Wtorek po Niedzieli Pięćdziesiątnicy, A.D. 2015
Ciąg
dalszy dyskusji między Jakubem Wozinskim a Łukaszem Makowskim
Panie
Łukaszu,
Bardzo
dziękuję za odpowiedź. Skłania mnie ona do zabrania głosu po raz kolejny.
Przede
wszystkim, pozwolę sobie nie zgodzić się z twierdzeniem, iż „lekarze nie mają
szans na realną konfrontację”. Otóż mają. Tak jak pozostałych państwowych
urzędników, absolutnie nikt nie zmusza ich do pracy dla państwa. Żaden
pracownik urzędu skarbowego nie rodzi się urzędnikiem skarbowym, żaden poseł
nie rodzi się posłem i tak samo żaden lekarz nie rodzi się lekarzem. Każdy z
nas może zmieniać zawód: ja zmieniałem już kilkukrotnie. Prawdą jest, że
wykonywanie zawodu lekarza wymaga dłuższego przygotowania, lecz gorąco apeluję
o pozbycie się przekonania, iż w społeczeństwie istnieją osoby „przeznaczone do
wykonywania zawodu lekarza” – to zwykły mit.
Proszę
się nie bać: zmieniając swój zawód na inny, lekarze wcale nie przyczyniliby się
do żadnej katastrofy. Załóżmy, że pewnego dnia wszyscy obecni polscy lekarze
zostają przekonani do libertarianizmu i przenoszą się z dnia na dzień do innych
zawodów. Taka sytuacja wcale nie pociągnęłaby za sobą katastrofy, lecz
wymusiłaby konkretne zmiany. Państwo musiałoby zapewne zatrudniać lekarzy z
innych krajów i, ponosząc przez to wyższe koszty, poważnie zastanowiłoby się
nad całkowitym wycofaniem się z rynku zdrowotnego.
Naszymi
decyzjami o niepodejmowaniu pewnego rodzaju prac możemy zdziałać o wiele
więcej, niż się nam wydaje. Jako przykład niech posłuży nam chociażby los
Polski po II wojnie światowej. Polska wyszła z komunizmu właśnie dlatego, że
ogromna część społeczeństwa nie poszła z państwem na współpracę: nie donosiła,
nie pracowała dla bezpieki. W taki właśnie sposób należy walczyć z obecnością
państwa na rynku zdrowia: ogłosić swoją secesję z niego. Przede wszystkim
poprzez odmowę prac dla Lewiatana.
Co
do „opływania w luksusy”, odnosiłem się do powszechnie znanego życia stanu
lekarskiego ponad stan. To właśnie przez horrendalnie wysokie pensje lekarskie
zadłuża się kolejne szpitale w Polsce. Oczywiście, znam także osobiście
niejednego lekarza, który żyje relatywnie skromnie. Niemniej jednak uśredniając
zarobki tej niewątpliwie uprzywilejowanej grupy zawodowej mogę z czystym
sumieniem powiedzieć, że lekarze opływają w luksusy.
Odnoszę
także wrażenie, że całkowicie lekceważy Pan prawdziwe konsekwencje istnienia
państwowej służby zdrowia. Od kilku dobrych lat głoszę publicznie tezę, iż
państwowa kontrola w zakresie służby zdrowia to tak naprawdę jeden wielki
system eugeniczno-eutanazyjny. Poprzez ograniczanie lub likwidowanie rynku w
zakresie świadczenia usług, produkcji leków, udzielania pozwoleń, opłacania
ubezpieczeń zdrowotnych oraz budowy placówek medycznych państwo tak naprawdę
przyczynia się do setek, jeśli nie milionów zgonów oraz jeszcze większej liczby
zachorowań rocznie. Jak pisał ekonomista Ludwig von Mises, każda interwencja w
rynek skutkuje zakłóceniami w najbardziej efektywnej alokacji zasobów. Te błędy
w alokacji zasobów, których przyczyną jest państwo, przekładają się na kolejki
w szpitalach, gorszą jakość usług, braki kadrowe, przywileje branżowe itd. Państwowa
służba zdrowia to wielka machina niosąca śmierć i chorobę – nieco więcej o tym
napisałem w swojej najnowszej książce pt. To nie musi być państwowe.
Pyta
Pan, czy jest mi obojętne to, kto będzie leczył mnie i moją rodzinę.
Oczywiście, że nie jest mi to obojętne. Jednakże obawiam się, że dziś zwyczajnie
nie mam wyboru. Od ok. 200 lat państwo sprawuje monopol w zakresie przyznawania
licencji na prowadzenie działalności medycznej – w związku z tym każdy lekarz
jest dziś, mniej lub bardziej, uwikłany w system. Pan zapewne odnosi się do
aborcji i całkowicie Pana rozumiem. Ale czy zgony wszystkich tych, którzy
odeszli przedwcześnie w wyniku zaniedbań i niszczenia rynku zdrowia przez
państwo są mniej ważne?
Z
pozdrowieniami
Jakub
Wozinski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz