Trwa maj, który w opinii wielu osób uchodzi za najpiękniejszy
miesiąc w roku. Coś w tym jest. Dni są coraz dłuższe i
cieplejsze, przyroda hojnie pokazuje nam swoje urzekające walory, na
łąkach i w przydomowych ogrodach zagościły kwiaty, tworzące
piękną mozaikę kolorów. Ludzie też są jakby bardziej radośni i
pogodni. Maj to także czas, w którym zwracamy szczególną uwagę
na pięknie udekorowane kapliczki i krzyże przydrożne, które od
wieków znaczą nasze drogi, skrzyżowania i granice pól. Te liczne
miejsca wpisały się na trwałe w polski pejzaż, choć o wiele
znaczniejszą jego ozdobą jest modlitwa ludzi, którzy gromadzą się
na nabożeństwie majowym i oddają cześć naszej Matce i Królowej.
Przemierzając na rowerze mazowieckie miasteczka i wsie z radością
patrzę na przybrane kwiatami figurki Maryi, przy których mieszkańcy
na kolanach śpiewają litanię loretańską, Pod Twoją obronę
oraz odmawiają modlitwę św. Bernarda. Na Mazowszu mamy takich
miejsc bardzo wiele i znalezienie modlącej się grupy nie jest
trudne. Jak to dobrze, że w Polsce są jeszcze ludzie, którzy
potrafią dać odważne świadectwo wiary, a przy tym szanować
tradycje i zwyczaje, w których dorastali i którymi nasiąkali w
rodzinnych domach. Wiemy, że nie jest to łatwe. Nie należą do
rzadkości sytuacje, w których ktoś z przejeżdżającego drogą
samochodu rzuca przekleństwo albo inne złe słowo, ewentualnie
znajduje pożywkę dla swoich drwin i uszczypliwych komentarzy, które
sprowadzają się do pustych i utartych sloganów o katolickim
ciemnogrodzie i zabobonie. W skrajnych, wręcz patologicznych
przypadkach mamy do czynienia z osobami, które dewastują kapliczki,
jak miało to ostatnio miejsce w jednej z podwarszawskich
miejscowości, gdzie figura Maryi została dosłownie ostrzelana. Tym
większy szacunek mam dla ludzi, którzy nie wstydzą się modlić
przy kapliczkach i trwają mężnie w wyznawaniu wiary. Oni nie tylko
głoszą chwałę Boga, ale także są wyrzutem sumienia dla tych,
którym przeszkadza krzyż i figurka Maryi; nakazem refleksji dla
tych, którzy najchętniej wyrzuciliby Boga z przestrzeni publicznej
i zamknęli Go w kościele, byleby tylko im nie przeszkadzał i nie
budził uśpionych sumień. Z satysfakcją spoglądam na fasady
domostw, w których pozostawia się niedużą wnękę na figurkę
Maryi. Cieszą też podwórka, na których Matka Boża znajduje
miejsce pod specjalnie przygotowanym baldachimem lub na kamiennym
cokole, a zdobiący ją biały, wyprasowany obrus oraz świeże
kwiaty pokazują, że nie jest to tylko element małej architektury
lokalnego krajobrazu, ale miejsce żywej wiary, którą emanują
gospodarze.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt tej wspólnej modlitwy. To
kształtowanie i podtrzymywanie więzi społecznych. Pokazanie, że
aktywność człowieka nie musi i nie może ograniczać się
wyłącznie do życia własnymi sprawami i zabiegania tylko o swoje
dobro. Ta aktywność może wykraczać poza bramy własnego domostwa,
aby człowiek zwrócił uwagę na współmieszkańców swojej małej
ojczyzny, spojrzał na nich z życzliwością, porozmawiał z nimi i
bardziej docenił tych, których Bóg postawił na jego drodze.
Wartość bezcenna, choć niestety zanikająca we współczesnym
świecie, w którym liczy się kariera, kreatywność i prestiż
związany z posiadaniem najnowszych telewizorów, laptopów, tabletów
i smartfonów (ale to oczywiście odrębny problem). Zwracajmy uwagę
na przydrożne kapliczki i krzyże, które przypominają nam o
obecności Maryi w naszej codzienności. I do tej codzienności Ją
zaprośmy. Niezależnie od tego, czy wracamy z firmy, czy z prac
polowych; bez względu na to, czy jesteśmy zmęczeni, czy wypoczęci,
niech nie zabraknie nam ochoty na wspólną modlitwę. Znajdźmy czas
na uwielbienie Boga w gronie rodziny, przyjaciół i sąsiadów. Tak
niewiele czasu to zajmuje, a wiele łask można zyskać i przy tym
docenić dary Boże ukryte w pięknie przyrody i ludziach żyjących
wokół nas.
Edgar Sukiennik
(Fot. Autor)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz