W toczącej się wojnie
światów Małgorzata Musierowicz jest potęgą zbyt wielką, aby udawać, że nie
istnieje albo nie zasługuje na lekturę. Czytelników próbuje się czasem
zniechęcić subtelniejszym argumentem: że to pisarka książek „dla dziewcząt”, w
gruncie rzeczy dzieci – autorka książek, z których się wyrasta.
Żaba dowodzi
czegoś wręcz przeciwnego: że naprawdę do książek Małgorzaty Musierowicz się
dorasta – i że można dorośleć pod ich wpływem. Oczywiście, brawurowa scena
oświadczyn Wolfiego (Wolfganga) ma w sobie coś z atmosfery „Klubu siedmiu
przygód” i coś z literackiej zabawy (wieczór, burza, rynna, szekspirowski
balkon; Julia, to jest Laura, i Wolfi – Romeo, który przybył... na rowerze!).
Groteska? – ale pełna powagi, skoro ów nowoczesny Romeo zaczyna od egzaminu
uczuć i wartości („Co w człowieku cenisz najbardziej? [...] Mów bez zastanowienia”).
Nie przybył zdobyć dziewczyny – chce najpierw poznać osobę.
Bohaterowie tej powieści odkrywają: siebie samych, innych
ludzi i ważne prawdy o człowieku. Tytułową Żabę (Hildegardę Schoppe, najmłodszą
z trójki rodzeństwa noszącego malownicze imiona dawnych muzyków) pożar
panieńskiego pokoiku pełnego pamiątkowych skarbów w jednej chwili stawia przed
pytaniem, co jest jej skarbem. Dla Róży-Pyzy, od pięciu lat, czyli od powieści Imieniny, zakochanej w najstarszym
Schoppem, Fryderyku, a teraz opuszczonej przez tego młodego geniusza w chwili,
gdy oczekuje narodzin jego dziecka, skarbem oczywistym i największym jest
oczekiwana córeczka. Skarbem, nie zagrożeniem („Tu nie ma czego się bać. To
tylko małe dziecko”) i niebywałą atrakcją („cieszymy się jak głupki”).
Ultrasonograficzny wizerunek nienarodzonej jeszcze
Mili-juniorki nie przypadkiem nazywa się w powieści portretem. Portret to
przecież obraz kogoś (a nie czegoś!), i to kogoś konkretnego i
niepowtarzalnego, kogo się „zdąży [...] pokochać” i kogo się już kocha.
Kocha się bez lukrowanej słodyczy i bez żadnych warunków.
„Dla mojego dziecka mogę robić wszystko. [...] Mogę zostać nawet babcią
klozetową” – oświadcza Pyza pełnej trwogi pani Schoppe, teściowej in spe, i dodaje: „Krótko mówiąc, ja
niczego się nie boję”. Siostrzany komentarz Laury: „Widzę cię w tym kitelku”
ustala ton, równoważąc patetyczny przechył. Ten stylistyczny szczegół dowodzi,
że w Żabie nie tylko wszystko jest
wykonane z artystyczną starannością i wdziękiem, ale i obliczone z nadzwyczajną
precyzją.
Róża „niczego się nie boi”. Lecz w Żabie – jak w dzisiejszym świecie – roi się od ludzi, których JAŹŃ
jest pełna BOJAŹNI (149). Hildegarda „woli nie ryzykować” angażowania się w
uczucia, Laura – podobnie; małżonkowie Schoppe boją się już niemal własnych
inteligenckich cieni – i łagodzą swe lęki wieczornymi okładami z telewizyjnych
wiadomości, stosowanymi już nawet nie po to, żeby dowiedzieć się, co tego dnia
przeżyli (piękna obserwacja i piękne sformułowanie), tylko żeby zapomnieć, że
cokolwiek przeżywają.
W powieściach Małgorzaty Musierowicz bohaterowie dojrzali są
często oparciem dla młodych (i dlatego muszą być nieraz – jak patriarchowie
Borejków, Ignacy i Mila, postaciami raczej statycznymi, niezmiennymi). Żaba wprowadza motyw młodych, którzy w
potrzebie biorą w swoje ręce odpowiedzialność za sprawy fundamentalne i którzy
uczą dorosłych odwagi, miłości i nadziei. Widzimy, jak im to branie
odpowiedzialności dodaje sił.
Stanisław Falkowski
_____
Małgorzata Musierowicz, Żaba, Poznań 2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz