Jak z bydlakiem z bydlakiem

Ujadactwo i hauhanie. Bieganie bez smyczy i warczenie na mijanych ludzi. Straszenie przechodniów. Narażanie ich na niechciany kontakt. I beztroskie komentarze właścicieli: "On nie gryzie!".

Do popełnienia niniejszego wpisu skłania mnie obserwacja kolejnej utarczki z udziałem dwunogiego właściciela czworonoga, który to (dwunóg) uchodzi (przynajmniej we własnych oczach) za przedstawiciela gatunku homo sapiens.

Parkowe ławki. Na jednej matka z dzieckiem. Na drugiej - młoda dziewczyna. Podbiega do niej latający bez smyczy i kagańca zwierz mający w kłębie jakieś pół metra. Dziewczyna odruchowo zasłania się, pies kręci się wokół niej. Wreszcie odbiega. (Właściciel nie reaguje).

Ciąg dalszy historii: na trzeciej ławce siedzi kolejny typ z psem. Również bez żadnych środków kontroli nad zwierzęciem. Ono zaś biegnie w kierunku wspomianego półmetrowca. Dołącza do nich jeszcze jedna bestia, nad którą jej właściciel też nie panuje. Rozpętuje się szczekanina. Jazgot zbliża się w stronę ławki z matką z dzieckiem.

Motywowany zasadą prewencji [lepiej zapobiegać (pogryzieniu, narażeniu na pogryzienie, zdenerwowaniu matki i dziecka etc.) niż leczyć] mężczyzna kieruje się w stronę właścicieli zwierzyny i stwierdza krótko: "Weźcie te psy na smycz!".

Jeden z idiotów (z przeproszeniem prawdziwych idiotów) odzywa się:

"On nie gryzie!"

Cóż odpowiedzieć półmózgowi na takie dictum?

"Ale ja gryzę!"

I ugryźć.

_____

Nawet gdyby chodziło o zupełnie małego psa, nawet gdyby chodziło o siedzącego na ławce dwumetrowego kafara, zasada pozostaje niezmienna. Mam prawo nie życzyć sobie jakiegokolwiek kontaktu z posiadanym przez innego człowieka zwierzęciem i psim obowiązkiem właściciela jest uszanować to moje prawo. Wara zwierzętom ode mnie i od moich bliskich! Chcesz, durniu jeden z drugim, żeby twój sierściuch lizał po twarzy twoje półroczne dziecko, "bawił się" z nim, znaczył włosiem pokoje, obdrapywał drzwi... W domu se na to pozwól! I zadbaj o to, aby trzymany przez ciebie kundel nie przeszkadzał sąsiadom skamleniem, szczekaniem, warczeniem tudzież innymi właściwymi sobie odgłosami.

Tak, powyższe słowa są w pewnej mierze dyktowane emocjami - ale tylko w sferze leksykalnej. Czy zdołamy zarzucić coś ich zasadności?

Wszystkie zwierzęta obrażone określeniami "sierściuchy" i "kundle" serdecznie przepraszamy i wymierzamy owe określenia (dla efektu wzmocnione w dwójnasób: "bezmózgie sierściuchy" i "parszywe kundle") w ich właścicieli.

_____

Jeszcze co do meritum: ponieważ uzasadnione jest bronienie się przed atakiem, a w przypadku bezrozumnego zwierzęcia i jeszcze bardziej bezrozumnego jego właściciela również atak prewencyjny na stwarzających niebezpieczeństwo, za całkowicie uzasadnione i pożądane uznaję stosowanie wobec takich bydlaków agresji werbalnej i fizycznej. Jeśli do durnia nie przemawiają argumenty słowne, trzeba mu je wbić do głowy (czytaj: pustej łepetyny) łopatą, gazem albo innym, jeszcze skuteczniejszym narzędziem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz