Fot. MDK
Wiesz, że lubię być sam. Wydaje mi się, że dlatego, iż nigdy nie jestem samotny. Nie jest to moja zasługa. Nie zawsze tak było...
Potrafię (przynajmniej tak mi się wydaje) doskonale wczuć się w to, co odczuwali Apostołowie od Wniebowstąpienia. Nie raz zostawałem samotny z moim lękiem. Ze znikomością... Z niewiernością... Nie było to przyjemne doświadczenie. Jednak zamknięte drzwi Wieczernika mają pewna wielką zaletę - nie pozwalają uciec - w tym wypadku tak naprawdę od siebie samego.
Czy nadal próbuję uciekać? Oczywiście! Im dalej w las, tym więcej drzew. Im dłużej na drodze wiodącej do Pana, diabelskie podszepty stają się tym bardziej wyrafinowane, subtelniejsze i mniej oczywiste.
Czekam jednak na Kogoś o wiele potężniejszego niż to wszystko. Pan daje mi siebie, więc nie jestem samotny. Nie usuwa lęku w sposób magiczny, ani nie udziela wiedzy wlanej. Co więcej, mam czasami wrażenie jakby zapominał rozgrzewać oziębłe serce. Dlatego bardziej przemawia do mnie obraz szumiącego wiatru niż ognistego języka. Tym bardziej, że, aby móc mu się poddawać, trzeba najpierw opuścić gardę. A to boli za każdym razem mniej. Chodź i sam zobacz...
NCWC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz