I po co się je
czyta? – należałoby zapytać od razu. Oczywiście pisze się je po to, żeby
czytelnikom dostarczyć miłej rozrywki, czyta się – żeby jej zaznać. A przecież
wielkim powieściopisarzom na pewno chodzi i o coś więcej. Znam czytelników,
którzy w powieściach kryminalnych Agathy Christie szczególnie cenią nie same
sensacyjne łamigłówki i krwawe przygody, lecz realistyczny obraz angielskiego
obyczaju sprzed wieku. „Odprowadziłem ją więc do drzwi gabinetu właśnie w
chwili, gdy rozległ się gong obiadowy”[1].
„Proszę do salonu, doktorze! Zna pan drogę. Panie za chwilę zejdą. Muszę
zanieść te papiery panu Ackroydowi.
Powiem mu, że pan już jest”[2].
Z kolei powieściom największych
klasyków literatury „poważnej” zwykle nie sposób odmówić atrakcyjności
fabularnej. Finałowa sekwencja trzech pościgów w Faraonie: straży Labiryntu
za kapłanem Mefresem i zbrodniarzem Lykonem, zahipnotyzowanym przez niego sobowtórem
Ramzesa, policji za Lykonem, wreszcie Lykona za Ramzesem mogłaby służyć za
scenariusz filmu akcji – a przecież w powieści Prusa z pewnością chodzi
o coś więcej niż rozstrzygnięcie: „kto – kogo” (schwyta, uwięzi, pokona,
zabije). Pisarz pyta w niej zwłaszcza o to, ile znaczy wolna wola człowieka
wobec zdarzeń, które wyglądają na niedające się uniknąć zrządzenia losu, wobec kataklizmów
natury i historii, wiru sprzecznych dążeń innych ludzi – i właśnie w owym
finale przeprowadza dowód przez zaprzeczenie, że wbrew pozorom znaczy bardzo
wiele.
Zdaniem kapłana-mędrca Menesa Ramzes
„musiał zginąć”, bo „zdarzył się w epoce niewłaściwej”[3].
Lecz uważny czytelnik potraktuje owo „musiał” z wielkim dystansem. Morderca
Lykon nie zaskoczyłby faraona, gdyby ten w rozstrzygających chwilach troszczył
się pilniej o państwo i własny tron zamiast spędzać owe chwile w ramionach kochanki
(agentki swoich przeciwników!), a wcześniej nie zlekceważył otrzymanej właśnie
od Menesa bezcennej wiadomości o nadchodzącym zaćmieniu słońca, tak genialnie i
bezwzględnie wykorzystanej przez Herhora do wywołania paniki wśród zbuntowanych
tłumów, gdyby wreszcie jeszcze wcześniej sam nie uczynił sobie śmiertelnych
wrogów z Mefresa, z którego po pijanemu szydził, i z Lykona, któremu odebrał inną
kochankę.
Czytelnicy Lalki oczywiście
zastanawiają się, czy Wokulski zyska przychylność Izabeli i będą żyli długo i
szczęśliwie; co więcej, zapewne prawie każdy z nich na pytanie o temat powieści
odpowiedziałby, że jest nim nieszczęśliwa miłość kupca do panny wielkiego, choć
podupadłego rodu, ale powinni pamiętać i to, że sam Wokulski zastanawia się,
czy dręczące go uczucie nie wynika z działania jakichś tajemniczych zjawisk
przeważających nad ludzką wolą – dlatego poddaje się w Paryżu próbie
zahipnotyzowania. Wielki temat Prusa pojawia
się zatem w obu jego najważniejszych powieściach.
Czytelnik uznanych arcydzieł nie ma
powodu do obawy, że go one znudzą swoimi wielkimi ideami przy niedostatku
atrakcji, akcji, sensacji. I na odwrót – czytelnik powieści uznawanych za
popularne, a nawet traktowanych tylko jako lektura z dziecinnego pokoju, nie
powinien wątpić, czy może w nich znaleźć o wiele więcej niż atrakcyjną fabułę.
W istocie bowiem i wielkie przygody, i
frapujące obserwacje świata – pejzaży, przedmiotów, ludzkich zachowań i przeżyć,
i wielkie myśli znajdziemy zarówno w owych szanownych arcydziełach, jak w wielu
książkach popularnych, których się zwykle nie posądza o głoszenie jakichś
wielkich idei; nawet w książkach dla dzieci.
O ile w ogóle istnieją książki dla
dzieci. Owszem, to właśnie bardzo młodych czytelników zajmują dziś powieść Daniela Defoe o najsławniejszym
rozbitku wszechczasów albo Podróże Guliwera Swifta. A często – raczej skróty i adaptacje
tych Podróży..., w których pominięto (i słusznie) motywy zbyt trudne lub
zbyt drastyczne. Dla zrozumienia Swifta trzeba jednak uwzględnić pełną wersję
jego strasznej książki sprzed trzystu lat. Trzeba pamiętać, jak w krainie
Liliputów zaufany przyjaciel Guliwera, przybywszy doń potajemnie, tłumaczy
bohaterowi, że – oskarżony o zdradę główną – nie zostanie skazany na śmierć,
lecz dzięki niebywałemu miłosierdziu
cesarza zaledwie oślepiony („Dwudziestu chirurgów Jego Majestatu będzie
uczestniczyło w jak najsprawniejszym dokonaniu tej operacji, która
przeprowadzona zostanie przy pomocy wbicia ostro zakończonych strzał w twe
źrenice”[4]). Poddany
makabrycznej operacji Guliwer ma później w dodatku umrzeć wskutek stopniowego
zagłodzenia. To wszystko trzeba pamiętać, żeby rozumieć, że autora obchodzi
przede wszystkim nie opowiedzenie, jak bohater zręcznie uniknie podwójnej egzekucji,
lecz przekonanie czytelnika, że podobne akty niewyobrażalnych (i często
absurdalnych) okrucieństw popełnianych przez ludzi kompromitują samo
człowieczeństwo; dzieło Swifta głosi tezę, że bycie człowiekiem to rzecz
wzbudzająca obrzydzenie.
Nikt nie może wątpić, że W
pustyni i w puszczy to powieść przygodowa w najściślejszym sensie. Sienkiewicz
sam stwierdzał, że to powieść przygodowa dla młodzieży i że szczególnie go cieszy
opisywanie przygód („dziś kończyłem opis huraganu w pustyni – ale pilno mi
szczególniej do puszczy, gdzie obok pary dzieci wystąpi wszelaki zwierz,
zarówno drapieżny, jak i trawożerny”[5];
warto pamiętać, że pisarz był zapalonym myśliwym). „Czuł [...] i
wiedział, że zasadniczą postawą psychiczną wobec epiki jest ciekawość,
zasadniczym tematem epika szereg wypadków niezwykłych; czuł, że naturalne
zainteresowanie człowieka zwraca się najżywiej ku wielkim a zwycięskim
wysiłkom, ku przełamaniu przeszkód, ku wykonaniu trudnego planu; czuł, że
zaciekawiony słuchacz pragnie pewnego egzotyzmu, chce się dowiedzieć, jak to
było kiedyś – dawno – albo jak jest gdzieś –
daleko”[6]. A
przecież w powieści o Stasiu i Nel także
nie chodzi tylko o to, czy porwane dzieci ocaleją, czy zginą wśród
afrykańskich pustkowi.
„Wytrwałość i odwaga potrzebne są
szczególnie polskim chłopcom, a dziewczynki i w Polsce, i wszędzie są tylko
wtedy prawdziwie szczęśliwe, jeśli są dobre, łagodne i litościwe” – pisał autor
w zwięzłej autointerpretacji do kilkorga dzieci-czytelników powieści[7]. Wskazany
przez pisarza trop, zresztą dość oczywisty, może nas prowadzić ku problemom
podobnie ogólnym i podobnie wielkim, ba – nawet większym – niż te interesujące
Prusa. Wytrwałość i odwaga Stasia Tarkowskiego służą nieustannie jednemu
świętemu celowi: uratowaniu Nel. Nieustannie – z wyjątkiem jednej sceny, której
waga wynika właśnie z jej wyjątkowości: gdy Staś odmawia Mahdiemu przyjęcia
muzułmańskiej wiary. Decyzja śmiertelnie niebezpieczna – lecz ceną za większe
bezpieczeństwo Nel i własne byłoby dla Stasia odstępstwo od wiary prawdziwej.
Na to jedno nie jest gotów się zdecydować nawet dla ocalenia bezbronnego
dziecka. Rozmowa Stasia z Mahdim streszcza intencje całej twórczości pisarza,
dla którego wiara jest zawsze ważniejsza od czegokolwiek innego, a w
szczególności od uczuć i powinności osobistych, a także od powinności
patriotycznych (postaramy się przy innej okazji pokazać, że tę samą myśl – o
pierwszeństwie wiary – akcentuje nieraz w wierszach i listach Norwid,
przestrzegający, by nawet ojczyzny nie stawiać na miejscu samego Boga).
Podobnie jak bohaterowie Quo
vadis: niezłomni męczennicy i nawrócony zbrodniarz-męczennik Chilon, Staś
wiarą za nic nie płaci, nawet za ocalenie życia własnego lub niewinnego i
bliskiego człowieka, lecz traktuje ją jako dar, którym należy się dzielić – i szerzy
z apostolską gorliwością. Gdy po zabiciu porywaczy, zdobyciu lekarstwa na febrę
grożącą jego małej towarzyszce śmiercią i uwolnieniu słonia Nel pyta swego
opiekuna: „Co teraz będziemy robili, Stasiu?”, chłopiec odpowiada: „Roboty jest mnóstwo [...].
Naprzód, Kali i Mea są poganami, a Nasibu, jako Zanzibarczyk, mahometaninem.
Trzeba ich więc oświecić, nauczyć wiary i ochrzcić. Po wtóre, trzeba nawędzić mięsa
na przyszłą podróż, a zatem muszę chodzić na polowanie; po trzecie, mając dużo
broni i nabojów chcę Kalego nauczyć strzelać [...]”[8].
Wszelkie więc działania praktyczne ustępują w tym wyliczeniu najważniejszej z prac:
zadaniom apostoła. Owocującym trwałymi skutkami – bo gdy po latach Staś i Nel, już jako
małżonkowie, odbywają podróż sentymentalną po krainach dziecięcych przygód, przekonują
się, że „Kali [...] włada, pod protektoratem angielskim,
całą krainą na południe od jeziora Rudolfa i że sprowadził misjonarzy, którzy
szerzą wśród dzikich miejscowych szczepów chrześcijaństwo”[9].
Sienkiewicz,
największy polski autor powieści przygodowych, opowiedział pełną perypetii
historię chłopca-rycerza walczącego o ocalenie Nel i własne, ale wyżej od
ocalenia ciała ceniącego ocalanie dusz. Wcześniejszy od powieści (opublikowanej
w latach 1910- 1911) autokomentarz pisarza nie pozostawia wątpliwości, że i on sam
świadomie i od dawna troszczył się o kształtowanie dusz czytelników w myśl
chrześcijańskiego ideału, a wbrew tendencjom epoki:
Kiedyś
[...] przyszło mi na myśl, jak ja jednak porządnie przyczyniłem się do
zwrócenia ludzi w kierunku idealnym. Pan należąc do młodszego pokolenia może
nie zdaje sobie sprawy, co się działo w Warszawie za dobrych pozytywistycznych
czasów, gdy Boga pisało się przez małe b, gdy racjonalizm był synonimem rozumu i
gdy nawet ludzie religijni, mniej śmiałej natury, trzymali się ideału i religii
jakoś wstydliwie... Ja z tym nastrojem nie polemizowałem wprost [...]. [...] Ogniem
i mieczem, Potop, P[an] Wołodyjowski etc. były grzechem nie
tylko przeciw pojęciom historycznym prądów racjonalnych i ich poglądów na
przyszłość, ale wprost zwrotem i w teraźniejszości w inną stronę - im bardziej
bowiem się podobały i brały ludzi, tym bardziej nastrajały ich w kierunku
idealnym. Potem przyszło Bez dogmatu, Pójdźmy za Nim - jedno było
obrazem przepaści sceptycyzmu, drugie wprost już afirmacją. Toż samo Połanieccy,
a w końcu Quo vadis. Ganiono czy chwalono, ale rzeczy te wywierały wpływ
i wrażenie, a w końcu czy raczej w biegu przyczyniały się ogromnie do zwrotu
nie tylko idealnego, ale wprost religijnego[10].
Pisarz formułuje więc bezpośrednio religijną
intencję całej własnej twórczości. Czy jednak czytelnicy, których byśmy zapytali
o temat W pustyni i w puszczy, nie odpowiedzieliby po prostu, że są nim
przygody porwanych dzieci? A zapytani o temat Krzyżaków (powieści o
niezłomnej czci Jagienki dla świętego sakramentu, który łączy kochanego przez
nią chłopca z inną, i o nawróceniu mściciela-Juranda!), że utwór mówi o
zakochanym Zbyszku i o pokonaniu Krzyżaków?
Dlaczego najważniejsze tematy wielkich
powieści bywają notorycznie lekceważone lub nawet w ogóle niedostrzegane? Ponieważ
dla ich dostrzeżenia trzeba wznieść się ponad fascynację samą fabułą. I
jeszcze: ponieważ są to tematy związane z chrześcijańskim spojrzeniem na świat,
a rewolucjoniści francuscy i ich spadkobiercy od ponad dwustu lat tresują nas
do myślenia, że chrześcijańskie kategorie pojmowania świata nie stanowią w
ogóle narzędzia poważnego myślenia o literaturze – ani o czymkolwiek. I
ponieważ „ludzie religijni, mniej śmiałej natury,
trzyma[ją] się ideału i religii jakoś wstydliwie”.
Czy owe największe tematy mogą być
dostrzeżone przez czytelnika bardzo młodego, kilkunastoletniego? Nie zawsze;
ale nie jest to najważniejsze. Naszym zadaniem – rodziców, nauczycieli – jest
sprawić, by młodzi czytelnicy zyskali szansę na ich dostrzeżenie – a zyskają ją tylko wtedy, kiedy osobiście, rzetelnie,
nie tylko ze słyszenia poznają klasyczne utwory literackie. Do rzeczy wielkich
i trudnych dojrzewamy w różnym wieku. Największa literatura jest zwykle trudna,
nawet bardzo trudna. Jeżeli nie zapamiętamy tekstów, choćby wtedy, kiedy ich jeszcze
nie rozumiemy, mamy gwarancję przyszłego dalszego niezrozumienia. Jeżeli
zapamiętamy – mamy co najmniej szansę.
I wreszcie: czy o
sprawach wielkich i świętych nie powinniśmy czytać raczej po prostu w
katechizmie? – Oczywiście katechizm powinniśmy znać przede wszystkim. Jednak poważni
pisarze dobrze wiedzą, co robią, kiedy tworzą powieści, a nie choćby
najpiękniejsze literacko wersje katechizmu. Bo łatwiej się zaprzyjaźnić nie z
abstrakcyjnie sformułowanymi prawdami, tylko z ludźmi jak my, a przypadki
ich życia zapamiętujemy sto razy lepiej niż podręcznikowe definicje.
STANISŁAW
FALKOWSKI
[1] Agatha
Christie, Zabójstwo Rogera Ackroyda, przeł. Marek Zakrzewski, Warszawa 1992, s. 20.
[2] Tamże, s. 35.
[3] Bolesław Prus,
Faraon, Warszawa 1975, s. 379-380.
[4] Jonathan
Swift, Podróże do wielu odległych narodów świata, przeł. Maciej
Słomczyński, Kraków 1979, s. 78.
[5] List
do Jadwigi Janczewskiej z 10 XI 1910, Listy, t. II, Warszawa 1996,
cz. 3, s. 380.
[6] Juliusz Kleiner, Artyzm
Sienkiewicza, [w:] J. Kleiner, W kręgu historii i teorii literatury,
Warszawa 1981, s. 415.
[8] W pustyni i
w puszczy, Warszawa 1962, s. 268-269.
[9] Tamże, s. 369.
[10] List do
Konstantego Marii Górskiego z 14 lipca 1895, Listy, t. I, Warszawa 1977,
cz. 2, s. 292-293.
Ciekawe spostrzeżenia. Wydaje mi czasem się, że teraz żyjemy w czasach, w których więcej osób jest zainteresowanych pisaniem powieści (lub książek w ogóle) niż ich czytaniem. Nie smuci mnie to, ale trochę zadziwia. :)
OdpowiedzUsuń