„Car upodobał, i stawić
rozkazał,
Nie miasto ludziom,
lecz sobie stolicę”.
Jest taki ciekawy mechanizm,
który można zaobserwować u wszelkiej maści rewolucjonistów. Otóż, zniszczywszy
dzieła cywilizacji, próbują ją naśladować. Naśladują jednak na swój nieporadny,
chamski sposób. Zasada jest taka – widział chłop kiedyś pana w cylindrze, więc
mu się wydaje, że jak włoży cylinder, to też będzie pan. Komuniści niszczyli
pałace, wygoniwszy z nich domowników, a sami stawiali własne pałace.
Chociaż słowo „pałace” jest tu niezbyt odpowiednie. Te upiorne potwory, którymi
szpecili panoramy, były pałacami tylko z nazwy. Najlepszym przykładem jest
przerażająca konstrukcja stojąca ciągle w ścisłym centrum Warszawy. „Pałac”
„Kultury” i Nauki, bo o nim mowa, jest od sześćdziesięciu lat symbolem
zburzenia miasta. Ale nie zburzenia go przez Niemców w czasie wojny, lecz przez
Rosjan po wojnie. Ludzie, którzy zamieszkiwali to morze gruzów i ruin, przywracali miastu jego życie, ruch i
codzienne sprawy jego mieszkańców. To właśnie oni odbudowywali miasto, otwierając sklepy, zakłady fryzjerskie,
szewskie, cukiernicze itd. Nie wiedzieli, że próżny ich trud, bo zniszczenia,
planowe i systematyczne, jeszcze się nie
skończyły. Obłąkańcze marzenia totalitarystów sprawiły, że poszły w ruch młoty
i kilofy. Aby zbudować w miejscu Warszawy nowe miasto, stolicę totalitarnego
potwora, zaczęto wyburzać nie ruiny, lecz domy, z których wcześniej wygnano
ludzi. Większość Śródmieścia północnego została zrównana z ziemią. Burzono
często zabytki, które cudem przetrwały wojnę. Wszystko szło pod kilof, aby
zrobić miejsce nowemu. Ludzie tylko zawadzali. I tam, gdzie rozlegał się gwar, teraz miał świszczeć
wiatr dmący po pustym, wybetonowanym placu buńczucznie nazwanym placem Defilad.
W miejscu miasta stanęło monstrum nie dla mieszkańców, lecz dla władzy.
Monstrum olbrzymie, brzydkie i złowrogie. Monstrum wciąż po tylu latach
rozcinające żywą tkankę miasta. Ulica Wielka zniknęła zupełnie. Ulice Złota,
Chmielna, Sienna, Śliska, Pańska zostały rozcięte. Nikt już nimi nie przejedzie
z jednego końca miasta na drugi, nikt tam już nie mieszka, nikt nie ma na
parterze swojego sklepu. Życie na pozostałych po nich kikutach obumarło. Potwór
odciął całą zachodnią połać miasta,
zamieniając je najpierw w „Dziki Zachód”, a obecnie w biurowcowy Mordor.
Zamiast gwarnego miasta stoi w
tym miejscu potwór totalitaryzmu – starego, lecz wciąż żywego; a wokół niego,
wskutek zaniku żywego miasta, niczym koszmarne potomstwo owego potwora:
olbrzymie świątynie Baala – biurowce z betonu, stali, szkła. Wokół zaś rozciąga
się ponura pustynia. Wszystko razem tworzy obraz tak ponury, tak
przygnębiający, nie mający podobnego sobie nigdzie na świecie, że – bez patosu
– ściska w gardle.
Warto jednak dążyć do tego, aby
miasto odbudować i odzyskać je dla mieszkańców, wyrywając ze szponów
urzędników. Zburzenie potwora z centrum będzie tego nieuniknioną konsekwencją.
Jerzy Juhanowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz