(W nawiązaniu do serialu The Prisoner)
Jechaliśmy autobusem do Zakopanego. W dwóch turach. Jedną linią do Krakowa; potem kwadrans na przesiadkę - i drugi przewoźnik zabiera nas już pod Tatry.
Kierowca pierwszej linii koncentrował się raczej na gadaniu i zaczepianiu pasażerów niż sprawnym pokonywaniu trasy. Skutek: autobus przyjechał do celu 20 minut później niż przewidywał to rozkład. Autokar relacji Kraków-Zakopane już odjechał...
Idziemy do kierowcy, aby uzyskać potwierdzenie, że faktycznie się spóźnił. Ten zaś, rzeczywiście, pisze o opóźnieniu; dopisuje, rzecz jasna, jako powód "przyczyny losowe" tj. korki, których jednak przed Krakowem - gdy rozprawiał w najlepsze - nie było; wreszcie: podpisuje się... Ach, cóż za podpis! Imię i nazwisko brzmi: "Kierowca nr 123............". Człowiek sam się odczłowiecza. Trybik w machinie. Więzień systemu.
Pani w okienku nie bardzo chce słyszeć o reklamacji. Nie można jej złożyć ustnie - trzeba pisać, pisać, pisać... I składać reklamację nie tu, na miejscu zdarzenia, tu, gdzie siedzi żywy (choć niebyt ożywiony) człowiek, ale wysyłać i przedstawiać centrali setki kilometrów stąd.
Próba kontaktu z żywym i ludzkim człowiekiem koniec końców jednak się powiodła. Na dworcowym stanowisku czeka, jak zauważamy, kolejny autobus drugiego przewoźnika - i jedzie do Zakopanego! To następny kurs; wyrusza z Krakowa zaledwie kilkanaście minut po tym, na który mamy bilety.
Idziemy do kierowcy. Przedstawiamy mu szczerze sytuację. Kierowca rzuca okiem na bilety.
"Wsiadajcie!" - mówi.
Wsiadamy.
Zakaz ludzi: "You are not a person, you are a number"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz