Dziecko za rzepkę...

...rodzica może próbować złapać, gdy ten za rowerem na przyczepce je wiezie.

Czy nie świadczy to o traktowaniu dziecka niczym kogoś na doczepkę? No, trzeba je czasem zabrać na świeże powietrze - ale tak, żeby zbytnio nie zawadzało. Siedząc w przyczepce nie będzie zadawało pytań, zwracało na siebie uwagi, zawracało głowy...

Podobna intencja przyświeca chyba tym wszystkim, którzy uprawiają biegi z wózkiem, w którym siedzi dziecko. Dziecko z przodu, bez żadnego kontaktu wzrokowego z rodzicem - który realizuje plan treningowy. Pewnie, zbliża się kolejny masowy i publiczny bieg uliczny... (Czasem trzeba tylko uważać, żeby nie wylać umieszczonej w uchwycie na napoje kawki na trawkę...)


Stosunkowo ludzkim rozwiązaniem wydaje się instalacja na kierownicy własnego dwuśladu koszyka dla dziecka. Najbezpieczniejszym i najlepszym, zdaje się, rozwiązaniem, będzie wyposażenie naszej pociechy we własny pojazd i udzielenie kilku lekcji jazdy.

Wtedy nikt nie przyda się nam już na przyczepkę, a dziecko zdobędzie nową umiejętność i samodzielność. Lecz czy w dzisiejszym świecie można o tem choć marzyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz