V. ARKA. PO CO MICKIEWICZ NAPISAŁ PANA
TADEUSZA
Pan Tadeusz jest romantyczną historią o skruszonym zabójcy i
nawróconym mścicielu; opowieścią o dwóch zwaśnionych rodach;
opowieścią (może nawet powieścią, jak twierdził Boy) realistyczną,
w której znajduje się miejsce i dla interesów majątkowych Sędziego, i
małżeńskich Telimeny, i dla malowniczego obrazu łapówkarstwa w armii rosyjskiej
(targi Płuta z Sędzią o wysokość łapówki za ewentualne puszczenie w niepamięć
zajazdu i uwolnienie więźniów); romansem humorystycznym o miłosnych
perypetiach młodzika, który zerwał więzy (Tadeusza), zagrożonej
staropanieństwem bywalczyni petersburskich salonów (Telimeny) i żyjącego na
granicy rzeczywistości i fikcji marzyciela (Hrabiego); eposem o czynach
francuskiego herosa, w którego ręce Polacy złożyli swoje nadzieje, i jego
polskich rycerzy; eposem heroikomicznym o bitwie w Soplicowie; baśnią
i gawędą o wszystkich wiekach wspólnych dziejów Polski i Litwy i o
dwudziestu pokoleniach ludzi wielkich i bliskich: królów, poetów, rycerzy,
bohaterów ojczystych dziejów, lokalnych legend i osobistych wspomnień; apoteozą
dawnej Polski, jej pożegnaniem w historii i powitaniem w poezji; snem
o powrocie do ojczyzny utraconej; magicznym zaklęciem zapewniającym
ten powrót; traktatem o skrzydlatej potędze sztuki, zdolnej przenosić
dusze do upragnionych miejsc; medytacją nad ojczystym krajobrazem, który
jest wnętrzem rodzinnego domu i zarazem bramą otwartą na kosmos;
traktatem o wyższości Soplicowa nad Paryżem; lamentem nad śmiercią
Polski i nad bezpowrotną utratą dzieciństwa; rozmyślaniem o czasie
i pieśnią tęsknoty – do dzieciństwa i do raju; a przede
wszystkim: księgą wtajemniczeń i ocalenia, w której spisano, z czego składa
się Polska; pomnikiem Polski, tarczą przeciw zapomnieniu i wzorem dla
przyszłej Polski zmartwychwstałej i żywej; przestrogą przed rozpaczą i nauką
miłości ukochanych osób i miejsc, i samego siebie – stanowiącej warunek
nadziei.
Po co Mickiewicz napisał Pana Tadeusza? (Takie pytanie
– bardzo dobre pytanie – usłyszałem kiedyś na lekcji polskiego).
Mickiewicz napisał Pana Tadeusza, żeby w tworzywie
trwalszym niż spiż uwiecznić Polskę, powiedzieć, jak wygląda – i jak powinna
wyglądać – Polakom, którzy będą żyli za dwadzieścia lat, za sto i za pięćset.
Nie wiedział, czy narodowa niewola potrwa jeszcze przez kilka pokoleń, czy może
przez kilka stuleci. Swoją pamięcią objął w ramiona wszystkie przeszłe, troską
– wszystkie przyszłe pokolenia narodu. Pana Tadeusza obliczył na
tysiąclecia. Przygotował Polakom obronę, tarczę przeciw zapomnieniu, kim są i
kim mają być, rozniecił zapał do bycia Polakami. Sam starał się nie zapomnieć o
niczym. Pięć zmysłów postawił w stan pogotowia, by tak konkretnie, jak tylko
można, wyśpiewać blask wieczornego słońca (I), musze szmery i ptaszęcą wrzawę
wieczoru (VIII), koncert dwóch żabich chórów (VIII), zapachy i smaki bigosu
(IV), wędlin i kawy, wilgotne dotknięcie mgły (VI).
Napisał też Pana Tadeusza, żeby z uśmiechem i wśród
łez wypowiedzieć i zwyciężyć (na ile można i wolno to czynić na ziemi) wielką
tęsknotę, którą przeżywamy wszyscy – wszyscy ludzie, nie tylko Polacy i nie
tylko w niewesołych czasach rozbiorów. Tęsknotę o różnych obliczach. Do świata,
w którym panuje niezmącony ład – zrozumiały, akceptowany i odwieczny, broniony
prawami natury, powagą starszych i tradycją wieków. Takim światem jest Soplicowo;
do takiego świata potrafią nas przenieść „ikarowe” skrzydła poezji. Niemożliwą
do ukojenia tęsknotę do pogodnego dzieciństwa i do świata ogrodu skąpanego w
słonecznych blaskach, do trwania tego, co w życiu każdego z nas musi przemijać.
I tęsknotę do świata, w którym nic nie przemija, do raju – niemożliwą do
ukojenia w ziemskich granicach naszego życia.
I wreszcie napisał Pana Tadeusza, żeby nas nauczyć
kochać świat. Cały polski świat, z brzozą i jej małżonkiem grabem, z
borowikiem, który jest „grzybów pułkownikiem”, ze skrzypiącym żurawiem u studni
(I), z pamięcią o Jagielle i Gedyminie, Zygmuncie Auguście, który polował w
litewskich lasach, Janie III zwyciężającym pogan pod Wiedniem nie bez pomocy
zastępu dobrzyńskich Maćków i Bartków, i Kościuszce przysięgającym na
krakowskim Rynku. I w ogóle cały stworzony świat, z ziemią, wodą, słońcem i
powietrzem, ze strugą połyskującą w księżycowym blasku jak zaklęte złoto, mgłą,
deszczem i wiatrami.
Żebyśmy ten świat kochali, Mickiewicz nadał mu cechy idealne,
krajobraz przybrał w odświętne szaty, postaciom przydał dostojeństwa, ich życiu
i czynom szlachetności (Maciek i pan Pociej, Ksiądz Robak pokutujący, Gerwazy
nawrócony). A jednak nie krył niedoskonałości tego wyidealizowanego świata; nie
przyrody – natura, w każdym razie polska, jest poza zasięgiem krytyki – lecz
ludzi. Gerwazy jest mściwy, Asesor kłótliwy, Sędzia małoduszny (nie pogodzi się
z Hrabią mimo próśb Robaka; dopiero starcie z Moskalami zmieni jego postawę),
Telimena to kokietka, Hrabia – marzyciel oderwany od rzeczywistości. Mamy ich
kochać mimo to! Gdyby wszyscy byli idealni, kochać ich nie byłoby żadną sztuką.
Mickiewicz nadaje idealne rysy nieidealnemu światu i odsłania zarysy ideału
spod zasłony powszedniości – żeby nas uczyć kochać świat, innych ludzi i samych
siebie i podziwiać wszystkie dary istnienia, zwłaszcza w ich szczególnej
polskiej odmianie. Ze zgrozą mówi (w [Epilogu]) o „potępieńczych
swarach” wśród polskich emigrantów. Bo choćby wśród nas, Polaków, istniały
powody do sporów i żalów, i do wstydu, pierwszeństwo przysługuje radości:
Mickiewicz chce, żebyśmy chcieli być sobą, właśnie Polakami – nie dlatego że
bycie kimkolwiek innym jest gorsze, tylko dlatego że jest niemożliwe, tak jak
dla Francuza niemożliwe jest bycie kim innym niż Francuzem czy dla Irlandczyka
kim innym niż Irlandczykiem. Żeby być kim innym, trzeba by całe swoje życie
przeżyć drugi raz, modlić się innymi wierszami (Maciek Dobrzyński modli się,
jak wiemy, Pieśnią poranną Karpińskiego), chodzić innymi miedzami,
polować w chłopięcych latach na inne ptaki, słuchać szmeru innych strumieni i
gawęd o innych bohaterach – a to właśnie jest niemożliwe. Polaków, choćby
zasmuconych niewolą i własnymi winami, oraz wszystkich ludzi, coraz częściej
niepewnych, kim chcą i kim powinni być, z kim i z czym są związani, Pan
Tadeusz uczy dostrzegać tysiąc węzłów łączących nas z ludźmi, językiem,
krajobrazem, dziejami własnego kraju i wspaniałością natury – i cieszyć się
nimi wszystkimi. Wezwanie jest jasne: należy być sobą.
Stanisław Falkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz