Zatruta biblia przyjaźni

W święto św. Jozafata, Biskupa i Męczennika, A.D. 2014

Rys. Sztukmistrz

Kto z nas nie marzył o rozmowie – takiej jak ta, którą prowadzi Mały Książę z Lisem? Rozmowie dwóch przyjaciół, rozmowie, która upewnia nas, że jesteśmy dla kogoś bliscy i ważni? Mały Książę, choć może tego dokładnie sam nie wiedział, szukał kogoś takiego jak Lis, szukał w całym Kosmosie. Podróżował. Jak Odyseusz? Jak Robinson? Jak Guliwer? Jak Kandyd?

Podróż Odysa była wielkim powrotem. Robinsona – przygodą i uwięzieniem. Podróże Guliwera to potworny kalejdoskop poznawczych dreszczy, których poszukuje człowiek nigdy niesyty wrażeń. I czarna księga, w której pisarz-ironista gromadzi argumenty oskarżenia przeciwko światu. Kandyda potworne wrażenia ścigają, choćby ich nie poszukiwał.

Mały Książę podróżuje trochę tak, jak podróżowali bohaterowie osiemnastowiecznych powiastek filozoficznych. Oni wyruszali w świat, by go wybadać, dowiedzieć się, jaki właściwie jest. Napotykali korowód figur ludzkich – groźnych, dziwnych, śmiesznych, biednych. Dziwili się. Trwożyli. Śmiali.

Podróżuje jak oni. Spotyka ludzi, którym inni nie są wcale potrzebni – Bankiera, Geografa. I takich, którzy potrzebują bliźnich, by mieć  kim rządzić albo żeby być przez nich podziwianym – Króla i Próżnego. I wcielenie wierności, która oślepła i straciła pamięć – Latarnika. I Pijaka, który się wstydzi, że pije – i pije, żeby zapomnieć, że się wstydzi – smutne wcielenie rozpaczy, to jest utraty nadziei, zagubionej w błędnym kole samoodurzenia i samoodrazy. A kiedy dotrze na Ziemię, ma ich wszystkich naraz – pomnożonych przez tysiąc, podniesionych do potęgi, bliskich i odległych jak inna galaktyka.

Mały Książę podróżuje jak oni – i zarazem inaczej. Chce wiedzieć, kim jest sam. Choć oczywiście także  czym jest świat i kim są ludzie. Uciekł. Z planety, gdzie był kochany. A w każdym razie potrzebny. Może to odkrył – właśnie w rozmowie z Lisem. Mały Książę w ogóle ucieka. Najpierw – od odpowiedzialności. Za swój mały świat. Za różę, którą oswoił, kiedy jeszcze nie wiedział, co to znaczy oswoić (pamiętamy: „stworzyć więzy”). Opuścił swoje księstwo. Abdykował? Czy zdezerterował?

Szuka szczęśliwych lądów. Tam chciałby ujrzeć świątynię przyjaźni. Czy odnajduje ją – w spotkaniach z Lisem? Ciekawe: w gruncie rzeczy nie wiemy, gdzie się one odbywają. Bo może to są spotkania ze snu. Idealne. A wokół nich – pustka. Zastępy królów, geografów, bankierów, pijaków. Tam, gdzie jest przyjaciel, bije źródło ciepła. Lis-przyjaciel, Lis-mędrzec uprzytamnia Małemu Księciu, kim można być dla bliskiej istoty. Może to dzięki niemu tytułowy bohater opowieści zrozumiał, że jest zdrajcą – bezskutecznie wyczekiwanym przez Różę, porzuconą w kosmicznej otchłani.

Ciepło odnalezionej przyjaźni chroni człowieka w Małym Księciu przed potwornym światem. Może nie ma nic wartościowego prócz tego ciepła? Może to za mało, żeby chcieć w tym świecie żyć? Tak chyba rozumuje bohater. Inaczej nie umawiałby się ze żmiją – litościwą szafarką ostatecznego zapomnienia. Pragnie ukąszenia. Ono ma mu zapewnić powrót do porzuconej ojczyzny. Powrót? Jak go rozumieć? Czy nie może powrócić tam żywy i na jawie? Tylko martwy lub we śnie?

Opowieść Saint-Exupéry’ego została osadzona na tyle mocno w logice snu, że nie sposób chyba rozstrzygnąć na pewno, co tu jest dosłownością, co metaforą, co właśnie sennym złudzeniem. Jednak jasne jest jedno: świat rozczarował bohatera. Rozczarował go na tyle, że Mały Książę nie chce żyć w świecie, gdy go już poznał. Mimo zyskanej przyjaźni; mimo stworzonych więzów. Może nie godzi się na więzy, które wydają mu się dziełem przypadku? Rozczarował się być może również do siebie. Czuje się winien? Wymierza sobie karę? Co ujrzał w spotkaniach z mieszkańcami odwiedzonych planet: portret strasznego świata – czy może swój własny portret? Dlaczego nie chce wrócić – i pielęgnować wulkanów i Róży?

Jakkolwiek odpowiemy na te pytania, ukąszenie żmii pozostanie faktem. W świecie Saint-Exupéry’ego jest miejsce na zachwyt czującą, bliską istotą. I na współczucie dla kogoś takiego jak my (czy nie o takim współczuciu mówił sto lat wcześniej Artur Schopenhauer, który w nim tylko – i jeszcze w kontemplacji sztuki – widział lekarstwo na bolesne poczucie bezsensu istnienia?). W świecie Saint-Exupéry'ego nie ma jednak nawrócenia. Pokuty. Przebaczenia i powrotu. Kto poznał ten świat, ten go nie chce znać.

„Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. „Naprawdę poznaje się tylko sercem”. „Kiedy będziesz miał przyjść o czwartej, już o trzeciej zacznę odczuwać radość”. Kogóż te magiczne słowa nie porywały i nie napawały otuchą? To są naprawdę piękne słowa. Definicje naszych związków ze światem i z innymi ludźmi. A może tylko – definicje naszych marzeń o takich związkach?! Co czynimy, kiedy marzenia się nie spełniają? Gdy nie spełniają się same? Zmieniamy marzenia? świat? siebie samych? Przeklinamy marzenia? świat? siebie samych? Co w ogóle czynimy, kiedy odkrywamy, że świat nie jest taki, jaki powinien być?

Rycerze takiemu światu rzucali wyzwanie; asceci – ofiarowywali mu pokutę i modlitwę; romantycy chcieli go burzyć i w trzy dni budować na nowo; Norwid demaskował i napominał; pozytywiści zstępowali na dno i tam pracowali; Judym oczyszczał ten świat i leczył; święty Franciszek przytulał do serca, Baudelaire podziwiał w całej krasie jego potworności, grozy i zepsucia, Villon wydrwiwał, dekadenci sprzed stu lat i współcześni „poeci przeklęci” – przeklinali i opluwali...

Kto drwi ze świata, odpycha go lub z niego ucieka,  gdy widzi jego zło, nikczemność, zepsucie? Ten, kto nie chce lub nie czuje się na siłach świata zmieniać. Lub wcale nie wierzy, iż warto to robić. Kto nie stworzył więzów. Romantyzm ze swoją czcią dla duchowych głębi wyjątkowej jednostki zapowiedział ten gest: odepchnięcia świata. Dekadenci w młodopolskich opończach dodali doń kawiarniane i samobójcze rytuały. Dwudziestowieczny egzystencjalizm opatrzył pieczęcią filozoficznej rezygnacji. Gdy drwi ze świata i rozgląda się za sznurem albo żmiją smutny Pijak, możemy mu współczuć, lecz nie ufamy Pijakowi. Gdy sensowi świata przeczy mędrzec lub przyjaciel, chcemy mu odruchowo zaufać, bo ufa się mędrcom i przyjaciołom. Mały Książę nie jest „poetą przeklętym”, nie jest bywalcem średniowiecznych więzień jak Villon ani pijakiem jak Pijak... Jest dzieckiem napełnionym goryczą świata, które nie widzi w tym świecie miejsca dla siebie. Jest adeptem lisiej mądrości. I przyjacielem; wcieleniem marzenia o przyjacielu. I właśnie dlatego jest taki groźny. Bo komuś takiemu jak on się ufa.

Jego podróż kończy się wtedy, kiedy odkrywa on dar, jaki może otrzymać. Nie czuje się godzien daru (bo zdradził)? Dar go nie zadowala (bo sądzi, że przyjaźń, którą zyskał, jest tylko wyspą na pustyni chciwości, strachu i obcości)? Nie próbuje zmienić siebie. Nie próbuje zmienić świata. Choćby przyjmował dar, odrzuca zadanie. Dlatego Małemu Księciu ufać nie należy.

                                                                       Stanisław Falkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz