Parę słów o Warszawie (1)

Wtorek po Niedzieli Męki Pańskiej, A.D. 2015

„Car upodobał, i stawić rozkazał,
Nie miasto ludziom, lecz sobie stolicę”.

(Fot. Autor)

Jest taki ciekawy mechanizm, który można zaobserwować u wszelkiej maści rewolucjonistów. Otóż, zniszczywszy dzieła cywilizacji, próbują ją naśladować. Naśladują jednak na swój nieporadny, chamski sposób. Zasada jest taka – widział chłop kiedyś pana w cylindrze, więc mu się wydaje, że jak włoży cylinder, to też będzie pan. Komuniści niszczyli pałace, wygoniwszy z nich domowników, a sami stawiali własne pałace. Chociaż słowo „pałace” jest tu niezbyt odpowiednie. Te upiorne potwory, którymi szpecili panoramy, były pałacami tylko z nazwy. Najlepszym przykładem jest przerażająca konstrukcja stojąca ciągle w ścisłym centrum Warszawy. „Pałac” „Kultury” i Nauki, bo o nim mowa, jest od sześćdziesięciu lat symbolem zburzenia miasta. Ale nie zburzenia go przez Niemców w czasie wojny, lecz przez Rosjan po wojnie. Ludzie, którzy zamieszkiwali to morze gruzów i ruin,  przywracali miastu jego życie, ruch i codzienne sprawy jego mieszkańców. To właśnie oni odbudowywali miasto,  otwierając sklepy, zakłady fryzjerskie, szewskie, cukiernicze itd. Nie wiedzieli, że próżny ich trud, bo zniszczenia, planowe i systematyczne, jeszcze się nie skończyły. Obłąkańcze marzenia totalitarystów sprawiły, że poszły w ruch młoty i kilofy. Aby zbudować w miejscu Warszawy nowe miasto, stolicę totalitarnego potwora, zaczęto wyburzać nie ruiny, lecz domy, z których wcześniej wygnano ludzi. Większość Śródmieścia północnego została zrównana z ziemią. Burzono często zabytki, które cudem przetrwały wojnę. Wszystko szło pod kilof, aby zrobić miejsce nowemu. Ludzie tylko zawadzali. I tam,  gdzie rozlegał się gwar, teraz miał świszczeć wiatr dmący po pustym, wybetonowanym placu buńczucznie nazwanym placem Defilad. W miejscu miasta stanęło monstrum nie dla mieszkańców, lecz dla władzy. Monstrum olbrzymie, brzydkie i złowrogie. Monstrum wciąż po tylu latach rozcinające żywą tkankę miasta. Ulica Wielka zniknęła zupełnie. Ulice Złota, Chmielna, Sienna, Śliska, Pańska zostały rozcięte. Nikt już nimi nie przejedzie z jednego końca miasta na drugi, nikt tam już nie mieszka, nikt nie ma na parterze swojego sklepu. Życie na pozostałych po nich kikutach obumarło. Potwór odciął całą zachodnią połać miasta,  zamieniając je najpierw w „Dziki Zachód”, a obecnie w biurowcowy Mordor.

Zamiast gwarnego miasta stoi w tym miejscu potwór totalitaryzmu – starego, lecz wciąż żywego; a wokół niego, wskutek zaniku żywego miasta, niczym koszmarne potomstwo owego potwora: olbrzymie świątynie Baala – biurowce z betonu, stali, szkła. Wokół zaś rozciąga się ponura pustynia. Wszystko razem tworzy obraz tak ponury, tak przygnębiający, nie mający podobnego sobie nigdzie na świecie, że – bez patosu – ściska w gardle.

Warto jednak dążyć do tego, aby miasto odbudować i odzyskać je dla mieszkańców, wyrywając ze szponów urzędników. Zburzenie potwora z centrum będzie tego nieuniknioną konsekwencją.

Jerzy Juhanowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz