Cóż, przyszedłem, by gnata kupić
Ona – sprzedać obrączkę
Lombardziarz w swym zakładzie
Prawie wszystkim handluje
Zapłaci za twą niedolę
A ten w chciwym oku błysk
Gdy sprzedaje ci czyjś ból
Mówi: twoja strata to mój zysk
Stała z tyłu w cieniu gdy
On zajmował się mną
Jej oczy ciemne, nieszczęśliwe
Jakąś swoją niedolą
Jego słowa tak prorocze
„Rozbój w biały dzień” – rzekł mi
„Dorzuć mi pan jedną kulę
A nasza umowa stoi”.
Ach, giwerkę kupić łatwo
Warunek jeden jest
Skończyć lat dwadzieścia jeden
Piętnaście – jeśli łżesz
Po
prostu daj mu forsę
A
jeśli ktoś zginąć musi
Lombardziarz
w swym zakładzie
Nawet
okiem nie poruszy
A więc wręczył mi pistolet
I
już prawie próg mijałem
Gdy,
jak mówi do niej: „Siedem
I
ni centa” – usłyszałem
Ona
w płacz zaś uderzyła
Kiedy
wziął jej obrączkę
Cóż,
rękę miałem w kieszeni
W
ręce zaś miałem spluwę
Miałem użyć owej kuli, by
Skończyć
z sobą
Byłem
kiedyś czyimś mężem
Ona
czyjąś zaś żoną
Cóż, zazwyczaj się nie wtrącam
Lecz
pójść ot tak nie mogłem
Bo
oferta była durna
Muszę
zostać – wiedziałem
Cóż, twarz lombardziarza zbladła
Gdy
mój zimny wzrok spotkał
Broń
w kieszeni mej została
Lecz
że tam jest – to wiedział
Spytałem, jak swe ceni życie
A
szufladę otworzył
Za
zwykłą złotą obrączkę
Dwa
tysiące dorzucił
Ta
sobotnia noc szczególna
Chociaż
nieplanowana
A
chodnikiem kiedy szliśmy
Rękę
mi swą podała
Most przeszliśmy i broń wyjąłem
W powietrze poleciała
„Byłaś
chociaż raz w Teksasie?”
„Spodoba
mi się tam chyba”.
Ach, giwerkę kupić łatwo
Warunek jeden jest
Skończyć lat dwadzieścia jeden
Piętnaście – jeśli łżesz
Ale
w mieście taki lombard jest
Który
wszystkim handlował
Ha,
nie sprzedasz już obrączki
Nie
kupisz spluwy tam
[1990]
Tłum.
BS & TŁM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz