Fot. MDK
Nawiedzanie Domu Bożego z prośbą, po prośbie i bez specjalnej
prośby
Bożena Fabiani pisze o tym, że były takie czasy, gdy
bazylika świętego Piotra stała dla wiernych otworem dzień i noc. Jakże pięknie
byłoby, gdyby dotyczyło to wszystkich kościołów i dziś!
To jasne, że wielu księży ochoczo odpowiada na zgłoszoną w
trybie nagłym przez telefon prośbę o spowiedź. Fakt, że na prośbę proboszcz
zazwyczaj otwiera świątynię i nawet sam po niej oprowadza.
Faktem jest również to, że gdy szuka się osób gotowych
zadeklarować swoją obecność na wieczystej adoracji, brakuje czasem ochotników.
Niełatwo znaleźć w Polsce – kraju rzekomo katolickim – tych kilkanaście osób,
które czuwałyby przy Panu Jezusie choćby przez godzinę.
Obserwujemy sprzężenie zwrotne w działaniu. Z jednej strony
chcielibyśmy kościołów otwartych. Chcielibyśmy przebywać z Panem Bogiem w
większej bliskości; nie zaś mieć w perspektywie zamknięte drzwi wejściowe albo kruchtę
oddzieloną od wnętrza szybą. Z drugiej trudno przychodzi nam poświęcić
odpowiednią ilość czasu, aby zapewnić, że Pan Bóg w monstrancji albo w
tabernakulum ani przez chwilę nie będzie pozostawiony samemu Sobie.
Aby to zmienić, potrzeba:
- mądrego korzystania z łaski Bożej i pracy nad sobą;
- zrozumienia, jakie znaczenie ma to, że Dom Boży jest
ZAWSZE OTWARTY;
- normalnych relacji między księżmi a wiernymi; aby duchowni
nie obawiali się pozostawiania świątyni „pod opieką” swych owiec.
Słowem: nawrócenia.
Czy i kiedy się na nie zdobędziemy?
Kacper Tomasz Lidzki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz