Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (26)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XXVI

W uroczystość świętych Filipa i Jakuba1 w roku 1937 Biskup przybył o pięć minut spóźniony do prokatedry, gdzie miał odprawić uroczystą mszę pontyfikalną z okazji złotego jubileuszu swojego kapłaństwa. Wszelako kanonik Bonnyboat, który miał być ceremoniarzem, ucieszył się z opóźnienia, bo dawało mu więcej czasu na podjęcie decyzji, kto i kiedy ma przed kim przyklękać, a kto tylko zdejmować biret, jako że w stallach miało zasiąść jeszcze sześciu biskupów, jak również zastęp opatów i przeorów, i zdawało się, że nawet doktor Adrian Fortescue w Opisie ceremonii rytu rzymskiego2 zaniedbał dostarczyć wskazówek na okoliczność wydarzenia tak wystawnego. Kanonik Smith również nieco się spóźnił, gdyż udzielał architektowi instrukcji w sprawie nowej kamiennej nawy w kościele Najświętszego Imienia; nawy, którą robotnicy nadbudowywali teraz z zawrotną szybkością nad starą, tą z lichawych materiałów; musiał też napisać podziękowania Elvirze, która przysłała mu z Ameryki kolejne pięć tysięcy funtów; ale i tak przybył przed Biskupem.
W zakrystii znajdował się taki tłum duchownych, że nie dla wszystkich starczało miejsca, nawet w pozycji stojącej, i franciszkanie z Kitcairns musieli siąść na kredensie; kanonik Bonnyboat powiedział im tylko, aby nie machali nogami, bo mogą zniszczyć politurę. Inni biskupi, opaci i przeorowie stanęli wokół Biskupa i uśmiechali się do niego, gdy pomagano mu włożyć czerwone jedwabne pończochy i satynowe buty, a Biskup powiedział im, że nie mają pojęcia, jak słabo idzie mu obecnie śpiewanie tekstów mszy uroczystej; zupełnie inaczej niż wtedy, gdy był młodym biskupem liczącym sobie sześćdziesiąt lat – tak powiedział. Wszyscy ustawili się do procesji: z przodu ministranci, potem księża, z kolei przeorowie, później opaci, a następnie biskupi w purpurze; wreszcie na końcu sam Biskup ze swoim mistrzem ceremonii oraz odzianą odpowiednio asystą; kanonik Bonnyboat powiedział zaś, że żaden inny biskup nie powinien udzielać żadnych błogosławieństw, gdy będą procesjonalnie iść wokół katedry – tylko Biskup – ponieważ to on sprawuje liturgię pontyfikalną.
Oczy kanonika Smitha zaszły łzami, gdy organy wygrzmiały Ecce sacerdos magnus, a procesja weszła do zatłoczonej katedry. Cóż za brednie pletli lewicowi intelektualiści, mówiąc o „zjawisku pustych kościołów”. Jeśli nawet w Wielkiej Brytanii jakieś świątynie świeciły pustkami, kościoły katolickie zawsze były pełne. W każdą niedzielę na czterech mszach kościół Najświętszego Imienia był napakowany od balasek po organy, a na niektórych spośród sześciu mszy odprawianych w prokatedrze wierni stali z odkrytymi głowami w kruchcie. A dziś katedra była zapełniona tak, jak nie bywała od dnia konsekracji jego wielebności niemal czterdzieści lat temu. Był sam pan burmistrz, jak również przedstawiciel korony brytyjskiej na hrabstwo, komendant główny policji oraz generał major, który przybył z samej Głównej Kwatery Dowodzenia Szkocji; a za plecami owych dystyngowanych i pretensjonalnych heretyków z wyłupiastymi oczami, przybyłych aby uhonorować Biskupa, oraz wokół nich tłoczyło się mrowie członków dobrze nam znanej wiernej Bogu rodziny – od reprezentującej klasę wyższą lady Ippecacuanhy z mszalikiem wielkości encyklopedii oraz szczebioczących z przejęciem zakonnic po dziobate stare posługaczki i ich niechlujne basałyki oraz krzyczące plamki niemowlaków na rękach matek z tyłu kościoła w pobliżu kropielnic.
Naukę – jako najlepszy kaznodzieja w diecezji – wygłosił ksiądz Scott, lecz wcześniej uklęknął przed Biskupem, aby ten go pobłogosławił. Następnie ksiądz Scott stanął na ambonie i powiedział: „W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego” – tak po prostu, a niemowlęta z tyłu zaprzestały wyć, wszyscy zaś – biskupi w swojej purpurze, opaci i przeorowie w swoich habitach, kanonicy oraz zwyczajni wielkousi księża parafialni – wytężyli słuch, bo słyszeli o tym, jak dobrym kaznodzieją jest ksiądz Scott, a stojąca za filarem w skromnym, staroświeckim, wiekowym płaszczu jego matka ścisnęła rękę jego ojca, bo to ich własny syn miał wygłaszać naukę w obecności wszystkich tych świątobliwych mężów.
– Obchodzimy dziś pięćdziesiątą rocznicę święceń kapłańskich naszego Biskupa – powiedział ksiądz Scott – a przy takich okazjach zwykło się wygłaszać radosne, spokojne kazania o cudach czynionych w ludzkich duszach przez działanie łaski sakramentalnej. Otóż nie mam zamiaru wygłaszać radosnego, spokojnego kazania, ponieważ świat, w którym żyjemy, nie jest światem radosnym i spokojnym. Zamiast tego wygłoszę coś, co niektórzy ludzie mogliby określić mianem kazania wybuchowego – i wcale nie mam zamiaru za to przepraszać – bo jeśliby próbować jakoś chrześcijaństwo nazwać, należałoby nadać mu miano idei wybuchowej; podobnie jak sakramenty, których Biskup udzielał przez pięćdziesiąt lat swojego kapłaństwa można by nazwać sakramentami wybuchowymi, ponieważ ośrodkiem ich wszystkich jest Duch Święty, który jest dynamitem wysadzającym w powietrze grzech.
W dawnych czasach powodem większości nieszczęść na świecie było to, że chrześcijanie głosili wiarę ustami, lecz ignorowali ją w swoich sercach; dzisiejsi chrześcijanie nie zadają sobie nawet trudu głoszenia wiary ustami i, choć niektórzy mogliby chwalić to zaniedbanie jako szczere, uważam, że to zły znak, bo oznacza, iż nie ma już w świecie wystarczającej liczby autentycznych chrześcijan, którzy wymusiliby na mniej cnotliwych zachowanie nacechowane co prawda hipokryzją, ale na swój pokrętny sposób stanowiące wyraz uznania dla chrześcijan. Nawet katolicy, którym dano znajomość prawdy, na placu targowym szybko zapominają tego, czego nauczono ich z ambony i małpują zachowania oraz sposób postępowania tych, którzy twierdzą, że świat doczesny jest wszystkim. Nie da się zaprzeczyć temu odstępstwu katolików jako ogółu, ponieważ stanowią oni około piątej części całej populacji świata – i jeśli praktyka ich postępowania dorównałaby ich wierze, historia ostatnich dziewiętnastu lat z pewnością potoczyłaby się inaczej.
Jakimiż bowiem efektami naszych wysiłków możemy się wykazać za okres ponad sześciu tysięcy dni, które przeżyliśmy od 11 listopada roku 1918, gdy światu obiecano pokój po wieczne czasy? Czymże poza tym, iż teraz umiemy przelecieć nad Altantykiem zamiast przezeń żeglować, że kino obecnie mówi, i że w radio nadaje się w kółko muzykę, tak że za zwykłym przyciśnięciem guzika człowiek może mieć Bacha na śniadanie, a You’re My Sweetie Pie3 na podwieczorek? Rzeczy tego rodzaju to nie postęp; odwrotnie: to przeciwieństwo postępu – nadmiar mechanicznych rozpraszaczy uwagi powoduje karlenie ludzkich dusz, bo nie wymaga żadnego wysiłku od ich wyobraźni. Byłoby to równie szkodliwe w czasach naszych ojców, gdy praca, którą ludzie wykonywali, pobudzała ich intelekt, lecz obecnie, gdy daleko posunięta specjalizacja uczyniła większość zajęć nudnymi, jest to niemal katastrofalne.
Powody owych nieszczęść są liczne. Po pierwsze: panuje nieledwie powszechny agnostycyzm, który bierze się nie z intelektu, lecz z serca, z lubością przyjmującego fakt, iż może nie wierzyć, bo wydaje się, że obecnie grzech nie pociąga za sobą konsekwencji. Po drugie: istnieje teoria, według której jedynym celem edukacji jest nauczyć ludzi, jak zarabiać na życie, podczas gdy celem prawdziwym jest nauczyć ich kochać Boga i ludzkość; a zarówno Bóg, jak i ludzkość objawiają się wyraźniej poza laboratoriami i kantorami niż w ich wnętrzach. Po trzecie: mamy do czynienia z ogólnym upadkiem uczciwości i dążności do wysokich celów, a wskutek powstawania literatury rozczarowania4 – z przekonaniem, że w ogóle nikt nie jest uczciwy i nie dąży do wysokich celów. Bo dziś wszyscy jesteśmy – używając tego okropnego określenia rodem z amerykańskiego kina – równymi gośćmi5 i nie wierzymy już, że ktokolwiek na całym świecie działa motywowany bezinteresownością, tylko że każdy ma we wszystkim jakiś osobisty interes. Każde przedsięwzięcie poddane zostaje sprawdzianowi wyłącznie praktycznemu: ważne jest, czy zadziała; biznes jest biznes – mówią ludzie finansjery, co stanowi ujęcie w inny sposób myśli, że w imię kupiectwa wolno im oszukiwać. „Pieniądzem jest to, co wypełnia jego funkcje” – krzyczą, wzywając z grobu ducha George’a Adama Smitha6, „ekonomia polityczna zaś jest nauką normatywną” – mówią – która ma na celu pokazanie, ku jakim zachowaniom ludzie mają w danych okolicznościach skłonność, a nie – jak powinni się zachować. Otóż Kościół Boży nie jest Kościołem normatywnym, ale Kościołem rzucającym gromy, nauczającym, wołającym i głoszącym; głośno oznajmiającym ludziom, co muszą czynić, aby dostąpić zbawienia, ja zaś, jako kapłan tego Kościoła, nie waham się powiedzieć, że ekonomiści polityczni gadają od rzeczy i że pieniądz to nie to, co wypełnia funkcje pieniądza, ale raczej miara niezdolności człowieka do posłuszeństwa wszechmogącemu Bogu i kochania bliźniego jak siebie samego.
I wreszcie po czwarte: utrzymuje się mit postępu, który zakłada, że ludzie automatycznie i nieuniknienie stają się coraz bardziej cywilizowani i że zwyczaje, które zapanują jutro, będą przewyższały dzisiejsze – tak jak dzisiejsze przewyższają wczorajsze. To też poważny błąd. Postęp w czasie niekoniecznie oznacza postęp w etyce. Dzisiejszy mieszkaniec Londynu nie stoi wyżej od mieszkańca Aten z czwartego wieku, bo czyta w niedzielne popołudnia „News of the World”7, podczas gdy tamten szedł do teatru na Agamemnona Ajschylosa. Młoda dama ciesząca się zainteresowaniem wśród mężczyzn na salonach ze względu na to, że jej ciało nie wydaje woni, nie jest lepsza od świętej Elżbiety Węgierskiej8, która po udzieleniu pomocy swoim ubogim z pewnością cuchnęła całkiem mocno – chyba żeby, co mało prawdopodobne, zdarzyło się tak, iż młodej damie towarzyszą myśli lepsze od myśli świętej Elżbiety Węgierskiej. Bo prawdziwy postęp dotyczy raczej moralności niż mechaniki: jeśli ma istnieć więcej przełączników, więcej przycisków, więcej baterii, musi być też więcej umiarkowania, więcej umartwień, więcej bezinteresowności, więcej pokory, więcej modlitw, więcej zastanowienia nad prawdziwym celem człowieka.
Świat przeżywa obecnie cierpienie, ponieważ ludzie nie są gotowi zrozumieć, że latarni zachodniej cywilizacji, którą zapalił Kościół katolicki, należy stale doglądać; inaczej zgaśnie na wieki. Utrzymywania Bożego porządku trzeba dopilnowywać co dzień od nowa; w przeciwnym wypadku mól i rdza zepsują budowlę i jej wyposażenie, uczynione przez wieki pracą cierpliwych ludzi. To dlatego, że ludzie odmawiają wykonywania codziennych Bożych obowiązków, pokój na świecie znów jest zagrożony, czego dowodzi szalejąca obecnie w Hiszpanii straszliwa wojna domowa.
Obserwując, jak Biskup błogosławi kadzidło za wstawiennictwem świętego Michała Archanioła, kanonik Smith zastanawiał się, jak przyjął on kazanie księdza Scotta; lecz dowiedział się tego dopiero wtedy, gdy wrócili do zakrystii i Biskup przywołał go do siebie.
– Cóż, księże kanoniku, obawiam się, że mimo wszystko będę musiał przenieść od księdza tego młodego człowieka – powiedział.
Ale, wasza wielebność, to, co powiedział, nie jest niesłuszne – zaprotestował kanonik Smith.
Będę musiał go przenieść dlatego, że to, co powiedział, jest tak słuszne – odpowiedział Biskup. – Mam zamiar uczynić go proboszczem parafii Najświętszej Maryi Panny Zwierciadła Sprawiedliwości w Gormnevis. Niektórym kanonikom to się nie spodoba, ale obawiam się, że po prostu będą musieli to przełknąć.


1 Uroczystość świętych Filipa i Jakuba, apostołów, przypada 11 maja.
2 Opis ceremonii rytu rzymskiego (ang. The Ceremonies of the Roman Rite Described) – klasyczny i uznany podręcznik autorstwa angielskiego kapłana i liturgisty, wydany po raz pierwszy w 1917 roku.
3 You’re My Sweetie Pie (ang.) – Jesteś moim misiaczkiem.
4 Oceniającej krytycznie idealizowanie wojny oraz powojennej sytuacji w Wielkiej Brytanii (w oryginale: literature of disillusion).
5 W oryginale autor użył określenia wise guys, które może oznaczać mafiozów.
6 Autorowi chodzi zapewne o Adama Smitha (1723–1790), szkockiego filozofa i ekonomistę.
7 News of the World” – brytyjski tygodnik brukowy, wydawany w latach 1843–2011.
8 Elżbieta Węgierska, wdowa, zwana również świętą Elżbietą z Turyngii (1207–1231) – opiekunka ubogich, tercjarka franciszkańska, księżniczka.




Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz