Sobota Wielkanocna, A.D. 2015
Fot. Adept
Echa
leśne Żeromskiego, najlepsza nowela w
polskiej literaturze, zawiera syntezę
problematyki narodowej ofiary.
Nieszczęśliwy
Jan Rozłucki, dezerter z pułku stryja, dla spełnienia powstańczej powinności
łamiący żołnierską przysięgę i z wyroku sądu polowego ginący od salwy wczorajszych podkomendnych z
fotografią synka w rękach, to przecież Wallenrod, Kordian, Ordon i Sowiński w
jednej osobie – i jeszcze ojciec Janka Bohatyrowicza z powieści Orzeszkowej, z
którym ostatnie pożegnanie tak niezatartym piętnem odcisnęło się w pamięci
siedmioletniego wówczas synka.
Tragedia
zdrady i patos heroicznej śmierci mieszają się tu z samotnością bojownika, o
którym „wyrok wydał wróg potężny”, i z żalem ojca, pozostawiającego po sobie, i
to w rękach wrogów, bezbronnego sierotę. Powstańcza decyzja młodego Jana
Rozłuckiego spotyka się po latach z szyderczą repliką w drwiącym komentarzu
stryja-odstępcy: „znaleziono kartę na stole z zawiadomieniem [...],«że wierny
obowiązkowi dla swej ojczyzny» - i tym podobne brednie”1. Tym
pogardliwym frazesem, który mógłby służyć za streszczenie argumentacji
stronników „rozsądku” wszystkich pokoleń, generał Rozłucki zagłusza wyrzuty
wytrwałego sumienia; strategia jego „autoterapii” w tym względzie zasługiwałaby
może na osobną analizę.
Postacie
i losy stryja i bratanka oczywiście skupiają na sobie uwagę czytelnika. A
jednak Żeromski nie przypadkiem nadał narracji kształt dwustopniowy, a
generałowi występującemu w roli narratora przydał grono słuchaczy w najwyższym
stopniu reprezentatywnych i szczegółowo scharakteryzowanych. Warto się nimi
zainteresować, podobnie jak całą sytuacją narracyjną związaną z opowiadaniem
generała.
Wybór
miejsca łatwo zrozumieć; zostaje on zresztą w tekście wprost wyjaśniony:
Echa ciosów [słyszalne na leśnej polanie, gdzie wokół ogniska zgromadzili się słuchacze Rozłuckiego] mknęły od góry do góry, od kniei do kniei, w dal czarną, w noc, we mgłę. Odbite, wypędzone, dalekie głosy drżały kędyś za światem i zza świata wołały. [...] Wszystek las łamał się i rozpadał, huczał wszystkimi drzewami świadectwo niezapomniane i żywym głosem z ciemności wzywał... [86-87]
Atmosfera
nocnego biwaku stwarza idealny impuls do historyczno-osobistych wspomnień, a
leśna świątynia nastraja do zadumy nad losem narodowego męczennika i do cichych
rachunków sumienia. Słuchacze generała stają oko w oko z historycznym faktem i
z prawdą o sobie samych, a my obcujemy z narodzinami i utrwalaniem się legendy.
Tymczasem jednak pozostawmy na boku ten kapitalny problem, by skupić się na
zachowaniach słuchaczy.
Dobre
pojęcie o roli tych zachowań w konstrukcji noweli zyskalibyśmy czytając
wyłącznie wyjęte z tekstu opisy póz, gestów i poruszeń osób zgromadzonych wokół
ogniska. Oto początkowy ład audytorium ulega stopniowej destrukcji (wyróżnienia
moje – SF):
Pan Generał Rozłucki siedział uroczyście na stołku składanym. [...] Po drugiej stronie ogniska, na pniaku z wzorową starannością zasłanym pledem, w gumowym płaszczu do samej ziemi, niby w ruchomym namiocie, kurczył się i wykrzywiał wzmiankowany wyżej geometra Knopf. Obok niego w rosochatych gałęziach wykrota przyniesionego przez strzelca niewygodnie tkwił podleśny Guńkiewicz piastując z pieczołowitością szklaneczkę araku z dodanymi dla pozoru dwiema łyżeczkami herbaty. [83]
Wzajemną
hierarchię osób w obrębie tej statycznie upozowanej sceny podkreśla sposób
traktowania obecnych przez generała:
Pisarza i wójta przy tej improwizowanej wieczerzy prawie nie dostrzegał [...]. Guńkiewicza zaszczycał od czasu do czasu słowem generalskim, z Knopfem – rozmawiał. [86]
Cały
ten układ w zakończeniu noweli został zburzony. Po wysłuchaniu opisu egzekucji
Jana nie kto inny, tylko niedostrzegany pisarz gminny indaguje generała:
„...gdzie na przykład jest teraz ten mały syneczek, ów wtedy sześcioletni
Piotruś?”. Knopf tymczasem jakby zapomniał o obecności dygnitarza, który
przecież poprzednio z nim jednym rozmawiał, „zdjął czapkę i coś tam suchymi
wargami do siebie szeptał”. Guńkiewicz zaś „grzebał patykiem w popiele
ogniska, jakby pragnął pozakopywać sowite, pijackie łzy kapiące z jego oczu”
[96].
Opowieść
generała podziałała na zgromadzonych niczym gwałtowny podmuch, który by każdego
rzucił w inną stronę. Początkowo dodawali do niej własne uwagi, pozwalające się
zorientować, że każdy z nich miał swój udział w wydarzeniach powstania, teraz:
„Zapanowała cisza” (przerwie ją dopiero pytanie pisarza). W tej ciszy każdy ze
słuchaczy staje sam na sam wobec własnych wspomnień i wobec losu bohaterskiego
„Rymwida”. I przynajmniej jeden na myśl o tym losie – płacze.
Nauczyciele
nieraz polecają uczniom, by dopisali lub dopowiedzieli hipotetyczny dalszy ciąg
losów postaci literackiej – lub w inny sposób doraźnie przekształcili dzieło
pisarza. W wypadku Ech leśnych podobne
zadanie szczególnie dobrze odpowiadałoby strukturze tekstu. Zapytajmy na
przykład, co by wynikło z zastąpienia znanej nam dobrze grupy słuchaczy generała
przez inne osoby. Przypuszczenie, że mógłby on swój monolog skierować na
przykład do grupy dam zgromadzonych w dworskim salonie, nie wydaje się
bezsensowne: sytuacja przypominałaby wówczas tę, którą znamy z Grottgerowskich Żałobnych
wieści.
Artur Grottger, Polonia 1863. Żałobne wieści
Któraś
z panien mogłaby efektownie zemdleć, w momencie opisu egzekucji rozległby się
czyjś szloch... Rozwiązanie zupełnie logiczne. Ale Żeromski wybrał jeszcze
logiczniejsze. Płacz wrażliwej panny byłby czymś zwyczajnym. Dopiero łzy
twardego, mężczyzny-prostaka tworzą miarę wstrząsu doznanego przez słuchaczy.
Opowieść generała poruszyła do głębi pijaka Guńkiewicza, żarłoka Olszakowskiego,
dwuznacznego wójta Gałę...
Zapisała
się też trwale w pamięci małoletniego wówczas narratora – skoro po latach
pragnie i umie ją powtórzyć.
Bojownicy
narodowej sprawy mogą ginąć – zdaje się mówić Żeromski – ale nie świadomość
narodowego losu. Jej depozytariuszami są, chcą czy nie chcą, świadomie lub nie,
wszyscy Polacy – szlachetnie urodzeni i prostacy, starzy i małoletni,
bohaterowie i zdrajcy. W odkryciu tego znaczenia noweli pomagają pytania o
gesty rąk, grymasy ust, jadłospis nocnej uczty i listę jej uczestników.
Stanisław Falkowski
1 S. Żeromski, Dzieła. Nowele. Powieści. Dramaty, oprac. tekstu S.
Pigoń, t. 4, Warszawa 1973, s. 90. Dalsze cytaty według tego wydania (w
nawiasie kwadratowym – numery stron).
Tekst jest zmienioną
wersją szkicu z książki „Szlagiery” – inaczej (Warszawa 1991).
____
Serdecznie przypominamy
i zapraszamy na spotkanie pod tytułem
DLACZEGO KRÓLIK ŻRE KAPUSTĘ?
poświęcone twórczości Artura Grottgera.
Zajęcia poprowadzi nasz Autor Stanisław Falkowski,
a rozpoczną się one
w sobotę 18 kwietnia A.D. 2015 o godzinie 13
w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Będziemy wdzięczni za poinformowanie nas drogą mailową
wirtualnewydawnictwowiwo@gmail.com
o zamiarze przybycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz