Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (19)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




XIX

W maju roku 1928 radioodbiornik matki de la Tour umiał wydawać z siebie dźwięki tak głośne, że nie potrzebowała żadnych słuchawek, aby usłyszeć, cóż takiego śpiewają w Londynie śliczne dziewczęta. Ale nie wszystkie dźwięki, które z siebie wydawał, były świątobliwe, więc Wielebna Matka zasugerowała, aby włączać go tak rzadko jak to możliwe, choć przyznała, że nie ma żadnych poważnych zarzutów wobec piosenek Tea For Two And Two For Tea oraz Rose Marie, I Love You1, nawet jeśli żadna z nich nie przyczyniała się do uświęcania dusz. Filmy obecnie również mówiły, monsignore O’Duffy zaś posunął się aż do przypuszczenia, że w przeciągu kilku lat będą również śmierdzieć; nie przejmowało to jednak signora Sarno, który na afiszach przed swoim kinem miał ładną grupkę nowych nazwisk: dżentelmenów, których godność brzmiała R. Novarro oraz J. Gilbert, oraz dam, których godność brzmiała C. Bennett oraz G. Garbo2 – wszyscy byli szałowi, ale szczególnie panna G. Garbo – ze względu na niezrównany sposób, w jaki potrafiła nosić płaszcz. Powieściopisarze także tworzyli na całego: John Galsworthy, Arnold Bennett, H.G. Wells, D.H. Lawrence, Aldous Huxley, wujek Hugh Walpole i cała reszta. W roku 1927 mężczyźni woleli blondynki3, ale mieliśmy też Most świętego króla Ludwika i Na zachodzie bez zmian4 i wszyscy zgadzali się, że wojna to istotnie straszliwy dopust, a „Highlandzki Herold” posunął się nawet do stwierdzenia, że jeśli dudy pomagałyby rozbudzać wojennego ducha, należy od dud stronić, konfiskować je, zwalczać i rozbijać na kawałki w tym celu, by do wojny już nigdy nie doszło. Postęp wszędzie postępował, a kultura przeżywała wspaniałą koniunkturę: mieliśmy loty transatlantyckie, Ala Capone, krzyżówki, zamki błyskawiczne, antykoncepcję z automatu i brydża kontraktowego, a ludzie zaczęli trochę żałować Greków, którzy mieli tylko Arystotelesa, Sokratesa i Platona, chociaż trzeba im oddać, że to i tak coś.
Kościół jednakże wciąż miał swoich wyznawców, doktorów, dziewice i męczenników i choć święci Mariusz, Marta, Audyfaks i Abachum5 byli na razie mniej znani niż Harold Lloyd i Gloria Swanson, wyglądało na to, że pamięć o nich może przetrwać dłużej. Tak właśnie rozmyślał sobie ksiądz Smith, idąc pewnego piątkowego popołudnia do klasztoru, aby wysłuchać spowiedzi sióstr. Zaledwie tego ranka przeczytał w „Trąbce Codziennej”6 o młodym amerykańskim milionerze, który do prowadzenia swojej korespondencji towarzyskiej zatrudnił pięćdziesiąt maszynistek, a wszystkie musiały mieć rude włosy i bladozielone oczy. W wywiadzie, jakiego udzielił przedstawicielowi prasy w swojej ulubionej łazience, milioner powiedział: „Jestem progresistą. Wyzwolony z kajdan przesądów i dogmatów, wierzę w pulsację życia i podstawową zasadę biologiczną. Chcę dobrze się bawić, a jako że mam forsiaki, czemu, u diabła, nie miałbym tego robić?”. Nie miało to sensu dla księdza Smitha, który nigdy nie był w stanie zrozumieć, jak ludziom rozdzielającym bezokoliczniki, czytającym dla przyjemności Edgara Wallace’a7 i wierzącym, że czarne koty przynoszą pecha, może na poziomie intelektualnym ubliżać doktryna transsubstancjacji8; ale z drugiej strony nic nigdy nie miało sensu w „Trąbce Codziennej”, która przekonywała czytelników o tym, że godni podziwu są jednocześnie Steve Donoghue, dziekan Inge, siostry Dolly, Aga Chan oraz pani Aimee MacPherson9.
Spowiedzi zakonnic zawsze podnosiły księdza Smitha na duchu, bo powodowały, że uświadamiał sobie, iż inni ludzie na świecie brali udział w tej samej samotnej walce o łaskę. Wywoływały w nim również uczucie pokory; było bowiem oczywiste, że zakonnicom bycie świętymi wychodzi o wiele lepiej niż jemu: nigdy nie traciły panowania nad sobą, nigdy nie krytykowały bliźnich, nigdy nie próbowały szturchać Pana Boga łokciem, aby skłonić Go do myślenia na nasz sposób; przyjmowały swoje cierpienia i niedoskonałości innych jako naturalne na tym padole płaczu. Słuchając ich potoczystej francuszczyzny wśród zapachu kadzidła, starego drewna i czystych obrusów ksiądz Smith czuł często, że to on powinien spowiadać się im, a nie one jemu.
Zawsze odczuwał lekkie podenerwowanie, gdy do konfesjonału wchodziła Wielebna Matka; wiedział bowiem, że pod względem duchowym jest o niebo bardziej kompetentna niż on i że będzie potrzebował nieskończenie wielkiej pomocy Ducha Świętego, jeśli nie ma wyjść na głupca, udzielając jej nauki. Dziś jednak po raz pierwszy wywołała na jego twarzy uśmiech. Zeszłej soboty miała sposobność zwrócić się do dziewcząt ze szkoły podstawowej, który były w wieku od pięciu do dziesięciu lat, i powiedziała im, jak bardzo źle postępują dziewczęta, które nakładają na twarze kosmetyki, bo stanowi to obrazę własnoręcznego dzieła naszego błogosławionego Pana, ponieważ, gdyby zamierzył On, aby wargi kobiet miały barwę cynobru, sam stworzyłby je w tym kolorze. Zapomniała w tamtej chwili, że mówi do tak młodych dziewcząt i zastanawia się teraz, czy zachowała się mądrze, czy głupio. Czy nie wyrządziła może więcej szkody niż pożytku? Czy może nienaumyślnie zachęciła niektóre dziewczęta do kierowania myśli w stronę praktyki, o której nie słyszały, zanim ona im o niej nie powiedziała? Niech ksiądz ją pobłogosławi, bo zgrzeszyła, ale bardzo chciałaby usłyszeć poradę księdza Smitha w tej sprawie.
Później, gdy spacerowali razem po ogrodzie, ksiądz nadal się uśmiechał. Za „duchową nierozważność” dał Wielebnej Matce do odmówienia jedno dodatkowe Zdrowaś Mario i na wspomnienie o tym rozweselał się. Chodzili tam i z powrotem wzdłuż rabat wśród zapachu świeżo skoszonej trawy, a różaniec u pasa Wielebnej Matki wydawał z siebie drewniany stukot, gdy się poruszała.
– Alors, mon père?10 – spytała, bo wiedziała, że ksiądz zawsze lubi porozmawiać z nią o znakach, które, jak mu się zdawało, rozpoznawał w świecie zewnętrznym.
Królestwo Boże jeszcze nie nadeszło, ma révérende mère, ale są pierwsze znaki, które wskazują na przemianę ducha – powiedział.
Wielebna Matka nic nie odpowiedziała, ale szła dalej z rękami złożonymi pod szkaplerzem11, czekając aż ksiądz będzie mówił dalej.
Ludzie są głupi – powiedział ksiądz Smith. – Wrzaskiem domagają się nowości; a z drugiej strony, zawsze wrzaskiem się ich domagali. Właśnie w tej chwili te nowości przelatują Atlantyk, zostają sobie poślubione – przez protestanckich pastorów – w strojach kąpielowych na dnie basenów albo tańczą przez dwadzieścia cztery godziny bez przerwy; lecz pewnego dnia, gdy przywódcy świata nauczą się mądrości i przekażą ją dalej, ludzie uświadomią sobie, że dużo więcej przyjemności daje posłuszeństwo Bogu. A istnieją znaki, mówiące, że przywódcy świata się budzą albo przynajmniej, że myśliciele świata mają zamiar ich przebudzić. Wydano dwie dobre książki: jedna nosi tytuł Most świętego króla Ludwika, a druga – Na zachodzie bez zmian. Pierwsza z nich to piękna książka, która ślicznie odmalowuje niedoścignioną sprawiedliwość wszechmogącego Boga. Sądzę, że to bardzo krzepiące, iż taka książka staje się bestsellerem. Druga książka jest wstrętna, a może należałoby powiedzieć gwoli prawdy, że wstrętny jest temat, o którym traktuje, bo traktuje o wojnie, sianym przez nią zniszczeniu i jej bezcelowości. Została napisana przez Niemca i sprzedaje się we wszystkich krajach w olbrzymich nakładach. Gdybyż tylko udało się skłonić polityków do zrozumienia, że wojna jest złem, ale niekoniecznie złem, które musi się cyklicznie powtarzać. Wojny plemienne ustały. Dlaczego nie miałyby ustać również wojny międzynarodowe? Dlaczego niemożliwe miałoby być przekonanie polityków, że morderstwo nie staje się bardziej usprawiedliwione, gdy dokonuje go ludzka zbiorowość, niż gdy dokonuje go jednostka? Dlaczego niemożliwe miałoby być przekonanie ich, że człowiek, który zostaje ranny w brzuch, nie cierpi mniej z tego powodu, iż jednocześnie trzysta tysięcy innych ludzi zostaje rannych w brzuch? A jeśli wojny uda się zmieść z powierzchni ziemi, ludzie będą mieli większe szanse służyć Bogu. Zawsze utrzymywałem, że jedną z przyczyn, dla których ludzie tak strasznie błądzą, jest to, że nie żyją wystarczająco długo, by nauczyć się czegoś na własnych błędach. Cóż, pozbycie się wojen będzie jednym ze sposobów, aby ludzkość jako całość żyła dłużej. – Wypowiedział większą część swojej mowy w ruchomy dywan trawy pod stopami, ale teraz, gdy skończył, spojrzał w górę na mądrą spokojną twarz Wielebnej Matki, aby przekonać się, jak to wszystko przyjęła.
– Mon père, mam nadzieję, że ma ksiądz rację, ale obawiam się, że ksiądz się myli – powiedziała Wielebna Matka. – We wszystkich czasach istnieli ludzie marzący o pozbyciu się wojen i zawsze ponosili porażkę. Ponosili porażkę, bo ludzie nie chcieli być posłuszni Bogu i kochać Go, a swoich bliźnich jak siebie samych. Wojna przychodzi ze względu na brak miłości, lecz nie oznacza to, że miłość przyjdzie ze względu na brak wojny. W Kościół zawsze uderzało wiele wiatrów, mon père: nienawiść jego wrogów, nieposłuszeństwo jego dzieci, ambicja jego mniej cnotliwych dostojników. I sądzę, że zawsze będzie w ten sposób uderzany, bo nasz Pan obiecał, że dopiero w niebie Kościół będzie tryumfował. Tymczasem możemy tylko modlić się i dziękować wszechmogącemu Bogu, że zielona trawa pachnie tak rozkosznie i mieć nadzieję, iż w niebie będzie pachnieć tak samo rozkosznie.
Ale musimy również działać, ma révérende mère, musimy współdziałać z łaską uświęcającą – powiedział ksiądz Smith. Czuł, że mógłby dalej rozmawiać z Wielebną Matką jeszcze godzinami, ale matka Leclerc podeszła do nich, przecinając trawnik w swoim łopoczącym czarnym habicie, i powiedziała, że oboje muszą natychmiast iść do rozmównicy i zobaczyć nowe zdjęcie Elviry Sarno, które właśnie przybyło z Ameryki, z miejsca zwanego Hollywood.
Elvira przebywała w Ameryce już od ponad roku i ksiądz Smith bardzo chciał zobaczyć jej zdjęcie, ale jeszcze bardziej chciał powiedzieć Wielebnej Matce, że jego zdaniem przywódcy Kościoła tak przyzwyczaili się do widoku świata lekceważącego mądrość Chrystusa, że przestało ich to bulwersować i że to, czego potrzeba, to odnowienie ducha apostolskiego wśród kardynałów, arcybiskupów i papieskich nuncjuszy. Na nic zdawało się głoszenie ewangelii tylko tym, którzy przychodzili do kościołów, aby jej słuchać. Ewangelię należało głosić również tym, którzy nie chcieli jej słuchać: przemysłowcom w ich biurach, klubistom za szybami ich klubów, robotnikom na dziedzińcach i w fabrykach, pijakom w ich knajpach, nierządnicom w ich bramach – ich wszystkich należało nauczać radosnej nowiny o Chrystusie. Smutną refleksję budziła obserwacja, że to wyłącznie heretycy odważali się stawiać czoło drwinom pospólstwa, wykrzykując głośno Imię Jezusa na rogach ulic i na targowisku. Wszystko to chciał powiedzieć Wielebnej Matce, ale towarzysząca im matka Leclerc nie przestawała trajkotać o tym, jak pięknie Elvira wygląda na fotografii i że nie wygląda nawet w przybliżeniu tak światowo, jak siostra sądziła i czego się obawiała – a poza tym z trudem przyszłoby mu tłumaczenie na bieżąco na francuski tego dość złożonego ciągu zapatrywań.
Elvira istotnie wyglądała pięknie na lśniącej fotografii, na której napisała w rogu: „Moim kochanym drogim zakonnicom w dowód pamięci wielu radosnych minionych dni. Elvira Sarno”. Wielebna Matka podniosła zdjęcie do światła i przyjrzała się jej uważnie, a ksiądz Smith wiedział, że bacznie przypatruje się oczom w poszukiwaniu oznak kompromisu ze światem. On również uważnie przyjrzał się fotografii: błyszczące wargi wyglądały na niemal czarne, brwi zaś zdawały się dziwnie cienkie, ale oczy były tymi samymi błyszczącymi oczami, które widział spoglądające ponad balaskami przy okazji Pierwszej Komunii.
Damy tę fotografię do oprawienia i powiesimy w rozmównicy – powiedziała Wielebna Matka.
Ale czy zgodzi się na to jego wielebność Biskup? – spytała matka Leclerc. – Je sais qu’elle est ravissante mais elle est tout de même actrice et ma mère m’a toujours dit que les actrices c’étaient tout de même des actrices et puis il y a déjà la photographie de Sa Sainteté12.
Jego wielebność Biskup zgodzi się, bo wie tak samo dobrze jak ja, że to możliwe, aby występować w filmach, podobnie jak palić w piecu albo modlić się na większą chwałę Bożą – powiedziała Wielebna Matka. – I jestem pewna, że Jego Świątobliwości też by to nie przeszkadzało. Elvira Sarno była naszą uczennicą, a teraz jest naszą przyjaciółką. Nawet jeśli wybrała niebezpieczny zawód, naszym obowiązkiem jest modlić się za nią, aby mogła zanieść w dalekie strony tę lampę, którą tutaj dla niej zapaliłyśmy. A nawet jeśli jej się nie uda, modlić się za nią wciąż będzie naszym obowiązkiem, tak aby mogła na powrót stać się tym dzieckiem, którym była, gdy chodziła do naszej szkoły.
Ksiądz Smith poczuł, że za tę przemowę mógłby Wielebną Matkę ucałować. Zamiast tego powiedział, że chyba ma na plebanii ramkę, do której fotografia będzie idealnie pasować. Obecnie znajdował się w niej wizerunek jego przyjaciela, który niedawno został wikariuszem apostolskim w Basutolandzie13, lecz nie sądził, by wikariuszowi apostolskiemu przeszkadzało ustąpienie ramki Elvirze, szczególnie że jego fotografia była już bardzo wyblakła. Tak czy inaczej jutro przyniesie ramkę. Wielebna Matka i matka Leclerc powiedziały, że to ze strony księdza Smitha bardzo miłe, a matka Leclerc dodała, że być może Elvira pewnego dnia przyniesie im wszystkim wielki zaszczyt, grając w filmie rolę Bernadetty Soubirous, świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, świętej Małgorzaty Marii Alacoque albo nawet samej Najświętszej Panienki.
Gdy ksiądz Smith był rozradowany, zawsze śpiewał urywki psalmów, idąc ulicą. Dziś wracając na plebanię, śpiewał Magnificat. Tak bardzo cieszył się z tego, co Wielebna Matka powiedziała o Elvirze, że niemal wykrzykiwał wersety: „Magnificat anima mea Dominum. Et exsultavit spiritus meus in Deo salutari meo14. Gdy mijał ludzi, ci odwracali się i gapili na niego, lecz ksiądz był zbyt rozradowany, aby zwracać na to uwagę, i śpiewał dalej aż do samego końca, wykrzykując Bogu swoją wdzięczność dudniącą łaciną, fałszywymi nutami i czym tam jeszcze: „Sicut locutus est ad patres nostros: Abraham et simini eius in saecula15. Gdy skończył, zorientował się, że znajduje się przed kinem signora Sarno. Sam właściciel stał na stopniach, wietrząc swój potrójny podbródek.
– Buona sera, reverendo padre mio16 – przywitał się signor Sarno. – Przyszedł ksiądz zobaczyć, jak gra moja mała dziewczynka. Bardzo ładnie. Bardzo wzruszająco. Jest szczególnie wyśmienita w scenie łazienkowej. Bardzo zapalczywa, bardzo niewinna. „Bill – mówi – albo się stąd, do diabła, wyniesiesz, albo wyrzucę cię na zbity pysk”, a potem bierze kąpiel i śpiewa Ave Maria, tylko po to, by pokazać, że żadna z niej latawica. Wpadnie ksiądz, żeby zobaczyć, wielebny księże. Zaklępię dla księdza cudownie wyściełane siedzenie.
Ksiądz Smith zastanawiał się, dlaczego nie zauważył na afiszach nazwiska Elviry Sarno, ale przypuszczał, że to dlatego, iż przez wszystkie lata widział je naszpikowane tak wieloma nazwiskami – od Hoota Gibsona po Toma Mixa17 – że przestał zwracać na nie jakąkolwiek uwagę. Wszystkie filmy wydawały się nosić podobne tytuły i zajmować podobnie banalnymi zagadnieniami, takimi jak to, czy żona może prowadzić agencję reklamową i jednocześnie być w doskonałej formie fizycznej oraz intelektualnej, gdy spotyka się w centrum ze swoim mężem-maklerem na obiedzie. Tytuł filmu Elviry też nie tchnął zbytnią głębią: „miłość na godzinę”. Ponieważ ksiądz za wszelką cenę chciał móc dalej wierzyć w Elvirę, zdecydował, że nie przyjmie zaproszenia jej ojca. Wiedział, że to z jego strony tchórzostwo, ale pocieszył się, przypominając sobie, że monsignore Robert Hugh Benson całe życie wystrzegał się czytania Nowego Testamentu po grecku, z obawy o to, aby nie zniszczyło to jego wiary.
Signor Sarno wydawał się rozczarowany, gdy ksiądz Smith odmówił skorzystania z jego propozycji, ale rozjaśnił się, kiedy kapłan z grzeczności zapytał go, czy sądzi, że po sześciu latach faszystowskich rządów warunki życia we Włoszech polepszyły się.
– Questo Mussolini è il piu gran uomo di stato del mondo18 – odpowiedział. – Zrobił z mojego kraju uporządkowany dom. Nie ma już żadnych brudnych papierków walających się po ulicach, żadnych spóźnionych pociągów – są tylko punktualne pociągi. A wkrótce uczyni z Włoch również kraj potężny. W ciągu dziesięciu lat będziemy mieli sześćdziesiąt milionów ludności, sesanta milioni d’abitanti, wielebny księże, i wtedy ci parszywi Francuzi mogą bać się o swoją skórę. A tymczasem przygotowujemy się. W moim kraju zakazano sprzedaży Na zachodzie bez zmian, bo w faszystowskich Włoszech wiemy, że żaden kraj nie może być wielki bez wojny. „Wiek dziewiętnasty był wiekiem naszej wolności, ale wiek dwudziesty będzie wiekiem naszej potęgi” – tak mówi Mussolini. Evviva il Duce!19
Ksiądz Smith z miejsca powiedział signorowi Sarno, na tyle ostro, na ile pozwalało jego kapłańskie powołanie, za jak wspaniałą książkę uważa Na zachodzie bez zmian i za jak niegodziwe – ambicje Mussoliniego, który powinien rozumieć, że prawdziwa wielkość narodów jako złożonych z jednostek ma swoje źródło w ich duszach, nie zaś w ich zdobyczach; ale signor Sarno tylko się uśmiechnął i pokręcił głową, tak jak uśmiechnął się i pokręcił głową, gdy ksiądz prosił go, aby przyjął z powrotem do pracy Angusa McNaba.
Przechodząc ulicę w drodze na plebanię, ksiądz Smith nie śpiewał już psalmów, bo serce zaciążyło mu w piersi świadomością, że nawet wielcy ludzie mogą być tak głupi. Przed samymi drzwiami plebanii zatrzymał go żebrak, prosząc o jałmużnę. Nie sprawiał wrażenia uczciwego, ale ksiądz dał mu szylinga (choć właściwie nie mógł sobie na to pozwolić), bo monsignore O’Duffy zawsze utrzymywał, że obowiązkiem chrześcijanina jest ryzykować, iż wspomagając kogoś, jesteśmy w błędzie, niż ryzykować odesłaniem z pustymi rękami człowieka, który naprawdę jest odbiciem naszego Pana.


1 Tea For Two And Two For Tea (ang.) – Herbata dla dwojga i dwoje do herbaty [piosenka z musicalu No, No, Nanette (Nie, nie, Nanette)] z 1925 roku; Rose Marie, I Love You (ang.) – Różo Mario, kocham cię (piosenka z musicalu z 1924 roku o tym samym tytule).
2 Ramón Novarro (1899–1968) – meksykański aktor filmowy, teatralny i telewizyjny; John Gilbert (1897–1936) – amerykański aktor, reżyser i scenarzysta filmowy; załamanie jego popularności zbiegło się z nastaniem ery filmów dźwiękowych; Constance Bennett (1904–1965) – amerykańska aktorka; Greta Garbo (właśc. Greta Lovisa Gustafsson) (1905–1990) – szwedzka aktorka filmowa, gwiazda Hollywood.
3 Aluzja do tytułu powieści Anity Loos, opublikowanej po raz pierwszy w roku 1925.
4 Most świętego króla Ludwika (ang. The Bridge of San Luis Rey) – powieść Thorntona Wildera; Na zachodzie bez zmian – antywojenna powieść Ericha Marii Remarque’a opublikowana po raz pierwszy w roku 1928.
5 Święci Mariusz i Marta oraz ich synowie Audyfaks i Abachum – męczennicy perscy, którzy zginęli w Rzymie w roku 270. Ich wspomnienie przypada 19 stycznia.
6 W oryginale: „The Daily Bugle”.
7 Edgar Wallace (1875–1932) – angielski pisarz, autor ponad 170 powieści, wśród nich wielu awanturniczo-kryminalnych.
8 Czyli przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.
9 Steve Donoghue (1884–1945) – czołowy angielski dżokej; William Ralph Inge (1860–1954) – angielski pisarz anglikański, dziekan katedry świętego Pawła w Londynie; Rose Dolly (właśc. Rozsika Deutsch) (1892–1970) i Jenny Dolly (właśc. Janka Deutsch) (1892–1941) – amerykańskie tancerki i aktorki węgierskiego pochodzenia, bliźniaczki; Aga Chan – honorowy tytuł imamów jednego z odłamów islamu; podczas trwania akcji powieści imamem był Sultan Mahommed Szah (1877–1957), znany jako Aga Chan III; Aimee MacPherson (1890–1944) – założycielka protestanckiej wspólnoty religijnej i osobowość medialna; pionierka wykorzystania radia do celów popularyzacji swojego wyznania.
10 Alors, mon père? (franc.) – A zatem, drogi księże?
11 To znaczy pod wierzchnią częścią habitu.
12 Je sais... (franc.) – Wiem, że jest zachwycająca, ale jednak jest aktorką, a moja matka mówiła mi, że wszystkie aktorki są takie same; co więcej, jest tam już fotografia Jego Świątobliwości.
13 Basutoland – kolonia brytyjska w południowej Afryce; po uzyskaniu w 1966 roku niepodległości nazwę państwa zmieniono na Lesotho.
14 Magnificat anima mea Dominum... (łac.) – „Wielbi dusza moja Pana / i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (początkowe słowa kantyku Maryi, wypowiedziane przez Nią podczas spotkania ze świętą Elżbietą niedługo po Zwiastowaniu).
15 Sicut locutus est ad patres nostros... (łac.) – „Jak obiecał naszym ojcom, / Abrahamowi i jego potomstwu na wieki”.
16 Buona sera, reverendo padre mio (wł.) – Dobry wieczór, wielebny księże.
17 Hoot Gibson (1892–1962) – amerykański mistrz rodeo, aktor, producent i reżyser filmowy; Tom Mix (1880–1940) – amerykański gwiazdor westernów ery kina niemego.
18 Questo Mussolini… (wł.) – Ten Mussolini to największy mąż stanu na świecie.
19 Evviva il Duce! (wł.) – Niech żyje wódz!



Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz