You lookin' @ me?
(Fot. MDK)
Obejrzałem w życiu sporo filmów złych - to znaczy: oddalających od Pana Boga. Do kategorii filmów złych należą nierzadko produkcje wybitne pod względem formalnym. Złe filmy bywają śmieszne, bywają kopalnią cytatów, które zdarza mi się stosować w rozmowach z innymi osobami, które je oglądały. Wspólny obszar naszej świadomości stanowi zatem coś, co oddala od Pana Boga.
*
Podczas decydowania o tym, co się obejrzy, można stosować dwie metody sprawdzające:
- test pierwszy polega na zadaniu sobie pytania: Czy z czystym sumieniem mógłbym obejrzeć ten film wspólnie z żoną i z dzieckiem?
- test drugi, zwany "testem pięciu minut", stosowany po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi na pytanie pierwsze, polega na tym, że - jeśli pierwsze 300 sekund film nas nie zaciekawi - wyłączamy go. Film ma nam zaoferować coś dobrego, a nie znudzić.
Niektórzy, słysząc o "teście żony i dziecka" mogą złapać się za głowę i powiedzieć z lekkim zdumieniem: "Ależ takie podejście oznacza, że właściwie 99% wytworzonych przez ludzkość produkcji filmowych nie nadaje się do oglądania!". Prawdopodobnie tak właśnie jest. Prawdopodobnie jakieś 99% filmów to filmy złe.
"Lepiej, gdyby ten film nie powstał" - czy trudno nam przyjąć taką ocenę? W istocie już powstał, już jest. Może nawet go obejrzeliśmy. I żyjemy ze świadomością obrazów, jakie włożono nam do głowy - i mamy w niej mętlik: bo sceny dowcipne, charakterystyczne, a nawet godne zapamiętania bierzemy z całym dobrodziejstwem/zło-dziejstwem inwentarza - to znaczy oglądamy film w całości, razem ze scenami złymi, niemoralnymi, oddalającymi od Pana Boga.
*
Małgorzata Musierowicz napisała w książce Na Gwiazdkę:
"Rozpowszechnienie
wynalazku telewizji, zwłaszcza w jej dzisiejszej, godnej pożałowania
formie, zubożyło nas drastycznie i niewiarygodnie. Zamiast ze sobą
śpiewać, pracować i rozmawiać, czerpiąc otuchę i ciepło z
wzajemnej bliskości, tkwimy - ponurzy, bierni, nieruchomi i osobni -
przed niebieskawo świecącymi pudełkami, gapiąc się na monotonne
przygody kryminalistów i gangsterów, na zawsze takie same pościgi
samochodowe i nużące, beznadziejne opowieści z życia mafii lub
zbrodniczej młodzieży z kręgów narkotykowych. Nie zaprosilibyśmy
raczej tych ludzi do domu; ale ich przecież wpuszczamy, za pomocą
pilota, nie tylko do naszego domu, ale i do naszych głów, i do
naszego życia. Patrzymy, przygnębieni, jak paskudnie się kłócą,
biją, oszukują i mordują, słuchamy złych, agresywnych słów,
widzimy skondensowany,jednostronny obraz ludzkich wad, przywar,
przewin i zbrodni. Jeszcze chwila, a uwierzymy, że świat naprawdę
jest piekłem, a ludzie - bestiami.
Ejże!
Wyłączmy
to głupie pudło.
Zwołajmy
rodzinę i przyjaciół.
Jest adwent. Trzeba coś razem zrobić."
Jest adwent. Trzeba coś razem zrobić."
*
Nierozważne i nieromantyczne
Ci aktorzy i aktorki, którzy
wręcz chwalą się tym, że wcale nie przeszkadza im chodzenie nago
wśród obcych, symulowanie (?) stosunków seksualnych itd. – ci ludzie
są przecież również małżonkami (częściej raczej tzw.
„partnerami”, czyli konkubentami) i rodzicami: czy - nawet z ludzkiego punktu widzenia
- takie zachowania na planie filmowym nie przeszkadzają ich
współmałżonkom oraz dzieciom?
W tak wielu filmach
współżycie pozamałżeńskie jest pokazywane jako coś naturalnego
– na twórcach tego rodzaju produkcji leży część winy za
seksualny chaos dzisiejszych czasów. Twórcy filmów
mogą tłumaczyć się, że „tylko pokazują, jak jest; ludzie tak żyją” i może jest w tym trochę prawdy; w istocie jednak zachęcają do niemoralnych zachowań i utwierdzają w nich.
We wszystkich chyba bez wyjątku filmach promujących niemoralne prowadzenie się stosowany jest charakterystyczny unik: nie pokazuje się bezpośredniego zastosowania antykoncepcji. Są nagie ciała, jest sex - ale nie pokazuje się zażywania pigułek albo wkładania prezerwatywy. Stanowi to dowód, że nawet osoby promujące zepsucie zdają sobie sprawę z faktu, iż przedstawianie na ekranie antykoncepcji byłoby po prostu szalenie nieromantyczne, prymitywne i obrzydliwe. Podobnie jak szalenie nieromantyczna, prymitywna i obrzydliwa jest sama antykoncepcja, czyli powodowane irracjonalnym lękiem "bronienie się" przed naturalnymi funkcjami własnego ciała.
*
W dawnych filmach policjanci byli zazwyczaj
przedstawiani jako głupcy i nieudacznicy. Na przykład w Gliniarzach
(Cops)
Bustera Keatona. Podobnie u Chaplina w Brzdącu
(The Kid). Reżyser pokazał jako postać groteskową również
funkcjonariusza państwowej służby społecznej. Dziś zazwyczaj
wygląda to inaczej. Jeśli nawet jakiś policjant przedstawiony jest
w filmie jako człowiek zły, to tylko dlatego, że „sprzeniewierzył
się szlachetnej misji funkcjonariusza państwowego”. Ocena samej natury
policji państwowej oraz działalności jej członków pozostaje niemal niezmiennie pozytywna.
Jest trochę świetnie zrobionych filmów
(np. Michaela Manna), których akcja rozgrywa się jednak w chorym
świecie i spośród dwóch antagonistów mamy do wyboru bandytę
państwowego lub bandytę prywatnego; można
twierdzić, że reżyser tylko opisuje świat - robi to
zresztą znakomicie, z pedantycznością, z podziwu godną starannością,
ilustrując go pięknymi zdjęciami i muzyką.
*
*
Czy istnieje film, w którym
normalnych ludzi (tzw. "cywili") noszących broń pokazuje się jako coś normalnego?
Czy wyrzucanie/marnowanie jedzenia na planie filmowym jest uzasadnione moralnie? Czy kręcenie sceny komediowych z tortem lądującym na czyjejś twarzy to aż grzech?
Adept
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz