wszystkie karty – jeśli (po przejęciu złota Sknerusa) sam zdecyduje się ogłosić, że prof. Drewniak to fikcja, akcje redaktorów również okażą się niewiele warte – i to nie on straci. Przeliczył się jednak, chytrus jeden. Może dziennikarze (swoją drogą, banda sprzedajnych świń) wcześniej zamienili „drewniane” akcje na żywą gotówkę – i dopiero wtedy ogłosili prawdę. Tak czy inaczej, Sknerus, „zwany «Śmieciarzem», właśnie potroił swoją fortunę!”. [W polskich wydaniach komiksów o Donaldzie wśród znaków interpunkcyjnych praktycznie nie pojawiają się kropki. Niemal wszystkie wypowiedzi w trybie oznajmującym kończą się wykrzyknikami, więc odnosimy wrażenie, jakby bohaterowie bez wyjątku nieustannie na siebie wrzeszczeli].

Historyjkę można potraktować jako opis historii złota w czasach najnowszych; świetnie koresponduje ona z pisarstwem Murraya Rothbarda na ten temat. Próba zniszczenia standardu złota i zastąpienie go walutami papierowymi, których „wartość” brana jest każdorazowo z sufitu – to są te papierowe ręczniki i papier xero. I wreszcie: powrót złota, i to w wielkim stylu. (Aby coś podobnego zdarzyło się w świecie realnym, potrzeba tylko i aż otwartego umysłu i uznania niezbitych faktów).

Nie ma co w oparciu o ten jeden przykład kształcącego ekonomicznie komiksu twierdzić, że gatunek ten pełen jest idei wolnościowych – zazwyczaj wcale ich tam nie ma. W niniejszym wpisie nie chodzi nam jednak o bezmyślne chwalenie komiksów en bloc – ale o historyjkę w zalewie śmiecia zupełnie wyjątkową.

Łukasz Kowalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz