Dwa zdjęcia z drogi, dwa obrazki z miejsc "pozakonkursowych", a więc jakby trochę nieważnych. "Galeria na opak"?
Nic z tego!
To
obrazy ważne, ale ważne przede wszystkim dlatego, że tak chce ten, który
je tu zawiesza, zdjąwszy je uprzednio znad przepaści, w którą spada
wszystko, do czego zawczasu nie przywiążemy stosownej miary, intencji
pamiętania.
Więc niech zostaną tu, po
tej stronie. Niech łopocą jak flaga na wietrze, jak rękawiczki dyndające
na sznurku u rękawów dziecięcego płaszczyka, "bo zgubiło już dwie pary tej
zimy".
Teraz zaś "okruchy" na chwilę wrócą w miejsca, w których się spotkaliśmy, gdzie byliśmy dla siebie jak ja i Ty.
W
miejsca oznaczone nacięciem na korze drzewa, kopcem usypanych gdzieś na
uboczu kamyków, śladu, jaki na wodzie zostawia przepływająca łódź...
Nasze
spojrzenia spotkały się tylko na ułamek sekundy i za chwilę, nie
wymieniając ani jednego słowa, nie okazując najmniejszego choćby gestu,
zniknęliśmy sobie z oczu. I nie miało w tamtej chwili znaczenia, że
wiedzieliśmy o sobie tylko tyle, że pochodzimy z różnych "plemion",
mówimy niezrozumiałym dla siebie językiem, że wzrusza nas inna muzyka
czy też, że inaczej zdobywamy względy kobiet. Bo tak naprawdę istotne
jest tylko to, czy jesteśmy poddanymi tego samego Króla. Czy służymy
temu Jedynemu i Jego Boskim prawom. Jeśli tak, to kiedyś spotkamy się
znowu, już w Jego Obozie, nad brzegiem tej bądź innej rzeki, i wspólnie
świętować będziemy zwycięstwo...
Został
po Was tylko żwir zmieszany z płatkami kwiatów, które stały się dla
kamieni jakby nową szatą, weselnym strojem, okrywającym ich obojętną i
twardą po wielu "przejściach" naturę. I jeszcze rozedrgane od
ciężaru słów małżeńskiej przysięgi powietrze...
I
nie ma znaczenia fakt, że to wszystko, co o Was wiem. A ponieważ nie
znam też Waszych imion (a nie nadam Wam imion zmyślonych, bo jednak
istniejecie naprawdę) dlatego po prostu nazwę Was "Parą znad Loary", bo
przecież od dziś jesteście już jednością.
A
najdziwniejsze w naszym spotkaniu zdaje mi się to, że mimo tych jakże
oczywistych "braków", możemy jednak "bywać" u siebie i okazywać sobie
troskę. Bo gdy stoimy u stopni tej samej świątyni i czcimy w niej tego
samego Boga, jesteśmy wspólną częścią jednego Drzewa i to Ono staje się
miarą nas wszystkich.
To dzięki tej jedności płyną w nas te same co w Pniu i jego gałęziach ożywcze soki.
O, przedziwna wymiano pomiędzy ludźmi!
Paweł Schulta
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń