Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (35)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------





XXXV

Kanonik Smith lubił płonące kaganki, które zakonnice miały w rękach, gdy kanonik Muldoon przynosił mu do łóżka komunię świętą. Lubił myśleć o kałużach bursztynu, którymi odbijały się w połyskującej podłodze korytarzy, bo to właśnie ten rodzaj poblasku Najświętszy Sakrament rzucał na dusze ludzi, gdy podnoszono Go ponad niedolę świata. Lubił myśleć o habitach zakonnic, prześlizgujących się bezszelestnie po klasztorze i o starym przygarbionym kanoniku Muldoonie, podążającym za nimi z welonem naramiennym owiniętym wokół drogocennego Ciężaru – ponieważ była to sącząca się nieprzerwanie szemrzącą strużką Boża poezja.
Sprawiało mu też radość, gdy był namaszczany, wciąż widząc za oknem niebo i drzewa. Gdy kanonik Muldoon udzielał jego utrudzonemu ciału ostatniego pocieszenia, w oddali, wzdłuż łuku skręcających torów kolejowych, gdzie spotykały się pole golfowe i posiadłość sir Dugalda Ippecacuanhy, nad drzewami pojawiła się chmurka dymu, a po nasypie potoczyła doprawdy malusieńka, miniaturowa dżdżownica pociągu. Kanonik Smith lubił na niego patrzeć, bo zdawał się on również częścią Bożej poezji. Leżał, myśląc o rytmie pór roku i o tym, jak wielką słuszność miał kanonik Bonnyboat, gdy porównał liturgię Kościoła do kwiatów i liści, które Bóg co roku na nowo malował kolorami.
Buon giorno, reverendo padre mio, e come sta? – powiedziała Elvira, wchodząc do środka w mundurze podporucznika służby terytorialnej i klękając koło łóżka, choć ze sposobu, w jaki się do niego uśmiechnęła, poznał, że nie oczekuje od niego odpowiedzi, a poza tym kanonik Muldoon wypowiadał już głośno wspaniałe, groźne słowa modlitwy, na których musi wkrótce pożeglować jego dusza: „...w imię Aniołów i Archaniołów; w imię Tronów i Zwierzchności; w imię Księstw i Potęg; w imię Mocy, Cherubinów i Serafinów; w imię Patriarchów i Proroków...”. Wielebna Matka również klęczała koło jego łóżka, mając twarz pełną zmarszczek i mądrości; wzięła w obie ręce dłoń kanonika i przycisnęła ją, a on wiedział, iż żegna się z nim w Chrystusie Jezusie, ich Panu. Nowe młode zakonnice również były obecne; miały piękne czerwone twarze rumiane jak jabłka i oczy, które nigdy się nie zestarzeją, ponieważ zakonnice są oblubienicami Chrystusa. Była też lady Ippecacuanha, wydająca z gardła głośne gulgoczące dźwięki; był polski kapelan i nowy biskup oraz stary zasuszony radny Thompson, który mówił niegdyś o Kościele Bożym tak straszne rzeczy.
„...W imię świętych Zakonników i Pustelników...”. Zobaczy wkrótce całkiem sporo starych przyjaciół, jeśli Bóg okaże mu łaskę i wyląduje po właściwej stronie parkanu. Angusa McNaba, Biskupa, majora lubiącego zaglądać do kieliszka, starego marynarza, monsignore O’Duffy’ego, matkę de la Tour, matkę Leclerc, Annie Rooney i cały zastęp innych, którzy regularnie pojawiali się w kalendarzu jego modlitw. Zastanawiał się, czy w niebie będą kwiaty dla matki de la Tour, czy Angusowi będzie wolno nosić wstęgę Medalu za Wyjątkowe Zasługi i czy Annie Rooney będzie lubiła śpiewać Magnificat teraz, gdy Bóg wszystko już jej wyjaśnił. Bo tym właśnie była naprawdę śmierć: uczynieniem spraw jasnymi, rozbłyskiem prawdy zza samolotów bombowych i reklam syropu figowego.
I wtem, gdy tak leżał, poznał odpowiedź na wszystkie pytania: jak chromi i chorzy zostaną uzdrowieni; jak ubodzy zostaną nagrodzeni; jak to się dzieje, że święci Boży mogą jeść groszek nożem; jak bankier może być ostatni, a nierządnica – pierwsza; jak ręce kapłana nigdy nie mogą zawieść – niezależnie od tego, jak nudno by mówił; jak Kościół jaśnieje chwałą córki królewskiej, bo niesiony przezeń ciężar uzdrawia wszystkie jego rany; dlaczego Bóg często wybiera brzydkich tępych ludzi do wykonywania zadań aniołów; dlaczego Bóg jest cierpliwy i dlaczego księża też muszą być cierpliwi; jak wielkie jest ich powołanie i jak pewne namaszczenie ich na kapłanów; i jak to się dzieje, że od odpowiedzi, jakiej każdy człowiek udziela Chystusowi w cichości swojej duszy, zależy zieloność jutrzejszych pastwisk. To wszystko było naprawdę tak proste i chciał im to powiedzieć, zanim odejdzie, lecz oddalał się już od linii brzegowej, jaką tworzyli zgromadzeni wokół jego łóżka, i czasu starczyło mu tylko na to, by krzyknąć do polskiego kapelana:
– Niech ksiądz nie zapomni powiadomić ich, że msza będzie w niedzielę na targu rybnym!


Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz