Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (14)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XIV

W lipcu roku 1922 szkoła zakonnic liczyła sobie tak wielu uczniów, że Wielebna Matka uznała za całkowicie usprawiedliwione poprosić lady Ippecacuanhę o rozdanie nagród, lady Ippecacuanha zaś wspaniałomyślnie i z nieskrywaną przyjemnością się zgodziła i pojawiła na podwyższeniu w nowym stroju w kratę, z egzemplarzem książki Jeśli nadejdzie zima1 pod jedną pachą i rolką do pianoli pod drugą, bo później miał odbyć się koncert, a zaproszono ją również do śpiewania. Przybył również jej syn o urodzie greckiego boga, ale nie był już greckim bogiem, bo na wojnie został tak posiekany i wyglądał ze swoimi kulami tak świątobliwie, że wszystkie zakonnice czuły pewność, iż pewnego pięknego dnia też stanie się katolikiem. Jego wielebność Biskup także stał na podwyższeniu, po prawej stronie Wielebnej Matki, a słońce powodowało, że oczy za jego okularami mrugały; na podwyższeniu stały też matka Leclerc oraz matka de la Tour, bo były najważniejszymi po Wielebnej Matce zakonnicami. Wśród tych znamienitych person znajdował się również monsignore O’Duffy; siedział w drugim rzędzie, aby ukryć swoje duże stopy – tak powiedział; miał na sobie nowy purpurowy strój, który kupił w Rzymie rok wcześniej, gdy odbywał miłe spotkanie z papieżem. Byli też księża Bonnyboat i Smith, z tym że ksiądz Bonnyboat podpisywał się teraz „Krzysztof kanonik Bonnyboat”, bo został przez Biskupa wyniesiony do tej godności.
Obchody zaczęły się poprowadzoną przez Biskupa modlitwą i wygłoszonym przez niego krótkim przemówieniem, w którym jego wielebność powiedział, że katolicka młodzież dobrze zrobi, zwracając oczy na Włochy, gdzie człowiek nazwiskiem Mussolini robi dla swojego kraju tak wiele, a lady Ippecacuanha zaklaskała i powiedziała: „Dobrze mówi”, bo dobrze znała Włochy, jako że raz uciekł jej w Ventimiglii2 pociąg, do którego miała się przesiąść.
Potem lady Ippecacuanha wstała, aby wręczyć nagrody i powiedziała, jak bardzo jest dumna, że może to zrobić. Gratulując tym, którzy zdobyli nagrody, przypomniała tym, którzy ich nie zdobyli, że dziewczynka, która zdobywa w szkole najwięcej nagród, nie zawsze najlepiej na tym wychodzi w życiu wiecznym. Jednakże lady Ippecacuanha ma nadzieję, że wszystkie one nadal będą ciężko pracować i starać się o sprawienie satysfakcji zakonnicom, które wpajają w nie zarówno wiedzę, jak i charakter, tak aby mogły wyrosnąć na wspaniałe i wartościowe kobiety. A w nowym świecie kobiety będą miały o niebo większą szansę niż kobiety w starym świecie, bo wojna, która kończy wszystkie wojny3, została stoczona i wygrana, i teraz będą miały sposobność stać się godnymi matkami jutra. Ksiądz Smith spojrzał na Biskupa, aby zobaczyć, jak przyjmuje tę część przemówienia lady Ippecacuanhi, lecz twarz jego wielebności spowijał uśmiech dobrotliwej akceptacji, więc ksiądz skonstatował, że wojna musiała zostać mimo wszystko wygrana tak jak powinna, chociaż ogólnie rzecz biorąc ludzie nie zdawali się ani trochę bardziej religijni niż w przeszłości, a zakonnicom nie pozwolono wrócić do Francji, zaledwie w zeszłym roku zaś doszło do poważnego strajku w kopalniach.
Dzieci wyglądały jednak bardzo słodko, gdy podchodziły, aby odebrać nagrody, dygając przed Biskupem, Wielebną Matką i lady Ippecacuanhą, która ze żwawą łaskawością rozdawała dzieła panny Bessie Marchant4. Elvira Sarno odebrała trzy nagrody: za elokwencję, za doktrynę chrześcijańską i za francuski. Miała teraz czternaście lat; była bardzo śniada, poważna i przepięknie wyglądała w białej sukience; wszyscy mocno klaskali, gdy otrzymywała nagrody. Gdy podeszła po raz trzeci, Wielebna Matka wychyliła się do przodu i zdawała szeptać coś bardzo szczególnego Biskupowi, a jego wielebność pokiwał kilka razy swą mądrą starą głową i wyglądał na bardzo ukontentowanego.
Zaraz potem nastąpił koncert, a wszystkie zakonnice i całe duchowieństwo zeszli z podwyższenia, aby zrobić miejsce występującym – z wyjątkiem monsignore O’Duffy’ego, który miał akompaniować. Lady Ippecacuanha otworzyła koncert, wykonując piosenkę Down In The Forest Something Stirred5. Chciała zaśpiewać też swój ukochany przebój Have You Ever Seen An Oyster Walk Upstairs, lecz jej mąż przestrzegł ją, że wykonanie go w klasztorze byłoby dość niezręczne („kochana staruszko” – tak powiedział), i że lepiej niech wybierze coś bardziej poetycznego, ale bez żadnych słów o obłapianiu się w świetle srebrzystego księżyca, bo zakonnicom prawdopodobnie to też by się nie podobało. Występ lady Ippecacuanhi spotkał się z wielkim aplauzem i już miała zaśpiewać na bis I’ll Sing Thee Songs Of Araby6, ale Wielebna Matka podeszła do niej i wyjaśniła, że, jakkolwiek bardzo podobał im się śpiew jaśnie pani, naprawdę brakło już czasu. Potem kanonik Bonnyboat zaśpiewał Ave Verum Corpus7 Mozarta, co wywołało u wszystkich bardzo pobożne odczucia, był bowiem znakomitym śpiewakiem i wykonał pieśń świadom znaczenia każdego z jej słów. Następnie Elvira Sarno wyrecytowała mowę króla Henryka V sprzed bitwy pod Agincourt8 z werwą, która wywołała gorące oklaski. Gdy młody czysty głos wypowiadał przejmujące słowa, ksiądz Smith zastanawiał się w głębi serca, czy nie było błędem uczenie dzieci recytowania wierszy o wojnie, jakkolwiek pięknie je napisano, ale przypuszczał, że musi się mylić – w innym przypadku duchowni i zakonnice nie klaskaliby tak głośno, a poza tym, gdyby iść w rozważaniach tak daleko, w świecie istniało całkiem sporo innych zwyczajów, które należałoby zmienić, takich jak na przykład obdarowywanie małych chłopców na Boże Narodzenie żołnierzykami. Potem monsignore O’Duffy wstał i powiedział, że, do jasnej ciasnej, wszyscy dostają oklaski, tylko nie ksiądz przy pianinie i że – czy tego chcą czy nie – jest sakramencko pewien, że zaśpiewa im balladę Danny Boy9 – i faktycznie zaśpiewał, a lady Ippecacuanha szepnęła do Biskupa, że doprawdy odbiera użycie przez prałata wielkiego męskiego słowa „sakramencko” jako dość śmiałe.
Herbatę podano w refektarzu; Biskup, Wielebna Matka i duchowieństwo siedzieli wszyscy przy specjalnym stole z wielką liczbą taniutkich różowych lukrowanych ciasteczek, tylko teraz nie były one taniutkie, bo ze względu na wojnę kosztowały dwa pensy zamiast jednego. Biskup powiedział, że odnosi się z wielką dezaprobatą do nowej zabawy, którą zapoczątkowali niedawno studenci, a polegającej na krzyczeniu na całe gardło „zaroślak”, gdy tylko napotkali na ulicy człowieka z brodą; sądził też, że krzyczeli coś jeszcze mniej grzecznego, gdy napotkali brodacza jadącego na zielonym rowerze, co, na szczęście, nie zdarzało się często. Z punktu widzenia katolików praktyka ta była podwójnie godna potępienia, bo stanowiła nie tylko naruszenie dobrych manier, które są innym określeniem na miłość, która jest innym określeniem czynienia innym tego, co chcielibyśmy, aby nam czyniono, ale była również wysoce nieuprzejma w stosunku do misjonarzy i wyglądało na to, że ostatnimi czasy biedni franciszkańscy braciszkowie w Kincairns mieli naprawdę ciężko. Monsignore O’Duffy, z ustami dokumentnie zapchanymi ciastkami za dwa pensy, powiedział, że świadczy to tylko o tym, iż młodzież w kraju znajduje się w sidłach Żydów, niedzielnej prasy i Szatana; ale Wielebna Matka powiedziała, że nie uważa tego przewinienia za aż tak poważne i że bez wątpienia moda na nie wkrótce przeminie, a braciszkowie z Kitcairns dobrze zrobią, jeśli zasługi uzyskane wskutek niedogodności ofiarują w intencji dusz cierpiących w czyśćcu.
Gdy wszyscy wyszli potem na zewnątrz do ogrodu, by zażyć trochę rekreacji, trawa pachniała miękkością, świeżością i zielonością. Matka de la Tour powiedziała, że muszą uważać, aby nie poniszczyć kwiatów, którą są rękodziełem Boga. Monsignore O’Duffy był oficjalnym sędzią startowym i nader podobało mu się strzelanie z pistoletu, ze zmrużonymi oczami i wielgachną łapą trzymaną w górze. Patrząc na radosny i harmonijny obrazek – biegające dziewczęta, habity zakonnic koło drzew i matkę Leclerc próbującą wydobyć okulary ze swojej przepastnej kieszeni – ksiądz Smith wyszeptał do Boga krótką modlitwę, dziękując za to, że uczynił świętość tak prostą, tak radosną i tak piękną. Łzy radości, które pojawiły się w jego oczach, spłynęły, gdy nimi mrugał, a ksiądz zobaczył stojących przed sobą Elvirę Sarno z Józefem Scottem, który teraz uczył się w Akademii świętego Franciszka Ksawerego, ale którego zaproszono na to popołudnie.
Proszę księdza, Józek i ja toczymy właśnie straszny spór – oznajmiła Elvira.
Elvira mówi, że to grzech pić lemoniadę w trakcie rekolekcji, a ja twierdzę, że nie – powiedział chłopiec.
Niech im Bóg błogosławi, niech im Bóg błogosławi” – pomyślał ksiądz i już miał wyjaśnić, że nie chodzi tu o żadną kwestię teologiczną, chyba że ktoś chciałby sprawić naszemu Panu radość, wyrzekając się czegoś, co naprawdę lubi – gdy Elvira wykrzyknęła, że zaczyna się wyścig rodziców i że wygląda na to, jakby miał w nim pobiec sam monsignore O’Duffy, bo przekazywał pistolet Biskupowi. I faktycznie: prałat pobiegł w wyścigu rodziców; przybył na metę, dysząc i sapiąc, trzeci od końca, nawet mimo tego, że zdjął surdut i pokazał pstrokate rękawy koszuli; Elvira powiedziała jednak Józefowi, że nie wolno im śmiać się z jego koszul, bo mama powiedziała jej, że prałat zawsze kupuje tanie, aby mieć więcej pieniędzy do rozdawania ubogim.
Gdy Biskup wręczył nagrody, Wielebna Matka spytała duchownych, czy byliby tak dobrzy, by przyjść i spojrzeć, co jest nie tak z radioodbiornikiem matki de la Tour, bo zdaje się, iż kryształ10 nie działa jak należy, a mężczyźni znają się na tych kwestiach daleko bardziej niż kobiety. Biskup stwierdził, że nie ma o tych nowomodnych sprawach pojęcia, ale monsignore O’Duffy powiedział, że nie od parady ma brata, który prowadzi w Inveraray11 zakładzik rowerowy, więc wszyscy przemaszerowali do rozmównicy, a monsignore O’Duffy włożył słuchawki i przyjrzał się bacznie kryształowi pod okiem patrzącego z portretu papieża Piusa XI, którego tak niedawno wybrano Najwyższym Pasterzem, a matka de la Tour powiedziała, że „C’était vraiment malheureux mais elle n’y comprenait rien, mais absolument rien du tout12. Najpierw monsignore O’Duffy stwierdził, że nic nie słyszy, a ksiądz Smith poczuł, że to szkoda, iż komukolwiek zdarza się kiedykolwiek usłyszeć coś przez radioodbiorniki, bo zdawało mu się, że nowe wynalazki pojawiały się o wiele za szybko i że jeśli przedmioty służące rozrywce nadal będą stawały się coraz bardziej zmechanizowane (jak się według wszelkich oznak działo), ludzie nie będą już potrzebowali używać inteligencji, aby wypełnić swój wolny czas, jeśli zaś chodzi o literaturę, poezję i sztuki teatralne – bum! – znikną per omnia saecula saeculorum; nie powiedział tego jednak, bo czuł, że należy to do Biskupa. Jednak gdy monsignore O’Duffy wyjawił, że zdaje mu się, iż słyszy dziewczynę śpiewającą, że róże rosnące koło jej drzwi dają jej do matki więcej miłości, nie zdołał się już opanować i powiedział niemal ze złością, że to szkoda, iż wspaniałych wynalazków dokonanych przez uczone głowy używa się do tak podłych celów i że możność usłyszenia w Szkocji dziewczyny z Londynu poniżającej życie rodzinne śpiewaniem cukierkowatych bredni o miłości do matki nie rozwija ludzi ani pod względem duchowym, ani kulturalnym.
Kler, podobnie jak i siostry, wydawał się tak zdziwiony gwałtownością księdza, że pośpieszył on dodać, iż nie chodziło mu o krytykowanie zakonnic za to, że dysponują radioodbiornikiem. Wielebna Matka powiedziała, że wszystko w porządku i że sądzi, iż rozumie, co ksiądz Smith miał na myśli. Biskup powiedział, że także zdaje mu się, iż rozumie, ale monsignore O’Duffy powiedział, że całe to ględzenie o poezji jest dla niego o wiele zbyt nadęte.
Gdy ksiądz Smith wracał z kanonikiem Bonnyboatem na plebanię, zdało mu się, że spostrzegł Annie Rooney wchodzącą do baru z jakimś marynarzem, ale powiedział sobie później, iż musiał się pomylić, bo Annie Rooney była żoną Angusa McNaba już od dwóch lat i na niedzielne msze zawsze przychodziła w nowym kapeluszu.


1 Jeśli nadejdzie zima (ang. If Winter Comes) – wydana w 1921 roku powieść A.S.M. Hutchinsona.
2 Ventimiglia – położone nieopodal Nicei miasto w północno-zachodnich Włoszech.
3 Czyli I wojna światowa (określenie H.G. Wellsa, używane często w sensie ironicznym).
4 Bessie Marchant (1862–1941) – autorka licznych powieści przygodowych, których bohaterkami są młode dziewczęta.
5 Down In The Forest Something Stirred (ang. Tam w lesie coś się poruszyło) – piosenka skomponowana w 1906 roku przed Harolda Simpsona.
6 I’ll Sing Thee Songs Of Araby (ang. Zaśpiewam ci piosenki o Arabii) – ballada skomponowana w 1877 roku przez Frederica Claya do słów Williama Gormana Willsa.
7 Ave Verum Corpus (łac. Bądź pozdrowione, prawdziwe Ciało) – hymn eucharystyczny, którego autorstwo przypisuje się papieżowi Innocentemu VI.
8 Ze sztuki Williama Szekspira Henryk V.
9 Napisaną przez Frederica Weatherly’ego i opublikowaną w 1913 roku; kojarzoną ze środowiskami irlandzkimi.
10 Kryształ półprzewodnika, wykorzystywany do budowy detektorów kryształkowych, odbierających fale radiowe.
11 Inveraray – miasto w zachodniej Szkocji.
12 C’était… (franc.) – To naprawdę przykre, ale nie jest w stanie usłyszeć nic a nic.



Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz