-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
XXXIV
Gdy kanonik Smith, dwa dni
przed tym, jak biskup miał konsekrować kościół Najświętszego
Imienia, usłyszał w środku nocy, jak odzywa się to, co większość
jego parafian nazywała syrenami, nie czuł zaniepokojenia, bo już
wcześniej odzywały się one często i nic się nie stało. Cierpiał
jednak z powodu reumatyzmu; bolały go zesztywniałe nogi, więc
leżąc w ciemności i czekając na dźwięk oznaczający, że alarm
zostaje odwołany, ofiarował swoje cierpienie wszechmogącemu Bogu,
aby przyjął je jako przyjemne zadośćuczynienie za jego i świata
zapomnienie o Nim. Ale dźwięk odwołujący alarm nie odezwał się;
zamiast tego słychać było huk i wybuchy, i jeszcze więcej
wybuchów, coraz bliżej i bliżej.
Kanonik Smith nie był
odważnym człowiekiem; przynajmniej nie sądził, że nim jest, bo
wiedział, że dużo bardziej wolałby umrzeć w naturalny sposób w
swoim łóżku niż zostać powieszony, pozbawiony wnętrzności i
spalony jako męczennik; pomyślał też, że spłonięcie żywcem
wskutek nalotu musi być jeszcze gorsze, bo nie ma tu mowy o żadnej
większej chwale Bożej. Jego żołądek poczuł się zatem całkiem
nieswojo, gdy przy coraz głośniejszym huku i trzasku okutał się w
ubranie i pośpieszył schodami w dół do kościoła, zastanawiając
się, czy grzechem byłoby gasić bombę zapalającą wodą święconą,
i żałując, że nie może zasięgnąć w tym względzie rady
kanonika Bonnyboata.
Nie miał w owych dniach
wikarego, ponieważ młody ksiądz Burt wyjechał z highlandersami z
Argyll i Sutherlandu jako kapelan, i żywił nadzieję, że jeśli
wybuchnie ogień, sam zdoła go ugasić. Ale gdy otworzył drzwi
plebanii i wyszedł w noc, huk nagle ustał, a gwiazdy ponad jego
głową na niebie tchnęły spokojem.
Gdy dotarł do kruchty
kościoła, zastał ją zapełnioną parami, które migdaliły się i
opychały rybą z frytkami. Musiał kilka razy wyjaśniać, kim jest,
zanim się przesunęli i pozwolili mu przejść. Wahał się, czy
powinien ich przepędzić, ale przypomniał sobie to, co kanonik
Dobbie powiedział trzynaście lat wcześniej na pierwszym spotkaniu
kapituły, w którym uczestniczył: że łaska Najświętszego
Sakramentu może dotknąć ich dusz i zmienić ich usposobienie
względem Boga, więc pozwolił im zostać tam, gdzie są.
Wewnątrz kościoła panowały
ciemności; paliła się tylko jak rubin wieczna lampka. Przez kilka
minut kanonik klęczał i modlił się,
aby wkrótce
nadeszła chwila, w której noc
znów będzie należeć do mnichów i zakonnic, wychwalających Boga
przez wieki. Potem zapalił na głównym ołtarzu dwie świeczki
używane do mszy czytanych, bo choć wszystkie okna zostały
zaciemnione, sądził, że najbezpieczniej będzie, jeśli widoczne
będzie tak mało światła, jak to możliwe. Ołtarz przygotowany do
porannej mszy zdawał się coraz bardziej niknąć, gdy kanonik siadł
w pierwszej ławce i spoglądał nań, więc zamknął oczy, a gdy je
znów otworzył, ołtarz nadal stał na swoim miejscu.
Odezwał się odgłos
wystrzałów, który wybuchł nad miastem wielkim grzmotem; odezwały
się też inne odgłosy: świsty i ryki, po których nastąpiły
wybuchy, choć nie wydawało się, żeby ktokolwiek był faktycznie
bombardowany. Kanonik przypomniał sobie, że czytał w „Heroldzie
Highlandzkim”, zaraz pod wzmianką o złu, jakim są niedzielne
koncerty dla żołnierzy, że ci, którzy podczas nalotów przebywali
na ulicy, mogli zostać z łatwością zranieni odłamkiem pocisku
przeciwlotniczego, więc poszedł z powrotem do drzwi kościoła i
otworzył je. Zakochani nie migdalili się już, ale z konsternacją
i przerażeniem wpatrywali w niebo na skraju miasta; niebo, które
było teraz czerwone i gorzało. Kanonik zaprosił ich, by weszli do
środka, mówiąc, że sądzi, iż to niebezpiecznie, aby pozostawali
na zewnątrz. Potulnie weszli. Większość z nich stanowili
żołnierze i marynarze w towarzystwie ladacznic z klubu tanecznego
Port Said. Większość ladacznic nie nosiła kapeluszy, więc
kanonik Smith powiedział im, aby włożyły na głowę chustki,
ponieważ święty Paweł orzekł, iż niestosownym jest, aby kobieta
przebywała w domu Bożym z odkrytą głową1.
Jeden z marynarzy powiedział, że przypomina sobie, jak czytał w
gazecie, że arcybiskup Canterbury2
powiedział, iż dziewczęta mogą teraz wchodzić do świątyń bez
kapeluszy; kanonik Smith odpowiedział jednak, że jeśli o niego
chodzi, znaczenie ma to, co powiedział święty Paweł. Ladacznice
włożyły zatem na głowy chustki – zupełnie prostacko, jak
kuchenne ścierki; kanonik pokazał im jednak, jak spowodować, żeby
dobrze się trzymały – robiąc na czterech rogach węzły – i
pożyczył swoją własną chustkę wielgachnej rozmemłanej Jezebel
z doków, która powiedziała, że nie nosi ze sobą chustki, bo
sądzi, że to niegrzeczne dmuchać nos w klubach nocnych.
Na to jeden z żołnierzy
roześmiał się głośno, a potem gwałtownie zasłonił sobie usta
dłonią i przeprosił kanonika, mówiąc, że zapomniał, iż
znajduje się w kościele; kanonik powiedział jednak, że wcale nie
ma potrzeby, aby przepraszał, ponieważ Bogu bynajmniej nie
przeszkadzają ludzie śmiejący się w kościele – pod warunkiem,
że śmieją się z właściwego rodzaju żartu. Na to żołnierz
stwierdził, że zawsze uważał, iż religia katolicka jest naprawdę
bardzo w porządku, jeden z marynarzy zaś powiedział, że jest tego
samego zdania i że sam już dawno temu zostałby katolikiem, tylko
nie był w stanie zrozumieć tego o nieochrzczonych niemowlętach
smażących się w piekle przez całą wieczność, podczas gdy to
naprawdę nie było ich winą, że nie zostały ochrzczone.
Kanonik powiedział, że
marynarz głęboko się myli i że dusze nieochrzczonych niemowląt
wcale nie smażą się w piekle oraz że, jeśli wszyscy usiądą,
powie im o tym, jakie jest prawdziwe nauczanie Kościoła na ten
temat, a może ułatwi im to odciągnięcie myśli od nalotu. Wszyscy
usiedli zatem w dwóch ławkach z tyłu, a kanonik stanął w ławce
przed nimi i opowiedział im wszystko o sakramencie chrztu. Dwie
spośród ladacznic wyglądały na raczej znudzone, a inna nie
przestawała puszczać oka do jednego z żołnierzy, ale kanonik
Smith nie zwracał na to uwagi, bo musiał koncentrować się na
mówieniu tak głośno, by przebić się ponad odgłos nalotu.
Kanonik powiedział, że
sakrament chrztu został ustanowiony przez samego Pana Jezusa jako
konieczny do zbawienia – gdy powiedział On, że jeśli ludzie nie
zostaną ochrzczeni w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, nie
odziedziczą Królestwa Bożego3.
Może się to nam wydawać warunkiem niedorzecznym, ale bądź co
bądź Pan Jezus mówił w imieniu samego wszechmogącego Boga, który
posiada najlepsze kwalifikacje do oceny, jakie wymogi trzeba spełnić,
by dostać się do Jego Raju, oraz wydać opinię dotyczącą ich
uzasadnienia. Jest zatem prawdą, że dusze nieochrzczonych niemowląt
nie mogą wejść do nieba, ponieważ sam Bóg powiedział, że nie
mogą; ale nie znaczy to, że idą do piekła. Taka nauka byłaby
faktycznie wysoce niedorzeczna, ponieważ niemowlęta nie mogą
grzeszyć, bo brak im do tego świadomości, a zatem nie potrafią
obrazić Boga ze złej woli. Prawda jest taka, że dusze
nieochrzczonych niemowląt trafiają do innego miejsca, zwanego
Limbusem, gdzie nie ma cierpień i do którego zstąpił sam Syn Boży
po swojej śmierci na krzyżu, a przed powstaniem z martwych. Limbus
nie jest, oczywiście, niebem, ale nie jest również piekłem i
kanonik obawia się, że to wszystko, co może w tej sprawie
powiedzieć, ponieważ to jest wszystko, co na ten temat objawił
Kościołowi Bóg wszechmogący.
Gdy kanonik to powiedział,
nastąpił głośny wybuch, a marynarz, dla którego pożytku
udzielał wyjaśnień dotyczących chrztu, otworzył oczy. Siedząca
obok niego ladacznica dała mu łokciem kuksańca i spytała, czy nie
zamierza podziękować wielebnemu księdzu za to, że tak pięknie
opowiedział im wszystkim o chrzcie. Marynarz wstał więc i
powiedział, że teraz, gdy już rozumie, że dusze nieochrzczonych
niemowląt nie idą do piekła, lecz do Kimberley, bardzo poważnie
zastanowi się nad tym, czy nie zostać katolikiem. Był pewien, że
teraz również wszyscy pozostali bardzo poważnie zastanowią się
nad tym, czy nie zostać katolikami, gdy wiedzą już, że dusze
nieochrzczonych niemowląt idą do Kimberley.
Kanonikowi Smithowi nie
starczyło czasu, by poprawić marynarza i powiedzieć mu, że to do
Limbusa, a nie do Kimberley idą dusze nieochrzczonych niemowląt,
ponieważ nastąpił wybuch głośniejszy niż wszystkie poprzednie,
cały kościół zatrząsł się, zaś kanonik, żołnierze,
marynarze i ladacznice wszyscy padli plackiem na ziemię. Gdy na
powrót się podnieśli, byli tak przestraszeni, że całkiem
zapomnieli o duszach nieochrzczonych niemowląt. Wielgachna
rozmemłana Jezebel z doków zapytała kanonika, czy nie zaśpiewaliby
może jakiejś pieśni, i zasugerowała Abide
With Me4,
lecz kanonik powiedział, że jego zdaniem Praise
to the Holiest in the Height5
będzie lepsza, ponieważ napisał ją bardzo świątobliwy człowiek
zwany Johnem Henrym kardynałem Newmanem.
Wszyscy piali na całe gardło,
gdy przez dach wpadła do kościoła bomba zapalająca i spowodowała,
że kotary za głównym ołtarzem stanęły w ogniu. Kolejna bomba
spadła na przednie ławki i spowodowała, że i one się zapaliły;
kanonik Smith nie wiedział jednak o bombie zapalającej na komodzie
z szatami, dopóki nie pośpieszył do zakrystii, by włożyć stułę
i zabrać z głównego ołtarza Najświętszy Sakrament. Znalazł
stułę, wiszącą na tylnej stronie drzwi; znalazł też kluczyk do
tabernakulum, lecz gdy dotarł do jego drzwiczek, były one tak
gorące, że niemal nie był w stanie ich dotknąć. Marynarze,
żołnierze i ladacznice usiłowali go odciągnąć, ale uwolnił się
z ich rąk i powiedział, aby zabierali się z kościoła, jeśli nie
chcą żywcem spłonąć. Odparli jednak, że nie opuszczą kościoła
aż do momentu, gdy on tego nie zrobi, bo postąpił tak miło,
opowiadając o tym, że dusze nieochrzczonych niemowląt idą do
Kimberley. Twarz kanonika była tak obolała od płomieni, że nie
mógł im odpowiedzieć, ale zdołał wydobyć z tabernakulum puszkę,
w której nosi się Eucharystię chorym, oraz cyborium.
Wszyscy byli bardzo
rozgorączkowani, stojąc na zewnątrz i patrząc na pożar, ale
kanonik powiedział, że nie powinni z nim rozmawiać, ponieważ
niesie w swoich rękach wszechmogącego Boga.
Gdy w końcu nadjechał wóz
straży pożarnej, całe miasto wydawało się stać w płomieniach,
a kanonik wyruszył, aby zanieść Najświętszy Sakrament do
klasztoru. Wielgachna rozmemłana Jezebel z doków poszła razem z
nim, powiedziała bowiem, że chciałaby się z nim zaprzyjaźnić.
Kanonik odpowiedział, że z wielką przyjemnością powita jej
towarzystwo; powtórzył tylko, że nie powinna z nim rozmawiać i
próbował wyjaśnić jej, jak bardzo święte jest to, co robią, i
że w normalnych warunkach dla oddania Bogu czci niesiono przed
Najświętszym Sakramentem zapalone świece, ale były takie chwile,
gdy nawet Boga trzeba było ograbić z Jego ceremoniału. Wielgachna
rozmemłana Jezebel z doków powiedziała, że być może zamiast
świec wystarczą płonące wszędzie wokół nich budynki, lecz
kanonik odparł, iż nie sądzi, aby Bóg tak to widział, bo płonące
budynki stanowią widomy znak człowieczej niedoli, Boga zaś nie
czci się ludzką udręką.
Nalot wciąż trwał, gdy
dotarli do klasztoru, w którym Wielebna Matka i wszystkie zakonnice
były na nogach i w habitach. Gdy zobaczyły, że kanonik Smith
niesie Najświętszy Sakrament, przyniosły zapalone świece i
ustawiły się w procesji, a rozmemłana Jezebel, która podążyła
za nimi do kaplicy, pomyślała, że w całym swoim życiu nie
widziała czegoś tak pięknego. Gdy kanonik chował puszkę i
cyborium do tabernakulum, zakonnice uklękły i zaśpiewały Laudate
Dominum. Gdy
kanonik doszedł do siebie – po tym, jak zemdlał – pochylała
się nad nim nowa młoda zakonnica o nieznanej mu twarzy.
2
Arcybiskupstwo Canterbury powstało w 587 roku jako katolickie; w
wyniku schizmy Henryka VIII stało się archidiecezją anglikańską.
Marynarz powołuje się więc na opinię jej protestanckiego
włodarza.
4
Abide With Me (ang.)
– Zostań ze mną;
pieśń religijna napisana przez szkockiego anglikanina Henry’ego
Francisa Lyte’a w 1847 r.
5
Praise to the
Holiest in the Height (ang.)
– Chwała
Najświętszemu na wysokości;
pieśń napisana w roku 1866.
Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz