MOJE BOJE Z TRADYCJĄ: Modernizm ojca Pio

Św. Atanazego, Biskupa, Wyznawcy i Doktora Kościoła, A.D. 2015

„Kościół”, a raczej modernistyczna hala targowa
pod wezwaniem „świętego” (?) ojca Pio
(fot. Terminator)

„Święty ojciec Pio”... „Święta siostra Faustyna”... Lubimy te postaci, dlatego z łatwością, przyjemnością i radością dodajemy do ich imion słowo „święty”. Czy z równym ukontentowaniem przejdzie nam przez usta „błogosławiony Paweł VI” albo „święty Josemaría Escrivá”?

Z niektórymi świętymi łączy nas szczególna więź. Są nam wśród innych przebywających w Niebie osób najbliżsi. Bierzemy ich za wzór, szczególnie w tych aspektach życia, które są podobne naszym. Nie oznacza to, że pozostałych „mniej lubimy”; uważamy ich za godnych naśladowania – w zakresie tych obowiązków i zadań, jakie nałożyło na każdego z nich jego powołanie. O ile osobie duchownej łatwiej może przyjść odniesienie do postaci świętych kapłanów, o tyle ojciec rodziny może pozostawać w bliższej relacji na przykład ze świętym Józefem.
Wszystko to, oczywiście, sprawa bardzo indywidualna.
Niemniej zaryzykujemy stwierdzenie, że każdy ze świętych stanowi wzór – właśnie w zakresie tych obowiązków i w tej roli, w której postawił go Pan Bóg.
Na przykład Jan Maria Vianney jest świętym patronem wszystkich proboszczów ze względu na to, jak pełnił swoją posługę w parafii – nie zaś mimo tego albo obok tego. (Argument ten uderza w twierdzenia moich sympatyzujących z ideami anarchistycznymi kolegów z łamów, którzy twierdzą, że kanonizowani królowie katoliccy byli święci nie ze względu na to, jak pełnili monarszą służbę, ale raczej mimo tego, że ją pełnili).

Zapytajmy na zdrowy rozum: czy w okresie, gdy Karol Wojtyła zajmował Piotrowy tron, pełnił zadania papieża tak, jak oczekiwałby tego Pan Bóg – jak przystoi Głowie Kościoła? Czy troszczył się o chwałę Bożą i zbawianie dusz? Czy strzegł nienaruszalności wiary? Walczył o nawrócenie niewiernych? Czy wiernie wypełniał swoje powołanie?
Trudno przypuszczać, aby o „beatyfikacji” oraz „kanonizacji” Karola Wojtyły zadecydowało wyłącznie to, co zdziałał poza okresem pontyfikatu – decyzja o „wyniesieniu go na ołtarze” daje nam raczej sygnał, że należy naśladować Jana Pawła II w zakresie posługi Piotrowej.


To właśnie Karol Wojtyła w rewolucyjny sposób zmienił stosowaną przez wieki procedurę mającą USTALIĆ, CZY KTOŚ FAKTYCZNIE JEST ŚWIĘTYM, czyli dać odpowiedź na pytanie, czy jego dusza już przebywa z Bogiem w Niebie.
„Pozwolę ci zburzyć ten płot, lecz zanim to uczynisz, zastanów się, po co go postawiono” – pisał Chesterton. Wielowiekową i sprawdzoną metodę ustalania Prawdy o zbawieniu poszczególnych osób Karol Wojtyła jednym podpisem zastąpił „fabryką świętych”.

Liczni przedstawiciele tzw. Tradycji określają ojca Pio mianem „świętego”, mimo że przy jego „beatyfikacji” i „kanonizacji” korzystano z tych samych wątpliwych procedur co przy „beatyfikacji” Pawła VI, czy przy „kanonizacji” Jana XXIII – bo akurat ojca Pio lubią. Za Montinim i Roncallim nie przepadają – więc spuszczają nad nimi zasłonę milczenia.
Czy przyszłoby nam do głowy, aby milczeć, „wstydzić się” za któregokolwiek ze świętych kanonizowanych zgodnie z regułami stosowanymi przez Kościół i Papieży przez wieki?

Jak to jest, że – choć w ramach świętych obcowania nie łączy mnie z pewnymi zbawionymi duszami tak szczególna więź jak z innymi – jestem gotów wejść z wielką radością do świątyń pod ich wezwaniem? Czy mogę z równie czystym sumieniem i spokojnym sercem wniknąć do wnętrzności takiego miejsca, które poświęcono „świętemu Janowi Pawłowi drugiemu” albo „błogosławionemu Pawłowi szóstemu”?
Czy jesteśmy gotowi przyjąć, że Święta Matka Kościół przystaje na proceduralne dziadostwo i liczyć (w niekoniecznie świętej naiwności) na to, że faktycznie „przyklepuje” te zwane beatyfikacjami lub kanonizacjami wydarzenia, zatwierdzając je swoim autorytetem?
Czy może wciąż czekamy na orzeczenie Kościoła w sprawie świętości Francesca Forgionego, Heleny Kowalskiej, Karola Wojtyły, Giovianniego Montiniego etc. – ze wszystkimi konsekwencjami takiej postawy?
Osobiście pozostaję na razie pełnym wątpliwości i niedowierzającym

Kacprem Tomaszem Lidzkim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz