ARKA. PO CO I JAK „PAN TADEUSZ” UCZY BYCIA SOBĄ? (III)

III. KRAJ, CZYLI DOM

KRÓLESTWO CENNYCH RZECZY

Nie każdy przechowywany w Soplicowie przedmiot jest relikwią – lecz wiele z nich bywa traktowanych niemal jak drogocenne relikwie. Soplicowskie królestwo przedmiotów nie składa się jednak z rupieci ani muzealnych eksponatów: Ktoś na nie patrzy, nosi je przy sobie, trzyma w ręku, ktoś o nich opowiada. „Myśliwców herbowne klejnoty wyryte” w zamkowej sieni głoszą chwałę rodu Horeszków i ich gości (I, 297); pas słucki i kontusz są znakami polskości i szlachectwa (Rejentowi „frak duszy połowę odebrał” – XII, 407; por. I, 850–856; I, 339); strój Gerwazego („Zawsze nosił Horeszków liberyją dawną” [II, 163]) to godło wiernej służby; róg i laska Wojskiego („łowczego” i „marszałka dworu” – IV, 660–703, XII, 2–7) lub klucze Gerwazego (II, 175–176; V, 592) – oznaki urzędowej powagi; „złote obroże” i „smycz tkany jedwabny” (dar księcia Dominika dla Asesora) – to nieco humorystyczne dowody myśliwskich i towarzyskich przewag właściciela (II, 817–819).

Nawet groteskowo „zdemilitaryzowane” zabytki siedemnastowiecznych wojen („kula żelazna działowa” leżąca „Pod bramą” Maćkowego domostwa „Od czasów szwedzkich”, buńczuk spod Wiednia służący „bezbożnej” kucharce do otrzepywania żaren – VI, 449–451, 477, 479) stanowią dziejowe pamiątki.

Tabakiera Podkomorzego z portretem „króla Stanisława” (I, 759) to kieszonkowy pomnik niedawnych czasów wolności; tabakierka Robaka z miniaturą Napoleona – pretekst do agitacyjnego wywodu o cudownych zwycięstwach „wielkiego człowieka” „w kapocie” (IV, 397) („Co pułk spadnie, to Cesarz zażyje tabaki” [IV, 420]). Dotyk bohatera zamienił ją w narodową „relikwię”:

            Czy uwierzycie państwo, że z tej tabakiery
            Pan jenerał Dąbrowski zażył razy cztery?
                                                           IV, 359–360

Kiedy z kolei bohaterowie zstąpią w progi soplicowskiego dworu, opuszczą je obdarowani księgą kryjącą tajemnice polskich uczt (XII, 219–222) i mieczem pamiętającym może Grunwald (XII, 332–349), por. VII, 265a–265b – dwa wersy poświęcone grunwaldzkiemu rodowodowi Scyzoryka, dopisane przez Mickiewicza odręcznie na drukowanym egzemplarzu poematu). Wręczając Dąbrowskiemu i Kniaziewiczowi Kucharza doskonałego i Scyzoryk, Wojski i Gerwazy, dwaj strażnicy tradycji, dzielą się z nimi chlebem własnych dusz.

Mieszkańcy Soplicowa czczą herosów narodowego panteonu, ale i herosi wywożą z centrum polszczyzny skarby. Kto szuka Polski, znajdzie ją w namiotach wielkich wodzów, ale i pod skromnym dachem szlacheckiego domostwa.


DOMOWNICY (DRZEWA)

Kto szuka Polski, znajdzie ją pod dachem szlacheckiego domostwa – i pod ogromnym dachem nieba. W Dziadach przestrzeń Mickiewiczowskiej Polski to była przede wszystkim święta przestrzeń domu (sc. IV – Dom wiejski pode Lwowem) i uświęcona cierpieniem młodych męczenników przestrzeń więziennych cel. Przestrzeń Pana Tadeusza rozciąga się z dala od więzień, a dom, owszem, ma cztery „pobielane ściany, / Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni / Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni” (I, 26–28), jednak jeszcze ważniejszy jest w poemacie dom bez dachu, którego niewidzialne ściany mieszczą w sobie cały przepych otaczającej człowieka natury i otwierają się aż na przestwór kosmosu.

Topole – bronią soplicowskiego dworu „od wiatrów jesieni” (I, 28). Nie: „chronią”, ale właśnie „bronią” – niczym żywi strażnicy. „Ciche grusze” – siedzą na miedzy (I, 22). Czeremchy, jarzębiny „ze świeżym pasterskim rumieńcem”, leszczyna – i „dziatwa leśna”: głóg, kaliny, „ożyna”, maliny (III, 550–555) – wszystkie te

            Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręce
            Jak do tańca stojące panny i młodzieńce
            Wkoło pary małżonków. Stoi pośród grona
            Para, nad całą leśną gromadą wzniesiona
            Wysmukłością kibici i barwy powabem:
            Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem.
                                                                       III, 556–561

„Poczciwa brzezina” przypomina wieśniaczkę, która opłakując syna lub męża,

                        [...] ręce załamie, roztoczy
            Po ramionach do ziemi strumienie warkoczy!
                                                           III, 596–597

Przed burzą przydrożne „wierzby i topole”

                        [...] jako płaczki przy grobowym dole,
            Biły czołem, długiemi kręciły ramiony,
            Rozpuszczając na wiatry warkocz posrebrzony –
                                                                       X, 18–20

„osina drżąca wstrząsa liście siwe” (X, 23); jak siwe włosy – dodajmy. Drzewa więc mają warkocze, rumieńce, tańczą, załamują ręce, biją czołem, mogą być stare jak ludzie („Rowienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa / Białowieży, Świtezi, Ponar, Kuszelewa!” [IV, 1–2]). Krótko mówiąc, są osobami. Nie powinno to dziwić, jak zresztą żadna z Mickiewiczowskich personifikacji. Opisywana w poemacie ojczyzna to dom – a rodzinny dom wypełnia przecież gromada bliskich osób.


DOMOWNICY (CHMURA I SŁOŃCE)

Hrabia utrzymuje, że nie żaden kraj północny, lecz „Włochy były, są, będą ojczyzną malarzów” (III, 615), bo „do obrazu trzeba” „nieba, / Nieba włoskiego!” (III, 613–614). Tadeusz odpowiada żarliwą i zarazem rzeczową obroną nieba polskiego.

                U nas dość głowę podnieść: ileż to widoków!
                Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków!
                                                                              III, 634–635

– woła „z zapałem” (III, 630), po czym oprowadza Hrabiego po polskich chmurach, zachwycająco różnych. Jedna jest „jak żółw leniwa” (III, 637), druga „jak balon szybko z wiatrem leci” (III, 640), inne „Przelatują jak tabun rumaków po stepie” (III, 649), by następnie przemienić się w majestatyczny żaglowiec (III, 652–653). „Prostak” Tadeusz wtajemnicza w romantyczne zagadki niebios wykształconego miłośnika „romansowych” widoków (II, 129–130). Sam o malarzach i obłokach nie czyta, ale gołym okiem widzi, jakie są ciekawe.

Polskie chmury bywają też groźne:

            Przed burzą bywa chwila cicha i ponura,
            Kiedy nad głowy ludzi przeleciawszy chmura
            Stanie i grożąc twarzą, dech wiatrów zatrzyma,
            Milczy, obiega ziemię błyskawic oczyma,
            Znacząc te miejsca, gdzie wnet ciśnie grom po gromie.
                                                                       VIII, 1–5

Ta chmura przypomina jednocześnie zagniewane bóstwo (patrzy na ziemię „błyskawic oczyma”) i rzetelnego rzemieślnika (zaznacza miejsca uderzeń piorunów jak stolarz miejsca, gdzie na przykład wbije gwoździe).

Bywają jeszcze inne chmury. Sławny obłok-klejnot z finału XII księgi, „Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy” (XII, 851), nie przypomina ani rozpędzonego rumaka, ani groźnego oblicza Jowisza, lecz jest „na kształt rąbkowych firanek” (XII, 849). Nieprzypadkowe porównanie. Skrzętna gospodyni o zachodzie słońca zapala w domu światła – wcześniej jednak zasuwa firanki, żeby nie wpuszczać lgnących do blasku owadów. Słońce, nim uśnie, robi dokładnie to samo:

            Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło
            I raz ciepłym powietrzem westchnąwszy – usnęło.
                                                                       XII, 854–855

Mickiewicz kończy poemat przypomnieniem, że widok na ojczysty pejzaż jest widokiem na wnętrze rodzinnego domu.


POWIETRZE, WODA, MGŁA

Utracony kraj to dom pełen bliskich. We wspomnieniach zaś jawi się poecie niczym utracona bliska osoba.

Jak ukazują nam się w myśli twarze utraconych bliskich? Rozświetlone uśmiechem? Zagniewane? Obmywane łzami? Mickiewicz pragnie pamiętać każdy blask i każdy cień na ukochanym obliczu. Dlatego w soplicowskim kalendarzu pogody znajdziemy jej wszelkie dające się pomyśleć letnie odmiany. Dwa ciche, pogodne wieczory otwierają i zamykają poemat. W księdze IX jeńcy Płuta „dzwonią zębami” na deszczu (IX, 97). W X po „chwili ciszy” niedźwiedzie ryki wichrów zwiastują nocną ulewę i burzę (X, 11, 72–88), a potem wschodzące słońce ozdabia głowę umierającego Jacka glorią „brylantowych” promieni (X, 898–901).

Mgła w księdze VI ma znaczenie fabularne: kryje przed Soplicami i przed Moskalami nadzwyczajny ruch w okolicy – przygotowania do zajazdu. Buduje też nastrój. Sentymentalno-melancholijny na początku, gdy „świt bez rumieńca” „wykrada się” „nieznacznie” z „wilgotnego” mroku, „wiodąc dzień bez światła w oku”; mgła wisi wtedy „nad ziemią, jak strzecha ze słomy / Nad ubogą Litwina chatką” (VI, 1–2, 4–5), a „tęskna” „piosnka” żniwiarek „w mgłę bez echa wsiąka” (VI, 25–27). Potem romantyczno-tajemniczy – gdy staje się malowniczym tłem dla postaci powożącego „kałamaszką” Robaka; w pędzie „kaptur mnicha bury / Wznosi się nad tumany jako sęp nad chmury” (VI, 295–296) (w księdze II mgła przemieniała ruiny zamku w wiszący nad ziemią pałac z baśni). Wreszcie mgła wiąże się z nastrojem pełnym pogody – pod koniec księgi, gdy Maciej Dobrzyński, „Nucąc piosenkę «Kiedy ranne wstają zorze»”, obserwuje, jak „słonko z góry tysiącem promieni” wątku „przetyka, posrebrza, wyzłaca, rumieni” osnowę z mgły opadającej ku ziemi, jakby tkało słucki pas (VI, 568, 573–575). Ten opis wiąże w jedno dobrzyńską powszedniość z barwami baśniowych klejnotów i splendorem narodowego stroju.

„Mglisty obłok”, „Co się wiecznie ze trzęskich oparzelisk wznosi” (IV, 507–508), oddziela świat dostępny oku wędrowca lub myśliwca od legendarnego matecznika, „królestwa zwierząt i roślin” (IV, 511); ten rodzaj mgły wyznacza więc granicę zjawisk dostępnych zmysłom i nadzmysłowych. Nawet gdy jej nie przekraczamy, mgła (a także ciemność) zaciera kontury i kieruje naszą uwagę ku wrażeniom innym niż wzrokowe. Mickiewiczowi nie wystarcza, żebyśmy jego krajobrazy  widzieli. Chce, żebyśmy się poczuli nimi ogarnięci i przeniknięci. Opisuje ruch mas i warstw ziemi (rwanej w kawały przez wichry), wody, nawet powietrza (X, 47–72). Władzą dotyku obdarza wiatr, który: „rozwinął dłonie / I mgłę muskał, wygładzał, rozścielał na błonie” (VI, 571–572). Miesza i jednoczy wrażenia dźwiękowe i dotykowe, nadając mgle konsystencję przedmiotu, w który „wsiąka” dźwięk „jednostajnej” piosenki żniwiarek (VI, 26). Niezawodnie odróżnia niesione gwałtownymi szkwałami pojedyncze „krople dżdżyste, / Wielkie, jasne, okrągłe, jak grady ziarniste” (X, 53–54) od „gęstych” kropel ulewy, które z kolei

                        [...] zlały się razem; to jak proste stróny
            Długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi,
            To jak z wiader buchają warstwami całemi.
                                                                       X, 75–77

Pan Tadeusz wiąże nas z ziemią; zwłaszcza z polską ziemią. Zwłaszcza, ale nie tylko: wiąże człowieka z całym olśniewającym światem dźwięków, zapachów, smaków, ze światem, który nas nieustannie, raz porywczo, raz czule dotyka, muska nam twarz powiewem wiatru, oślepia blaskiem błyskawicy, trwoży wyciem wichrów, porywa energią wszystkich żywiołów.

Czytelniku Pana Tadeusza! Czy słyszałeś, jak „już deszcz wciąż pluszczy” (X, 72) – prawdziwy deszcz, nie szklany deszcz w telewizji? Czy czułeś zapach mokrych skib ziemi? Wilgotne dotknięcie mgły? Ile razy?

Czy już umiesz czytać?


Stanisław Falkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz