Luder i rewolucja protestancka

Czyli: Co Ty wiesz o Marcinie Lutrze?

Film Grzegorza Brauna pt. Luter i rewolucja protestancka obejrzeć warto. Czy to dla poznania niewygodnych dla fanów kacerstwa (a nieznanych sobie dotychczas) faktów, czy to dla powtórzenia ich sobie w towarzystwie dość doborowego towarzystwa gadających głów i przy wtórze sugestywnych odgłosów spadających na posadzkę głów ~ ścinanych z podjudzenia tytułowego herezjarchy.

Oprócz wspomnianych wyżej środków w arsenale reżysera znajdziemy tym razem przelatujące przez ekran jak błyskawica ujęcia (głównie niemieckich) miast z lotu ptaka (albo z lotu drona?), stylizowane na piętnastowieczne drzeworyty animacje (pomysłowe, przyznajmy) oraz powracające jak bumerang podpisy objaśniające widzom, który to z uczonych profesorów mówi do nich w danej chwili. Ostatni z wymienionych zabiegów wystawia czasom współczesnym ciekawe świadectwo. Widzieliśmy (na ekranie – co prawda, to prawda) jakiegoś człowieka przez kilkanaście/kilkadziesiąt sekund – zwraca się on do nas ponownie za kilka minut – ale myśmy (prawie) wszystko zapomnieli: nie pamiętamy już nawet, jak się nasz rozmówca nazywa. To bardzo interesujące.

A sam Luter? Cóż, z filmu wyłania się jego obraz jako nie tylko bezbożnika, mordercy, podżegacza wojennego, rozpustnika i pijaka, lecz przede wszystkim jako człowieka, który – w przeciwieństwie do choćby św. Dyzmy, którego życiorys do pewnego momentu też nie należał chyba do najpobożniejszych – nawet na łożu śmierci wcale niczego nie żałuje, a publiczne propagowanie uprawianych przez siebie bezeceństw czyni dziełem swojego życia (reżyser sugeruje, że do tego stopnia skutecznie, iż przedstawia go jako prekursora oraz inspirację nazistów). Słowem: Luter z filmu Luter to człowiek, który poddał się nienawiści.


Redakcja WiWo uczestniczyła oczami swoich przedstawicieli w premierowej projekcji filmu (za zaproszenie serdecznie Reżyserowi dziękujemy!).

W słowie przed projekcją z ust Grzegorza Brauna padły bardzo miłe naszemu sercu słowa dotyczące sposobu finansowania filmu. Otóż jest to inicjatywa całkowicie dobrowolna. Producent nie skorzystał z ani jednego ukradzionego w podatkach grosza, bitcoina, czy też uncji złota. Zresztą, jakże mogło by być inaczej, skoro to negatywny a tytułowy bohater filmu przedstawiony zostaje jako etatysta par excellence!...


Z lekką konfuzją odebraliśmy wezwanie wiernych (tj. zgromadzonych a w sali kinowej) do powstania, modlitwy i poprowadzenie jej przez świeckiego – w sali, na której gołym okiem dało się dostrzec i sutannę. W dodatku świecki animator kazał się zgromadzonym modlić nie w stronę krzyża czy też odpowiedniego obrazu, lecz – w swoim oraz widniejącego na ekranie logo Fundacji Osuchowa. To było mało przyjemne doświadczenie.


Czy nie warto byłoby wykorzystać faktu, że każdy z rozmówców ekipy filmowej mówi w języku ojczystym i ~ w związku z tym ~ w wersji kinowej zaproponować widzom oryginalne brzmienie (z podpisami) zamiast lektora? A może publiczność en bloc nie jest jeszcze gotowa na takie rozwiązanie?


Gadające w filmie głowy (i wygląda na to, że nie jest to wyłącznie zasługa montażu) właściwie kończą wzajemnie swoje myśli. Świadczy to o tym, że uczciwa lektura źródeł i uczciwe poszukiwanie prawdy prowadzi każdego uczciwego badacza (niezależnie od choćby narodowości) do tych samych obserwacji i (przynajmniej podobnych) wniosków.


Braun Movies? Odpowiedź jest prosta: Filmy Brauna. Niech się cudzoziemcy uczą pięknej polskiej mowy.


I wreszcie na finał pytanie: Czy Grzegorz Braun nakręci kiedyś film (dokumentalny?) o bohaterze pozytywnym?


_______

Luter i rewolucja protestancka. Reż. G. Braun, 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz