Psy, koty i inne istoty

W święto św. Franciszka Ksawerego, Wyznawcy, A.D. 2014


I always like a dog so long as he isnt spelled backward.
~ G.K. Chesterton, The Oracle of the Dog


Fotoreportaż i dynamiczna dyskusja redakcyjna

 
 Wszystkie cztery ogłoszenia wisiały tego samego dnia na tej samej tablicy




– Na co pies w mieście? Pies się męczy. Pies się męczy w mieszkaniu. Pies nie ma się gdzie wybiegać. Czy pomyślałeś o tym, szanowny właścicielu, któremu rzekomo leży na sercu dobro twojego pupila?
– Zdechł pies!
– Na miejsce!
– Gdzie jest miejsce zwierzęcia? Na wsi. W budzie. W oborze. Na polu.
– Za to w mieście organizuje się teraz takie hece, że ludzie ślub biorą i na zaproszeniach winszują sobie, aby zamiast kwiatów składać datki na schronisko dla bezdomnych koni!
– Bezdomnych? Chyba bezstajennych?
– Inni chcieli karmę dla zwierząt! Powariowali!
– W Warszawie na Marszałkowskiej widziałem świnię! [Część interlokutorów kręci z niedowierzaniem głowami] Nie, nie... Regularny prosiak. Parzystokopytny, różowy, z ryjem. Jakiś chłopak go prowadził. Na smyczy!!
– Też widziałem! Ale ten na ulicy był mały. A do metra wsiadł raz koleś z knurem. Normalnie sto kilo żywej wagi.
– To znaczy knur (a nie koleś) ważył sto kilo? – upewniła się Łusia.
– Tak – potwierdzono.
– Przemywanie oczu, czesanie, siatka bezpieczeństwa, umowa adopcyjna... Czy ktoś tu czasem nie zwariował? W Polsce wciąż morduje się dzieci nienarodzone. Czy w ich obronę włączamy się przynajmniej z takim samym zaangażowaniem co w zapewnienie bezpieczeństwa i komfortu zwierzętom?


W epilogu Pana Tadeusza czytamy o tym, że w Polsce „po psie płaczą szczerze / I dłużej niż tu [w Paryżu] lud po bohaterze”. Mickiewicz nie potrzebuje wspominać, że Polak smuci się po śmierci CZŁOWIEKA bardziej niż po śmierci zwierzęcia – jest to dla niego oczywiste. A dla nas?


„Tutaj pies napije się wody”. A przy okazji obwącha klientów, otrze się o nich tymi częściami ciała, które wytarzał w nie wiadomo (lub gorzej: wiadomo) czym, poślini się na posadzkę, poociera się o rośliny, wesoło warknie... – tego już nie piszą.


– Gdyby na ulicy podszedł do nas człowiek i zaczął ocierać się o nasze nogawki, chwytać za nie zębami albo obśliniać nasze odzienie, mielibyśmy pełne prawo potraktować to jako agresję i bronić się przed takim zachowaniem. Gdy robi tak zwierzę (zazwyczaj przy bierności właściciela), kładziemy uszy po sobie.
– Czytałem kiedyś artykuł, którego autor opisał, jak postępuje w wypadku agresywnego zachowania zwierzęcia: najpierw w mordę dostaje pies, zaś jego właściciel – jeśli się stawia – w następnej kolejności.
– Problem pojawia się, gdy psa prowadzi kobieta...
– Nierzadko to pies prowadzi kobietę. Patrząc na to, zadajemy sobie pytanie: czy ludzie faktycznie bywają tak nieodpowiedzialni, żeby wychodzić na ulicę ze zwierzęciem, nad którym nie panują?
[Miało być retoryczne, ale malkontent stawia kropkę nad „i”:]
– Tak, bywają.


„Jedna dziewczynka i dwóch chłopców”...


...skoro zwierzęta zaczynamy traktować jak ludzi,
nie dziwi, że ludzi zaczynamy traktować jak zwierzęta.

_____
Fotografię z dzieckiem na smyczy zrobił Jerzy Juhanowicz; pozostałe zdjęcia: Paweł Antoniewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz