„Żaba” i wojna światów

Świętego Stanisława, Biskupa i Męczennika, A.D. 2015

W cyklu autoedukacyjnym pt. Rysowanie poprzez kopiowanie:
Laura (rys. Sztukmistrz)

W toczącej się wojnie światów Małgorzata Musierowicz jest potęgą zbyt wielką, aby udawać, że nie istnieje albo nie zasługuje na lekturę. Czytelników próbuje się czasem zniechęcić subtelniejszym argumentem: że to pisarka książek „dla dziewcząt”, w gruncie rzeczy dzieci – autorka książek, z których się wyrasta.

Żaba dowodzi czegoś wręcz przeciwnego: że naprawdę do książek Małgorzaty Musierowicz się dorasta – i że można dorośleć pod ich wpływem. Oczywiście, brawurowa scena oświadczyn Wolfiego (Wolfganga) ma w sobie coś z atmosfery „Klubu siedmiu przygód” i coś z literackiej zabawy (wieczór, burza, rynna, szekspirowski balkon; Julia, to jest Laura, i Wolfi – Romeo, który przybył... na rowerze!). Groteska? – ale pełna powagi, skoro ów nowoczesny Romeo zaczyna od egzaminu uczuć i wartości („Co w człowieku cenisz najbardziej? [...] Mów bez zastanowienia”). Nie przybył zdobyć dziewczyny – chce najpierw poznać osobę.

Bohaterowie tej powieści odkrywają: siebie samych, innych ludzi i ważne prawdy o człowieku. Tytułową Żabę (Hildegardę Schoppe, najmłodszą z trójki rodzeństwa noszącego malownicze imiona dawnych muzyków) pożar panieńskiego pokoiku pełnego pamiątkowych skarbów w jednej chwili stawia przed pytaniem, co jest jej skarbem. Dla Róży-Pyzy, od pięciu lat, czyli od powieści Imieniny, zakochanej w najstarszym Schoppem, Fryderyku, a teraz opuszczonej przez tego młodego geniusza w chwili, gdy oczekuje narodzin jego dziecka, skarbem oczywistym i największym jest oczekiwana córeczka. Skarbem, nie zagrożeniem („Tu nie ma czego się bać. To tylko małe dziecko”) i niebywałą atrakcją („cieszymy się jak głupki”).

Ultrasonograficzny wizerunek nienarodzonej jeszcze Mili-juniorki nie przypadkiem nazywa się w powieści portretem. Portret to przecież obraz kogoś (a nie czegoś!), i to kogoś konkretnego i niepowtarzalnego, kogo się „zdąży [...] pokochać” i kogo się już kocha.

Kocha się bez lukrowanej słodyczy i bez żadnych warunków. „Dla mojego dziecka mogę robić wszystko. [...] Mogę zostać nawet babcią klozetową” – oświadcza Pyza pełnej trwogi pani Schoppe, teściowej in spe, i dodaje: „Krótko mówiąc, ja niczego się nie boję”. Siostrzany komentarz Laury: „Widzę cię w tym kitelku” ustala ton, równoważąc patetyczny przechył. Ten stylistyczny szczegół dowodzi, że w Żabie nie tylko wszystko jest wykonane z artystyczną starannością i wdziękiem, ale i obliczone z nadzwyczajną precyzją.

Róża „niczego się nie boi”. Lecz w Żabie – jak w dzisiejszym świecie – roi się od ludzi, których JAŹŃ jest pełna BOJAŹNI (149). Hildegarda „woli nie ryzykować” angażowania się w uczucia, Laura – podobnie; małżonkowie Schoppe boją się już niemal własnych inteligenckich cieni – i łagodzą swe lęki wieczornymi okładami z telewizyjnych wiadomości, stosowanymi już nawet nie po to, żeby dowiedzieć się, co tego dnia przeżyli (piękna obserwacja i piękne sformułowanie), tylko żeby zapomnieć, że cokolwiek przeżywają.

W powieściach Małgorzaty Musierowicz bohaterowie dojrzali są często oparciem dla młodych (i dlatego muszą być nieraz – jak patriarchowie Borejków, Ignacy i Mila, postaciami raczej statycznymi, niezmiennymi). Żaba wprowadza motyw młodych, którzy w potrzebie biorą w swoje ręce odpowiedzialność za sprawy fundamentalne i którzy uczą dorosłych odwagi, miłości i nadziei. Widzimy, jak im to branie odpowiedzialności dodaje sił.


Stanisław Falkowski
_____
Małgorzata Musierowicz, Żaba, Poznań 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz