-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XXXII
Biskup zostawił po sobie w
spadku sto siedziemdziesiąt osiem funtów, trzy szylingi i cztery
pensy i powierzył całą tę sumę kanonikowi Scottowi, „aby ten
użył jej w celu nawrócenia Szkocji na Prawdziwą Wiarę”.
Większość kanoników sądziła, że do załatwienia tej sprawy
potrzebna będzie nieco większa suma, ale umieścili nazwisko
kanonika Scotta na pierwszym miejscu wśród trzech, które wysłali
do Rzymu, a papież zgodził się z tym, że powinien on zostać
nowym biskupem, choć liczył sobie dopiero trzydzieści cztery lata,
a wszyscy odczuli wielkie zadowolenie, bo wiedzieli, że takie było
życzenie Biskupa, ponieważ w innym przypadku nie zostawiłby
młodemu człowiekowi wszystkich tych pieniędzy.
Hałaśliwi ulicznicy, dla
których monsignore O’Duffy nadmuchiwał balony w roku 1927,
umierali w Libii, gdy nowy biskup został konsekrowany w prokatedrze
w uroczystość świętych Filipa i Jakuba roku 1942 coram1
lady Ippecacuanhy w zielonym mundurze WVS2.
Konsekratorem był biskup Iony i Lochs, a także kuzyn kanonika
Smitha z Anglii, który był snobem; konsekratorów musiało być
dwóch, aby mieć pewność, że Duch Święty zostanie przekazany
właściwie.
Później miał miejsce
wystawny obiad w Carlton-Elite, bo, choć trwała wojna, nie co dzień
zdarzało się, aby młody, trzydziestoczteroletni człowiek zostawał
biskupem. Sędziwy James Scott siedział przy głównym stole,
wciśnięty między biskupa Iony i Lochs a snobistycznego sędziwego
biskupa z Anglii, który był snobem, tylko że tym razem nie musiał
mieć na sobie munduru tramwajarza, ponieważ nie pełnił funkcji
zwrotniczego już od dwóch lat, a zresztą i tak prawdopodobnie
pozwolono by mu na dzień urlopu. Pani Scott także siedziała przy
głównym stole, ale nie zdążyła kupić sobie nowego kapelusza, bo
nie wiedziała odpowiednio wcześnie, że jej syn ma zostać
biskupem, i pozwoliła, aby skończyły jej się kartki3.
Obecnych było także kilku umundurowanych polskich, francuskich i
czechosłowackich oficerów, ponieważ Kościół lokalny był w tych
dniach bardzo międzynarodowy. Nie był jednak obecny biedny kanonik
Bonnyboat, który mieszkał teraz w Domu Księży Emerytów, bo trzy
miesiące wcześniej przeszedł udar; bardzo nieszczęśliwie się
złożyło, że właśnie wtedy, a mógł przecież zapobiec
popełnieniu przez ich wielebności całkiem sporej liczby lapsusów
podczas konsekracji. Obecna była za to Elvira, bardzo ładniutka w
mundurze podporucznika służby terytorialnej, bo zrezygnowała z
występowania w filmach i wróciła do domu, by zaciągnąć się do
ATS. Kanonik Smith siedział koło Elviry i myślał, że wygląda
piękniej niż kiedykolwiek, ale ona wciąż twierdziła, że nigdy
nie wyjdzie za mąż; powiedziała jednak, że po zakończeniu wojny
może zostanie zakonnicą, jeśli dojdzie do wniosku, że
wystarczająco kocha Boga.
Mielonka konserwowa była
znakomita i kanonik Smith czuł się świetnie, gdy wstał, by
wznieść toast za zdrowie nowego biskupa i życzyć mu: ad
multos annos4.
Zaczął od stwierdzenia, że sądzi, iż ma szczególne prawo
wznieść toast, ponieważ trzydzieści cztery lata wcześniej
osobiście ochrzcił jego wielebność, a nie każdy kapłan może
chlubić się tym, że widział jak dzieci przemieniają się w
biskupów. Nie muszą się jednak obawiać: nie ma zamiaru wygłaszać
długiej przemowy, bo nie ma takiej potrzeby, ponieważ zalety nowego
biskupa są wszystkim bardzo dobrze znane. Wszystko, co ma zamiar
powiedzieć, to to: ich poprzedni biskup był wspaniałym i mądrym
zarządcą, a jego główną troskę stanowiło, aby diecezja, którą
tak bardzo kocha, miała wspaniałego i mądrego zarządcę, gdy
umrze. To jedynie w tym znaczeniu chrześcijanin miał prawo mieć
ambicje: ambicje wykonania pracy, nie zaś ambicje osobiste.
Prawdziwy poeta troszczy się tylko o to, aby pisano wspaniałą
poezję, nawet jeśli to nie on sam miałby ją pisać. Tak samo jest
z kapłanami. Dobrzy kapłani troszczą się tylko o to, aby migocący
płomień przekazywano dalej, odpalając od siebie kolejno świeczki,
nie zaś o to, aby oni sami mieli być tymi świeczkami. Biskupi są
wybranymi świeczkami Boga, latarniami, które przez wieki rozpalał
On Duchem Świętym i które potem przekazują ten płomień innym.
Jest pewien, że nowy biskup będzie miał tę świadomość, idąc
procesjonalnie w purpurze i złocie nawami ich kościołów;
świadomość, że on sam obróci się w proch, ale chwała Boża,
którą dźwiga na swoich barkach, będzie jaśniała po wieki. Czuł,
że jest jeszcze coś, co powinien powiedzieć, ale nie potrafił na
to wpaść, więc tylko życzył nowemu biskupowi długiego i
szczęśliwego życia, a potem usiadł.
– Mój drogi Tomaszu, nie
miałem pojęcia, że taki z ciebie orator – powiedział
snobistyczny kuzyn kanonika, gdy stali w szatni, zapinając płaszcze.
– Prawdę mówiąc, mój drogi stary, marnujesz się w tych
barbarzyńskich stronach. Powinieneś był przyjechać do Anglii:
zaszedłbyś o tyleż dalej.
– Chcę, aby to Kościół
zaszedł daleko – powiedział kanonik Smith, a potem zmienił
temat; nie chodziło mu wszak o to, by robić snobistycznemu
biskupowi afront.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz