Pod natchnieniem szatana (Bułhakow i Ewangelia)

W święto św. Łucji, Dziewicy i Męczennicy, A.D. 2014


Szatańskie podszepty – instalację Sztukmistrza,
poprzedzoną performansem bez udziału publiczności,
sfotografował nasz redakcyjny Praktykant

Bułhakow łączy w swojej powieści dwa jaskrawo różne wątki. W Moskwie, w latach dwudziestych lub trzydziestych, pisarz zwany „Mistrzem” stworzył dzieło poświęcone Jezusowi z Nazaretu; wrogie religii władze uwięziły autora w szpitalu psychiatrycznym. Małgorzata, ukochana prześladowanego twórcy, wydobywa go z rąk dręczycieli, ale dopiero z pomocą szatana Wolanda: zgodziwszy się zostać czarownicą.

Pomiędzy dwadzieścia osiem rozdziałów opowieści o perypetiach obojga zakochanych (i o kilkudniowych dziejach groteskowo potwornych wybryków Wolanda oraz jego piekielnych asystentów) Bułhakow wpisał cztery inne, przedstawiające sąd Piłata, drogę krzyżową, epizody losów Mateusza Ewangelisty i śmierć Judasza – najwyraźniej zaczerpnięte z powieści Mistrza.

Powieść Mistrza pozostaje w rażącej sprzeczności z Ewangelią św. Mateusza i w ogóle z Ewangeliami. Jeszua prosi w niej Piłata-sędziego: „...może byś mnie wypuścił, hegemonie” [1], Mateusz skrada się z nożem za skazanym na śmierć Jeszuą, by skrócić jego cierpienia, Juda[sz] ginie od skrytobójczego ciosu zadanego z rozkazu Piłata, a nie z własnej ręki – to wszystko oczywiście kłóci się z przekazem ewangelicznym. Wolno przypuszczać, że Bułhakow miał w tej sprzeczności jakiś swój artystyczny cel. Jaki?

Odpowiedź nie okaże się zbyt skomplikowana, jeśli zadamy sobie jeszcze jedno pytanie: dlaczego w ogóle Mistrz obiera za temat swego utworu sąd Piłata i Mękę Pańską?

Mistrz żyje w świecie, w którym pojedynczy człowiek jest igraszką w ręku mrocznych, zbrodniczych sił władających państwem: „potrzeba niewiele wyobraźni i wiedzy o tym, co się działo dokoła, co mówiono i pisano, kogo aresztowano, zgładzano i potępiano – by odtworzyć sobie powszednią tkankę tego życia i poczuć, że było straszliwe, nawet jeśli jego groza była ukryta w pseudonormalności, lub zwłaszcza dlatego. Także wówczas, jeśli niejedno udawało się obrócić w żart”[2].

Fatalne mieszkanie numer pięćdziesiąt, zanim trafiło w ręce Berlioza, a po jego nagłej śmierci w szpony szatańskiej szajki Wolanda, należało do jubilera, o którym słuch zaginął; potem zajmowała je jubilerowa-wdowa, aż i ona w jakiś sposób zniknęła. Oboje z pewnością zasłużyli sobie w oczach komunistów jako „posiadacze” na los „wrogów ludu”; zginęli więc zapewne w jakiejś policyjnej izbie tortur lub w syberyjskim obozie, dokąd wysłano ich, rzecz jasna, bez zbędnych formalności. Tego wszystkiego czytelnik niby nie dowiaduje się wprost, raczej domyśla się z półsłówek i porozumiewawczych mrugnięć narratora, ale przecież wystarczą one, żeby odczuł „grozę ukrytą w pseudonormalności”. Udając, że o tym nie wiedzą, bohaterowie Bułhakowa żyją w katowni, w kraju zamienionym w wielkie, okrutne więzienie.

Życie w takim świecie to niewątpliwie dostateczny powód, by zadać sobie pytanie o sens wszystkich zaznawanych i obserwowanych cierpień, krzywd i zbrodni, o to, czy ostatecznym wymiarem rzeczywistości nie jest chaos lub – co gorsza – władza diabelskich potęg – pytanie Konrada z Dziadów, pytanie Słowackiego z Kordiana.

Jeżeli Bóg istnieje, jeżeli Ewangelia mówi prawdę, to można szydzić z podobnych obaw i nie załamać się nawet w obliczu najdzikszych wybryków zbrodniczej władzy: cierpienia niewinnych dobiegną bowiem kresu, nagroda nie minie sprawiedliwych, a kara – oprawców, zdrajców i tchórzy. Dlatego pytanie, czy Bóg istnieje, czy Ewangelia mówi prawdę, czy Chrystus umarł i zmartwychwstał, i odkupił świat, jest dla udręczonych ofiar i widzów zbrodni najważniejsze. Dlatego Mistrz pisze powieść o Jezusie. Berlioz poucza w początkowej scenie utworu swego młodszego kolegę Iwana Bezdomnego, że Jezus nigdy nie istniał – Mistrz zaś twierdzi właśnie, że zarówno istniał, jak spotkał się z Piłatem, został przezeń skazany i umarł na krzyżu.

Sama wiara w istnienie Jezusa nie wystarcza jednak jako źródło pocieszenia i nadziei. Jeszua Mistrza to nie jest w odróżnieniu od Chrystusa Ewangelii niezłomny głosiciel prawdy, lecz podsądny nieśmiało ubiegający się u Piłata o ułaskawienie; Mateusz to jego jedyny uczeń – jedyny i widać niezbyt pojętny, skoro towarzysząc swojemu nauczycielowi na miejsce kaźni, rozmyśla głównie o tym, by ciosem noża skrócić mękę skazańca – niewiele widać zrozumiał z jego nauk; a o zmartwychwstaniu w ogóle nie ma mowy.

Jeszua Mistrza, wcielenie łagodności, mędrzec pochwalający miłość i przebaczenie, wykładający zdumionemu Piłatowi, że nawet okrutny centurion Marek Szczurza Śmierć jest „dobrym człowiekiem”, to – owszem – głosiciel pięknej filozofii, zyskujący sobie natychmiast współczucie, sympatię i podziw „piątego prokuratora Judei” – ale nie Bóg, nie Pan Zastępów, nie Sędzia i Król świata. Zadawszy sobie pytanie, co można przeciwstawić przerażającemu złu szalejącemu w stalinowskiej Moskwie – i w ludzkiej historii w ogóle, Mistrz odpowiada: miłość głoszoną w Ewangeliach; cóż z tego jednak, skoro poza tą miłością nie stoi siła, a jej głosiciel jest tylko samotnym wędrownym filozofem, nie zaś Bogiem, przed którym kiedyś zadrży każdy mocarz? Jeśli Jezus istniał, lecz był tylko człowiekiem, to związana z Nim nadzieja stanowi jedynie piękne marzenie. Poszukiwania skończone; swoją powieścią Mistrz wyraził rozpacz. Warto zauważyć, że w całej książce Bułhakowa Mistrz ani razu się nie uśmiecha czy tym bardziej nie śmieje; na jego twarzy widzimy smutek i znużenie. Mistrz wierzy w to, co napisał.

Lecz to nie znaczy, że musi wierzyć czytelnik.

Czytelnik poznaje powieść Mistrza w urywkach, wypełniających rozdziały: drugi (słowami powieści historię sądu Piłata opowiada dwóm literatom Woland), szesnasty (Iwanowi Bezdomnemu śni się egzekucja na Golgocie), dwudziesty piąty i dwudziesty szósty (wzruszona Małgorzata odczytuje fragmenty poświęcone pogrzebaniu skazańców i śmierci Judy z Kiriatu). Powieść Mistrza jest więc obecna w świadomości przynajmniej trzech innych osób, i to obecna w niezwykły lub wręcz nadprzyrodzony sposób. Małgorzata wprawdzie jej tekstu nie śni, jak Iwan, lecz jej kontakt z ukochanym maszynopisem Mistrza i ze światem przez niego przedstawionym ma w sobie także coś niezwykłego:

Nie chciało jej się spać. Pieszczotliwe głaskała maszynopis, jak głaska [!] się ulubionego kota, obracała go w dłoniach, oglądała ze wszystkich stron [...]. [...] Nic nie niknęło, wszechmocny Woland był rzeczywiście wszechmogący i Małgorzata mogła, ile tylko chciała, chociażby do samego świtu, szeleścić stronicami brulionów, przyglądać się im, całować je i czytać raz jeszcze słowa: Ciemność, która nadciągnęła znad Morza Śródziemnego, okryła znienawidzone przez procuratora miasto... [3]


Woland natomiast po prostu zna tekst na pamięć:

– Nie trzeba żadnych świadectw – odpowiedział konsultant i jął mówić niezbyt głośno, przy czym jego cudzoziemski akcent nie wiadomo dlaczego znikł: – Wszystko jest bardzo proste – w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika, posuwistym krokiem kawalerzysty, wczesnym rankiem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan... [4]

Czy przeczytał powieść i tekstu się nauczył? Dla szatana to byłaby fraszka. Ale pytanie warto odwrócić. Może nie Woland poznał ją ze słów Mistrza, tylko na odwrót: Mistrz z podszeptów Wolanda?! Ten sam szatan, który mówi, że przed wiekiem jadł śniadanie z Immanuelem Kantem, równie dobrze przed dziewiętnastu wiekami mógł być – jak zresztą sam twierdzi – świadkiem Wielkiego Piątku w Jerozolimie. Ponadto Mistrz zna Wolanda! – a w każdym razie dobrze wie, jak go poznać: to on w klinice profesora Strawińskiego tłumaczy Iwanowi Bezdomnemu, że opisanym przezeń nieznajomym „konsultantem” napotkanym na Patriarszych Prudach był właśnie szatan we własnej osobie („...nawet ta twarz, którą mi pan opisał, te oczy, z których każde jest inne, te brwi!” [5]). Mistrz zna szatana tak, jak się zna postać często spotykaną na jawie lub we śnie; może od dawna znajdować się w orbicie jego wpływów. Mistrz stworzył swoją powieść, swoją „anty-Ewangelię” pod natchnieniem szatana.

Ale jeżeli tak, to owa powieść kłamie! Szatan bowiem kłamie, chce ludzi wprowadzić w błąd. To on, który sam dobrze wie, co się stało przed wiekami w Jerozolimie, chce, żeby ludzie wierzyli, iż Chrystus nie jest Bogiem i nie zmartwychwstał – ponieważ chce ludziom odebrać nadzieję, chce ich wpędzić w rozpacz. Mistrza zaś, artystę, którego powieść mogłoby przeczytać wielu ludzi, obrał sobie za narzędzie rozpowszechniania kłamstwa.

Bułhakow nie napisał powieści o tym, że Jeszua (Jezus) nie jest Bogiem i że na Niego nie można liczyć. Bułhakow napisał powieść o człowieku, który napisał powieść z taką tezą. A przede wszystkim o tym, że tę myśl podsunął mu szatan.  Oczywiście więc nie należy jej ufać.

Wszystko jest więc na odwrót niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Jezus zmartwychwstał, a szatan kłamie. Bułhakow z zacięciem satyryka przedstawił straszno-śmieszny świat stalinowskiego komunizmu w Rosji, przede wszystkim jednak sformułował problem najwyższej wagi, niepokojące pytanie XX wieku: zapytał, czy ludzie krzywdzeni przez zbrodniczą przemoc mają podstawy do nadziei. I odpowiedział: tak, mają (a co najmniej: niewykluczone, że mają) – a o jej zniszczenie stara się usilnie szatan, tym groźniejszy, iż potrafi przybierać łudząco sympatyczną postać.

Stanisław Falkowski

_____
PRZYPISY

[1] M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, tłum. I. Lewandowska i W. Dąbrowski, Warszawa 1973, s. 40.
[2] A. Drawicz, Mistrz i diabeł, Kraków 1990, s. 295.
[3] M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, op. cit., s. 348.
[4] Ibidem, s. 23.
[5] Ibidem, s. 171.

2 komentarze:

  1. Podoba mi się ten wywód. Dodałbym jeszcze, że zapewne Bułhakow jednokrotny Arcymistrz Świata Prozy napisał swój utwór właśnie pod dyktando Szatana. Powieść jest zbyt genialna aby mógł ją napisać człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://wirtualnewydawnictwowiwo.blogspot.com/2017/05/zbyt-genialne-aby-stworzyc-to-na-cyku.html

      Usuń