Wolny rynek a rozwój moralny

Poniedziałek po Niedzieli Pięćdziesiątnicy, A.D. 2015

Ruskij standart (fot. Terminator)

(Zakładamy, że opisana poniżej sytuacja rozgrywa się w warunkach wolnego rynku).
Pijany gość lokalu żąda wódki. Ma pieniądze. Czy moralne jest obsłużyć go – dać to, czego się domaga? Zdaje się, że wszystko gra. Ale czy rzeczywiście...? Czy dokonujemy dobrowolnej wymiany? Na ile nasz potencjalny kontrahent odpowiada za swoje działania? Jeśli przyszedł z zamiarem upicia się i konsekwentnie go realizuje – czy powinniśmy pomagać mu w realizacji tego planu?
Sam wolny rynek nie gwarantuje rozwiązania wszystkich dylematów moralnych na korzyść dobra. Także w warunkach nieskrępowanej swobody gospodarczej człowiek staje przed potrzebą dokonywania wyborów.

Ksiądz Smith, bohater powieści Bruce’a Marshalla Chwała córy królewskiej, podkreśla, że postępowi technologicznemu w świecie musi towarzyszyć moralny, inaczej z rozwoju człowieka – nici. Podobnie: wolny rynek sam w sobie zbawienia nie gwarantuje; stanowi mocną i sprawiedliwą podstawę, która może pomóc w stawaniu się lepszym – jeśli człowiek skorzysta z szansy.

Jak mądrze korzystać z wolności, którą dysponujemy nawet w dzisiejszych czasach zniewolenia? Czy moralne jest na przykład wyplucie z siebie jakiegoś bohomazu zwanego niekiedy „dziełem sztuki współczesnej” i sprzedanie go za grube pieniądze? „Jak ktoś nie chce, nie musi kupować”. Jako artysta mogę sobie (ze świadomością, że w oczach Bożych to, co wytworzyłem, jest bezwartościowe) tłumaczyć, iż  sprzedając moje „dzieło” zdobywam pieniądze na materiały do tworzenia (prawdziwej) sztuki. Ale handlując dziadostwem staję się współuczestnikiem procesu pod tytułem sprawianie wrażenia jakby bohomazy zasługiwały na miano sztuki!


F.L.Z.F

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz