Łzy podleśnego Guńkiewicza (Kto i po co płacze w „Echach leśnych” Stefana Żeromskiego?)

Sobota Wielkanocna, A.D. 2015

Fot. Adept

Echa leśne Żeromskiego, najlepsza nowela w polskiej literaturze,  zawiera syntezę problematyki narodowej ofiary.

Nieszczęśliwy Jan Rozłucki, dezerter z pułku stryja, dla spełnienia powstańczej powinności łamiący żołnierską przysięgę i z wyroku sądu polowego ginący  od salwy wczorajszych podkomendnych z fotografią synka w rękach, to przecież Wallenrod, Kordian, Ordon i Sowiński w jednej osobie – i jeszcze ojciec Janka Bohatyrowicza z powieści Orzeszkowej, z którym ostatnie pożegnanie tak niezatartym piętnem odcisnęło się w pamięci siedmioletniego wówczas synka.

Tragedia zdrady i patos heroicznej śmierci mieszają się tu z samotnością bojownika, o którym „wyrok wydał wróg potężny”, i z żalem ojca, pozostawiającego po sobie, i to w rękach wrogów, bezbronnego sierotę. Powstańcza decyzja młodego Jana Rozłuckiego spotyka się po latach z szyderczą repliką w drwiącym komentarzu stryja-odstępcy: „znaleziono kartę na stole z zawiadomieniem [...],«że wierny obowiązkowi dla swej ojczyzny» - i tym podobne brednie”1. Tym pogardliwym frazesem, który mógłby służyć za streszczenie argumentacji stronników „rozsądku” wszystkich pokoleń, generał Rozłucki zagłusza wyrzuty wytrwałego sumienia; strategia jego „autoterapii” w tym względzie zasługiwałaby może na osobną analizę.

Postacie i losy stryja i bratanka oczywiście skupiają na sobie uwagę czytelnika. A jednak Żeromski nie przypadkiem nadał narracji kształt dwustopniowy, a generałowi występującemu w roli narratora przydał grono słuchaczy w najwyższym stopniu reprezentatywnych i szczegółowo scharakteryzowanych. Warto się nimi zainteresować, podobnie jak całą sytuacją narracyjną związaną z opowiadaniem generała.

Wybór miejsca łatwo zrozumieć; zostaje on zresztą w tekście wprost wyjaśniony:

Echa ciosów [słyszalne na leśnej polanie, gdzie wokół ogniska zgromadzili się słuchacze Rozłuckiego] mknęły od góry do góry, od kniei do kniei, w dal czarną, w noc, we mgłę. Odbite, wypędzone, dalekie głosy drżały kędyś za światem i zza świata wołały. [...] Wszystek las łamał się i rozpadał, huczał wszystkimi drzewami świadectwo niezapomniane i żywym głosem z ciemności wzywał... [86-87]

Atmosfera nocnego biwaku stwarza idealny impuls do historyczno-osobistych wspomnień, a leśna świątynia nastraja do zadumy nad losem narodowego męczennika i do cichych rachunków sumienia. Słuchacze generała stają oko w oko z historycznym faktem i z prawdą o sobie samych, a my obcujemy z narodzinami i utrwalaniem się legendy. Tymczasem jednak pozostawmy na boku ten kapitalny problem, by skupić się na zachowaniach słuchaczy.

Dobre pojęcie o roli tych zachowań w konstrukcji noweli zyskalibyśmy czytając wyłącznie wyjęte z tekstu opisy póz, gestów i poruszeń osób zgromadzonych wokół ogniska. Oto początkowy ład audytorium ulega stopniowej destrukcji (wyróżnienia moje – SF):

Pan Generał Rozłucki siedział uroczyście na stołku składanym. [...] Po drugiej stronie ogniska, na pniaku z wzorową starannością zasłanym pledem, w gumowym płaszczu do samej ziemi, niby w ruchomym namiocie, kurczył się i wykrzywiał wzmiankowany wyżej geometra Knopf. Obok niego w rosochatych gałęziach wykrota przyniesionego przez strzelca niewygodnie tkwił podleśny Guńkiewicz piastując z pieczołowitością szklaneczkę araku z dodanymi dla pozoru dwiema łyżeczkami herbaty. [83]

Wzajemną hierarchię osób w obrębie tej statycznie upozowanej sceny podkreśla sposób traktowania obecnych przez generała:

Pisarza i wójta przy tej improwizowanej wieczerzy prawie nie dostrzegał [...]. Guńkiewicza zaszczycał od czasu do czasu słowem generalskim, z Knopfem – rozmawiał. [86]

Cały ten układ w zakończeniu noweli został zburzony. Po wysłuchaniu opisu egzekucji Jana nie kto inny, tylko niedostrzegany pisarz gminny indaguje generała: „...gdzie na przykład jest teraz ten mały syneczek, ów wtedy sześcioletni Piotruś?”. Knopf tymczasem jakby zapomniał o obecności dygnitarza, który przecież poprzednio z nim jednym rozmawiał, „zdjął czapkę i coś tam suchymi wargami do siebie szeptał”. Guńkiewicz zaś „grzebał patykiem w popiele ogniska, jakby pragnął pozakopywać sowite, pijackie łzy kapiące z jego oczu” [96].

Opowieść generała podziałała na zgromadzonych niczym gwałtowny podmuch, który by każdego rzucił w inną stronę. Początkowo dodawali do niej własne uwagi, pozwalające się zorientować, że każdy z nich miał swój udział w wydarzeniach powstania, teraz: „Zapanowała cisza” (przerwie ją dopiero pytanie pisarza). W tej ciszy każdy ze słuchaczy staje sam na sam wobec własnych wspomnień i wobec losu bohaterskiego „Rymwida”. I przynajmniej jeden na myśl o tym losie – płacze.

Nauczyciele nieraz polecają uczniom, by dopisali lub dopowiedzieli hipotetyczny dalszy ciąg losów postaci literackiej – lub w inny sposób doraźnie przekształcili dzieło pisarza.  W wypadku Ech leśnych podobne zadanie szczególnie dobrze odpowiadałoby strukturze tekstu. Zapytajmy na przykład, co by wynikło z zastąpienia znanej nam dobrze grupy słuchaczy generała przez inne osoby. Przypuszczenie, że mógłby on swój monolog skierować na przykład do grupy dam zgromadzonych w dworskim salonie, nie wydaje się bezsensowne: sytuacja przypominałaby wówczas tę, którą znamy z Grottgerowskich Żałobnych wieści.

 Artur Grottger, Polonia 1863. Żałobne wieści

Któraś z panien mogłaby efektownie zemdleć, w momencie opisu egzekucji rozległby się czyjś szloch... Rozwiązanie zupełnie logiczne. Ale Żeromski wybrał jeszcze logiczniejsze. Płacz wrażliwej panny byłby czymś zwyczajnym. Dopiero łzy twardego, mężczyzny-prostaka tworzą miarę wstrząsu doznanego przez słuchaczy. Opowieść generała poruszyła do głębi pijaka Guńkiewicza, żarłoka Olszakowskiego, dwuznacznego wójta Gałę...

Zapisała się też trwale w pamięci małoletniego wówczas narratora – skoro po latach pragnie i umie ją powtórzyć.

Bojownicy narodowej sprawy mogą ginąć – zdaje się mówić Żeromski – ale nie świadomość narodowego losu. Jej depozytariuszami są, chcą czy nie chcą, świadomie lub nie, wszyscy Polacy – szlachetnie urodzeni i prostacy, starzy i małoletni, bohaterowie i zdrajcy. W odkryciu tego znaczenia noweli pomagają pytania o gesty rąk, grymasy ust, jadłospis nocnej uczty i listę jej uczestników.

Stanisław Falkowski

1 S. Żeromski, Dzieła. Nowele. Powieści. Dramaty, oprac. tekstu S. Pigoń, t. 4, Warszawa 1973, s. 90. Dalsze cytaty według tego wydania (w nawiasie kwadratowym – numery stron).

Tekst jest zmienioną wersją szkicu z książki „Szlagiery” – inaczej (Warszawa 1991).

____

Serdecznie przypominamy
i zapraszamy na spotkanie pod tytułem
DLACZEGO KRÓLIK ŻRE KAPUSTĘ?
poświęcone twórczości Artura Grottgera.
Zajęcia poprowadzi nasz Autor Stanisław Falkowski,
a rozpoczną się one
w sobotę 18 kwietnia A.D. 2015 o godzinie 13
w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Będziemy wdzięczni za poinformowanie nas drogą mailową
wirtualnewydawnictwowiwo@gmail.com
o zamiarze przybycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz