I always like a dog so long as he isn’t spelled backward.
~ G.K. Chesterton, The Oracle of the Dog
Fotoreportaż i dynamiczna dyskusja redakcyjna
Wszystkie cztery ogłoszenia wisiały tego samego dnia na tej samej tablicy
– Na
co pies w mieście? Pies się męczy. Pies się męczy w mieszkaniu. Pies nie ma się
gdzie wybiegać. Czy pomyślałeś o tym, szanowny właścicielu, któremu rzekomo
leży na sercu dobro twojego pupila?
– Zdechł pies!
– Na miejsce!
– Gdzie jest miejsce
zwierzęcia? Na wsi. W budzie. W oborze. Na polu.
– Za to w mieście organizuje
się teraz takie hece, że ludzie ślub biorą i na zaproszeniach winszują sobie,
aby zamiast kwiatów składać datki na schronisko dla bezdomnych koni!
– Bezdomnych? Chyba
bezstajennych?
– Inni chcieli karmę dla
zwierząt! Powariowali!
– W Warszawie na
Marszałkowskiej widziałem świnię! [Część interlokutorów kręci z niedowierzaniem
głowami] Nie, nie... Regularny prosiak. Parzystokopytny, różowy, z ryjem. Jakiś
chłopak go prowadził. Na smyczy!!
– Też widziałem! Ale ten na
ulicy był mały. A do metra wsiadł raz koleś z knurem. Normalnie sto kilo żywej
wagi.
– To znaczy knur (a nie koleś)
ważył sto kilo? – upewniła się Łusia.
– Tak – potwierdzono.
– Przemywanie oczu, czesanie,
siatka bezpieczeństwa, umowa adopcyjna... Czy ktoś tu czasem nie zwariował? W
Polsce wciąż morduje się dzieci nienarodzone. Czy w ich obronę włączamy się
przynajmniej z takim samym zaangażowaniem co w zapewnienie bezpieczeństwa i
komfortu zwierzętom?
W epilogu Pana Tadeusza czytamy o tym, że w Polsce
„po psie płaczą szczerze / I dłużej niż tu [w Paryżu] lud po bohaterze”. Mickiewicz
nie potrzebuje wspominać, że Polak smuci się po śmierci CZŁOWIEKA bardziej niż
po śmierci zwierzęcia – jest to dla niego oczywiste. A dla nas?
„Tutaj
pies napije się wody”. A przy okazji obwącha klientów, otrze się o nich tymi
częściami ciała, które wytarzał w nie wiadomo (lub gorzej: wiadomo) czym,
poślini się na posadzkę, poociera się o rośliny, wesoło warknie... – tego już
nie piszą.
– Gdyby na ulicy podszedł do
nas człowiek i zaczął ocierać się o nasze nogawki, chwytać za nie zębami albo
obśliniać nasze odzienie, mielibyśmy pełne prawo potraktować to jako agresję i
bronić się przed takim zachowaniem. Gdy robi tak zwierzę (zazwyczaj przy
bierności właściciela), kładziemy uszy po sobie.
– Czytałem kiedyś artykuł,
którego autor opisał, jak postępuje w wypadku agresywnego zachowania
zwierzęcia: najpierw w mordę dostaje pies, zaś jego właściciel – jeśli się
stawia – w następnej kolejności.
– Problem pojawia się, gdy psa
prowadzi kobieta...
– Nierzadko to pies prowadzi
kobietę. Patrząc na to, zadajemy sobie pytanie: czy ludzie faktycznie bywają tak
nieodpowiedzialni, żeby wychodzić na ulicę ze zwierzęciem, nad którym nie
panują?
[Miało być retoryczne, ale malkontent
stawia kropkę nad „i”:]
– Tak, bywają.
„Jedna
dziewczynka i dwóch chłopców”...
...skoro
zwierzęta zaczynamy traktować jak ludzi,
nie dziwi, że ludzi zaczynamy traktować
jak zwierzęta.
_____
Fotografię z dzieckiem na
smyczy zrobił Jerzy Juhanowicz;
pozostałe zdjęcia: Paweł Antoniewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz