Bruce Marshall "Chwała córki królewskiej" (3)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------




III

Jedynymi chwilami spędzanymi poza kościołem, które ksiądz Smith w trakcie ostatnich piętnastu lat wspominał jako naprawdę szczęśliwe, były te, gdy podróżował pociągami; leżenie i dochodzenie do zdrowia w szpitalu było jednak prawie tak samo dobre, bo, podobnie jak w pociągach, nie było niczego naglącego do zrobienia. Biskup nalegał, aby ksiądz miał salę tylko dla siebie, a pielęgniarki-protestantki były bardzo uprzejme, chociaż nieustannie zadawały pytania o to, dlaczego ksiądz Bonnyboat musi wpadać codziennie rano, aby udzielić pacjentowi komunii świętej.
Ksiądz Smith miał powody, by czuć radość również dlatego, że wiadomość o napaści na Biskupa, innych księży i jego samego wstrząsnęła całym miastem i spowodowała, że zaczęły napływać datki na nowy kościół. Finansowego wsparcia udzielali nawet protestanci. Sir Dugald i lady Ippecacuanha wysłali każde po czeku na sto funtów. Ksiądz niemal cieszył się z tego, że kamień zostawił na jego skroni tak paskudną szramę, skoro tak widomie zyskała na tym sprawa religii.
Powieść, którą ksiądz usiłował czytać, nosiła tytuł Władza doczesna, a jej autorką była Marie Corelli1. Pożyczyła mu ją jedna z pielęgniarek, bo zdawało się jej, że ksiądz Smith będzie jeszcze milszy jako pastor u szkockich episkopalian niż jako kapłan rzymskokatolicki i miała nadzieję, że książka go nawróci; lecz ksiądz uznał książkę za głupią i napuszoną, pozwolił jej osunąć się na narzutę, a sam położył głowę na poduszce.
Na zewnątrz, ulicą przechodził ukryty przed wzrokiem księdza chłopiec na posyłki, wyśpiewując w stronę niebiesko-złotego nieba:

Anybody here seen Kelly,
Kay-ee-double ell-wye,
Anybody here seen Kelly
Kelly from the Isle of Man?2

Piosenka ta zwykle bawiła księdza Smitha, bo przywodziła mu na myśl monsignore kanonika Francisa Kelly’ego, wikariusza generalnego i protonotariusza apostolskiego, który zawsze zadzierał nosa, gdy zastępował Biskupa i wolno mu było odprawić uroczystą mszę pontyfikalną w białej mitrze; ale dziś nie słuchał, bo myślał o wydarzeniach sprzed lat, które skłoniły go do tego, by zostać kapłanem.
Nigdy nie mógł ostatecznie zdecydować, czy to ta dziewczyna podczas potańcówki, czy raczej ta kobieta napotkana w bibliotecznej wypożyczalni jako pierwsza uświadomiła mu, że Bóg go wzywa. Wszystko, co powiedziała dziewczyna na potańcówce, to: „Kitty mówi, że z pewnością będę się setnie bawiła w Ascot”, a wszystko, co powiedziała kobieta w wypożyczalni, to: „Proszę o jakąś przyjemną powieść; coś żeby jakoś umilić sobie popołudnie”, jednak obie te wypowiedzi przeszyły osiemnastoletnią duszę Tomasza Edmunda Smitha jak gwoździe i spowodowały, że zrozumiał, iż Chrystus nie umarł w boleściach na krzyżu po to, aby dziewczęta mogły się setnie bawić w Ascot, a włochate na policzkach żony prosperujących adwokatów umilać sobie długie popołudnia czytaniem bredni. Wciąż miał przed oczami kieckę kobiety, odbijającą się ślicznymi plamami koloru na parkiecie sali balowej, podobnie jak obszerny kraciasty płaszcz na grzbiecie przypominającej kobyłę żony adwokata, i wynikającą z widoku ich obu wiedzę, że te łatwe, czcze rzeczy nie są dla niego.
Od tamtej chwili wstrząsała księdzem straszliwa świadomość, że dla większości ludzi na świecie to, co duchowe, próba życia w zgodzie z tym, co dobre i co piękne, po prostu nie ma żadnego znaczenia. Pewnego razu w pociągu wielce gburowaty lekarz o twarzy pawiana spytał go: „Co wy, młodzi, robicie dzisiaj ze swoim wolnym czasem – wóda czy kobiety, czy może jedno i drugie?”. Wtedy młody Tomasz Edmund Smith, zdeterminowany, by ze względu na opinię ludzi nie zaprzeczać prawdzie, którą miał w sobie, i ryzykując, że zostanie wzięty za zarozumialca, odpowiedział: „Nie wiem tego, bo, widzi pan, mam zamiar zostać księdzem”. Na to lekarz gwałtownie i z nienawiścią zarechotał i powiedział: „To, czego potrzebujesz, młody człowieku, to dorosnąć”. Cóż, jeśli dorosnąć oznaczało godzić się na obrzydliwości, które przyczyniają się do wielkiej niedoli człowieka, ksiądz Smith czuł zadowolenie, myśląc, że jeszcze nie dorósł.
Oczywiście, zostać księdzem nie było łatwo. Nie było łatwo zrezygnować z miękkich, wygodnych rzeczy tego świata, które same w sobie nie są grzeszne. Także z dziewcząt. Wszechmogący Bóg stworzył ich piękne ciała i nie było łatwo zrezygnować z nadziei, że spotka kiedyś taką, której umysł będzie tak piękny jak włosy; ale teraz, gdy widział i słyszał kobiety, które mógł poślubić, paplające w miejscach publicznych, mimo wszystko nie wydawało mu się, aby Bóg oczekiwał od niego aż tak olbrzymiego poświęcenia. A potem, gdy zobaczył kilka z nich ubranych w stroje kąpielowe, całych mokrych i ociekających wodą, praktykowanie czystości nie wydało mu się tak trudne jak opisywali to niektórzy święci.
Były również wspaniałe pociechy: dni zaczynały się modlitwą, przebiegały w jej rytmie i nią się kończyły; wczesnoporanne msze w seminarium w dni powszednie, a świat na zewnątrz cały orzeźwiony i spokojny, zanim ludzie wstali, by znów go zbrukać; Biskup, który go wyświęcił, mówiący po angielsku, po tym jak młody ksiądz przyrzekł mu posłuszeństwo po łacinie: „Tomaszu Edmundzie, drogi chłopcze, ufam, że bierzesz to poważnie”; pierwsza msza z jego siwą skromną starą matką przy balaskach, czekającą, aby otrzymać z jego rąk Ciało Boga.
Teraz jego matka już nie żyła; sam ją pochował na nowym cmentarzu na zboczu góry. Ona, która jako pierwsza nauczyła go modlić się, wydawała się dumna, że otrzymała wcześniej ostatnie namaszczenie z rąk własnego syna; ale ksiądz Smith czuł wielką pokorę i miał pewność, że starsza pani idzie prosto do nieba. Nadal czuł pokorę, gdy o niej myślał, i przeciwstawiał się rzadkim pokusom duchowej pychy sposobem, którego nauczyła go matka, a którego ona sama, jak mówiła, nauczyła się od irlandzkiego benedyktyna: „Zawsze pamiętaj, że nie potrafisz wejrzeć w dusze innych ludzi, ale potrafisz wejrzeć w swoją własną i, o ile ci naprawdę wiadomo, wśród żywych nie ma nikogo nikczemniejszego i bardziej niewdzięcznego względem wszechmogącego Boga niż ty sam” – mówiła.
Próbował teraz jej sposobu, leżąc na plecach i modląc się z chłodnymi rękami na chłodnej pościeli. Modlił się za siebie, bo wiedział, że powinien być znacznie bardziej święty niż był, ponieważ był księdzem. Potem modlił się o spokój duszy Judasza Iskarioty, bo wiedział, że nawet jego sprawa nie jest beznadziejna, ponieważ Bóg mógł udzielić mu łaski żalu doskonałego, w momencie gdy zawisał na gałęzi. Potem modlił się za Marię Corelli, bo sądził, że naprawdę powinna mieć więcej rozumu i mniemał, że Bóg też tak sądzi. W dole, na ulicy inny chłopiec na posyłki zaczął śpiewać: „Anybody here seen Kelly?”, ale ksiądz Smith go nie słyszał, bo już zasnął.


1 Marie Corelli (1855–1924) – angielska powieściopisarka.
2 Anybody here seen Kelly… (ang.) – Czy ktoś widział tu Kelly, / Ka – E – dwa razy L – Igrek, / Czy ktoś widział tu Kelly / Kelly z Wyspy Man?



Tłumaczenie: Łukasz Makowski
Projekty okładek: Sztukmistrz
(górna z wykorzystaniem zdjęcia
autorstwa Jana Wincentego F.)

-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka realnego (papierowego) wydawcy niniejszego tekstu, który byłby gotów wynagrodzić godziwą zapłatą osoby, które przyczyniły się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
 wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz