Radość z cudzego powodzenia

Graffiti na murze okalającym stadion drużyny piłkarskiej: "Jedno miasto - jeden klub". Plus szubienice, przekleństwa itd.

Czy umiemy radować się z cudzego powodzenia? Czy umiemy cieszyć się z tego, że oprócz nas jest jeszcze ktoś inny, komu też udało się założyć i prowadzić samodzielnie i odpowiedzialnie własny sklep, klub, zakład usługowy?

Czym motywujemy nienawiść do różnorodności i skłaniania każdego, by w miarę możliwości stawał na własne nogi, uniezależniał się?

Zadanie stojące przed każdym nauczycielem w pewnej mierze polega na uniepotrzebnianiu się. Celem nauczającego staje się: tak nauczyć ucznia, aby ten sam już potrafił się uczyć; abym ja, nauczyciel, nie był już nieodzowny. Paradox? Nie, normalna kolej rzeczy.

Ale kogo na to stać w świecie, w którym zachęca się nas do postępowania wzorem Edny Berthelson?

Pozostaje tylko dodać, że prawdziwa radość bierze się - wbrew, być może, pozorom - nie z (często pozornego) zdominowania wszystkich i wszystkiego, ale z umożliwienia możliwie jak największej liczbie ludzi pełnej realizacji ich powołania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz