Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (18)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XVIII

Powieszono Angusa w uroczystość świętego Cyryla Jerozolimskiego1 roku 1927, więc ksiądz Smith musiał mieć na sobie białe szaty, gdy szedł odprawić mszę i udzielić mu komunii w jego celi.
Spowiedź Angusa była jak większość innych spowiedzi, których wysłuchał ksiądz Smith: długie pasmo powtarzających się buntów przeciw Bogu; kręcący się z zawrotną prędkością wir durnych grzechów. Gdy kapłan ich słuchał, najpierw był zbyt poruszony, by zwracać na nie dużą uwagę, bo myślał o okropieństwie, które ma spotkać tego młodego człowieka, i o tym, jak przypuszczalnie częściowo był za to odpowiedzialny, bo w okopie powiedział Angusowi, że po wojnie świat będzie miejscem pełnym życzliwości, sprawiedliwości i świętości; potem przypomniał sobie, że, jak zwrócił uwagę kardynał Newman, nawet najmniejszy z grzechów powszednich jest w oczach Bożych większym złem niż zniszczenie całego świata i śmierć jego mieszkańców w straszliwych męczarniach, i zmusił się do uważnego słuchania, aby, gdy wszystko zostanie powiedziane, mógł z tym większą pewnością koić ból sakramentalną pociechą. Bo w świecie „chodziło o” bycie dobrym i bycie złym, a nie „chodziło o” wianie pasatów, centra niżu barycznego, zakłady apteczne i cenę obligacji wojennych – z czego w głębi serc większość ludzi zdawała sobie sprawę, tylko bali się powiedzieć to głośno w obawie przed tym, że inni będą się z nich śmiali. Gdy nad tym myślał, na zewnątrz wczesnoporanne tramwaje brzęczały wśród jałowości kolejnego przyziemnego dnia, a poranny roznosiciel mleka śpiewał: „Charleston, charleston, powiedziała mi, że nie umiem tańczyć charlestona”.
Gdy ksiądz Smith udzielił Angusowi rozgrzeszenia, włożył szaty i rozpoczął mszę przy tym samym małym przenośnym ołtarzu, którego używał wcześniej we Francji. Angus, który uparł się, aby służyć, odpowiadał ze wspaniałym wspólnym Szkotom akcentem, który nadawał jego łacinie patosu: „Ad Deum, qui laetificat juventutem meam2. I jakież to wesele dał Bóg młodości Angusa? – zastanawiał się ksiądz Smith. Angus nie był szczęśliwy w trakcie wojny i nie był szczęśliwy po wojnie, nie mając pracy, mając zaś puszczalską żonę, prowadzającą się z innymi mężczyznami, gdy tylko się odwrócił. Ale może Angus był szczęśliwy jako chłopiec biegający boso po ulicach w mieście. Może był szczęśliwy, sprzedając czekoladki i papierosy w kinie signora Sarno. A może nieco barw wlało w jego duszę dostrzeżone w przelocie piękno: szum morza w nocy, połysk deszczu na pelerynie policjanta, wieńce kadzielnego dymu wciąż unoszące się smugami wokół ołtarza po zakończeniu uroczystej mszy. W księdzu wezbrała wściekłość na bogaczy, gdy pomyślał, jak łatwe jest dla nich wszystko, a jak trudne dla Angusa. To było dla nich tak proste – z ich zielonymi trawnikami, ich limuzynami, ich oranżeriami i wakacjami w Dinard3 – mówić o tym, co oni zrobiliby, gdyby byli robotnikami, ale nie było to tak łatwe dla robotnika, szczególnie jeśli nie miał do zrobienia żadnej roboty.
Proszę księdza, tak się boję – powiedział Angus, gdy msza się skończyła.
Angus, gdy po ciebie przyjdą, powiesz: „W Twoje ręce powierzam ducha mego; Panie Jezu, przyjmij moją duszę” – powiedział ksiądz.
Proszę księdza, to nie w porządku – powiedział Angus. – To była parszywa szwendalska dziwka i zasłużyła na wszystko, co ją spotkało, i nie mam zamiaru przyjąć tego ze spokojem.
Angus, na dobrym Bożym świecie nie będzie żadnego pokoju, jeśli przyjmowanie rzeczy ze spokojem nie stanie się zaraźliwe – powiedział ksiądz.
Nie mam zamiaru przyjąć tego ze spokojem, mówię księdzu – Angus zaczął krzyczeć. – To nie w porządku, to niesprawiedliwe. Walczyłem na wojnie, w błocie i we krwi, tak, przez cztery długie lata; wiatr przewiewał mi brzucho, a butami deptałem po flakach martwych ludzi, a oni śmierdzieli jak ścieki. Oni zdobyli nieśmiertelną chwałę, ich imiona zostaną zapisane na złotych zwojach wielkimi czerwonymi i purpurowymi literami – tak mówili ludzie, którzy spali u siebie we własnych łóżkach. I ja też zdobyłem nieśmiertelną chwałę, moje imię powinno zostać zapisane na złotych zwojach, żeby ludzie mogli je czytać, bo moje flaki też mogłyby leżeć na dnie okopu, całe rozciągnięte, zimne i podeptane. Ale kiedy wróciłem do kraju, ludzie zapomnieli już o wojnie, zapomnieli o chłopcach, którzy za nich walczyli, umierali i z bólem wylewali swoją krwistoczerwoną krew, a ci, którzy zostali w domu, wyleźli teraz z łóżek, żeby ocierać swoje jurne brzuszyska o dzierlatki w tancbudach. A co ja dostałem za ryzykowanie dla nich moim własnym życiem i co dostałem za moje zranione ramię? Nie mogłem pozabawiać się z dzierlatkami, przynajmniej nie z tymi zarozumiałymi, co mają wysoko podniesione głowy i tyłki, które pierdzą tylko lawendą i wodą kolońską – nie, nie zabawiałem się z nimi; dostałem robotę za czterdzieści szylingów na tydzień i Annie Rooney z olbrzymim dupskiem, wielkim jak Ben Nevis, i wielkimi oziębłymi ustami, oziębłymi przynajmniej wtedy, kiedy zostałem wylany przez tego Sarno za to, że poprosiłem o pięćdziesiąt szylingów na tydzień zamiast czterdziestu, tak było. A jednak kochałem ją, proszę księdza, kochałem ją, bo myślałem, że cała jest moja. To dlatego chodziłem po tych ponurych brudnych ulicach, sprzedając zapałki i sznurówki, czy to wiatr, czy deszcz, czy śnieg. To dlatego wspinałem się na wszystkie te strome kamienne schody, żeby próbować sprzedać ołówki bazgrzącym pisarczykom o małych wścibskich oczkach i wielkich ryjach, którzy siedzieli w swoich biurach i nie obchodziło ich, ile zwłok chłopców leży i gnije na polach Flandrii, o ile oni sami byli żywi i bezpieczni, i wyciskali z siebie swoje małe oszukańcze cyferki. I przez cały ten czas ta parszywa dziwka pakowała to swoje cielsko w łapy innych facetów, miała wszystkie swoje żółte, żółte włosy rozrzucone po całej poduszce i mówiła im do uszu te same gorące słowa miłości, które kiedyś mówiła do mnie. To niesprawiedliwe, mówię księdzu. – Nagle złość go opuściła i szlochał w ramiona księdza. – Proszę księdza, proszę księdza, tak się boję.
Angus, nie wolno ci tak mówić – powiedział ksiądz. – Pamiętaj, jesteś w stanie łaski, ale ani się zorientujesz, a znowu ją stracisz, jeśli dalej będziesz mówił takie rzeczy. Nie zapominaj o konsekwencjach chrześcijaństwa, Angus. W żadnym razie nie zostało ono pomyślane jako religia łatwa, ale jako trudna. Tego właśnie świat nie rozumie, a jednak dokładnie tego uczył nasz błogosławiony Pan, zstąpiwszy w tym celu z nieba. I umrzeć też nie przyszło Mu łatwo. Spróbuj wziąć Go za wzór, Angus. Spróbuj zrozumieć coś z prawa mistycznej substytucji. – Mówił szybko, bo wiedział, że czasu jest niewiele. – Uczyń akt skruchy za grzechy całego twojego życia, Angus. Powiedz Bogu, że żałujesz, że nie zrozumiałeś Jego celu lepiej. Powiedz: „W Twoje ręce...” – ale strażnik już przekręcał klucz w zamku.
Całkiem spora grupa osób przyszła zobaczyć jak Angus umiera: naczelnik więzienia, sędziowie, lekarz, strażnicy, kat – wszyscy schludni i w budzącym szacunek obuwiu, ale ksiądz nie patrzył na nich wiele, był bowiem zbyt zajęty wyciąganiem krucyfiksu w stronę Angusa i mówieniem mu, aby powierzył swoją duszę Jezusowi. Gdy wszystko się skończyło, namaścił jego ciało, bo wcześniej nie mógł tego zrobić, ponieważ z technicznego punktu widzenia Angus nie znajdował się w niebezpieczeństwie śmierci. Potem wyszedł na smutne promienie słoneczne, gdzie policjant już przytwierdzał do drzwi więzienia obwieszczenie o śmierci Angusa. Ciżba hien zgromadzonych na chodniku zrobiła mu miejsce, ruszywszy tłumnie, aby przeczytać obwieszczenie. Wśród nich ksiądz zauważył radnego Thompsona, który niespodziewanie uchylił kapelusza. Ksiądz Smith odpowiedział tym samym, a następnie pośpieszył z powrotem do kościoła, gdzie kanonik Bonnyboat obiecał odprawić o dziewiątej mszę za spokój duszy Angusa.

1 Uroczystość świętego Cyryla Jerozolimskiego, biskupa, wyznawcy i doktora Kościoła, przypada 18 marca.
2 Ad Deum... (łac.) – „Do Boga, który jest weselem moim od młodości” (z Psalmu 42); odpowiedź na słowa kapłana: Introibo ad altare Dei („Przystąpię do ołtarza Bożego”) podczas modlitw u stopni ołtarza.
3 Dinard – miejscowość wypoczynkowa w Bretanii.



Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz