W środę po XXI Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego, A.D. 2014
Tak,
zgadłeś. To będzie rzecz o tym, że stoję wyżej. Wyżej od Ciebie, który teraz
czytasz te słowa. Ale żebyś nie poczuł się ani pomniejszony, ani, kiedy już
wyjaśnię istotę dzielącej nas różnicy – nazbyt spokojnie, dodam, że i ja,
pisząc te słowa, czuję się jakby trochę mniejszy: jak książka wciśnięta na
najniższą z półek regału; tam, gdzie trzyma się zwykle komiksy lub prasę.
Uczucie
podobne do tego, które towarzyszy człowiekowi, gdy chodzi, a chciałby latać, chciałby
iść, a musi stać. Irytacja będąca rezultatem uświadomionej niemożności. Bezradność.
Tak, bo
cały ten wewnętrzny dialog pomiędzy mną a Tobą jest (i pozostanie zapewne) zaledwie
próbą odmalowania pewnego stanu ducha.
I cały
dramat, że możemy się minąć, zasadza się na tym, że próbuję opowiedzieć Ci o
czymś, co dane jest człowiekowi wyłącznie w doświadczeniu. Więc wyobraź sobie
jeźdźca, oglądającego krajobraz z wysokości siodła. Pokonując tę samą drogę na
piechotę, pozbawiony będziesz pewnej dynamiki, jaką niesie ze sobą oglądany
widok, ekspresji, z jaką otaczające Cię przedmioty oddziałują na Ciebie.
Na
przeżycia, które przywiodły mnie w okolice tego przyjaznego bloga, składa się
jeszcze jeden element, najważniejszy i zapewne dlatego najtrudniejszy w opisie.
Słowo
pisane nie posiada bowiem tego waloru, co język żywy, gdy mowa wzbogacona jest gestami,
twarz – mimiką, słowem, ekspresją bliską grze aktorskiej.
Pozwól
zatem, że przywołam na pomoc kogoś, kto w sposób prawie genialny i wzbogacony historyczną
wiedzą opowiedział o tym wszystkim prosto i prawdziwie, tak, że piękniej już się
chyba nie da.
Georges
Duby, bo o nim tu mowa, pisze w Czasach
katedr:
„Przychylność monarchii i kleru nadała sztuce Francji piętno pogody. Powoli nauczyła ją uśmiechu, obdarzyła ją wyrazem radości. Że zaś sama osoba króla zespala w sobie ściśle sacrum i profanum i dokonuje cudownego połączenia tego, co doczesne z tym, co ponadczasowe, radość ta nie jest jedynie ziemska.
Sztuka katedr pełnię swą osiąga w głoszeniu chwały Boga Wcielonego i wyrażaniu spokojnego zespolenia Stwórcy z tym, co stworzył. W ten sposób przenosi się [ona] w sferę przeżyć ponadzmysłowych i rzeczywiście sakralizuje radość życia, jakiej doznawali rycerze galopujący wśród kwiecistych łąk i żniwnych pól i tratujący je beztrosko.”
Nie
pamiętam chwili, kiedy zeskoczyłem z wirtualnego siodła literackich uniesień.
Wiem tylko, że od momentu, gdy już jako „duży chłopiec” wsiadłem na rower,
zacząłem rozglądać się za możliwością realizacji pomysłu, który wcześniej, z
wielu powodów, jawił mi się jako leżący poza granicami moich możliwości.
I gdy
tylko nadarzyła się sposobność, gdy wszystkie elementy planu „ułożyły się i
weszły” na swoje miejsce, pomknąłem przed siebie za nic mając napotykane po
drodze przeszkody. I tak od kilku lat co roku wyprawiam się w kolejną podróż,
powodowany wciąż tym samym pragnieniem: ujrzeć na własne oczy francuską
katedrę, ten dom Boga na ziemi, przedsionek niebieskiego Jeruzalem.
By
doświadczyć...
To
właśnie katedrę gotycką chcielibyśmy ukazać tu w całej jej krasie. W jej
(prawie) niepoliczonej liczbie odsłon.
Po co?
Choćby
po to, by odwzajemnić to pierwsze spojrzenie, które rzuciła ona w moją stronę, sprawiając,
że za Księciem poetów mogę powiedzieć: „uwiodła mnie na zawsze i bez
wybaczenia”.
Katedra.
Gotycka, francuska, królewska.
Tekst i zdjęcia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz